piątek, 23 grudnia 2016

Życzę Czytelnikom bloga spędzenia Świąt Bożego Narodzenia w radości i spokoju oraz wielu sukcesów w nadchodzącym 2017 roku

środa, 21 grudnia 2016

Pół miliona wejść na blog

Dziś zanotowałem wejście nr 500.000 na blog. Ten Czytelnik pochodził z Gliwic (istnieje możliwość podglądu lokalizacji ostatnich 30 wejść z identyfikacją miasta i kraju).
Dziękuję wszystkim Czytelnikom za zainteresowanie blogiem i nadesłane komentarze.

W lutym minie 9 lat od publikacji pierwszego tekstu, w którym opisałem działania ówczesnej Pani Rektor Prof. E. Małeckiej-Tendery skierowane przeciwko mojej osobie. Zbliżały się wybory rektorskie, od roku prowadziłem aktywną kampanię dotyczącą startu w tych wyborach. Z inicjatywy Pani Rektor zostało zwołane specjalne posiedzenie trzech komisji senackich: nauki, rozwoju kadry i rozwoju uczelni. Spotkanie w imieniu Rektor prowadził Prof. A. Więcek, a jedynym celem było poinformowanie obecnych, że z powodu mojej działalności uczelnia jest zagrożona i w tej sytuacji Pani Rektor prosi o pomoc społeczność akademicką. Wiele obecnych osób nie kryło irytacji, a nawet oburzenia wobec takich metod walki z konkurentem do objęcia stanowiska rektora.
Postawiono mi szereg zarzutów, a każda z wymienionych komisji obradowała osobno. Warto przypomnieć, że przewodniczącym senackiej komisji nauki był wówczas Prof. M. Tendera, który na tym wspólnym spotkaniu przewodniczenie oddał Doc. L. Postek-Stefańskiej, gdyż, jak sam stwierdził, jego osoba, jako zaangażowana rodzinnie nie powinna mieć wpływu na bieg spraw. Ale gdy doszło do obrad komisji nauki jak gdyby nigdy nic prowadził jej posiedzenie. Finał był taki, że do wyborów szedłem z obciążeniem zarzutami dyscyplinarnymi co na pewno miało istotny wpływ na ich wynik (dla przypomnienia: wynik wyniósł około 170 do 140 głosów na korzyść urzędującej Rektor). W lipcu komisja dyscyplinarna orzekła, że stawiane mi zarzuty nie mają charakteru dyscyplinarnego i wcale nie podjęła postępowania!

Majstersztyk, nieprawdaż?! Bezkarnie zostałem obrzucony błotem, wybory zostały zmanipulowane, na cóż, takie to były czasy...

Ale zostawmy wydarzenia z odległej przeszłości. Przez następne 4 lata, aż do kolejnych wyborów rektorskich, w których także startowałem blog był bardzo obleganym forum wymiany poglądów. Apogeum wejść blog osiągnął w dniu wyborów rektorskich w 2012 roku gdy zanotowałem 3000 wejść! Miałem wówczas zamiar zakończenia prowadzenia bloga, ale wiele osób namawiało mnie bym kontynuował rozpoczętą działalność. Blog stał się wymianą myśli dotycząca szeroko rozumianych zagadnień z życia akademickiego. Liczba odwiedzających stopniowo zmniejsza się, ale ciągle oscyluje wokół 100 wejść dziennie. Listę miast wg ilości wejść otwierają Gliwice, kolejne miejsca zajmują Katowice, Kraków, Wrocław, Warszawa, Łódź, Zabrze, Mikołów i Lublin. Na blog wchodzono z 115 państw, a największe zainteresowanie okazali Czytelnicy z Niemiec, USA, Wielkiej Brytanii, Szwecji i Czech.
I tak blog stał się moją "drugą" naturą, a komentarze dotyczące różnych wydarzeń - choć pisane z dystansem osoby nie piastującej żadnych funkcji w władzach uczelni - ciągle znajdują chętnych Czytelników.
Kończąc, ja będę nadal pisał licząc na uwagi i komentarze Czytelników.

wtorek, 13 grudnia 2016

Odpowiedź na komentarz Czytelnika

W odpowiedzi na komentarz z 12.12 godz. 23:53 do postu dotyczącego nagród rektorskich informuję, że wysokość nagród nie zależy od typu nagrody co wynika z regulaminu uczelnianego. Pozostaje oczywiście kwestia proporcja ilości nagród naukowych i organizacyjnych. Nie liczyłem wczoraj jaka była ilość w poszczególnych kategoriach; niemniej na pewno nagroda naukowa jest bezpośrednim, mierzalnym wartością IF wynikiem pracy, a nagroda organizacyjna ma w pewnej mierze charakter uznaniowy. Należy także pamiętać, że osoby otrzymujące nagrody organizacyjne często wykonują bardzo odpowiedzialne i pracochłonne obowiązki np. w czasie wyborów i ta nagroda jest w pełni uzasadnionym wyrazem uznania ich pracy na rzecz społeczności akademickiej.

Wojciech Pluskiewicz

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Nagrody rektorskie

Kilka słów "na gorąco" po uroczystości wręczenia nagród rektorskich. Co roku są one przyznawane w trzech kategoriach: naukowej, dydaktycznej i organizacyjnej. Chciałbym parę uwag poświęcić tej pierwszej, moim zdaniem najważniejszej kategorii. Nagrody otrzymują pracownicy uczelni za wybitne, mierzalne wartością wskaźnika IF oryginalne publikacje naukowe. Nie jest łatwo zebrać taki dorobek za okres nie więcej niż 3 minione lata. Te coroczne spotkania mają uroczystą oprawę, nagrody wręcza Rektor, a gospodarzami są Dziekani. Niezależnie od prestiżowego wymiaru nagrody osoby wyróżnione otrzymują gratyfikację finansową. To miły akcent, ale ma tak naprawdę tylko symboliczne znaczenie. Wydziały co cztery lata podlegają ocenie ministerialnej, a uzyskana kategoria rzutuje znacząco na pozycję i finansowanie na kolejne 4 lata. W 70% kategoria wydziału zależy od dorobku naukowego, zatem pracownicy, którzy wypracowują pozycję wydziału powinni być znacznie bardziej zauważani. Myślę o systemie płac, który promuje najaktywniejszych, najlepszych naukowców. To wymaga zmian na poziomie prawnym, ale jeśli my, pracownicy akademiccy się nie upomnimy o taki motywacyjny system płac to nikt tego za nas nie zrobi.

wtorek, 6 grudnia 2016

W odpowiedzi na komentarz Czytelnika

Kilka słów w odpowiedzi na komentarz z 21:05.

Takiej komisji nie da się powołać, nie ma takiej możliwości. A nawet gdyby można ją zwołać to nic nie zdziałałaby. W tym czasie były środki na budowę 3 nowych szpitali klinicznych w Polsce, ale ten czas minął i tych pieniędzy już po prostu nie ma. Była szansa i została zmarnowana. Należy także pamiętać, że rektor uczelni pełni jednoosobową odpowiedzialność za bieg spraw w uczelni, a stanowisko Senatu to tylko głos doradczy. Oznacza to, że choć członkowie Senatu podjęli niewłaściwą decyzję w głosowaniu, to odpowiedzialność za odrzucenie szansy na budowę całkiem nowego szpitala i tym samym skok jakościowy wydziału w Zabrzu spada na Rektor Prof. E. Małecką-Tenderę.
Rektor, który torpeduje interes własnej uczelni, przyszłość wydziału będącego kolebką uczelni nie zasługuje na szacunek i zostanie odpowiednio oceniony przez społeczność akademicką.

Wojciech Pluskiewicz

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Prośba do studenta, którego komentarze zostały opublikowane na blogu 2 grudnia



Serdecznie zapraszam Autora komentarza do tekstu zamieszczonego dnia 2 grudnia godzina 22:26 na spotkanie ze mną. Bardzo zależy mi na efektywności kształcenia na naszym Wydziale. Ważne, aby w ten proces zaangażowali się również studenci, ponieważ wspólnie tworzymy Uczelnię i wspólnie powinniśmy szukać jak najlepszych, a równocześnie osiągalnych do zrealizowania rozwiązań. Jestem głęboko przekonana, że o atmosferze i jakości kształcenia przede wszystkim decydują ludzie pragnący dobrze kształcić i dobrze uczyć się.

Alicja Grzanka

piątek, 2 grudnia 2016

W odpowiedzi na komentarz Czytelnika z 19.25

Studencie,

pełna zgoda, warunki studiowania są niedobre, o czym wspomniałem w moim dzisiejszym tekście. Tak nie powinno być, ale tym bardziej atmosfera jaka panuje na naszym wydziale jest godna zauważenia. I taka była moja intencja, chciałem pokazać, że mimo oczywistych braków i słabości ciągle wydział zabrzański jest atrakcyjny dla wielu osób.
A przy okazji chciałbym przypomnieć Czytelnikom bloga, że wydział miał ogromną szansę na skok rozwojowy. W roku 2007 była możliwość na uzyskanie finansowania budowy całkiem nowego szpitala klinicznego ze środków Ministerstwa Zdrowia. To była niepowtarzalna szansa na stworzenie możliwości kształcenia na miarę XXI wieku, ale ówczesna Rektor Prof. E. Małecka-Tendera skutecznie sparaliżowała tę inicjatywę i Senat po prostu odrzucił tę ofertę. Przeciwko budowie szpitala głosowali nawet Senatorowie z Zabrza, a wśród grupki 5 członków Senatu opowiadających za podjęciem budowy byli piszący te słowa oraz Dziekan wydziału Prof. W. Król.

O zabrzańskim życiu akademickim

Dziś w zabrzańskim Domu Muzyki i Tańca odbyła się miła uroczystość. Dyplomatorium to zwieńczenie studiów, ostatni akord pięknych studenckich lat, a zarazem pierwszy krok w kierunku nowego życia zawodowego. Dyplomatorium zgromadziło ogromną liczbę osób, około 300 absolwentów, ich rodzin, pracowników uczelni i zaproszonych gości. Na sali panowała radosna atmosfera, a młodzi adepci sztuki lekarskiej ubrani w togi i birety opanowali salę. To było prawdziwe "święto" akademickie sprawnie prowadzone przez Dziekana Profesora Macieja Misiołka. Zaczęliśmy od odśpiewania hymnu państwowego, potem zabrzmiał Gaudeamus, wysłuchaliśmy wykładu dr hab. Tadeusza Morawca, a potem miało miejsce uroczyste ślubowanie absolwentów i wręczenie dyplomów. Głos zabrali także przedstawiciele władz uczelni, Pani Prezydent Zabrza mgr Małgorzata Mańka-Szulik oraz Prezes Okręgowej Izby Lekarskiej dr n. med. Jacek Kozakiewicz. Chwilą ciszy oddaliśmy hołd ku pamięci zmarłych pracowników uczelni w minionych roku akademickim.
Owacje na stojąco otrzymała Profesor Bogna Drozdzowska, która zabrała głos na specjalne zaproszenie absolwentów wydziału lekarskiego.
Trzy godziny minęły niepostrzeżenie, wszyscy braliśmy udział w podniosłej, ale wcale nie patetycznej uroczystości. Zabrzańskie dyplomatoria odbywające się w takiej uroczystej formule od lat są swego rodzaju fenomenem. Są w mojej opinii dowodem, że na naszym wydziale udało się stworzyć wartościową więź między pracownikami i studentami. Zabrze, jako miasto akademickie ma krótkie tradycje, nasza baza materialna jest daleka od ideału, a samo miasto trudno uznać za stworzone do życia studenckiego. Trudno porównywać się z Krakowem, Wrocławiem, Gdańskiem czy Toruniem. Pamiętam lata moich studiów (1976-1982) i wówczas także na naszym wydziale panowała świetna atmosfera. W powszechnym odczuciu w Zabrzu się lepiej studiowało niż na wydziale Katowickim. A przecież w Katowicach są nowe szpitale i sale wykładowe, a miasto jest atrakcyjniejsze od Zabrza. Ten fenomen szczególnie był widoczny w okresie tworzenia i działania Niezależnego Zrzeszenia Studentów w latach 1980-1981. Wówczas aktywność studencka była znacznie większa w Zabrzu. Mam nieodparte wrażenie, że dziś jest podobnie, nadal nie brakuje chętnych do studiowania w Zabrzu. Dobrym tego przykładem jest coraz większe zainteresowanie ze strony studentów z licznych krajów europejskich do zgłębiania tajników medycyny w ramach wymiany studenckiej Erasmus właśnie w Zabrzu.

wtorek, 22 listopada 2016

O jakości publikacji naukowych

Wszyscy (no, prawie wszyscy...) pracownicy akademiccy piszą prace naukowe. To wynika z obowiązków wobec macierzystej uczelni. Tylko czy nasza praca istotnie coś wnosi do rozwoju nauki? Czy prowadzone badania na pewno mają sens? Zawsze prezentowałem pogląd, że naukę należy uprawiać, ale nie idzie o ilość tylko o jakość. Badania prowadzone li tylko po to by spełnić określone kryteria oceny dokonywanej przez pracodawcę, czyli uczelnię nie rokują zbyt dobrze. Pracujmy mniej, ale efektywniej. Lepiej opublikować raz na rok lub dwa jedną dobrą pracę, która zostanie dostrzeżona i będzie cytowana niż mnożyć kolejne publikacje, do których nikt nie zagląda.

Why Professors Are Writing Crap That Nobody Reads

sobota, 19 listopada 2016

Komentarz Czytelnika bloga

Szanowny Panie Profesorze,

Aktywność członków Rad Wydziałów jest zmienna, od 100 procentowej obowiązkowości do pełnego lekceważenia. Czy zapytanie członków Rad Wydziałów o potencjalne sankcje wobec tych ostatnich byłoby możliwe i na miejscu zdaniem Pana Profesora?
Proponuję jednocześnie o zapytanie, czy afiliowanie w publikacjach/doniesieniach medycznych poza SUM może byś podstawą do awansu w SUM?

Z poważaniem
M. Sosnowski

W odpowiedzi Profesorowi Sosnowskiemu:
Warto zadać te pytania Dziekanom Rad Wydziału. Sprawa jest ważna i godna uwagi.

Wojciech Pluskiewicz

czwartek, 17 listopada 2016

O nauce

Dziś na posiedzeniu Rady Wydziału przedstawiono propozycje dotyczące nowych wymagań stawianych doktorantom. Nie będę przedstawiał szczegółów, ale generalny kierunek zmian to podwyższenie kryteriów. To - w mojej opinii - dobry trend, nauka musi coś wnosić, odkrywać nowe zjawiska, wskazywać na ważne problemy. Tematy doktoratów typu "Krok defiladowy w terenie podmokłym" lub "Urazowość pracowników MSW w czasie pełnienia obowiązków służbowych" (tematy autentyczne) nie mają sensu. By nauka miała sens musimy dokonać wielu zmian, wśród nich jest także podwyższenie wymagań stawianym doktorantom.

