Z przyjemnością informują, że dr n. med. Maciej Hamankiewicz ze Śląskiej Izby Lekarskiej został wybrany prezesem Naczelnej Rady Lekarskiej
niedziela, 31 stycznia 2010
piątek, 29 stycznia 2010
O programie telewizyjnym, którego nie było
Dziś rano informowałem o programie, który miał dziś wyemitować Regionalny Oddział Telewizji w Katowicach. Jego zapowiedź zamieszczam poniżej. Niestety, program nie pojawił się na antenie. Jako pracownik tego szpitala, a także jako członek Senatu uczelni zwrócę się z zapytaniem do kierownictwa stacji telewizyjnej co spowodowało odwołanie programu. Wiem, że wiele osób oczekiwało nań z dużym zainteresowaniem i cała sprawa wymaga pilnego wyjaśnienia.
Adres redakcji:
TELEWIZJA POLSKA S.A. Oddział w Katowicach
40-953 Katowice, ul. Telewizyjna 1
z dopiskiem "Nasz reportaż".
Nasz reportaż
Piątek, godz. 18.50
29 stycznia w programie:
Reportaż „Cięcia wysoce inwazyjne” autorstwa Moniki Nawrot opowiada o lekarzu, prof. dr hab. n. med. Józefie Dzielickim, jednym z największych specjalistów w Polsce w dziedzinie chirurgii małoinwazyjnej.
Profesor Józef Dzielicki stworzył jeden z najlepszych oddziałów chirurgii małoinwazyjnej i jedyny ośrodek szkoleniowy w tej dziedzinie na Śląsku. Tworzył go przez prawie 20 lat. W momencie kiedy został powołany nowy dyrektor profesor Dzielicki stracił pracę, powód? przyjął pacjentkę z nowotworem, która pilnie wymagała operacji wbrew nakazowi dyrektora. Profesor stracił pracę dwukrotnie i dwukrotnie sąd przywrócił go do pracy, ale dyrektor w między czasie zlikwidował jego oddział. Po ponad 2-letniej walce w sądach pan profesor powrócił do pracy, ale dyrektor przesunął go na inny oddział, na którym nie może robić tego co robił najlepiej, czyli pomagać ludziom w takim zakresie w jakim może.
Zgodnie z uzyskaną informacją dziś o godz. 18.50 w programie regionalnym TV zostanie wyemitowany program dotyczący Profesora Dzielickiego.
czwartek, 28 stycznia 2010
Z życia Śląskiego Uniwersytetu Medycznego – posiedzenie Senatu 27 stycznia 2010
Wczorajsze posiedzenie Senatu nie było zbyt długie, ale kilka poruszonych spraw jest wartych uwagi.
Rektor uczelni Prof. Ewa Małecka-Tendera o uzyskaniu wsparcia finansowego z Unii Europejskiej na budowę Centrum Dydaktycznego w Katowicach-Ligocie. Jest to tym bardziej ważna informacja, że Unia sfinansuje w całości tą inwestycję.
Interesujące dane przekazał Prorektor ds. Nauki Prof. Jan Duława. Zestawienie dotyczyło dorobku naukowego uczelni wyrażonego liczbą punktów IF, tzw. punktów ministerialnych oraz liczby naukowych grantów ministerialnych za lata 2007 i 2008. Te dane są niestety bardzo niepokojące, regres, szczególnie w zakresie liczby grantów ministerialnych jest widoczny, a w zestawieniu z analogicznymi osiągnięciami innych uczelni medycznych wręcz dramatyczny. Jakby w uzupełnieniu wyniki pracy Senackiej Komisji ds. Rozwoju Kadry przedstawił Prof. Marcin Kamiński. Struktura wiekowa pracowników naukowo-dydaktycznych jest nieprawidłowa, przykładowo, w zależności od wydziału średni wiek profesora waha się w granicach 61-65 lat, doktora habilitowanego 51-55, a adiunkta 42-47. Mamy liczną grupę adiunktów i bardzo mało asystentów. Te liczby do pewnego stopnia tłumaczą zapaść w nauce, nie ma dynamizmu młodych asystentów, a wiek profesora bliski emerytalnemu to też nie jest zwykle czas największej aktywności, także na niwie nauki. Najgorzej wygląda sytuacja w zakładach teoretycznych, gdzie w zasadzie nie ma lekarzy, czy biolodzy i przedstawiciele innych profesji mogą dać podstawy wiedzy medycznej niezbędnej w czasie lat klinicznych? Nie sądzę.
Jest jednak nadzieja na poprawę dramatycznej zapaści naukowej, gdyż na 17 lutego zwołano wspólne posiedzenie Senackich Komisji Nauki, Rozwoju Kadry i Rozwoju Uczelni, na którym mają być dyskutowane drogi wiodące do zwiększenia naszej aktywności naukowej.
Społeczność akademicka oczekuje na zdecydowane kroki naprawcze.
Pani Rektor poinformowała nas także o piśmie skierowanym do niej przez dziennikarza Tomasza Szymborskiego, który pyta czy w naszej uczelni powstanie komisja historyczna, która, wzorem innych polskich szkół wyższych, zajmie się opracowaniem zagadnienia współpracy pracowników Śląskiej Akademii Medycznej ze Służbą Bezpieczeństwa. Ta kwestia także będzie przedmiotem dyskusji 17 lutego.