Ale to tylko pierwszy krok, o ile chcemy wymagać od doktorantów, musimy wymagać od siebie samych, nie będzie dobrego doktoranta bez odpowiedniego promotora, prawdziwego lidera nauki.

Czy my, doktorzy habilitowani i profesorowie spełniamy te wymagania?!

środa, 9 listopada 2016

Czy prowadzenie badań naukowych szkodzi lekarzom?

Od dawna do różnych tekstów na blogu napływają komentarze Czytelników dotyczące obszaru badań naukowych. Z reguły wyrażają one negatywne stanowisko wobec nauki w ogóle, a jako kierunek wart wysiłku uznaje się pracę zawodową. W ten sposób przeciwstawia się naukę i pracę czysto lekarską. Wiele osób wręcz uznaje wysiłek związany z pracą naukową za pozbawiony sensu, a czas poświęcony na prowadzenie badań za czas stracony. Muszę przyznać, że te opinie od "zawsze" bardzo mnie dziwiły, a nawet bulwersowały. Dlaczego nauka ma szkodzić lekarzowi, czy prowadzenia badań istotnie jest pozbawione sensu? Przecież cały postęp medycyny wynika z pracy naukowej całych pokoleń ludzi. Zgromadzona wiedza lekarska wykuwała się przez setki lat w oparciu o obserwacje naukowe. Jak zatem można uznać, że nauka szkodzi lekarzowi-praktykowi? Czym mielibyśmy badać pacjentów? Tylko okiem i uchem? A leki? jakie mielibyśmy przepisywać pacjentom gdyby nie badania naukowe?

Warto poszukać odpowiedzi na poniższe pytania:

* Skąd bierze się taka niechęć do nauki?
* Dlaczego ten obszar jest tak źle postrzegany?
* Może to system funkcjonowania nauki, tej którą znamy jest zły?

Liczę na komentarze Czytelników tej ważnej sprawie.

czwartek, 27 października 2016

W odpowiedzi na komentarz Czytelnika bloga

"Wyniki ankiety z 30 września"
1 komentarz - Pokaż oryginalnego posta
1 – 1 z 1
Anonimowy Anonimowy pisze...
Wiem, Panie Profesorze, że Pańska aktywność na tym blogu dot. tematyki naszej uczelni nie jest mile widziana przez władze. Rządzący nie lubią krytyki, w szczególności jeśli jest ona ze wszech miar słuszna. Spodziewam się też, że ma Pan (lub miał) naciski sugerujące zaprzestanie takiej aktywności. Prawda jest jednak taka, że właśnie sprawy
uczelni przyciągają tutaj wszystkich. Również o naszych sprawach dyskutuje najwięcej osób. Ale jest regres, ludzie przestają wierzyć w zmiany na lepsze. Maleje nadzieja na to, że ten blog coś zmieni. W moim odczuciu jest Pan ideowcem, Judymem, który pragnie budować podczas, gdy inni wolą rozlany goły beton. W pojedynkę nic się nie wskóra, ale jak dobrze, że Pan jest. I ten blog niech trwa, dopóki istnieje uczelnia.

W odpowiedzi na powyższy komentarz informuję Czytelników bloga, że nigdy nie wywierano na mnie presji bym zaniechał prowadzenia bloga. Gdy przegrałem wybory rektorskie w 2012 roku nosiłem się z zamiarem by zakończyć prowadzenie bloga, ale dotarły do mnie liczne głosy nawołujące do kontynuowania tej aktywności. I choć nie kandydowałem więcej w wyborach uczelnianych na stanowiska jednoosobowe lub do Senatu i nie posiadam takiej wiedzy o bieżących sprawach akademickich ciągle znajduje się liczne osoby odwiedzające mą stronę.
Dziękuję za wsparcie i nadsyłanie komentarzy.

niedziela, 23 października 2016

Wyniki ankiety z 30 września

Z tygodniowym opóźnieniem publikuję wyniki ankiety z 30 września. Tak jak przypuszczałem najwięcej respondentów podziela mój pogląd, że władzom uczelni tak naprawdę nie zależy na wprowadzeniu skutecznego systemu oceny poziomu dydaktyki. Musi także zastanawiać fakt, iż blisko połowa osób, które wypełniły ankietę uważa, że także pracownicy uczelni nie są zainteresowani takim systemem. Nieco dziwią mnie obawy studentów o zachowanie anonimowości.

I na końcu inny dowód na kryzys uczelni. Ankietę dostępną przez okres ponad dwóch tygodni wypełniło zaledwie 31 osób a blog odwiedza dziennie około 70-80 osób co pokazuje, iż sprawy akademickie interesują niewiele osób.

wyniki ankiety

niedziela, 16 października 2016

"Wołyń"

Chyba dotąd tylko raz zdarzyło mi się zamieścić na blogu tekst o obrazie filmowym. Dziś chciałbym parę słów napisać o filmie "Wołyń".

To nie jest łatwe kino, niemniej "Wołyń" - moim przekonaniu - wejdzie do kanonu polskiego filmu. Wydarzenia z 1943 roku w tej części okupowanej Polski z pewnością zasługują na najwyższą uwagę. Skala ludobójstwa, które kosztowało życie około 100.000 osób poraża. Nie można tego faktu pominąć, przejść obok niego obojętnie. W dobrze, szeroko rozumianym interesie społecznym jest znajomość faktów historycznych, szczególnie tych relatywnie niedawnych i tych, które rzutują także na nasze bieżące życie. A tragedia wołyńska miała miejsce przed 73 lat, żyje jeszcze sporo osób pamiętających te wydarzenia. Jeśli chcemy właściwie odczytywać bieżące wydarzenia musimy umieć odnosić je do faktów z przeszłości tak by dzisiejsze oraz przyszłe polskie losy mogły być inaczej kształtowane.

"Wołyń" nie jest obrazem propagandowym, nie jest także tylko zbiorem brutalnych scen. Autorzy pokazali tragiczne losy mieszkańców wschodnich rubieży Rzeczpospolitej tworząc fabułę typowo filmową. Film rozpoczyna się krótko przed wybuchem II wojny światowej, potem losy bohaterów kształtuje kampania wrześniowa, okupacja sowiecka, której okrutne oblicze zastępuje niemniej brutalne panowanie Niemców. Ciągle w tle obecne są relacje polsko-ukraińskie, tak te będące wyrazem wzajemnej niechęci jak i zwykłe relacje sąsiedzkie. Nie ma w nich wrogości, jest chwila na zabawę i pracę. Dopiero później rozwija się wiodący wątek narastającego traktowania Polski i Polaków, jako śmiertelnych wrogów.

Sądzę, że należy znać historię, prawdziwą "Nauczycielkę" życia. I dlatego film "Wołyń" należy zobaczyć.

czwartek, 13 października 2016

O zabrzańskim życiu akademickim

Dziś odbyło się kolejne posiedzenie Rady Wydziału w tym roku akademickim. Nie trwało zbyt długo bo spraw do załatwienia nie było zbyt wiele. Na początku zabrałem głos w ważnej - w mojej opinii - sprawie dotyczącej tego gremium. Posiedzenia RW odbywają się co miesiąc i w roku akademickim jest ich zwykle 9-10. Zapadają na nich ważne decyzje personalne jak i te dotyczące spraw wydziału. Zatem oczywiste jest, że RW to ważne forum a uczestnictwo w posiedzeniach RW to nie tylko obowiązek ale i warunek aktywnego udziału w życiu uczelni. Zwróciłem uwagę, że część członków RW w zasadzie prawie nigdy się nie pojawia na jej posiedzeniach. A to jest nasz absolutny obowiązek. Albo traktujemy uczelnię i naszą pracę priorytetowo albo inne sprawy są dla nas ważniejsze. Można zaakceptować nieobecność w przypadku prowadzenia zajęć dydaktycznych, wyjazdu na konferencję naukową lub choroby czy urlopu. W zasadzie wszystkie inne sprawy muszą zejść na dalszy plan. Fakt pełnienia funkcji publicznych, piastowania urzędów, pełnienia funkcji kierowniczych etc. nie może kolidować z obowiązkami w podstawowym miejscu pracy.

No, cóż, a może praca w uczelni niektóry z nas przeszkadza w innych działaniach? To pośredni dowód przemawiający za kryzysem nazwijmy to "akademickości".
Czy uczelnia to priorytet czy dodatek do innych aktywności?
Praca w uczelni to zaszczyt ale i obowiązek wobec społeczeństwa. Jak mamy stanowić elitę społeczną skoro sami deprecjonujemy naszą Alma Mater. Nie da się pogodzić szczytnych deklaracji jakie nieraz padają z ust notorycznie nieobecnych osób z brakiem poszanowania elementarnych zasad i lekceważeniem obowiązków. Trudno oczekiwać wysokiej pozycji nauki i szkół wyższych w ogóle gdy my, pracownicy uczelni łamiemy elementarne reguły gry i nie szanujemy siebie nawzajem.

Dziekan Prof. M. Misiołek stwierdził, że podejmie stosowne kroki w kwestii nieobecności członków RW.

piątek, 30 września 2016

O dydaktyce

Czwartkowe posiedzenie Rady Wydziału z Zabrzu było pierwszym w nowym roku akademickim. Zawsze pierwsze posiedzenie po wakacjach przypomina mi nieco początek roku szkolnego, witamy się po dłuższej przerwie jak niegdyś witaliśmy kolegów z ławy szkolnej.

Jak zwykle było wiele ważnych spraw, szczególnie, że rusza nowa kadencja i wybieraliśmy nowe komisje wydziałowe. Dla mnie istotne było sprawozdanie wydziałowej komisji oceniającej jakość dydaktyki. Ta ocena opiera na ocenie specjalnej komisji oraz wynikach ankiet studenckich. Zawsze uważałem, że te ostatnie powinny być kluczowym elementem. Tak się niestety nie dzieje, gdyż liczba studentów, którzy w minionym roku akademickim wypełnili ankiety wyniosła zaledwie 7,65%! Okazuje się, że studenci mają dostęp do systemu tylko JEDEN raz w semestrze. Wątpię by można sensownie dokonać oceny dotyczącej wszystkich dydaktyków, z którymi dany student miał zajęcia przy okazji zbiorowej oceny semestralnej. Trudno tak niewielką liczbę oceny uznać za miarodajną i reprezentatywną.

Tak jest od lat, pisałem o tym wielokrotnie, zwracałem się do Pani Rektor Prof. E. Małeckiej-Tendery w czasie, gdy byłem członkiem Senatu, że system ankietowania jest źle zorganizowany i wymaga gruntownych zmian. Zawsze padała odpowiedź, że system musi się „dotrzeć” i z czasem liczba ocen studenckich wzrośnie.

Mam w tej kwestii własne zdanie, ale nie chciałbym jego już dziś prezentować. Proszę o odpowiedzi na poniższą ankietę, zaznaczając dowolną ilość odpowiedzi.

17.10 podam jej wyniki wraz własnym komentarzem.

środa, 28 września 2016

Uwagi o polskim życiu akademickim

Czy minister nauki zaliczy nowy rok akademicki ?

niedziela, 25 września 2016

Wyniki ankiety

Przedstawiam wyniki ankiety dotyczącej reformy polskiego systemu uniwersyteckiego. Interpretację pozostawiam Czytelnikom niemniej pozwolę sobie na parę uwag. Generalnie, panuje zgoda, iż obszar szkolnictwa wyższego jest ważny dla państwa, jako całości. Także ocena znaczenia warunków, jakie powinny być spełnione by można rzeczywiście dokonać skoku jakościowego jest dość spójna. Mimo takich wyników ankiety niepokoi niewielka liczba respondentów; czyżby pozostali Czytelnicy bloga nie interesowali się tymi zagadnieniami?

Doniesienia o nauce światowej

Cut-throat academia leads to 'natural selection of bad science', claims study

środa, 21 września 2016

Parę uwag o polskim życiu uniwersyteckim

Świadomość, że stan polskiego szkolnictwa wyższego i polskiej nauki jest daleki od oczekiwań społecznych jest coraz bardziej powszechna. Ostatnie ćwierćwiecze nie przyniosło pożądanych zmian, pisałem o tych problemach wielokrotnie. Aktualna władza, a konkretnie Minister J. Gowin przedstawia plany dalekosiężnych reform. Trudno dziś o nich dyskutować, poczekajmy na efekty.
Ale już dziś warto zastanowić się na pewnymi bieżącymi wydarzeniami. Skupię się na życiu mojej uczelni, gdyż tu moja wiedza pozwala na sformułowanie spostrzeżeń i wniosków. Zgodnie z informacjami docierającymi z innych, polskich uczelni medycznych można pokusić się na tezę, że obraz jednej uczelni w tej branży w przybliżeniu odzwierciedla stan całego polskiego szkolnictwa medycznego szczebla uniwersyteckiego. Trudno byłoby poniższe uwagi wprost odnosić do innych typów uczelni np. politechnik czy uczelni ekonomicznych albo uniwersytetów.
Jak dziś wygląda życie przeciętnej polskiej uczelni medycznej? Perspektywa jest różna w zależności od zajmowanego stanowiska, trudno mi byłoby wypowiadać się w imieniu studentów (liczę na ich uwagi i komentarze). Pracownik naukowo-dydaktyczny, a takich jest większość ma coraz większe pensum dydaktyczne. Nie tak dawno było to 180-210 godzin na rok akademicki, dziś jest 240 z możliwością wzrostu o 1/4. Ale te średnie obciążenia wcale nie pokazują jak jest w praktyce; liczba godzin bywa znacznie wyższa i znam osoby (także profesorów), które wypracowują nawet ponad 500 godzin!
• Czy można uwierzyć, że przy tak dużej liczbie zajęć poziom jest odpowiednio wysoki?
Kolejna kwestia to wielkość grup studenckich. Liczność grup ćwiczeniowych i seminaryjnych systematycznie rośnie, a ostatnie decyzje Senatu naszej uczelni zwiększyły liczbę studentów na jedną grupę dziekańską. Niby obciążenie dydaktyczne mierzone liczbą godzin zostało na niezmienionym poziomie, ale czy ktoś rozsądny mógłby sądzić, że poziom dydaktyczny się nie obniży? Skoro asystent będzie miał mniej czasu na statystycznego studenta to mniej go nauczy. Nie można także zapomnieć, że obiekty uczelniane nie są z gumy, ilość mikroskopów czy innych używanych urządzeń, liczba pacjentów nie zmienia się. Dążymy do poprawy jakości, patrzymy na wyniki LEP-u, ale zgadzamy się na nieuchronny trend anty-dydaktyczny. Co więcej, Ministerstwo narzuciło uczelniom medycznym zwiększenie liczby przyjmowanych studentów medycyny o 15%. Można zrozumieć potrzeby społeczne, bo lekarzy brakuje, ale by je zrealizować trzeba stworzyć warunki materialne i zwiększyć finansowanie. Skoro za te same środki mamy szkolić zwiększoną liczbę studentów to takie działania należy traktować, jako antyspołeczne i pozorowane.
• Po co nam rzesza słabo wyszkolonych młodych lekarzy?
I drugi podstawowy obszar naszej działalności, czyli nauka. Tu oczekiwania i wymagania są bodaj jeszcze większe niż w sferze dydaktyki. Mamy pisać wnioski o granty krajowe i międzynarodowe, realizować badania na najwyższym poziomie (najlepiej w zespołach międzynarodowych), publikować w prestiżowych periodykach o światowym zasięgu.
• Kiedy mamy to robić?
• W biegu między kolejnymi wykładami?
• I kto ma prowadzić badania, gdy w młody pracownik naukowy to rzadki ptak?
Trwa wyścig uczelni, co 4 lata tworzone są nowe rankingi i przydzielane kategorie naukowe, ale ich przełożenie na życie i pracę przeciętnego pracownika jest w zasadzie żadne.
Władze żyją w swoim świecie, pracownicy w swoim.
Taka schizofrenia musi skutkować regresem, widać go już wyraźnie, ale jego tempo będzie raczej wzrastać.
• Dlaczego tak się dzieje?
• Dlaczego środowiska uniwersyteckie zgadzają się na takie traktowanie przez szeroko rozumiane kręgi władzy?
Zwracam uwagę, że jest to trend trwający w zasadzie od upadku minionego systemu, nigdy – poza werbalnymi deklaracjami – nauka nie była traktowana poważnie przez świat władzy (polityki). Wytłumaczeniem tego faktu jest słabość świata nauki, nasz głos w społeczeństwie się nie liczy. Nie potrafimy zadbać o nasze oczywiste interesy czego konsekwencją na poziomie państwa jest nasilający się kryzys nauki i szkolnictwa wyższego. Gdy inne grupy społeczne tupną przysłowiową nogą to natychmiast znajdują się środki na ich ratowanie, my potulnie znosimy kolejne ciosy w podstawy funkcjonowania uniwersytetów.
Najgorsze, że nie ma w tej mierze dyskusji w kręgach akademickich, rezygnacja i niewiara w normalność są powszechne. I żadne lukrowanie nic nie da, szybko zjeżdżamy w dół…

poniedziałek, 12 września 2016

Ankieta

sobota, 10 września 2016

Czy potrzebujemy nauki na wysokim poziomie i dobrych szkół wyższych?

Wakacje się kończą, dzieci i młodzież są już w murach szkół, niebawem ożywią się także szkoły wyższe. Minister J. Gowin zapowiada wprowadzanie kluczowych reform systemu szkolnictwa wyższego, te niezwykle ważne problemy pewnie będą zaprzątać naszą uwagę w najbliższych miesiącach i latach. Nim zajmę się zagadnieniami reform chciałbym na chwilę przystanąć by zastanowić się, jaka jest w ogóle rola szkolnictwa wyższego i nauki w życiu społecznym. Sądzę, że odpowiedzi na poniższe pytania są ważne by określić na ile to są ważne obszary.
• Czy na pewno nauka i szkolnictwo wyższe są ważne dla rozwoju państwa?
• W jaki sposób nauka i szkolnictwo wyższe mogą wpływać na rozwój państwa i dobrobyt obywateli?
• Czy koszty związane z nauką i szkolnictwem wyższym nie przekraczają potencjalnych korzyści?
Odpowiedzi na te pytania są – mojej ocenie – kluczowe by wyznaczyć kierunki zmian oraz określić skalę niezbędnych wydatków. Ktoś może sądzić, że odpowiedzi na te pytania są oczywiste, że te obszary po podstawa rozwoju państwa. Ostatnie 27 lat wcale nie potwierdzają takiego poglądu, wręcz przeciwnie, polska nauka systematycznie stacza się i nasz udział w myśli światowej zmniejsza się. Rankingi uczelni światowych są druzgocące, najlepsze polskie uczelnie plasują się na miejscach 300 do 500…To są fakty, ale wyjaśnienie dlaczego taki był kierunek zmian nie jest proste. Nie będę kusił się na uproszczone analizy, gdyż na aktualnym etapie najważniejszym wydaje mi się ustalenie jaka jest rzeczywista rola nauki. Dopiero gdy uda się uzyskać powszechnie akceptowany społecznie pogląd, że nauka i szkolnictwo wyższe to jeden z filarów rozwoju i dobrobytu państwa i jego obywateli reformy mają szanse na realizację. Patrząc wstecz, na lata od 1989 roku trudno o optymizm, wiara w cudowną uzdrawiającą moc demokracji akademickiej się nie sprawdziła, a szeroko rozumiane środowisko akademickie wcale nie wykazało woli i zainteresowania wprowadzaniem niezbędnych zmian. Także kręgi decyzyjne skupione w świecie polityki nie wykazywały zainteresowania prawdziwymi reformami czego materialnym wyrazem jest skandalicznie niski poziom finansowania nauki. Ale czy warto wyrzucać przysłowiowe „pieniądze w błoto”? Skoro sami akademicy nie są zainteresowani to czy można uszczęśliwiać ich na siłę? I koło się zamyka, stoimy w miejscu, a świat ucieka.
Zatem warto zadać parę pytań by dowiedzieć się, jakie zdanie mają najbardziej zainteresowani. Proszę Czytelników o odpowiedzi na pytania ankiety, którą opublikuję 12 września zaznaczając dowolną liczbę odpowiedzi. Wyniki ankiety opublikuję 26 września.

poniedziałek, 5 września 2016

Koncert dla dr Daniela Sabata

W sobotę 10 września o godzinie 18 w zabrzańskiej restauracji "Impresja" odbędzie się koncert ku pamięci Doktora Daniela Sabata, zmarłego niedawno naszego Kolegi i Przyjaciela.

sobota, 27 sierpnia 2016

Pożegnanie Jurka Marka

Dziś odbył się w Bielsku-Białej pogrzeb naszego Przyjaciela, Jurka Marka. Zebrało się mnóstwo ludzi; niektórzy przyjechali z odległych zakątów Polski. Ksiądz odprawiający mszę przedstawił nam pewne nowe, nieznane ogółowi dokonania Jurka. Jak zawsze, oddany ludziom, szlachetny, prawy człowiek, którego nie sposób tak po prostu pożegnać w parę chwil.
Każda śmierć bliskiej osoby, szczególnie jeśli była spowodowana nagłą, niespodziewaną przyczyną to szok i trauma. W przypadku Jurka to coś więcej, odszedł Człowiek, który skupiał w sobie cechy wyjątkowo rzadko obecne u jednej osoby. Nazwałbym to „ideowością”. To słowo kojarzy się raczej z poglądami dotyczącymi jakiejś jednej sfery życia. U Jurka nabrało ono innej treści, On niósł swym życiem idee dotyczące całego spektrum człowieczeństwa. To dobrość, szlachetność w każdej drobnej czynności życiowej, wyrozumiałość dla innych, ale i wysoko postawioną poprzeczkę etyczną. Patriotyzm rozumiany nie, jako nacjonalizm, ale głęboko przeżywaną polską historię. Znawstwo Jurka, jego profesjonalizm w zakresie historii był nam świetnie znany, a argumenty jakie potrafił dobrać by wyjaśnić zawiłości z dawnych czasów, ale i bieżących wydarzeń politycznych (wszak polityka to historia, która dzieje się dziś) były nie do zbicia. Jego wiara w polskość, w Polskę, jako kraj była niezachwiana. A do tego fantastyczna postawa lekarza, który trudny i czasem niewdzięczny zawód stomatologa potrafił uprawiać w sposób w pełni akceptowany i doceniany przez pacjentów.
Jurku, niezmiernie żal, że nas opuściłeś, ale wierzę głęboko, że dla wielu z nas, którzy mieli to szczęście by spotkać Cię na swej drodze życia stanowiłeś wzór człowieczeństwa, pewien zbiór cech ludzkich, które będziemy się starać spełniać w naszym codziennym życiu.
I za to Ci dziękujemy.

wtorek, 23 sierpnia 2016

Pożegnanie Jurka Marka

Pogrzeb Jurka Marka, naszego Przyjaciela odbędzie się w sobotę 27 sierpnia w Bielsku-Białej - Straconce ul. Złoty Potok 6a o godzinie 13.

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

O Jurku Marku

Właśnie dotarła do mnie niezmiernie smutna wiadomość, dziś zmarł Jurek Marek. Absolwent stomatologii naszej uczelni z 1982 roku. Poznaliśmy się jesienią 1980 roku gdy w gronie innych studentów zakładaliśmy Niezależne Zrzeszenie Studentów. W ciągu następnych 15 miesięcy, aż do pamiętnego 13 Grudnia 1981 roku spotykaliśmy się prawie codziennie. Jurek był nie tylko jednym z założycieli NZS-u na Śląskiej Akademii Medycznej, był ważnym członkiem zarządu, dobrym duchem stwarzającym dystans w obliczu bieżących sporów. Jego kultura, wiedza historyczna, erudycja nieraz pomagały ostudzić emocje towarzyszące tym wydarzeniom. Nie bez powodu Służba Bezpieczeństwa nadała Jurkowi imię „Historyk”, śledzono Go uważnie. Tradycja rodzinna – Ojciec Jurka była podporucznikiem AK, który ukrywał się do 1956 roku, kiedy na kilka miesięcy trafił do komunistycznego więzienia, wywarła wpływ także na Jego życie.
Dlaczego tak wspaniały Człowiek tak szybko odszedł? Nieraz słyszy się, że nie ma ludzi niezastąpionych, być może w odniesieniu do funkcji publicznych jest to prawda, ale chyba nie obejmuje to obszaru prawdziwych relacji między ludźmi, tych niepodlegających wpływom bieżących interesów. Takich Osób jak Jurek nie da się zastąpić, a pamięć o Nim na zawsze w nas pozostanie.

wtorek, 16 sierpnia 2016

O polskich uczelniach

Polskie uczelnie w piątej setce listy szanghajskiej

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

O Polsce i Polakach

Dziś jest dzień wyjątkowy, rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Nie będę próbował rozważać czy to powstanie powinno w ogóle mieć miejsce, to temat dla historyków. Ale niezależnie od indywidualnych ocen Powstanie Warszawskie to jedna z podwalin ideowych współczesnej Polski. Bez pamięci o tym zrywie patriotyzmu, tak jak bez historycznego odwoływania do wydarzeń z minionych wieków - tych bardzo dawnych, jak bitwa pod Grunwaldem czy bliższych, jak powstania z XIX wieku, walki Orląt Lwowskich czy Bitwy Warszawskiej – Polska byłaby innym krajem. Krajem oderwanym od swych korzeni, pozbawiona oryginalnej, polskiej tożsamości, bezideową zbiorowością ludzką.
Wspaniałe widowisko wspólnego śpiewania piosenek z Powstania, w którym mogliśmy uczestniczyć w każdym polskim domu to kontynuacja podtrzymywania patriotyzmu, który dla niektórych Polaków jest tylko przeżytkiem z minionego czasu…
Naród, który zapomina o własnej historii musi zniknąć…

czwartek, 28 lipca 2016

O polskiej służbie zdrowia

Narodowa Służba Zdrowia – resort zdrowia publikuje szczegóły reformy

niedziela, 17 lipca 2016

Uwagi wcale niewakacyjne

Czy habilitacja zdoła się wydostać z siatki płac ?

sobota, 2 lipca 2016

Wakacje na blogu

W okresie letnich wakacji nie będę zamieszczał nowych tekstów na blogu o ile nie będą miały miejsca jakieś nadzwyczajne wydarzenia.
Życzę wszystkim Czytelnikom bloga udanego letniego wypoczynku.

piątek, 1 lipca 2016

Zawód lekarz: Podsumowanie


Przedstawione poglądy, opinie i przykłady wzięte z życia miały na celu wskazanie drogi, jaką powinien – w mojej ocenie – podążać lekarz dążący do doskonałości zawodowej. Czy komukolwiek z nas, lekarzy uda się uzyskać stan ideału? Pewnie nie jest to możliwe, wszyscy jesteśmy ludźmi, mamy swe wady, słabości, gorsze dni. W zderzeniu z codziennym życiem nasze oczekiwania wyniesione z domu i kształtowane w czasie długich lat studiów wystawione są na trudną próbę. W obliczu choroby i śmierci nie jest łatwo zawsze opanować stres, a przecież możliwości lecznicze są ograniczone i natrafiamy na bariery nie do przekroczenia. A gdy na humanistyczny wymiar pracy lekarza nakłada się ogrom wymagań biurokratycznych, utrzymanie niezmiennie wysokiego poziomu etycznego i merytorycznego naprawdę bywa trudne. Ale starajmy się doskonalić, nie popadać w rutynę, tak by misja przyświecająca tej wspaniałej profesji mogła być jak najpełniej spełniona. Mam nadzieję, że opisane prawdziwe sytuacje będą pewną wskazówką dla młodych adeptów medycyny na ich drodze zawodowej kariery. Zakres wymagań stojących przed każdym lekarzem jest ogromny, to zawód naprawdę wyjątkowy, powinni go uprawiać najlepsi z najlepszych.
Moje opinie kierowane są głównie do lekarzy, szczególnie tych na początku ich drogi zawodowej, ale być może tekst dotarł także do pacjentów. Liczę, że opisany szeroki zakres wymagań stawianych lekarzom i trudności, na jakie trafiamy w życiu zawodowym uświadomi im jak czasem trudno być lekarzem. Może dzięki temu łatwiej będzie wybaczyć nam nasze niedoskonałości i błędy?