I na koniec, na moje pytanie czy planowane jest rozpisanie konkursu na stanowisko Dyrektora Biblioteki Głównej wobec odejścia na emeryturę mgr Ewy Pawłowskiej usłyszeliśmy odpowiedź twierdzącą.
poniedziałek, 25 stycznia 2010
Katastrofa naukowa w Śląskim Uniwersytecie Medycznym
Jednym z ważnych kryteriów poziomu nauki jest liczba grantów ministerialnych realizowanych w danej instytucji. Od wielu lat dwukrotnie w ciągu roku Ministerstwo Nauki rozpisuje konkurs dający możliwość uzyskania grantów habilitacyjnych, własnych lub promotorskich. Przed paroma dniami do wiadomości podano wyniki 38. konkursu.
Wyniki dla nas są porażające, pracownicy SUM złożyli zaledwie 16 projektów, a tylko 3 uzyskały akceptację! To jest absolutny nokaut, plasujemy się na szarym końcu polskich uczelni medycznych (wyniki innych uczelni w tabeli poniżej, nie dotarłem do danych dla CM UJ i CM UMK). Pod każdym względem odstajemy od innych uczelni, mamy najmniej złożonych wniosków (n=16), najniższą skuteczność (18,75%) oraz najmniejszą, bezwzględną liczbę wniosków do realizacji (n=3).
Warto zauważyć dużą aktywność uczelni z Warszawy, Poznania, Gdańska oraz Łodzi, a także fantastyczną (64-procentową) skuteczność kolegów z Białegostoku.
Nasz udział w całkowitej liczbie złożonych wniosków przez pracowników uczelni medycznych to 3,5%, ale już we wnioskach zatwierdzonych to tylko 1,86%, a nasza skuteczność to połowa średniej krajowej (34,6%).
Gdyby uwzględnić wielkość uczelni medycznych, a SUM to jedna z największych polskich uczelni medycznych, to obraz będzie jeszcze bardziej czarny.
Wnioski z naszej uczelni pochodziły z Wydziału Farmaceutycznego z Oddziałem Diagnostyki Laboratoryjnej (złożono 8 wniosków, z tego 2 wnioski uzyskały finansowanie) oraz z Wydziału Lekarskiego w Katowicach (złożono 8 wniosków, z tego 1 wniosek uzyskał finansowanie). Pozostałe wydziały SUM nie złożyły żadnego wniosku.
Mamy do czynienia z katastrofą, aktywność naukowa w uczelni zanika.
Konieczne są natychmiastowe działania poprzedzone ogólnouczelnianą, nieskrępowaną dyskusją.
Jakie warunki powinny być spełnione, by pracownicy chcieli pracować naukowo? Jest ich wiele, poniżej wymieniam kilka:
- Trzeba mieć pomysły badawcze, ale skoro dawniej nasza aktywność była znacznie wyższa oznacza to, że albo z uczelni odeszli liderzy lub nie są oni dziś zainteresowani pozyskiwaniem grantów,
- Muszą wśród nas być młodzi, dynamiczni pracownicy, to oni tworzą siłę napędową zespołów badawczych. Ale tych jest jak na lekarstwo w naszej uczelni
- Muszą być sprzyjające warunki realizacji grantu = współpraca na linii badacz – administracja musi być łatwa
- Procedury administracyjne muszą być jak najbardziej proste
- Badacz musi mieć pewność, że jego praca i wysiłek zostaną docenione przez bezpośredniego przełożonego i pracodawcę (w wymiarze materialnym i innym)
- I na koniec warunek trudny do „policzenia”: ważna jest atmosfera w uczelni, swoboda wypowiedzi, relacje między pracownikami, w końcu jakość kontaktów na linii pracownicy- władza.
Chyba najlepiej odzwierciedla to fragment Kodeksu Dobre Praktyki w Szkołach Wyższych:
„Uczelnie należą do tych instytucji, których prestiż społeczny i efektywność pracy w znacznej mierze zależą od panującego w nich etosu. Etos ten nie sprowadza się do postulatu respektowania prawa i norm zawartych w statutach poszczególnych uczelni… spoiwem formalnych i nieformalnych zaleceń oraz zasad, regulujących kwestie o istotnym znaczeniu dla kształtowania i utrzymania etosu, są dobre obyczaje w nauce …”
Rozejrzyjmy się wokół…
Uczelnia Medyczna w Polsce | Liczba wniosków złożonych | Liczba wniosków finansowanych |
Poznań | 76 | 34 |
Warszawa | 80 | 26 |
Łódź | 84 | 22 |
Gdańsk | 70 | 20 |
Lublin | 38 | 18 |
Białystok | 22 | 14 |
Szczecin | 40 | 13 |
Wrocław | 38 | 11 |
Katowice | 16 | 3 |
Na prośbę jedengo z Czytelników podaję źródło informacji: www.osf.opi.org.pl
niedziela, 24 stycznia 2010
sobota, 23 stycznia 2010
Młodzi, a problemy społeczne
Poniżej przedstawiam tekst nadesłany przez absolwentkę Akademii Ekonomicznej w Katowicach
Zwykło się mówić: „Wy młodzi jesteście przyszłością narodu”. Pokłada się nadzieje
w studentach. Wierzy się, że to właśnie oni będą walczyć o lepsze Państwo, budować społeczeństwo obywatelskie. Jak to faktycznie wygląda? Jak wielu młodych ludzi zainteresowanych jest sprawami społecznymi? Jak wielu się angażuje? Jeśli się angażują, to w jaki sposób?