PS. Poniższe uwagi napisałem już po publikacji całego cyklu. Liczyłem na aktywny udział Czytelników i ich komentarze. Nadeszło ich sporo, ale znaczna część nie odnosiła się wprost to zawartości merytoryczmej poszczególnych rozdziałów. Może martwić dość powszechna krytyka postaw lekarzy, czyżby nasze środowisko było tak nisko oceniane przez pacjentów? Trudno to obiektywnie zweryfikować, być może wyraz swej dezabrobaty dawały osoby, które spotkały na swej drodze pewnego rodzaju lekarzy? Niemniej może warto zadać parę pytań dużej liczbie, losowo dobranych osób by uzyskać prawdziwy obraz lekarzy w oczach Polek i Polaków? Może to spostrzeżenie jest najważniejszą obserwacją wynikającą z publikowanego cyklu?

niedziela, 26 czerwca 2016

Światowy ranking uniwersytetów

graficzne przedstawienie najlepszych uczelni wyższych

piątek, 24 czerwca 2016

Zawód lekarz: część 28-ma: Dochody

Ten rozdział dodałem na samym końcu nie bez kozery. Nie sądzę, by wysokość dochodów lekarskich była samodzielnym warunkiem zadowolenia z pracy czy miarą jego sukcesu zawodowego. Niemniej do życia są każdemu człowiekowi są potrzebne pieniądze. Poczucie godziwego wynagrodzenia i uzyskiwana stablizacja życiowa z pewnością wspomaga poczucie sukcesu zawodowego. Niestety w życiu takie podejście do kwestii dochodów bywa zbyt często wypierane przez widzenie naszego zawodu tylko przez pryzmat wysokości dochodów. Przysłowiowa „kasa” nie może zastąpić tradycyjnych wartości, które nierozerwalnie wiążą się z naszym zawodem. Zamożny lekarz to niekoniecznie dobry lekarz. I odwrotnie, brak sukcesu mierzonego stanem konta nie powinno być jedyną miarą powodzenia zawodowego.
Inną, trudną do zaakceptowania kwestią to różnice dochodów między lekarzami z różnych specjalności lekarskich. Nie godzi się by w jednym szpitalu wynagrodzenia lekarzy różniły się wielokrotnie. Lobby niektórych specjalności wywalczyły sobie ogromne przywileje co odbywa się kosztem innych lekarzy i innych pracowników bo przecież sumaryczna pula pieniędzy jest ograniczona.
• Czy to jest usprawiedliwione?
• Czy prawo do wolnej konkurencji powinno przybierać takie formy dyskryminujące część przedstawicieli naszego zawodu?
Nie zgadzam się na tak rozumianą swobodę konkurencji, o ile wynagrodzenia pochodzą ze środków publicznych.

czwartek, 23 czerwca 2016

Z życia akademickiego w Zabrzu

Dziś odbyło się ostatnie posiedzenie Rady Wydziału w tym roku akademickim. Chciałbym zwrócić uwagę na dwa fakty dotyczące spraw dydaktycznych. Na ostatnim posiedzeniu Senatu uczelni zwiększono liczebność grup ćwiczeniowych z 5 do 6 osób. Niby zmiana mała, ale jakości ćwiczeń na pewno nie sprzyja. A przecież poziom dydaktyki to, obok nauki, podstawowy czynnik wpływający na ranking uczelni. Zgodnie z przekazanymi informacjami aż 79% członków Senatu opowiedziała się za tą niekorzystną zmianą.
I druga informacja dotycząca dydaktyki. Jak przekazał Dziekan Prof. M. Misiołek odsetek studentów wypełniających ankiety dotyczące dydaktyki nie sięga 10%.
• Czy takie ankiety mają sens?
• Czy dają wgląd w jakość dydaktyki?
To pytania retoryczne…
Ankiety wprowadzono przed wielu laty, jeszcze w czasie kadencji Rektor Prof. E. Małeckiej-Tendery. Kierunek właściwy, ale od początku odsetek respondentów był mały. Wielokrotnie zwracałem uwagę, że system należy zmienić a ocena powinna być dokonywana regularnie, po każdych zajęciach. I zawsze słyszałem odpowiedzi, że system się „dotrze” i z czasem liczba studentów wypełniających będzie się zwiększać. Tak się nie stało, w dzisiejszej formie ankiety nie mają sensu. Czy w ciągu tych lat nie można było dokonać zmian w systemie zbierania danych ankietowych?
Oba spostrzeżenia dotyczą dydaktyki, jak ma się dokonać postęp w zakresie dydaktyki w naszym wydziale w świetle tych informacji?

piątek, 17 czerwca 2016

Zawód lekarz, część 27-ma: Odpoczynek

To już (prawie) koniec naszej wspólnej perygrynacji przez meandry medycyny. Parę zdań należy się także drugiemu „dnu” pracy zawodowej. Niezbędna jest równowaga między obowiązkami zawodowymi a czasem wolnym, ktoś niegdyś stwierdził: „dobrze pracuje tylko ten, kto potrafi dobrze odpoczywać”. W przypadku tak odpowiedzialnego i stresującego zajęcia, jak praca lekarza umiejętność oderwania od spraw zawodowych nabiera szczególnego znaczenia. Nie można ciągle żyć sprawami pacjentów, nie sposób ciągle dyżurować, bez końca operować. Bez zachowania odpowiedniej, pewnie różnej dla każdego z nas, proporcji między pracą a czasem wolnym, poświęcanym na realizację hobby znajdziemy się na prostej drodze do zniechęcenia zawodem. A przecież nie chcemy być ofiarą zespołu wypalenia zawodowego, nieprawdaż?!

niedziela, 12 czerwca 2016

Co dalej z polskimi uczelniami medycznymi?

Poniżej prezentuję wyniki ankiety dotyczącej powstawania nowych wydziałów lekarskich w Polsce. Jak widać rozrzut opinii jest znaczny co wskazuje na potrzebę szerokiej dyskusji.

  • Czy taka dyskusja w ogóle miała miejsce?
  • Czy ktokolwiek przeprowadził wszechstronną analizę wiodącą do wybrania optymalnego kierunków rozwoju polskich uczelni medycznych?
  • Czy takie dyskusje toczono w gronie rektorów uczelni medycznych?
  • A może Ministerstwo Zdrowia ma taką wiedzę?

Nie posiadam takich informacji, gdyby taka analiza została przeprowadzona to jej efekt powinien być znany opinii publicznej, np. w formie publikacji w pismach medycznych i akademickich. Niestety obawiam, że takiej wszechstronnej analizy nie przeprowadzono, a to co dziś obserwujemy nie ma wiele wspólnego z realizacją szeroko rozumianego interesu społecznego.

Jak zwykle górą interesy partykularne, wygrywają ambicje lokalnych środowisk samorządowych lub akademickich czy też interesy czysto biznesowe.

piątek, 10 czerwca 2016

Zawód lekarz, część 26-ta: Rutyna

Jednym z naszych wrogów w pracy zawodowej jest rutyna. Wiele lat pracy, rozległa wiedza, szerokie doświadczenia są w stanie uśpić naszą czujność. Rutyna to nie czynnik warunkujący nasz sukces zawodowy, to nasza słabość. Musimy z nią walczyć, nie można nigdy być absolutnie wierzyć w swą nieomylność. Wbrew pozorom błędy lekarskie wcale nie dotyczą tylko początkujących lekarzy. Ci, jeszcze niepewni swej wiedzy ostrożnie stawiają diagnozy, szukają pomocy innych lekarzy, zlecają masę badań dodatkowych. Gdy lekarz czuje się pewnie w zawodzie jego myślenie jest modyfikowane zebranymi doświadczeniami, umyka fakt, iż ten tysięczny pacjent nie zechce naśladować przebiegiem choroby wszystkich innych.

sobota, 4 czerwca 2016

Parę refleksji i uwag czwartego czerwca

4 dzień czerwca to ważna data dla Polski i świata. Niezależnie od oceny czy dla Polski wybory z 1989 roku postrzegamy, jako przełom i zwiastun nadchodzącego przełomu i końca systemu totalitarnego czy też raczej pamiętamy o obaleniu rządu Jana Olszewskiego 3 lata później lub najważniejszy jest dla nas fakt ludobójstwa dokonanego w Pekinie przez władze chińskie to czwarty dzień tego miesiąca wymaga chwili skupienia i refleksji.
Skupię się na problemach świata akademickiego. Późne lata osiemdziesiąte były okresem wyczekiwania na koniec systemu nakazowo-rozdzielczego w polskich uczelniach. Od dekad czekaliśmy na usunięcie z murów uczelni organizacji partyjnych, wyrzucenie oddelegowanych funkcjonariuszy SB, powrót wymarzonej demokracji wewnątrzuczelnianej. Wówczas wydawało się, że takie zmiany niejako automatycznie wymuszą szybkie zmiany i nasze uczelnie zaczną błyskawicznie odrabiać stracone lata. Niestety, życie przyniosło ogromne rozczarowanie. Co prawda mamy demokrację, ale uczelnie wcale nie są lepsze. Śmiem wręcz twierdzić, że stan polskich szkół wyższych jest gorszy jak w okresie schyłkowej „komuny”. Trudno mi obiektywnie oceniać generalną sytuację w polskich uczelniach bo nie posiadam odpowiedniej wiedzy dlatego skupię się na naszej uczelni. W latach 80-tych mimo zapaści lat po stanie wojennym pracownicy identyfikowali się z macierzystą uczelnią. Uzyskanie etatu klinicznego było marzeniem wielu absolwentów. W uczelni mieliśmy wiele osób postrzeganych, jako autorytety i wzory do naśladowania. Kolejne dekady, kolejne ekipy rządzące uczelnią nie zbliżały nas do wymarzonego wizerunku uczelni. Niepodzielnie panował dyrektor, a potem kanclerz Sałaniewski, a dawne ideały gdzieś się ulotniły. Ale nawet w okresie Rektora Wilczoka, gdy w uczelni nie działo się dobrze, ciągle trwała wiara w lepszą przyszłość. Idee akademickie ciągle były obecne, a sam Rektor Wilczok z pewnością miał dalekosiężną wizję rozwoju uczelni. Okres od 2005 roku to kolejny etap regresu wartości akademickich, idee sięgnęły dna. Zarówno styl jak i treść merytoryczna działań władz nie miały wiele wspólnego z wyobrażeniami o nowoczesnej uczelni, w której na pierwszym planie są studenci i nauka. Ich miejsce zajęła biurokracja, procedury, bilanse itd.
• Kto dziś się z uczelnią tak naprawdę w pełni identyfikuje?
• Kto się bez reszty angażuje w pracę dydaktyczną i naukową?
Zostały chyba tylko nieliczne osoby, których wiara nie została doszczętnie zniszczona.
Ale to tylko jedna strona medalu, uczelnie nie funkcjonują w próżni, są fragmentem życia państwa. W czasach realnego socjalizmu uniwersytety były słusznie, z punktu widzenia władz komunistycznych, postrzegane, jako siedlisko wrogich systemowi poglądów i idei. Oczekiwano, że odzyskana wolność przeniesie rozkwit polskich szkół wyższych, że dla kolejnych rządów i parlamentów rozwój uczelni, badania naukowe będą priorytetem stanowiąc zarazem motor rozwoju kraju. Te oczywiste oczekiwania zupełnie nie zostały ziszczone, żaden rząd po 1989 roku nie postawił na naukę. Macie swą demokrację, rządźcie się sami! Ale to się nie sprawdziło, państwo się odwróciło od uczelni, a te zaczęły dryfować bez wytyczonego celu. Aktualnie panujący nihilizm jest wypadkową zaniechania ze strony szeroko rozumianej władzy oraz bierności środowisk akademickich. Dziś nie ma już wśród nas dawnych autorytetów zdolnych porwać tłumy i wytyczyć kierunki rozwoju. Ich miejsce zajęli administratorzy i biurokraci oczekujący li tylko na realizację pensum i napisania paru prac naukowych.
• Gdzie się podział etos?
• Gdzie wizja?
• Gdzie misja uczelni?
To gorzkie słowa, tym bardziej, że mam swój osobisty udział w życiu polskich uczelni. Od blisko 13 lat jestem profesorem, byłem przez dwie kadencje członkiem Senatu, trzykrotnie kandydowałem na stanowisko rektora naszej uczelni. To bardzo smutne być świadkiem upadku etosu akademickiego, obserwować z bliska zjazd po równi pochyłej.
• A może źle oceniam rzeczywistość?
• Może wcale nie jest tak źle i polska nauka i polskie uczelnie mają przed sobą piękną przyszłość?
Proszę o komentarze Czytelników.

piątek, 3 czerwca 2016

Zawód lekarz, cześć 25-ta: Szczęście

Nieraz mówimy o kimś „ale z niego szczęściarz”. Czy w odniesieniu do naszej pracy także ten czynnik mam jakieś znaczenie? Sądzę, że tak. Najpierw trzeba trafu by znaleźć się we właściwym miejscu i czasie. Zawsze marzyliśmy o okulistyce i właśnie teraz udostępniono nowe miejsca specjalizacyjne, co za szczęście! Możemy trafić na otwartego, przyjaznego szefa, albo na ordynatora chirurgii, któremu jakoś nie „pasujemy” do koncepcji i tylko okazjonalnie jesteśmy dopuszczani do stołu operacyjnego. Niemniej tak rozumiane szczęście musi być zawsze poparte solidną pracą, bez niej daleko nie zajedziemy. Sukces w życiu, pewnie w odniesieniu do naszego zawodu także to 10% talentu i 90% pracy. Konsekwencja (prawie) zawsze przyniesie nam powodzenie.

niedziela, 29 maja 2016

O polskim życiu uniwersyteckim

W czasie pewnego spotkania towarzyskiego konwersacja skierowała się w stronę bieżącego, polskiego życia politycznego. Niektórzy rozmówcy nie przebierając w słowach zaprezentowali swe poglądy. Niby normalna sytuacja, ale argumenty merytoryczne zostały zastąpione kategorycznymi stwierdzeniami oceniającymi ludzi władzy i podejmowane przez nich decyzje. Hasła i epitety, kalki i uproszczone, gdzieś zasłyszane lub przeczytane wypowiedzi całkowicie wyparły stanowiska poparte głębszą analizą wynikającą z indywidualnego toku rozumowania. Poraziła mnie łatwość wyrażania poglądów na poziomie propagandowym, bez absolutnego dopuszczania możliwości złej oceny zjawisk. Takie postawy przywodzą pewne znane powiedzonka: „lepiej się z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć” lub „mądry mówi - mylić się mogę, a głupi - głowę daję”.
Dlaczego piszę o tym na blogu poświęconym sprawom polskiej nauki? Sądzę, że takiego rodzaju dyskurs opanował także środowiska uniwersyteckie. Merytoryczna dyskusja została wyparta przez pseudo-dyskusję. Bliskie mi są różne wydarzenia z polskiego życia akademickiego, ale najbliższa jest „koszula ciału” zatem najważniejsze są dla mnie losy mego macierzystego wydziału. Czy przyszłość wydziału zabrzańskiego rysuje się w optymistycznych barwach? Jest wiele zagrożeń; powstają nowe uczelnie medyczne, idzie niż demograficzny, a samo miasto Zabrze trudno uznać za atrakcyjne miejsce do studiowania. Czym przyciągnąć najlepszą młodzież właśnie do nas? Musimy zapewnić, jak najlepsze warunki do studiowania, szybko poprawić bazę dydaktyczną, poziom prowadzonych zajęć musi być naprawdę wysoki. Gdzie są obiekty do uprawiania sportu przez studentów? A możliwości ich udziału w pracy naukowej w ramach Studenckich Kół Naukowych - czy są na pewno adekwatnie wykorzystane? Inna, kluczowa kwestia rzutująca na ranking wydziału to jakość pracy naukowej - czy jest ona na wystarczająco wysokim poziomie?
Pytań można postawić wiele, ale by próbować formułować odpowiedzi najpierw należy podjąć merytoryczną dyskusję. A tej brakuje, nie było jej w okresie przed wyborami nowych władz uczelni, nie ma jej także dziś. Jak mamy sprostać wyzwaniom współczesności skoro nie mamy planu działań wypracowanego przez całą społeczność akademicką? Proszę spojrzeć na kolejne numery uczelnianego Newslettera, znajdujemy tam masę informacji o życiu uczelni, ale sygnalizowanych treści warunkujących postęp tam nie znajdziemy. Opis rzeczywistości, swoisty fotoplastykon bieżących wydarzeń bez dogłębnej analizy to o wiele za mało, ta droga nie prowadzi do ewolucji w kierunku nowoczesnej, dobrej uczelni. Bez otwartej dyskusji nie mamy żadnych szans na przyszłość. A, jak piszę na początku tekstu, umiejętność dyskusji jest na katastrofalnym poziomie. Niestety, ta diagnoza dotyczy także środowisk uniwersyteckich.