Studentom uczelni wyższych zapewnia się wiele okazji do rozwoju. Możliwe są wyjazdy zagraniczne, staże w korporacjach, udział w wielu szkoleniach czy też działalność
w organizacjach studenckich. Mając do wyboru tak szeroki wachlarz możliwości, coraz więcej młodych osób przedkłada działanie na rzecz samorozwoju i samodoskonalenia nad działalność społeczną. Postępujące postawy konsumpcyjne, nastawienie typu „mi się należy”, wyścig szczurów, chęć szybkiej kariery to tylko niektóre postawy dzisiejszych dwudziestolatków. Z jednej strony takie działanie jest korzystne, ponieważ przyczynia się do wzrostu gospodarczego, a tym samym rozwoju kraju. Jednakże dla sprawnie funkcjonującego Państwa oprócz rozwoju gospodarczego niezbędne jest także budowanie społeczeństwa obywatelskiego. Zauważyć można bardzo małe zainteresowanie młodych sprawami społecznymi, a także brak poczucia odpowiedzialności za jego dobro. Coraz mniej popularne stają się akcje poruszające tematyki takie jak: walka o prawa studentów, zmianę ordynacji wyborczej czy wsparcie dla Państw borykających się z wieloma problemami czy też łamaniem praw człowieka. Istnieją stowarzyszenia studenckie podejmujące te tematy. Są nimi NZS, Parlament Studentów, Koliber i inne. Jednakże nie wygląda to tak, jak w latach 80-tych .Wtedy studenci masowo angażowali się w walkę o ich prawa i walkę z komuną. Był jeden główny cel, który jednoczył młodych i skłaniał do walki. Obecna sytuacja jest inna organizacje studenckie działają , ale już nie na tak szeroką skalę.
Studenci pytani o to dlaczego nie angażują się w działalność społeczną odpowiadają, że
i tak to nic nie zmieni, że polityka jest „brudna”. Są tego zdania, iż w polityce rządzą „układy, że nie warto się angażować. Młodzi specjaliści, naukowcy, którzy mogliby przyczynić się do rozwoju kraju, odchodzą do biznesu. Przyczyną tego są słabe zarobki
w sferze budżetowej, a także brak kultury politycznej w naszym kraju. Jak w młodych ludziach można zaszczepiać zamiłowanie do historii, ideałów, skoro, nawet rocznice historyczne nie obchodzi się z należytą godnością, towarzyszyć im zawsze muszą spory.
Jak zachęcić młodych do budowania społeczeństwa obywatelskiego? Działania te należy rozpocząć od wypracowania kultury politycznej elit obecnie rządzących, a także pokazanie iż możliwe jest prowadzenie merytorycznej polityki na wysokim poziomie.
Barbara Wnęk
piątek, 22 stycznia 2010
Czy Polska jest państwem prawa? – przykład z życia Śląskiego Uniwersytetu Medycznego
Pojęcie „państwo prawa” lub „państwo prawne” zrobiło w ostatnim dwudziestoleciu spektakularną karierę. Nic w tym dziwnego; po epoce panowania „najlepszego z systemów”, gdy prawo było lekceważone i notorycznie łamane przez ówczesne władze, społeczeństwo oczekiwało od niepodległej Polski bezwzględnego poszanowania prawa.
Czy te oczekiwania zostały spełnione?
Odniosę się do w tej mierze do niedawnych wydarzeń w naszej uczelni.
Ważną kwestią jest interpretacja wyników komisji konkursowych na stanowiska kierownicze w uczelni. Ostatnio wynik głosowania w komisji konkursowej dotyczącej obsadzenia stanowiska kierownika Kliniki Chirurgii, Wad Rozwojowych Dzieci i Traumatologii brzmiał: 4 głosy za, 2 głosy wstrzymujące, 1 głos przeciw”. Dziekan Wydziału Prof. dr hab. W. Król uznał ten wynik za nierozstrzygnięty i sprawa nie trafiła na posiedzenie Rady Wydziału. Na wczorajszym posiedzeniu Rady Wydziału (dn. 21.01.10) zwróciłem uwagę, że orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego jest jednoznaczne - wynik komisji jest rozstrzygający (patrz dokumenty z 19.01.2010). Dziekan stwierdził, że nie może dziś skierować sprawy do głosowania, bo musi uzyskać opinię prawników uczelni. A przecież orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego to ostateczna wykładnia prawa w Polsce, nikt nie może go zmienić, wszelkie dyskusje są nie na miejscu. Dziekan miał tylko jeden wybór, natychmiast skierować sprawę do decyzji Rady Wydziału, a każda inna decyzja jest nie do zaakceptowania.
Prawnicy z uczelni mają oceniać orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego pod kątem zgodności ze Statutem uczelni?!
Tak wygląda realizacja zasad państwa prawa w Śląskim Uniwersytecie Medycznym…
czwartek, 21 stycznia 2010
Ważny komentarz czytelnika
Panie Profesorze, piszę do Pana pod wpływem zdegustowania sytuacją, która miała miejsce dzisiaj w Klinice Okulistyki w Katowicach. W najbliższą sobotę tj. 23.01 będą się odbywały wybory do zarządu Oddziału Śląskiego Polskiego Towarzystwa Okulistycznego. Pani Profesor Romaniuk kazała okulistom zostać po odprawie, bo jak stwierdziła jako ustępująca przewodnicząca ma prawo wskazać nam na kogo mamy głosować!!!!! Czy faktycznie ma takie prawo???? Chodzi o to, żeby swój głos oddać na Panią Profesor Formińską-Kapuścik, a nie na innego kandydata. Czy w tej uczelni pracownicy nie mają prawa do samodzielnego myślenia i własnych decyzji, czy wszystko musi być zasugerowane bądź nakazane??? Czy tak się to powinno odbywać??? Ja mam jednak nadzieję, że my okuliści mamy własne zdanie, że nie ulegamy tak łatwo sugestiom!!!! Mam też nadzieję, że kontrkandydatem będzie Pan Profesor Wylęgała, o którym już kiedyś zostało napisane, że był najlepszym z kandydatów na kierownika katowickiej okulistyki. Panie Profesorze bardzo proszę o zamieszczenie mojego komentarza może jako oddzielnego wpisu tak by wielu okulistów, którzy czytają Pana blog mogło się z nim zapoznać i nie dać się takim sugestiom.
środa, 20 stycznia 2010
wtorek, 19 stycznia 2010
Wieści ze Szpitala Klinicznego nr 1 z Zabrza
Oddział Reumatologiczny w SK1 z dniem 1 stycznia 2010 został zamknięty. To FAKT. Czas pracy Poradni Reumatologicznej został ograniczony. Dzieci nie mogą być leczone EMBRELEM- to następne fakty.
My, rodzice dzieci ze schorzeniami reumatycznymi, z dużą pokorą i cierpliwością, długo znosiliśmy działania Dyrekcji SK1 nakierowane na pozbawienie naszych dzieci możliwości leczenia w SK1 jak i możliwości bycia prowadzonym przez Panią docent Mazur-Zielińską. W latach 2006-2008, Pani docent dysponowała tylko 4 łóżkami w jednym pokoju. Chłopcy i dziewczynki byli przyjmowani na zmianę. Na łóżko musieliśmy czekać po kilka tygodni. Okres jesieni i zimy to czas kiedy nasilają się dolegliwości reumatyczne. Z ulgą przyjęliśmy decyzję o przyznaniu jeszcze jednego pokoju dla małych pacjentów Oddziału Reumatologicznego. Nasza radość nie trwała długo: w listopadzie 2009 Pani docent poinformowała nas o WYROKU Dyrekcji- zamknięcie Oddziału Reumatologicznego w SK1 w Zabrzu.
Myśleliśmy, że to jakiś niesmaczny żart. Spotkałam się z dyrektorem Budzińskim, żeby zweryfikować tą informację. Dostałam zapewnienie, że dzięki aneksacji oddział będzie funkcjonował do końca marca 2010. Trzy miesiące to czas, który pozwoliłby nam, rodzicom na podjęcie odpowiednich kroków aby ratować miejsce, które przynosi ukojenie w bólu naszym skarbom. Do tego też zachęcał mnie Pan Dyrektor Budziński. Wierzyłam, że ma dobre intencje, że pragnie uśmiechu na twarzach naszych dzieci tak samo jak my. Styczeń 2010- wyrok został wykonany, bez ostrzeżenia, bez informacji do rodziców. Nikt również nie poinformował nas o zmianie czasu pracy Poradni Reumatologicznej. Terminy wizyt zastały ustalone w zaszłym roku, ku zaskoczeniu wielu rodziców zamiast Pani docent, w gabinecie przyjmował nefrolog. Brak rzetelnej informacji, zła wola decydentów, ich kłamstwa, to wszystko motywuje nas do działań, które pozwolą na dokładne prześwietlenie całej sprawy. Wierzymy, że media, NFZ, Ministerstwo, Rzecznik Praw Pacjent znajdą powód, który stoi za podjęciem decyzji o tak wysokiej szkodliwości społecznej. Sprawa na pewno nie jest transparentna. Oddział Alergologiczny stał się częścią innego oddziału szpitalnego, Oddział Reumatologiczny przestał istnieć. Tam gdzie jest dobra wola to i sposób na rozwiązanie się znajdzie. Stwierdzamy z całym przekonaniem brak chęci współpracy i niesienia pomocy ze strony władz SK1. Obowiązkiem rodzica dziecka chorego jest znaleźć najlepszą możliwą opiekę lekarską, obowiązkiem lekarza i menadżera stworzenie optymalnych warunków leczenia, gdzie celem jest zdrowie pacjenta a nie gry polityczne.
MIZS NIE MUSI BYĆ WYROKIEM
Drodzy rodzice dzieci dotkniętych dolegliwością M, bo tak nazywamy chorobę Marlenki, naszej 10-letniej córeczki. Chciałabym, aby nasza historia pomogła tym, którzy podobnie jak my jeszcze pół roku temu, czują rozpacz, lęk oraz mają poczucie wielkiej niesprawiedliwości losu. Lakoniczność, a w zasadzie brak informacji na temat choroby i stanu dziecka ze strony lekarzy, jeszcze mocniej wpływa na Wasze przygnębienie. Doskonale Was rozumiemy! W maju 2008r. Marlenka zaczęła przechylać głowę w prawą stronę. Została przebadana przez lekarza pediatrę, który w obrazie krwi nie widział żadnych odchyleń. Sama zdecydowałam się na terapię manualną Marlenki, w trakcie której zauważyłam częściową nieruchomość w stawach nadgarstków, szczególnie prawej rączki. Wykonane USG niczego nie wykazało. Powiedziano mi, iż może być obciążona genetycznie.