środa, 25 maja 2016

Zawód lekarz, część 24-ta: Jak poinformować o zgonie?



To najtrudniejszy obowiązek w naszej pracy. Stawia nam najwyższe wyzwania dotyczące naszej kultury osobistej, taktu, wyczucia. Nie ma żadnej żelaznej zasady, każda sytuacja jest inna. Inaczej jest, gdy mamy do czynienia z pacjentem terminalnie chorym i rodzina od dawna zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji, a co innego gdy zgon nastąpił całkowicie niespodziewanie. Jeszcze trudniej jest powiedzieć rodzicom, że zmarło ich dziecko. Dla mnie osobiście najtrudniejsze zawsze były sytuacje, gdy zgon nastąpił nieoczekiwanie. Pamiętam pewien dyżur, na który przywieziono 75-letniego pacjenta z zapaleniem płuc. Stan ogólny był dobry, nie było, jak się wydawało, żadnych symptomów zagrożenia życia. Towarzyszyła mu córka, którą lekarz Izby Przyjęć poinformował o stanie zdrowia. Niestety, w ciągu weekendu pacjent zmarł i byłem świadkiem jak rodzina miała pretensje, że nie oceniono właściwie stanu pacjenta w czasie przyjęcia. Trudno stawiać jakiekolwiek formalne czy merytoryczne zarzuty lekarzowi Izby Przyjęć, niemniej pewna ostrożność przy formułowaniu oceny sytuacji byłaby pomocna.

piątek, 20 maja 2016

Zawód lekarz, cześć 23-cia: Jak komunikować się z pacjentem?


Ta umiejętność mogłaby zostać umieszczona w rozdziale „Kontakt z pacjentem”, ale problem jest nieco szerszy. Nie zawsze komunikujemy się z samym chorym, bywa, że naszym rozmówcą jest rodzina pacjenta. Te okoliczności dotyczą głównie pacjentów hospitalizowanych. Generalnie można założyć, że stan zdrowia takiego pacjenta, wymagającego diagnostyki szpitalnej jest poważniejszy niż pacjenta leczonego w trybie ambulatoryjnym. Często stajemy przed dylematem: jak informować pacjenta o jego stanie zdrowia? Odpowiedź wydaje się oczywista: należy mówić prawdę. W życiu codziennym nie jest to tak proste. Pacjent lub członek jego rodziny nie zawsze jest w stanie właściwie zrozumieć nasze słowa, a poza tym zwykle oczekuje się od nas pomyślnych informacji. Na podstawie moich obserwacji należy zachować pewną ostrożność i przedstawiać perspektywy stojące przed pacjentem w nieco bardziej pesymistycznej tonacji niż zbyt optymistycznej. Przecież tak naprawdę rzadko możemy mieć stuprocentową pewność co do rokowania i robienie nieuprawnionej nadziei może wywołać uzasadnione zarzuty ze strony pacjenta lub jego rodziny. Nie proponuję oczywiście celowej dezinformacji pacjenta by później zbierać pochwały za cudowne wybawienie z poważnej opresji; taka postawa czasem prezentowana przez lekarzy nie może uzyskać akceptacji. Najtrudniej dotrzeć z informacją dotyczącą osoby ciężko chorej, o niepewnym rokowaniu. Opowiem pewną historię. Do szpitala przyjęto 18-letnią dziewczynę, u której postawiono niedawno rozpoznanie poważnej choroby. Dotąd na nic nie chorowała, dla niej samej i rodziny był to szok, szczególnie, że była na parę miesięcy przed maturą. Matka tej dziewczyny była częstym gościem w szpitalu, wykazywała niezwykłą troskę o stan zdrowia córki. Pacjentkę prowadził ten sam lekarz, który woził inną młodą pacjentkę na konsultacje co wywołało później problem opisany w rozdziale „Kontakt z pacjentem”. Od początku, jako lekarz z powołania zaangażował się mocno w opiekę na pacjentką, prawie codziennie rozmawiał z jej matką czyniąc – jak się później okazało – nieuzasadnione nadzieje. Matka nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że stan jej córki jest bardzo poważny, a lekarz nieco pochopnie podtrzymywał jej wiarę w wyzdrowienie. Gdy pacjentka zmarła rozpacz matki była ogromna, być może nieco inny, bardziej realistyczny sposób komunikowania mógłby lepiej ją przygotować na nieuchronny finał?

niedziela, 15 maja 2016

O polskich uczelniach medycznych

W ostatnim czasie docierają informacje o powstających wydziałach lekarskich w takich miastach, jak Rzeszów, Kielce, Zielona Góra, Warszawa czy Kraków, a w szeregu innych miejscowości trwają intensywne prace przygotowawcze by rozpocząć szkolenie przyszłych medyków. Słychać także informacje o ogromnych braku lekarzy sięgających w skali kraju 70 tysięcy. W wielu specjalnościach lekarskich średni wiek znacznie przekracza 50 lat; luka pokoleniowa wręcz zagraża bezpieczeństwu zdrowotnemu polskiego społeczeństwa. Nie próbując dociec dlaczego tak się stało dość oczywista wydaje się potrzeba działań zmierzających do zwiększenia liczby studentów medycyny. Jak uzdrowić sytuację? Można próbować zwiększać liczbę studentów w już istniejących uczelniach, tworzyć nowe wydziały lub też wykorzystywać obie te drogi. Trudno oczywiście liczyć na natychmiastowe efekty, a jednym z warunków jest dysponowanie środkami finansowymi.

Kwestie powstawania nowych wydziałów medycznych budzą ogromne emocje w już istniejących uczelniach medycznych. Rozrzut opinii jest ogromny; od totalnej krytyki do głosów wskazujących, że nowe wydziały to szansa także dla istniejących uczelni z powodu naturalnej konkurencji wymuszającej wprowadzanie reform. W ankiecie przedstawiam szereg pytań, proszę o zaznaczenie dowolnej liczby odpowiedzi zgodnie z posiadanym poglądem. Wyniki ankiety przedstawię 13 czerwca.

Create your own user feedback survey

piątek, 13 maja 2016

Zawód lekarz, część 22: Punktualność

Czas pracy lekarza regulują ogólne przepisy. Ale nie zawsze te formalne wymogi są najważniejsze, czasem decydują inne względy. Znaczenie punktualności ma innym wymiar w pracy ambulatoryjnej, a inny w warunkach szpitala. Czy lekarz może spóźnić się na operację? A na dyżur na Izbie Przyjęć? Do dobrego zwyczaju jest przekazywanie sobie dyżuru; znam sytuację, gdy jeden lekarz dyżurujący do 8 rano opuścił Izbę Przyjęć nie czekając na zmiennika, który dotarł po 10 minutach. Ale ciągu tych zaledwie 10 minut do Izby Przyjęć trafiło dwóch pacjentów w ciężkim stanie! W poradni raczej nie ma takiego ryzyka, ale do naszych obowiązków na pewno trzeba zaliczyć punktualność. To ważny, raczej niedoceniany fragment kreowania wizerunku lekarza. Nikt z nas nie lubi oczekiwać na otwarcie urzędu lub banku, w którym akurat mamy coś do załatwienia. Nie można akceptować innych standardów w naszej pracy, wręcz przeciwnie powinniśmy być wzorem do naśladowania.

wtorek, 10 maja 2016

Najlepszy dydaktyk roku

W ostatnim numerze Newslettera naszej uczelni (link poniżej) znajduje się informacja o wyborze najlepszego dydaktyka przez studentów Wydziału Nauk o Zdrowiu. To świetny pomysł, podobny wysunąłem w 2008 roku w moim programie wyborczym, gdy kandydowałem na stanowisko rektora SUM (link do programu poniżej).

Postuluję, by podobne konkursy zorganizować we wszystkich wydziałach. To studenci powinni nas oceniać, a taki tytuł to zaszczyt i honor dla wyróżnionego dydaktyka.

Numer 30. newslettera SUM
Program wyborczy 2008

piątek, 6 maja 2016

Zawód lekarz, część 21-sza: Organizacja pracy

Indywidualne starania lekarza by jak najlepiej wywiązywać się ze swych obowiązków nie są zależne tylko od niego samego. Są pewne okoliczności zewnętrzne, na które nie mamy wpływu. Do takich czynników należy np. wcześniej wzmiankowane znaczenie sprzętu do badań diagnostycznych. Dużą rolę odgrywa także organizacja pracy lekarskiej. To sfera dla managerów służby zdrowia, dyrekcji i pionów organizacyjnych przychodni i szpitali. Z pewnością istotne są także regulacje prawne obowiązujące w danym kraju. Nie chodzi przecież by lekarz wykonywał mnóstwo niepotrzebnych lub mało znaczących czynności, powinno nam zależeć by skupił się na najważniejszym zadaniu: leczeniu ludzi. Im więcej tej dodatkowej, biurokratycznej pracy wykona personel pomocniczy tym efektywniejsza będzie nasza praca. Dam dwa przykłady pomysłów na dobrą organizację pracy. Przed laty zostałem zaproszony przez Profesora Wojciecha Olszyńskiego z Saskatoon w Kanadzie do wygłoszenia paru wykładów dla tamtejszego środowiska lekarskiego. To było spore wyzwanie, szczególnie wykład dla lekarzy uniwersytetu i studentów wymagał długotrwałych przygotowań. W czasie tygodniowego pobytu w Kanadzie miałem także okazję podpatrzeć pracę Profesora w Jego prywatnej przychodni. Cała dokumentacja jest prowadzona elektronicznie, recepty są także wypisywane przy pomocy komputera, a następnie są wysyłane drogą elektroniczną do wskazanej przez pacjenta apteki. Proste i przyjazne, nieprawdaż? Ale najbardziej zdziwiła mnie możliwość podania drogiego leku w cenie 300 dolarów kanadyjskich już na pierwszej wizycie, za który pacjent dopiero później zapłaci. Co więcej, nie musi pokryć tego kosztu jednorazowo, ale ma na to 6 miesięcy. Przyjazna procedura, oszczędzająca dodatkowej wizyty i dająca szansę na podjęcie kosztownej terapii. Moja siostra Małgorzata od dwóch dekad pracuje w Australii, jako lekarz pierwszego kontaktu, tzw. General Practitioner (GP). Wielokrotnie wysyła do specjalistów swych pacjentów; podoba mi się sposób komunikowania między nią a specjalistami. Odbywa się to drogą poczty elektronicznej, w ciągu 2 tygodni od konsultacji jej pełny tekst jest przesyłany. To zabiera sporo czasu, ale dzięki takiemu systemowi jakość opieki na pewno wzrasta.

sobota, 30 kwietnia 2016

W odpowiedzi na komentarz Czytelnika

Odpowiadając anonimowemu (niestety) Czytelnikowi na komentarz z 29.04 godz. 20;20 muszę stwierdzić, podtrzymując stanowisko z tekstu z 28 kwietnia, że w moim przekonaniu zdecydowana większość lekarzy to uczciwi ludzi i solidni lekarze spełniający wymagania etyczne. Taka generalna krytyka środowiska lekarskiego, w dodatku ukryta za parawanem anonimowości, nie jest wiele warta. Znam wielu znakomitych, uczciwych, oddanych pacjentom lekarzy.
Ale jak mówi przysłowie-łyżka dziegciu zepsuje beczkę miodu-oddaje prawdziwy stan rzeczy…

piątek, 29 kwietnia 2016

Zawód lekarz, część 20-ta: Etyka, jako podstawa zawodu lekarza


O etyce lekarskiej napisano tomy. Stworzono Kodeks Etyki Lekarskiej szczegółowo opisujący jak powinniśmy się zachowywać w codziennej pracy zawodowej. Nie mam zamiaru powtarzać znanych określeń ani ex katedra prawić morały i wskazywać co jest dobre a co złe. Chciałbym tylko zwrócić uwagę na dwa aspekty, dwa wymiary etyki w postępowaniu lekarskim. Pierwsza sprawa to indywidualne postępowanie lekarza, każdy swą postawą buduje własny wizerunek. Każdy z nas pracuje sam dla siebie i mozolnym trudem stara się wypracować własną pozycję zawodową i szacunek pacjentów. I drugi aspekt, odbiór społeczny naszych zachowań, jako grupy zawodowej. Ileż to razy słyszymy czy czytamy, że „lekarze to grupa przekupnych, chciwych osób” lub innymi, niepochlebnymi słowy opisuje się nasze środowisko. Śmiem twierdzić, że znaczna większość z nas, lekarzy spełnia podstawowe kryteria etyki zawodowej. Ale jest niezbyt liczna, ale dobrze zauważana przez pacjentów grupa lekarzy, którzy ewidentnie wykraczają poza te przyjęte powszechnie zasady. Ich wizerunek jest fatalny, ale, co gorsza, rzutuje to na całe środowisko lekarskie. Działania tych lekarzy powodują znaczące zaniżenie społecznej oceny lekarzy. Zatem dość oczywisty jest wniosek, że tacy lekarze powinni być szybko i skutecznie eliminowani z grona medyków. Tak się jednak nie dzieje, z ogromną szkodą dla całego środowiska. I nie mówię tu o błędach, jakie każdemu mogą się zdarzyć. Myślę o oszustach. Np. znam przykład, gdy lekarz w celu wyłudzenia kontraktu z NFZ wpisał do listy lekarzy przyjmujących w jego placówce „martwe dusze”, lekarzy, którzy nigdy tam nie pracowali. Ewidentne oszustwo w celu wyłudzenia pieniędzy!
I nic się nie stało, ten lekarza nadal pracuje w zawodzie. Gdzie był samorząd lekarski? Gdzie procedury karne?
W innej, głośnej na cały kraj historii dotyczącej znanego lekarza oskarżanego przez dziesiątki pacjentów o postawę całkowicie niezgodną z przyjętymi standardami i liczne malwersacje finansowe w jego obronie stanął konsultarnt wojewódzki w tej dziedzinie, znany profesor. W oficjalnym oświadczeniu w najlepszych słowach ocenił tego lekarza, ba, wręcz stawiał go za wzór do naśladowania. Nie dość, że po prostu kłamał, to jeszcze w ten sposób na szwank wystawił nie tylko własny wizerunek, ale godził w renomę macierzystej uczelni.
Albo będziemy skutecznie eliminować takich ludzi albo wszyscy będziemy odbiorcami negatywnych ocen społecznych. W wielu krajach np. skandynawskich, USA czy Wielkiej Brytanii standardy są zupełnie inne i środowisko lekarskie szybko i skutecznie pozbywa się „czarnych owiec”. Chcemy cieszyć się społeczną estymą, chcemy zaliczać się do elity społeczeństwa to nauczmy się dbać o własne interesy w odpowiedni sposób.