Do stycznia 2009 chodziłyśmy na terapię manualną i na basen. Na początku tego roku w prawym nadgarstku pojawiła się bolesność i pełna nieruchomość. Wystraszyłam się. Lekarz rodzinny skierował nas do chirurga. Ten włożył prawy nadgarstek Marlenki w gips. Moje dziecko bardzo cierpiało. Po wyjściu z gabinetu natychmiast go ściągnęłam. Po tym zdarzeniu pojechałyśmy do szpitala w Sosnowcu. Zapadła decyzja o hospitalizacji. Długo nie dostawałam informacji na temat stanu zdrowia mojej córki. Dzięki pomocy pana dr W. Lisiaka, doszło do spotkania z lekarzem, który w końcu nazwał i opisał chorobę Marlenki – Młodzieńcze Idiopatyczne Zapalenie Stawów, druga autoimmunologiczna choroba mojej córki obok Vitiligo. Chociaż Pani doktor była miła i współczująca, spotkanie z nią potraktowałam jak Dzień Sądu Ostatecznego. Wówczas dowiedziałam się, że Marlence włączono inwazyjne leki takie jak Encorton i Methotrexat. Niczego nie rozumiałam i bardzo się bałam o moje dziecko !
Ówczesna rzeczywistość pozbawiła mnie sił i chęci do dalszych poszukiwań. Pan dr Lisiak widząc moją inercję włożył mi w dłoń numer telefonu do Pani docent Mazur – Zielińskiej z Zabrza. Zachęcił mnie do walki o zdrowie i sprawność mojego dziecka. Wielkie podziękowania dla Pana doktora – to była najlepsza rzecz jaką mogłam zrobić dla Marlenki.
Od pół roku Pani docent zajmuje się zarówno ciałem jak i duchem naszej córki. Po dwóch długich pobytach w szpitalu Marlenka wpadła w depresję. Czuła się odrzucona przez klasę, odmówiła chodzenia do szkoły, żądając jej zmiany. Pani docent i na to znalazła panaceum. Obecnie Marlenka jest radosnym, energetycznym dzieckiem. Jest w doskonałej formie psychicznej i fizycznej. Gra w SIATKĘ , piłkę nożną, jeździ na rowerze, bije się z chłopakami….. Pomimo długiej , bo prawie dwu miesięcznej przerwie w szkole, ukończyła trzecią klasę z wyróżnieniem. Jesteśmy z niej bardzo dumni!
Nasze dziecko jest dotknięte MIZS, ale my się już nie boimy. Mamy pełne zaufanie do Pani docent Mazur Zielińskiej, która z dużą determinacją, oddaniem i miłością dla swoich małych pacjentów, codziennie zmierza się z biurokracją szpitalną oraz tysiącem innych przeszkód, jakie napotyka w swojej pracy.
Na łamach Niedzieli pragniemy podziękować Pani docent za uśmiech naszego dziecka, jej sprawność fizyczną, odzyskaną nadzieją, radość każdego dnia jak i cud, który nam się przytrafił !Druga choroba autoimmunologiczna Marlenki - VITILIGO, jest wygaszana w trakcie leczenia jej choroby zasadniczej MIZS. Dziękujemy Ci Boże za ten cud i prosimy o wsparcie i siłę dla naszej wspaniałej Pani Docent!
Przepełnieni wdzięcznością rodzice Marlenki
Dąbrowa Górnicza 11.12.2009
APEL
SPRAWNE ŻYCIE DLA DZIECI DOTKNIĘTYCH CHOROBAMI REUMATOLOGICZNYMI
Jestem mamą dziesięcioletniej dziewczynki dotkniętej MIZS. Choroba córki została zdiagnozowana pod koniec roku 2008. U Marlenki pojawiła się duża bolesność i nieruchomość nadgarstków. Została skierowana do chirurga, który założył gips na nadgarstki z toczącym się stanem zapalnym. Cierpienie mojego dziecka zmusiło mnie do natychmiastowego usunięcia gipsu. Zabrałam ją do szpitala w Sosnowcu. Tam, o czym dowiedziałam się zupełnie przypadkowo, wprowadzono do leczenia methotrexat i encorton w dużych dawkach. Brak zaufania do sposobu leczenia jak i instrumentalne podejście do Marlenki zmotywowała mnie do dalszych poszukiwań lekarza, który zapewniłby najlepszą możliwą terapię dla mojego dziecka. 2 tygodnie po pobycie w szpitalu w Sosnowcu, zdecydowałam się na następną hospitalizację w Zabrzu. Mimo fatalnych warunków socjalnych kontrastujących ze szpitalem w Klimontowie, z dnia na dzień rosło we mnie przekonanie, że podjęłam właściwą decyzję. Stan Marlenki się poprawiał, Pani docent Mazur-Zielińska stopniowo wycofała encorton oraz zmniejszała dawkę methotrexatu.
Jest grudzień 2009. Mija dziesiąty miesiąc, kiedy Marlenka jest pod opieką Pani docent Mazur-Zielińskiej. 10 miesięcy leczenia, systematyczne wizyty u Pani docent, minimalna dawka methotrexatu- moja córka jest w doskonałej formie psycho-fizycznej, gra w siatkę, tańczy Hip-Hopa, pływa, angażuje się w życie szkolne, jest szczęśliwa i sprawna, sprawniejsza nawet od niektórych zdrowych rówieśników. Nad tym pięknym obrazem zawisła niestety czarna chmura- oddział reumatologiczny od przyszłego roku będzie zamknięty! Marlenka i inne dzieciaki w podobny położeniu, pozbawiona będzie opieki lekarza, który całe swoje serce i życie poświęcił na niesieniu pomocy małym pacjentom dotkniętym chorobami reumatologicznymi. Z mojej wiedzy wynika, że w Polsce jest około 6 oddziałów reumatologicznych. Najlepszy z nich jest właśnie zamykany.
Nie wiem czym kieruje się NFZ podejmując takie decyzje. Optymalizacja kosztów, przy chorobach reumatologicznych jest bardzo krótkoterminowa. Nieleczone lub źle prowadzone przypadki doprowadzają do trwałego kalectwa u pacjentów. Koszty ponoszone z tytułu inwalidztwa są dużo wyższe niż zapewnienie czasowej opieki dzieciom, które jako sprawni dorośli z pewnością będą mieli swój wkład w budowanie funduszy NFZ.
Piszę ten list w imieniu wszystkich rodziców dzieci u których zawisła groźba inwalidztwa. To ludzie tworzą prawo, podejmują decyzje, które powinny służyć innym, dawać im możliwości dostępu do najlepszych ośrodków leczenia.
Oddział reumatologiczny w Zabrzu to nie tylko jeden z najlepszych ośrodków szpitalnych, to również ważny ośrodek pracy dydaktycznej z przyszłymi lekarzami. Sądzę, że chirurgowi, który popełnił kardynalny błąd decydując się na włożenie nadgarstków z toczącym się stanem zapalnym w gips, brakowało wiedzy z zakresu chorób reumatologicznych. Niewątpliwie taka ignorancja generuje wysokie koszty dla Narodowego Funduszu Zdrowia.
Marlenka, jak i wiele innych dzieciaków, wchodzi w stan remisji w rekordowym czasie 10 miesięcy. Czy nasze marzenia o sprawnym życiu się spełnią? My, rodzice dzieci chorych zrobiliśmy wszystko, żeby pomóc swoim skarbom. Teraz ich sprawność i przyszłość leży w rękach decydentów. Prosimy, nie odbierajcie nam szansy na normalne, szczęśliwe życie.
Edyta Janusz
Rzecznik rodziców dzieci leczonych przez Panią docent Mazur-Zielińską
poniedziałek, 18 stycznia 2010
Nihil novi sub sole...
Jednym z najbardziej gorących problemów końcówki roku była sprawa dotycząca zasad wyboru komisji konkursowych. W Wydziale Zabrzańskim od wiosny ubiegłego roku usiłowaliśmy wybrać komisję w sprawie wyboru kierownika Kliniki Chirurgii Stomatologicznej, co się nie udawało wobec stosowanego trybu nakazującego uzyskać większość bezwzględną. W Katowicach podobny problem dotyczy Kliniki Ginekologii; tutaj najpierw wybrano komisję (przy zastosowaniu prawidłowego sposobu obliczania głosów czyli zwykłą większość), wyniki ogłoszono na posiedzeniu Rady Wydziału by niebawem ogłosić, że wynik jest nieważny. Usiłowano post factum zmienić zasady (członkowie komisji mieliby być wybierani większością bezwzględną). Ta niedopuszczalna manipulacja napotkała na logiczny opór środowiska uniwersyteckiego - jak można zaakceptować tego typu praktyki?
Przedstawiono dwie niezależne ekspertyzy prawne, w tym jedną sporządzoną przez prawników NSZZ „Solidarność”. Obie jednoznacznie wskazywały, że wybór komisji powinien być oparty na zasadzie większości zwykłej. Władze uczelni powoływały się na opinię prawników uczelni, która prezentowała odmienne stanowisko. Obie ekspertyzy zewnętrzne zostały udostępnione opinii publicznej, ekspertyza uczelniana nie została upubliczniona. Każda ze stron konsekwentnie stała na swoim stanowisku, pat trwał. Nieoczekiwanie na grudniowym posiedzeniu Rady Wydziału w Zabrzu Dziekan Prof. W. Król oznajmił, że po posiedzeniu Senatu 17 grudnia Pani Rektor wspólnie ze wszystkimi Dziekanami ustaliła, że przy wyborze komisji konkursowej należy stosować zwykłą większość głosów. Dzięki temu stanowisku udało się sprawnie wybrać komisję w sprawie Kliniki Chirurgii Stomatologicznej. Wydawało się, że ten niepotrzebny nikomu konflikt został definitywnie zażegnany. Niestety, myliliśmy się. Władze uczelni odmówiły udostępnienia swej opinii prawnej, a sprawa wyboru komisji konkursowej w Katowicach ciągle nie jest zakończona.
Poniżej przedstawiam pismo Pani Rektor Prof. E. Małeckiej-Tendery skierowane do NSZZ „Solidarność” oraz jego interpretację Pani Prof. Aleksandry Kochańskiej (uzyskałem zgodę Związku „Solidarność” na ich opublikowanie).
Pytam zatem:
- Czy w uczelni obowiązuje różne prawo w poszczególnych wydziałach?
- Dlaczego zamiast rozwiązywać różne, ważne problemy uniwersytetu dopuszcza się do eskalowania zupełnie niepotrzebnego konfliktu?