piątek, 22 kwietnia 2016

O modelu kariery uniwersyteckiej

Jaki powinien obowiązywać wzór kariery akademickiej w odniesieniu do osobistego awansu zawodowego? W ostatnich latach wiele osób uzyskało stopień doktora habilitowanego, mamy także sporo młodych profesorów. Naturalne jest, że ci ludzie szukają dla siebie drogi dalszego rozwoju, która w oczywisty sposób wiąże się z możliwościami objęcia samodzielnych stanowisk kierowniczych. A liczba tych stanowisk nie jest nieograniczona stąd powstaje pytanie jak powinna być regulowana kwestia obsadzania pozycji kierowniczych w uczelniach. Popatrzmy na inne obszary życia publicznego; Prezydent RP może swą zaszczytną funkcję pełnić przez dwie pięcioletnie kadencje, ale nie ma limitu dla czasu zajmowania stanowiska premiera, posła, senatora czy prezydenta miasta. Wracając na podwórko akademickie; tu czas piastowania funkcji rektora lub dziekana też jest ograniczony do dwóch kadencji.
• Zatem warto zadać pytanie czy funkcja kierownika katedry nie powinna być ograniczona czasowo?
• Czy dobrze jest, że w naszych realiach osoba, która uzyska takie stanowisko w zasadzie pełni je do końca pracy zawodowej?
• Czy na pewno zawsze jest ona w stanie sprostać wyzwaniom czasu?
• Czy nie należy dać szansy młodszym, dynamicznym kolegom?
W wielu krajach o wysoko postawionej nauce preferuje się wybór młodych osób, raczej w pobliżu 40-tki na stanowiska kierownicze, a byli szefowie pełnią nadal ważną rolę, jako konsultanci, eksperci i doradcy. Taki wzorzec wymiany pokoleń gwarantuje niezbędny rozwój i dynamikę uczelni bez odrzucania dorobku wcześniejszych liderów.
Proszę Czytelników o opinie w tym niezwykle ważnym obszarze, decydującym w znacznym stopniu o poziomie nauki i dydaktyki w każdej uczelni.

środa, 20 kwietnia 2016

Wyniki ankiety z 12 kwietnia

Wyniki ankiety z 12 kwietnia

piątek, 15 kwietnia 2016

Zawód lekarz, część 19-ta: Wyobraźnia i umiejętność przewidywania


Ten punkt mógłby śmiało być dołączony do rozdziału „wiedza” lub „doświadczenie”, ale zdecydowałem się go przedstawić osobno. Uważam, że wyobraźnia i umiejętność przewidywania to coś więcej niż tylko pochodna wiedzy i doświadczenia. To wypadkowa pewnych nabytych i wrodzonych cech lekarza. Można posiąść wiedzę, ale nie oznacza to automatycznie, że staniemy się wystarczająco przewidujący. Powinniśmy być jak szachiści, najlepsi z nich potrafią przewidzieć wszystkie możliwe warianty ruchów pionków i figur na szachownicy na około 20 posunięć naprzód. Dobry lekarz to ten, który potrafi dzięki wiedzy, doświadczeniu i wyobraźni przewidzieć najróżniejsze scenariusze. Szczególnie ważna jest umiejętność przewidzenia wystąpienia pogorszenia stanu chorego i podjęcia na czas odpowiednich kroków zapobiegawczych. Podam przykład takiego braku wyobraźni, który skończył się tragicznie. Na oddział przyjęto mężczyznę w średnim wieku w celu diagnostyki nadciśnienia tętniczego. Po paru dniach został on na weekend wypisany na przepustkę do domu. Los chciał, że w piątek wykonano mu rtg klatki piersiowej, a wynik nie został sprawdzony przed wypuszczeniem go do domu. W niedzielę nastąpił nagły zgon pacjenta. Okazało się, że wykonane badanie wykazało obecność tętniaka aorty o czym ani pacjent ani lekarz nie mieli pojęcia. Nie można mieć pewności jak by się potoczyły losy tego pacjenta gdyby został w szpitalu, ale brak umiejętności przewidywania, a także zwykłej sumienności jest oczywisty. Zawsze lepiej zachować nieco więcej ostrożności niż kierować się samymi optymistycznymi scenariuszami.

wtorek, 12 kwietnia 2016

O polskim życiu "akademickim"...

Niedawno miałem zamiar przedstawienia cyklu niedawnych komentarzy Czytelników dotyczących spraw akademickich. Takich komentarzy nadeszło zbyt wiele, że trudno je wszystkie ponownie prezentować. Dominującym nurtem jest krytyka drogi kariery akademickiej. Trudno mi dociec dlaczego neguje się sens rozwoju naukowego jednocześnie przeciwstawiając mu rozwój kompetencji czysto lekarskich. Te komentarze z marca można łatwo przeczytać na blogu, to przykra lektura.

  • Dlaczego tak wiele osób nie akceptuje w ogóle ścieżki zawodowej nakierowanej na naukę?
  • Czy dobry naukowiec nie może być równocześnie dobrym lekarzem?
  • A może to pokłosie obserwacji codziennego życia akademickiego będącego naszym udziałem?
  • Może po prostu słowo „kariera” akademicka nic nie znaczy, kariera, rozumiana, jako sukces będący wynikiem mozolnej pracy w istocie nie istnieje?
  • Może ci spośród nas, którzy osiągnęli pozycję w świecie nauki i tak nie znajdują uznania w macierzystych uczelniach i nie mają szans na uzyskanie samodzielnych stanowisk „należnych” tylko „swoim”?

Gdyby ta teza była prawdziwa to negacja sensu uprawiania nauki może być uznana za w pełni uzasadnioną.

Poniżej przedstawiam interaktywną ankietę, proszę o odpowiedzi do godziny dwudziestej 20 kwietnia. Wieczorem tego dnia zaprezentuję jej wyniki. Proszę zaznaczyć wszystkie odpowiedzi, które uznasz za właściwe.

piątek, 8 kwietnia 2016

Zawód lekarz, część 18-ta: Aparatura medyczna

W procesie diagnostycznym coraz większe znaczenie przypada różnego rodzaju badaniom, a zmniejsza się rola tradycyjnego badania fizykalnego. Nieraz w czasie ćwiczeń ze studentami boleję nad faktem, że ustalenie np. granic serca przy pomocy badania opukowego stwarza takie trudności. Wręcz słyszę, „po co mamy się tak męczyć skoro jest UKG?” Nie podzielam tego poglądu, nie zawsze mamy pełną dostępność do metod diagnostycznych i np. dobre badanie fizykalne w gabinecie lekarza rodzinnego to podstawa do wszelkich dalszych kroków. Ale od postępu nie uciekniemy, znaczenie sprzętu rośnie. Zatem możliwości wykonywania badań diagnostycznych przy zastosowaniu wszelkich, najnowszych dostępnych metod z pewnością ma duże znaczenie dla pracy lekarza. Ale nie tylko same urządzenia będą decydowały o jakości naszej pracy; musimy dokładnie poznać możliwości każdej maszyny, a uzyskiwane wyniki muszą być jasno i czytelnie opisywane. Nie zawsze opis badania obrazowego czy histopatologicznego jest w pełni zrozumiały dla lekarza zlecającego badanie. Stąd bardzo przydatne są cykliczne spotkania typu „kominków radiologicznych”, jakie dawniej na stałe były wpisane w nasz dzień pracy. Cyklicznie, raz na parę tygodni spotykali się radiolodzy z klinicystami by omawiać konkretne przypadki i przedstawiać obrazy badań rtg. Ścierały się wówczas różne punkty widzenia, jest zrozumiałe, że inaczej widzi problem lekarz prowadzący, a inny pogląd ma radiolog, który nie zna wielu szczegółów dotyczących chorego. Z pewnością taka forma komunikowania między klinicystami i diagnostami umożliwia prawidłowy tor postępowania diagnostycznego i leczniczego.

piątek, 1 kwietnia 2016

Podsumowanie marca

Od dłuższego czasu nie zamieszczałem na blogu tekstów podsumowujących mijający miesiąc. W marcu zanotowałem dużą liczbę wejść (blisko 5000) oraz aktywność Czytelników mierzoną dużą liczbą nadesłanych komentarzy. Wydarzenia z marca skłoniły mnie do napisania paru zdań. Dwie sprawy skupiły uwagę Czytelników; chronologicznie były to wybory nowych władz Wydziału oraz odejście naszego kolegi doktor Daniel Sabata. Jego śmierć poruszyła wiele osób, nie mogłem być obecny na pogrzebie, ale wiem, że w ostatniej drodze Daniela towarzyszyło Mu bardzo liczne grono jego znajomych i przyjaciół. Daniela nie ma już wśród nas, ale może warto chwilę przystanąć i spróbować naśladować choć niektóre z Jego cech?
I druga sprawa, wybory władz. Chyba nie było dla większości pracowników zaskoczeniem wybór Prof. Misiołka na kolejną kadencję, ale pewną niespodzianką dla mnie była ogromna liczba komentarzy, jakie nadeszły od Czytelników bloga w nawiązaniu do tekstów marcowych. Znakomita z nich dotyczy najważniejszych spraw życia akademickiego. Fakt, iż wiele osób ciągle żyje sprawami uczelni powinno cieszyć, ale jednocześnie świadczy nie tylko o trosce, ale pokazuje także frustrację i rozczarowanie dotyczące naszego codziennego życia akademickiego. Szczególnie ważne są liczne głosy studentów, dziękuję za nie.
Dlaczego takie dyskusje i wymiana poglądów nie toczą się na niwie organów kolegialnych uczelni lub na łamach comiesięcznego wydania Newslettera? Dlaczego chowamy się za parawanem anonimowości komentatora na blogu? Żadna instytucja, a w szczególności uczelnia wyższa nie może funkcjonować bez otwartej dyskusji. Przecież dyskusja na tego rodzaju forum, jak blog nie zastąpi rzeczywistej wymiany poglądów, życie wirtualne nie może wyprzeć prawdziwej, żywej dyskusji między ludźmi. By taka dyskusja mogła mieć miejsce potrzeba woli ze strony władz oraz pracowników.
Czy taka wola istnieje? Patrząc na aktywność na blogu można zakładać, że pracownicy akademiccy widzą potrzebę dyskusji oraz zmian w życiu akademickim.
Zatem ruch należy do władz uczelni…

czwartek, 31 marca 2016

O polskich uczelniach medycznych przeczytane w prasie

NIK ocenia uczelnie medyczne: Studenci skarżą się na poziom zajęć praktycznych

piątek, 25 marca 2016

Życzę czytelnikom pogodnych
Świąt Wielkiej Nocy
oraz powodzenia
w życiu rodzinnym
i zawodowym

środa, 16 marca 2016

Msza żałobna za dr Daniela Sabata 19.03.2016 o godz. 11 w kościele NSPJ w Zabrzu Rokitnicy

wtorek, 15 marca 2016

Wspomnienie Profesor Bogny Drozdzowskiej o Danielu Sabacie

Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych…

19 września 2015 r. - sobota
Piękny wrześniowy dzień. Słońce świeci od rana, w godzinach wczesnopopołudniowych jest ponad 20 stopni. Wracam do domu spod Radomia. Dzwoni do mnie kolega z pracy i mówi, że Daniel miał zatrzymanie krążenia w trakcie zabiegu…
Przyjmuję to z obawą, ale nie traktuję poważnie. No, bo będzie wszystko dobrze. Sobotni wieczór. Oglądam z rodziną jakiś film, jest sympatycznie... Ten sam kolega dzwoni i mówi, że Daniel jest na OIOM-ie, że… a ja płaczę (z bezsilności, z bólu, z żalu, zadając sobie pytanie: dlaczego?) - bo przecież rozmawiałam z Nim 2 dni wcześniej w pracy (w czwartek 17 września) - cieszył się, że wreszcie będzie miał zabieg, który przyniesie jakieś rozwiązanie diagnostyczne. Pożegnaliśmy się do przyszłego tygodnia.

13.03.2016 r. - niedziela
Od tamtej soboty mija prawie pół roku. Trwam przez ten czas w zawieszeniu, bowiem Daniel jest w śpiączce; chociaż w śpiączce to jednak jest. Mimo posiadanej wiedzy medycznej gdzieś tam tli się iskierka nadziei, że może jednak jakoś się uda, jakoś to będzie.
Dr Daniel Sabat – osoba wyjątkowa, rzadko dziś spotykana, posiadająca w sobie mnóstwo pięknych cech. Człowiek uczynny, pomocny, koleżeński. Zawsze spokojny i opanowany, pogodny i uśmiechnięty. Lubiący swoją „patomorfologiczną” pracę, dokładny, rzeczowy, przywiązujący wagę do szczegółów. Zawsze znajdujący czas w razie potrzeby pomocy tak w sprawach zawodowych (tych związanych ze szpitalem oraz z uczelnią), jak i prywatnych. Na wszystkich naszych spotkaniach w Katedrze i Zakładzie Patomorfologii w Zabrzu zawsze z aparatem fotograficznym w ręce, żeby został ślad. Miłośnik historii medycyny i Wilna. Dla mnie od początku pracy w Katedrze i Zakładzie Patomorfologii w Zabrzu, a więc od 20 lat kolega – niezastąpiony kolega. Po prostu dobry Człowiek.