Skierowana odpowiedź JM Rektor (KOP/0724-38/10) na prośbę Uczelnianej Organizacji Związkowej NSZZ "Solidarność" o otrzymanie opinii prawnej opracowanej przez radców prawnych Uczelni, a dotyczącej zasad wyboru członków komisji konkursowych jest dużym zaskoczeniem i wymaga parę słów komentarza. Nie jesteśmy środowiskiem prawniczym, nie mamy też obowiązku znać się na niuansach prawnych. Pani Rektor informuje nas, że opinia prawna sporządzona przez Kancelarię Lech i Partnerzy jest zgodna z opinią radców uczelni. To dlaczego głosowanie w sprawie wyboru członków komisji konkursowej "winno nastąpić wyłącznie w oparciu o definicję zwykłej większości głosów ALE! w zrozumieniu paragrafu 147 ust.1.pkt 1. Statutu SUM, który dla przypomnienia cytuję: zwykła większość głosów - liczba głosów "za" jest większa niż liczba głosów " przeciw". Przecież w opinii prawnej Lech i Partnerzy jest wyraźnie napisane, że taką procedurę stosuje się w przypadku kiedy mamy wybór JEDNEJ OSOBY lub głosujemy nad UCHWAŁĄ. Jeżeli dokonujemy wyboru między kilkoma alternatywnymi opcjami - a taki jest wybór członków komisji konkursowej, to obowiązuje procedura oddania głosu ZA KANDYDATEM (na liście przy nazwisku zaznaczamy to umownym znakiem). Wybranymi członkami komisji konkursowej zostają osoby, które w kolejności otrzymały najwięcej głosów. PRZECIEŻ TAK GŁOSOWALIŚMY OD DAWIEN DAWNA!!! Z treści pisma Pani Rektor jasno wynika, że radcy prawni uczelni NIE ZROZUMIELI treści opinii sporządzonej przez Kancelarię Lech i Partnerzy, a także Kancelarii Radców Prawnych i Adwokata s.c. J.Wiltos i Wspólnicy.
Jeżeli chodzi o wybory uczelniane (np. uczelniane, wydziałowe kolegium elektorskie), o których pisze Pani Rektor to należy przypomnieć art.71 ust.1 pkt. 6 Ustawy z dnia 27 lipca 2005 r. - Prawo o szkolnictwie wyższym (DZ.U. nr 164, poz. 1365), w którym czytamy: wybór uważa się za dokonany, jeżeli kandydat uzyskał więcej niż połowę ważnych głosów, chyba że statut uczelni wymaga innej większości kwalifikowanej (tzn. zaostrza to kryterium), a nie ZANIŻA jak czytamy w piśmie.
prof. A. Kochańska
piątek, 15 stycznia 2010
czwartek, 14 stycznia 2010
Z życia Wydziału Lekarskiego w Zabrzu
Dziś w Szpitalu Klinicznym nr 1 w Zabrzu, jedynym wielospecjalistycznym szpitalu uniwersyteckim wydziału zabrzańskiego miała miejsce uroczystość otwarcia wyremontowanego budynku, w którym będzie mieścić się Izba Przyjęć dla dorosłych, nowoczesny blok operacyjny oraz oddział reanimacji. Inicjatywa stworzenia tych jednostek szpitala powstała przed wielu laty. Dawniej w tym budynku znajdowała się ciasna Izba Przyjęć oraz sala wykładowa. Uroczystość swą obecnością zaszczycili goście; Rektor Ewa Małecka-Tendera, Prezydenta Zabrza Małgorzata Mańka-Szulik, Biskup Diecezji Gliwickiej Jan Wieczorek. Obecni byli pracownicy szpitala oraz uczelni. Gościem honorowym była Pani Profesor Anna Dyaczyńska-Herman, która była de facto spiritus movens inicjatywy powstania tego obiektu.
Wnętrze robi bardzo dobre wrażenie, przestronne i nowoczesne. To bardzo dobra wiadomość dla uczelni, studentów oraz pacjentów. Bolączką Zabrza od zawsze był brak oddziału reanimacyjnego z prawdziwego zdarzenia.
Poniżej zamieszczam zdjęcie budynku z zewnątrz.
Doceniając sukces nie można zapomnieć o kosztach wyposażania obiektu; są one znacznie wyższe niż nakłady na remont. Należy także pamiętać, że podjęte działania skutkowały likwidacją jedynej sali wykładowej wydziału bo za taką nie można uważać sali sekcyjnej w Katedrze i Zakładzie Patomorfologii.
Na spotkanie dyrektor szpitala dr med. Andrzej Drybański zaprosił kierowników klinik i ordynatorów, zatem pominięto kilku samodzielnych pracowników naukowych z tego szpitala. To smutne, że zapomniano o nich, w końcu to jest podobno szpital uniwersytecki…
środa, 13 stycznia 2010
Sens bloga
W ostatnich tygodniach parę osób zadało mi pytanie o sens prowadzenia bloga.
- Jeden z moich rozmówców zapytał: „czy twój blog coś zmienił w uczelni lub w świecie zewnętrznym? Po co tracić czas?”
- Inny skonstatował: „co z tego, że tyle wysiłku włożyłeś w opisywanie sprawy przeniesienia klinik z Zabrza na Ceglaną, skoro nikt się nie przejmuje tym co piszesz; świata nie zmienisz”.
- Trzeci głos: „a Rektor Andrzejak jak był tak jest rektorem i pewnie spokojnie doczeka końca kadencji”.