Godz. 21.15 - dostaję sms o treści: „Daniel właśnie odszedł na zawsze”...

Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych – i to prawda. Doktora Daniela Sabata nikt nie zastąpi. Bo czy są ludzie posiadający te wszystkie Jego cechy?
Dziękuję Ci, Danielu, że spotkałam Cię na swojej ścieżce życia
Bogna Drozdzowska

poniedziałek, 14 marca 2016

Słowa dr hab. Janusza Bursy o Danielu Sabacie

W pełni podzielam opinie prof. W. Pluskiewicza - dr D. Sabat był wspaniałym, uczciwym, rzetelnym Pracownikiem naszej Uczelni. Jego pasją była historia i dociekanie prawdy. Spokojny, zrównoważony, przemiły. Może nie wszyscy wiedzą, że spędzał dużo czasu (mając ku temu akredytację) w Wydziale IPN w Katowicach. Był członkiem tzw. Komisji Historycznej, powołanej przez Rektor Małecką dla wyjaśnienia kontaktów pracowników Uczelni ze służbami specjalnymi, również w niejasnych okolicznościach rozwiązanej. Przewodniczącym był prof. Grzegorz Opala.
Miałem zaszczyt współpracować z dr Danielem. Składam Mu wyrazy Wielkiego szacunku.

Wspomnienie o doktorze Danielu Sabacie

Wczoraj zmarł nasz kolega doktor Daniel Sabat. W wyniku powikłań po zabiegu chirurgicznym przeprowadzonym w warunkach ambulatoryjnych we wrześniu 2015 roku doszło do poważnego uszkodzenia mózgu i od tego czasu dr Sabat pozostawał w stanie śpiączki. To ogromna strata dla naszego środowiska.
Nieraz słyszymy opinie, że nie ma osób niezastąpionych, ale dr Sabat wyłamuje się spośród tego schematu. Jego postawa odbiegała od znanych standardów. Zawsze miał dla każdego czas, spokojny, zrównoważony, uśmiechnięty. Od lat prowadził studenckie koło naukowe, przez które przewinęło się setki studentów. Był także znawcą zagadnień historycznych, tych dotyczących np. Wileńszczyzny, ale głównie pasjonował się historią naszej uczelni. Ale wspominając Daniela najważniejszy dla mnie jest wspólnie spędzony czas podczas posiedzeń Senatu uczelni. W latach 2005-2012 obaj zasiadaliśmy w tym najważniejszym, wybieralnym organie kolegialnym akademickim. To był trudny czas, uczelnia przeżywała poważny kryzys ekonomiczny. Posiedzenia Senatu bywały burzliwe, a ówczesna Rektor Prof. E. Małecka-Tendera niezbyt przychylnie przyjmowała opinie niezgodne z jej poglądami. I chyba jedynym członkiem Senatu, którego krytyczne uwagi przyjmowała spokojnie był właśnie dr Sabat. Nigdy nie kierowały nim jakieś niejasne intencje, nie uczestniczył w żadnych „podchodach”, nie był związany z żadną grupą interesów. Zawsze motywowały Go tylko szlachetne intencje. Co więcej, zawsze był znakomicie przygotowany do posiedzenia i potrafił dostrzec nawet najmniejsze nieścisłości w przygotowanych dokumentach czy projektach uchwał. Jeśli zabierał głos to z reguły w miał rację wnosząc wartościowe zmiany do finalnych efektów pracy Senatu.
W dobie prymatu pieniądza, w czasie gonitwy za sukcesem takiego, skromnego zaangażowanego człowieka, bez reszty oddanego sprawom uczelni, dodatkowo obdarzonego ogromną kulturą osobistą trudno będzie zastąpić.

Będziemy o Tobie pamiętać, Danielu.

niedziela, 13 marca 2016

Daniel Sabat

Dziś zmarł Daniel Sabat.

piątek, 11 marca 2016

Zawód lekarz, część 17-ta: Możliwości rozwoju

Medycyna to jedna z najszybciej rozwijających się dziedzin nauki. W ciągu tygodnia przybywa więcej informacji niż w XIX wieku w okresie 10 lat! Nikt nie jest w stanie nadążyć za tym oszałamiającym postępem, stąd coraz szybsza specjalizacja w wąskich dziedzinach nauki. Dla każdego lekarza możliwość rozwoju zawodowego jest bardzo ważną kwestią. Na początku drogi zawodowej w trakcie przygotowywania się do egzaminu specjalizacyjnego ta potrzeba wydaje się oczywista, ale potem wcale nie znika wymóg nadążania za postępem wiedzy. Nie każdy szef rozumie taką potrzebę ustawicznego szkolenia, a wymagania by zrealizować kontrakt niejednemu przesłaniają cały świat. Zatem dobre miejsce pracy to takie skąd można czasem pojechać na kongres czy kurs, a lekarz chcący nadążać za postępem wiedzy nie był postrzegany, jako ktoś utrudniający codzienną pracę z pacjentem.

poniedziałek, 7 marca 2016

Wyniki ankiety z 2 lutego 2016

środa, 2 marca 2016

Kilka słów refleksji

Obserwacje otaczającego życia publicznego, tego z własnego „ogródka” jak i tego nazwijmy to „krajowego” teatru zdarzeń z okresu ostatnich dni i tygodni skłaniają do sformułowania paru zdań refleksji.

Udział w życiu publicznym to zaszczyt i zobowiązanie. To przywilej sprawowania władzy, ale i odpowiedzialność za własne słowa oraz, co znacznie ważniejsze, czyny. Osoby aspirujące do pełnienia takich eksponowanych stanowisk muszą spełniać wiele warunków dotyczących ich kompetencji, ale to nie wystarczy. Potrzebne są pewne dodatkowe cechy: opanowanie, kultura, umiejętność wsłuchiwania się w głos innych osób, zdolność do kompromisu, stosowanie w życiu reguł czystej gry, prawdomówność. Tych cech jest znacznie więcej, nie będę ich wszystkich wyliczał, pozwolę sobie wymienić kilka tych, które dyskredytują osoby chcące aspirować do miana lidera.
Działania zakulisowe, plotki, obmawiania za plecami, budowa grup wąskiego interesu, matactwa, używanie argumentów nie merytorycznych, niskie motywy działania nie biorące pod uwagę prawdziwego interesu grupowego czy wręcz posługiwanie się kłamstwem to niektóre cechy niegodne prawdziwego lidera czy też kandydata do takiej roli.

Na prawdziwy autorytet, na rzeczywiste uznanie pracuje się lata. Podważyć autorytet, zniweczyć uznanie społeczne można szybko, opinia publiczna nie akceptuje pewnych zachowań.

Noblesse oblige…

Hot news!

Dziekanem naszego Wydziału ponownie został Profesor Maciej Misiołek.
Gratulacje, Panie Profesorze!

niedziela, 28 lutego 2016

Ważny list Czytelnika dotyczący plagiatów

Plagiat i co dalej?


Mimo młodego wieku doświadczyłem praktycznego spotkania z etyką naukową, a konkretniej, z najbardziej powszechnym przykładem nierzetelności naukowej: plagiatem.

Zostałem splagiatowany. Przez doktora. Doktor splagiatował magistra. Ale nie tylko przez doktora. Przez studentkę również. I za każdym razem spotkałem się z brakiem znajomości etyki naukowej (bardziej odpowiednie w tym kontekście jest angielskie pojęcie publication ethics) przejawiającym się tym, iż osoby, które winny podjąć stosowne działania, podejmowały je opieszale albo wcale.

Na początku chciałbym przedstawić sprawę dr Daniela Wiśniewskiego z Instytutu Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu Opolskiego w Opolu. Aby nie pozostawać gołosłownym, oto linki: retraktowany artykuł oraz przeprosiny.

Po wykryciu plagiatu zgodnie z zasadami etyki naukowej poinformowałem dr Wiśniewskiego o swoich zastrzeżeniach, wysyłając jednocześnie plik z konkordancją zapożyczeń z mojego artykułu. Plagiator przyznał się do zarzucanego mu czynu, poinformował również redaktora o zaistniałej sytuacji.

Redaktor czasopisma nie wiedział, jak się zachować, ponieważ, jak wyjaśniał, był to pierwszy przypadek w historii czasopisma, gdzie doszło do takiego incydentu. Sprawa nagle nabrała tempa, gdy mając już dość czekania kolejnych tygodni bez jakichkolwiek działań redakcji, zapowiedziałem dochodzenie roszczeń na drodze sądowej od Wydawcy.

Drodzy Czytelnicy, proszę pamiętać, iż mimo ewidentnego plagiatu mojego artykułu, jak również przyznania się plagiatora do zarzucanego mu czynu plagiat był przez długi okres czasu dostępny do pobrania na stronie internetowej czasopisma oraz repozytorium Uniwersytetu w Białymstoku, co nie powinno mieć miejsca!

Artykuł został retraktowany w oparciu o wytyczne Committee on Publication Ethics (COPE) uznanych za wiodące wśród wydawców czołowych czasopism naukowych, które wykorzystałem w procesie retrakcji artykułu; opisałem redaktorowi naczelnemu wszystkie kroki, które należało podjąć oraz sporządziłem notę retrakcyjną.

Wodzony ciekawością postanowiłem zapoznać się z innymi pracami dr Wiśniewskiego, sądząc, iż być może splagiatował mnie w innym artykule. Ciekawość tym razem doprowadziła nie do piekła, lecz do interesującego odkrycia: na jednym plagiacie się nie skończyło! Autor splagiatował mnie również w tekście opublikowanym w Czechach [Wiśniewski, D. (2015). Przyczyny i skutki zagrożeń w globalnym społeczeństwie XXI w. W S. Neslušanová, M. Niklová, i E. Jarosz (Red.), Sociální pedagogika ve světle společenského, institucionálního a individuálního ohrožení (ss. 284–290). Brno: Institut mezioborových studií].

Co więcej, szukając dalszych zapożyczeń dostrzegłem, iż w każdym z trzech artykułów dr Wiśniewskiego dostępnych internetowo autor dopuszcza się nierzetelności naukowej. Sporządziłem recenzję z 3 artykułów autora dostępnych w Internecie, więc weryfikacja zarówno źródeł, z których korzystałem, jak również zapożyczeń nie sprawia żadnych trudności. Na marginesie sprawy: trochę czasu w weekend poświęciłem na znalezienie plagiatów oraz ich opisanie, ale mam nadzieję, że efekt był wart włożonego wkładu pracy. Co godne odnotowania, wśród ofiar plagiatora jest m.in. niedawno zmarły Śp. Ojciec Profesor Leon Dyczewski.

Po raz kolejny postąpiłem zgodnie z rekomendacjami COPE, kontaktując się z dwojgiem współredaktorów 22 lutego, a mianowicie dr Silvią Neslušanovą, PhD oraz doc. PhDr. Miriam Niklovą, PhD informując o plagiacie w redagowanym tomie, dołączając konkordancję zapożyczeń.

Zgodnie z przyjętymi zasadami etyki naukowej, redaktor powinien wszcząć dochodzenie w sprawie możliwych naruszeń, a tymczasem Pani Docent Niklová wprawiła mnie w zdumienie: mam się skontaktować z recenzentami tomu albo poinformować o zdarzeniu na forum naukowym w Polsce!

Szanowna Pani Docent, zgodnie z Pani sugestią, czynię to teraz, jednocześnie informując, iż zgodnie z publication ethics to Pani powinna podjąć stosowne działania, a nie kierować mnie do recenzentów czy stawiać w roli whistleblowera.

Tak jak wspominałem na wstępie, nie jest to jedyna sytuacja, w której styka się z plagiatem mojej pracy oraz brakiem stosownej reakcji osoby odpowiedzialnej za rozpowszechniany tekst.

Tym razem do plagiatu doszło na Uniwersytecie Jagiellońskim, sprawcą jest studentka, Agata Podosek, która dopuściła się plagiatu mojego tekstu w dwóch artykułach [Podosek, A. (2015). Pamięć ukryta w przestrzeni. ; Podosek, A. (2015b). The memory hidden in a space]. Dla studenta można być bardziej pobłażliwym, jednak w tym przypadku skala zapożyczeń robi wrażenie – to nie kilka zdań, ale całe partie tekstu. Oto zestawienie zapożyczeń dostępne do pobrania tutaj.

Skontaktowałem się z autorką drogą mailową, na co autorka odpowiedziała: „Gdybym wtedy miała czas to sprawdzić, pousuwać niektóre fragmenty, dodać więcej przypisów (…)”. Oj, nie mają czasu nasi studenci i naukowcy, nie mają… .

Plagiaty Agaty Podosek dostępne są na stronach internetowych Uniwersytetu Jagiellońskiego, a konkretnie na stronach Serwisu kompetencji międzykulturowych Instytutu Europeistyki UJ redagowanego przez dr Kingę Annę Gajdę. Dr Gajda w wiadomości mailowej z dn. 7 lutego adresowanej do mnie pisze, iż „(…) do wyjaśnienia sprawy dotyczącej plagiatu, artykuły p. Podosek zostały ściągnięte ze strony projektu” – słowa wymagają stosownego komentarza.

Po pierwsze, do momentu w którym piszę te słowa, tj. 28 lutego artykuły będące plagiatami są nadal dostępne do pobrania, naruszając zarówno etykę naukową, jak również moje prawa autorskie.

Po drugie, artykuły nie powinny zostać „ściągnięte” –artykuły będące plagiatem powinny zostać retraktowane. Retraktowane, Pani Doktor!


Możliwe, iż dr Gajda nie słyszała o retrakcji artykułu, więc 26 lutego wysłałem wiadomość mailową, w której piszę, iż artykuły Agaty Podosek winny zostać retraktowane. Co więcej, przesłałem link z przykładową notą retrakcyjną, aby dr Gajda mogła sprawnie retraktować artykuł. I co? I nic. Brak odpowiedzi, artykuły nadal dostępne do pobrania na witrynach Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Wcale mnie nie cieszy fakt wykrycia plagiatów. Raczej smuci, podobnie jak fakt nieznajomości obowiązujących procedur w przypadku wykrycia nierzetelności naukowej przez osoby odpowiedzialne za rozpowszechnianie publikacji.

Czy to właściwe, że ja, magister, wiem, jak należy postępować, podczas gdy ci, którzy piastują stanowiska, starsi wiekiem, tego nie wiedzą?

Dlaczego mimo wyraźnych wytycznych, którymi się dzielę, nie są prowadzone żadne działania albo są prowadzone opieszale?

Tomasz Burdzik
Uniwersytet Śląski w Katowicach
E-mail: tomasz.burdzik@gmail.com

piątek, 26 lutego 2016

Zawód lekarz, cześć 16-ta: Ortografia

Ortografia, no nie, czy warto iść tak szerokim wachlarzem wymagań stawianych lekarzom? Może tu można „odpuścić”? Absolutnie nie, lekarz nie ma prawa robić błędów ortograficznych. Czy można sobie wyobrazić słowo „rzeka” jako „żeka”? A „przerzut” jako „przeżót”? A może „chistoria horoby” przypada Ci, Czytelniku do gustu? Skalę zjawiska uświadomiły mi zajęcia ze studentami, którzy w czasie zajęć na V roku piszą historie choroby. Błędy ortograficzne występują w kilku procentach tych opracowań! Lekarz to zawód wyjątkowy i wymagania muszą być wyjątkowe. Czy można sobie wyobrazić podobne błędy w karcie wypisowej lub w opisie badania obrazowego? Analogicznie, jak w sentencji wyroku sądowego trudno byłoby za dobrą monetę przyjąć obecność podobnych błędów. Jak spowodować by takie fakty nie miały miejsca? Może warto, do wyników matury, dodać coś więcej, jako kryterium przyjęcia na studia medyczne?
PS. Osoby z tzw. dysleksją mogą realizować swe pasje zawodowe w wielu innych dziedzinach, byle nie tam gdzie wymagana jest znajomość języka polskiego na nieco wyższym poziomie niż podstawowy…

środa, 24 lutego 2016

Hot news

Profesor Janusz Skalski zajął drugie miejsce w konkursie na Krakowianina Roku w kategorii "Nauka".

Gratulacje, Januszu!

piątek, 19 lutego 2016

Zawód lekarz, część 15-ta: Kultura osobista

Ten punkt na liście warunków sprzyjających sukcesowi w pracy zawodowej może nieco zaskakiwać. Ale zgodnie z moimi obserwacjami to bardzo ważna kwestia. Wymagania stawiane nam, lekarzom są ogromne. Dotyczą one w pierwszej kolejności kompetencji czysto zawodowych, ale to nie wszystko. Lekarz musi swym zachowaniem i kulturą osobistą być wzorem do naśladowania. Używane słownictwo, stosunek do pacjenta, jakość stosowanych argumenty w relacji z chorym muszą być bez zarzutu. Zgodnie z moimi obserwacjami poziom kultury w polskim społeczeństwie stale obniża się. Niestety, środowisko lekarskie nie jest immunizowane na wpływ świata zewnętrznego. Nawet najlepszy lekarz niespełniający wymogów w zakresie kultury osobistej, zachowaniem przypominjący bardziej przysłowiowego „kibola” niż osoby ze szczytów hierarchii społecznej traci znaczną część swej wiarygodności. Kultura osobista to bardzo pojemne pojęcie, zależy w znacznym stopniu od wpływu domu rodzinnego, szkoły, a także świata zewnętrznego.
Opowiem dwie historie z życia wzięte; obie dotyczą tego samego lekarza. To był znakomity chirurg, mistrz skalpela. Pewna lekarka spotkała się z nim w czasie dyżuru na pogotowiu i poprosiła o konsultację z powodu podejrzenia zapalenia wyrostka robaczkowego. Chirurg zbadał dziecko, wykluczył appendicitis, a następnie w obecności małego pacjenta i jego rodziców zwyzywał lekarkę od idiotek. „Kto pani dał dyplom, co pani tu w ogóle robi!” krzyczał. Z tym panem miałem okazję spotkać się niebawem osobiście, gdy udałem się na pogotowie w celu podania anatoksyny przeciwtężcowej po głębokim skaleczeniu w ogrodzie. Wszystko by się normalnie odbyło, ale gdy lekarz zadał pytanie o mój zawód i uzyskał odpowiedź, że jestem lekarzem po prostu wyrzucił mnie z gabinetu. Usłyszałem, że mam sobie sam wypisać receptę i podać lek! Czy tak traktuje się kolegów, lekarzy? Cóż z tego, że to był świetny fachowiec skoro reprezentował opisany poziom kultury? Pewnie takich lekarzy nie jest dużo, ale jak wiadomo jedna łyżka dziegciu zepsuje beczkę miodu.

czwartek, 18 lutego 2016

Konkurs na Krakowianina roku - apel o głosowanie na kandydaturę Prof. Janusza Skalskiego

http://www.dziennikpolski24.pl/plebiscyt/karta/prof-janusz-skalski,32475,1520405,t,id,kid.html#glosuj

czwartek, 11 lutego 2016

Wspomnienie o Pani Profesor Bożenie Hager-Małeckiej

Z wielkim żalem przyjęliśmy wczoraj wiadomość o śmierci Pani Profesor Bożeny Hager-Małeckiej prof. zw. dr hab. n. med., doktora honoris causa Śląskiej Akademii Medycznej (obecnie Śląskiego Uniwersytetu Medycznego) w Katowicach.
W pamięci Jej uczniów- pediatrów, Pani Profesor była i pozostanie na zawsze nestorem polskiej pediatrii, niekwestionowanym twórcą Śląskiej Szkoły Pediatrycznej.
Pani Profesor była nie tylko wybitnym lekarzem, pracującym z wielkim powołaniem, ale
i naukowcem oraz społecznikiem. Cechowała Ją niezwykłą pracowitość i zaangażowanie w pracy, a przy tym wielka skromność. Przez wiele lat kierowała Katedrą i Kliniką Pediatrii w Zabrzu, a także pełniła funkcję specjalisty wojewódzkiego w dziedzinie pediatrii, starannie dbając o to, aby poziom leczenia dzieci w województwie śląskim był jak najwyższy. Pod Jej kierunkiem wykształciło się wiele pokoleń pediatrów. Zawsze miała na uwadze dobro dziecka. Dlatego też poświęcała swój cenny czas dodatkowo dla pracy w Sejmie. Wiedziała bowiem, że będąc posłem, choć bezpartyjnym, co nie było bez znaczenia w owych czasach, będzie miała większe szanse i możliwości wprowadzenia korzystnych dla dzieci zmian w zakresie opieki nad dzieckiem w Polsce. I nie myliła się. Pani Profesor udało się zdobyć fundusze i doprowadzić do wybudowania nowoczesnej części budynku pediatrii w Zabrzu, z którego korzysta do dnia dzisiejszego Klinika Hematologii Dziecięcej, Chirurgii Dziecięcej i Dializoterapii. To m.in. świadczy o wielkim zdeterminowaniu Pani Profesor i Jej wielkiej charyzmie. Potrafiła bowiem przekonać ówczesne władze do takiej inwestycji.
Niezwykle doceniamy także wizjonerskie myślenie o pediatrii Pani Prof. Bożeny Hager- Małeckiej, polegające na tym, że dziecko powinno mieć zapewnioną opiekę nie tylko ogólno- pediatryczną, ale przede wszystkim specjalistyczną i to na jak najwyższym poziomie. Temu właśnie podporządkowała swoje działania, próbując stworzyć nowoczesny, wielospecjalistyczny ośrodek leczenia dzieci. Było to myślenie wyprzedzające co najmniej o 20 lat naprzód dotychczasowe schematy myślenia na temat diagnostyki i leczenia dzieci. Pani Profesor stworzyła Oddział Intensywnej Terapii Dziecięcej, wydzieliła Oddział Hematologii Dziecięcej, stworzyła tzw. Szpital Dzienny dla Dzieci, pierwszy w Polsce, w którym można było diagnozować i leczyć te choroby u dzieci, które nie wymagają dłuższej niż jeden dzień hospitalizacji. Ponadto była inicjatorem powstania Oddziału Chirurgii Dziecięcej w ramach utworzonego Śląskiego Centrum Pediatrii w Zabrzu. Uważała bowiem, że opieka nad dzieckiem musi być zawsze kompleksowa. Swoimi działaniami stworzyła podwaliny pod nowoczesny pediatryczny ośrodek wielospecjalistyczny w Zabrzu, istniejący do dnia dzisiejszego. Wizja Pani Profesor sprawdziła się, o czym może świadczyć to, że w tym właśnie ośrodku powstało szereg oddziałów wysokospecjalistycznych, np. oddziały gastroenterologii dziecięcej, nefrologii i dializoterapii dziecięcej, endokrynologii dziecięcej. Wielu lekarzy - pediatrów, wychowanków Pani Profesor zdobyło specjalizację w w/w dziedzinach, a także w dziedzinie alergologii, pulmonologii dziecięcej, immunologii klinicznej czy reumatologii.
Pani Profesor prowadząc cotygodniowe zebrania naukowe nauczyła lekarzy, że trzeba się stale szkolić i pogłębiać swoją wiedzę oraz umiejętności praktyczne.
Słowa pani Profesor Bożeny Hager-Małeckiej, formułowane w latach 70-tych, które doskonale pamiętamy my, Jej wychowankowie tkwią nam w pamięci do dziś jak motto, że „dziecko, które trafi do Izby Przyjęć musi zostać zbadane przez pediatrę od stóp do głów bez względu na to czy otrzymało skierowanie do szpitala czy też nie”. Te słowa i to przesłanie nie straciło na znaczeniu do dziś.

Prof. dr hab. n.med. Katarzyna Ziora
Kierownik Katedry i Kliniki Pediatrii w Zabrzu


środa, 10 lutego 2016

Profesor Bożena Hager-Małecka nie żyje

Wczoraj w wieku 94 lat zmarła Profesor Bożena Hager-Małecka. To jedna z legend naszej uczelni, w czasie studiów spotkałem Panią Profesor i zdałem u Niej egzamin z pediatrii. Z całą pewnością wkład Pani Profesor w tworzenie podstaw nowoczesnej opieki lekarskiej nad najmłodszymi był ogromny i przyszłe pokolenia będą korzystać z Jej dalekosiężnych wizji.

O nauce słów kilka...

Chciałbym dziś podzielić się z Czytelnikami moimi najświeższymi spostrzeżeniami dotyczącymi publikowania prac naukowych. Dotąd opublikowałem 79 prac oryginalnych na łamach periodyków naukowych z tzw. Listy Filadelfijskiej. Pierwsza moja publikacja znalazła uznanie w czasopiśmie Ultrasound in Medicine and Biology w 1997 roku, zatem moje osobiste doświadczenia obejmują blisko dwie dekady. Kolejne badania publikowałem w różnych zagranicznych pismach zajmujących się zagadnieniami szeroko pojmowanego metabolizmu kostnego. Cykl publikowania zawsze był długi i trudny, poprawianie prac zgodnie z uwagami recenzentów było mozolne i pracochłonne. Niejedna praca była wysyłana wielokrotnie do różnych redakcji, ale korekty wprowadzane zgodnie z uwagami zawartymi w kolejnych recenzjach poprawiały jej poziom naukowy. Aż wreszcie otrzymywaliśmy list z upragnionym słowem: Accepted!
Opisuję ten pewnie znany wielu Czytelnikom proces z powodu ostatnich doświadczeń związanych z publikowaniem prac naukowych. Coraz częściej, już prawie jako reguła, pojawia się odpowiedź z redakcji, która odmawia wysłania pracy do recenzji. Zamiast merytorycznej oceny recenzentów otrzymujemy sztampową odpowiedź redaktora technicznego, że praca nie będzie poddana „peer review”. Zdarzyło mi się dwukrotnie, że praca wysłana wieczorem już o 8 rano następnego dnia była odrzucona! Czyżby redakcje pracowały całą dobę?!
Ostatnia wysłana praca w zamian za możliwość rozważenia oceny jakości pracy poprzez poddanie jej cyklowi oceny przez recenzentów otrzymała ofertę opublikowania pracy w bliźniaczym piśmie (oczywiście bez IF) za jedynie 1500 USD…Kwestia opłat pobieranych przez redakcje za publikowane prace zaczyna odgrywać coraz większą rolę. Wiele redakcji, także polskich czasopism, żąda wysokich kwot za publikowane artykuły. Tego zjawiska, przynajmniej w takiej skali dotąd nie obserwowałem. Mając odpowiednie środki finansowe można publikować prace, które niekoniecznie prezentują odpowiedni poziom naukowy.

Biznes przede wszystkim, pieniądz niszczy naukę…

piątek, 5 lutego 2016

Zawód lekarz, część 14-ta: Stres.

Stres towarzyszy nam codziennie, także w pracy. Musimy sobie jakoś z nim radzić, ale nie zawsze jest to łatwe. Ponadto, odporność na stres nie jest taka sama u każdego człowieka. Praca zawodowa, której celem jest ochrona najwyższego dobra, czyli zdrowia i życia człowieka naraża lekarzy na ciągły stres. Jak nie pozwolić stresowi zapanować nad nami, jak opanować nerwy? Nie sądzę, by była na to jedna, prosta recepta. Wydaje się jednak, że na jakąś część stresu towarzyszącego nam w pracy możemy mieć wpływ. Rosnące doświadczenie, zwiększająca się wiedza, świadomość, że na dyżurze lub obok w gabinecie jest bardziej doświadczony kolega mogący służyć pomocą w trudnych chwilach powinny skutecznie zmniejszać stres. Oceniając wpływ stresu na powodzenie w pracy lekarza nie można pominąć znaczenia miejsca i typu pracy. Inne narażenie na stres dotyczy neurochirurga, a inne lekarza rodzinnego. Pamiętam napięcie towarzyszące mi w czasie dyżurów w tzw. karetce reanimacyjnej, to były trudne godziny. Najtrudniej było opanować nerwy w momencie wyjazdu ze stacji pogotowia, nie wiedzieliśmy dokładnie, co zastaniemy na miejscu wypadku lub w domu pacjenta. Najbardziej stresujące były wyjazdy nocne oraz wypadki komunikacyjne. Niekoniecznie tłum zebrany na miejscu wypadku i uważnie obserwujący każdy nasz krok sprzyja utrzymaniu nerwów na wodzy. Ale musimy nauczyć się żyć ze stresem, musimy umieć go opanować, by móc spokojnie prowadzić skuteczne leczenie naszych pacjentów.