Nowy Rok to dobry czas by zastanowić się czy warto nadal poświęcać czas blogowi. Pod koniec roku przytoczyłem jednemu z moich przyjaciół powyższe uwagi. Ten odpowiedział w następujący sposób: „Gdy w latach siedemdziesiątych na dobre w naszej ówczesnej siermiężnej rzeczywistości realnego komunizmu zakorzeniała się opozycja demokratyczna i bezdebitowe druki ulotne, potem czasopisma i pozycje książkowe były coraz powszechniejsze wielu wzruszało ramionami i mówiło: po co to komu? Za naszego życia komuna nie upadnie, zostawmy idealistyczne mrzonki, nie warto się narażać, paszportu ci nie dadzą, dziecko ze studiów wyrzucą, a o talonie na malucha możesz zapomnieć! Jednak to nie oni okazali się mieć rację, to nie ci stojący z boku dobrze oceniali rzeczywistość, to oni byli defetystami, a biorący udział w opozycji (w różnej formie, nie każdy musiał od razu stać na pierwszej linii „frontu”) wzięli udział w demontażu systemu socjalistycznego”.
Jestem przekonany, że świat idei nie umarł także dziś i nadal jest o co walczyć. Nie wszystko jest na sprzedaż, nie wszystko można kupić. I choć dziś linie podziału są zupełnie inne niż przed laty to Polska, o którą walczyliśmy odbiega znacznie od wymarzonego, idealnego kształtu. Południowoamerykański wariant demokracji zamyka nam możliwości rozwojowe o jakie niegdyś toczyła się walka.
Poza dziesiątki tysięcy wejść na blog oraz setki komentarzy, jakie nadchodzą w do mnie to namacalne dowody, że istnieje zapotrzebowanie na krytyczne spojrzenie na otaczający nas świat, odbiegające od propagandowej papki serwowanej nam przez gazety i stacje telewizyjne.
wtorek, 12 stycznia 2010
Wielka orkiestra...
Jak od parunastu lat na początku stycznia z wielką pompą odbywa się zbiórka pieniędzy na rzecz różnych dziedzin służby zdrowia. W ciągu czasu istnienia tej inicjatywy w jej realizacji wzięło udział setki tysięcy, a może miliony głównie młodych ludzi. I choć oprawa tej jednodniowej akcji nie każdemu musi przypadać do gustu to nie sposób zaprzeczyć, że Owsiak potrafił zarazić swym optymizmem masę ludzi, wyzwala pozytywne emocje, a przede wszystkim w namacalny sposób wspiera polskie szpitale.
Niemniej spróbujmy spojrzeć na tę inicjatywę z innej strony. Zapewnienie opieki zdrowotnej to jeden z podstawowych, konstytucyjnych obowiązków państwa. W Polsce od „zawsze” opieka zdrowotna kulała, a kolejne rządy pozorowały działania naprawcze. Tak było w czasach PRL-u i tak pozostało.
Poniżej przytaczam tekst pokazujący jak bardzo jesteśmy w tyle za światem.
Orkiestra to taki wygodny dla władzy państwowej, bezkarnie zaniedbującej zdrowie swych obywateli (ostatnia kompromitacja z tzw. terapią ponadstandardową to jest w Polsce niestety norma, a w cywilizowanym świecie oznacza koniec kariery publicznej osób za nią odpowiedzialnych) wentyl bezpieczeństwa. Wszelkie media ochoczo wspierają Orkiestrę, a sprytne działania PR-owskie na tygodnie odwracają uwagę od skandalicznych zaniedbań ze strony szeroko rozumianej klasy rządzącej wobec systemu opieki zdrowotnej.
Słynne, bezczelne powiedzonko Urbana (dla przypomnienia młodszym Czytelnikom był on rzecznikiem rządu w latach osiemdziesiątych) „rząd się wyżywi” nie traci swej aktualności…
Chore wydatki na zdrowie
inf. wł., PAP
16.12.2009
Wydatki na ochronę zdrowia w Polsce należą do najniższych wśród krajów Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). W 2007 r. całkowite wydatki zdrowotne per capita w Polsce wynosiły 1 035 dolarów; mniej zanotowano jedynie w Meksyku (823) i Turcji (618 - dane z 2005 r.) - wynika z opublikowanego 8 grudnia raportu OECD "Health at a Glance 2009".
Najwięcej na zdrowie w przeliczeniu na jednego mieszkańca wydają Stany Zjednoczone - 7 290 dol. W czołówce jest też Norwegia (4 763), Szwajcaria (4 447) i Luksemburg (4 162 - dane z 2006 r., jednak tu wydatki przeliczono tylko na każdego ubezpieczonego). Średnia dla 30 krajów OECD wynosi 2 984 dolarów. Warto dodać, że całkowite wydatki zdrowotne per capita na Węgrzech wynoszą 1 388 dol., na Słowacji - 1 555, a w Czechach - 1 626.
Jeśli chodzi o same publiczne wydatki na zdrowie jednego mieszkańca, Polska jest także na 3. miejscu od końca (733 dol.), wyprzedzając ponownie jedynie Turcję (441) i Meksyk (372). Średnia OECD to 2 193. Najwięcej z publicznej puli na zdrowie wydaje Norwegia (4 005), a także Luksemburg (3 782), USA (3 307) i Holandia (3 126). Publiczne wydatki zdrowotne per capita na Węgrzech wynoszą 980 dol., na Słowacji - 1 040, a w Czechach - 1 385.
Jeśli wziąć pod uwagę same prywatne wydatki na zdrowie, Polska (302 dol. "na głowę") wyprzedza Turcję (177) i Czechy (241). Średnia OECD to 791. Najwięcej z własnej kieszeni na zdrowie wydają Amerykanie (3 982), Szwajcarzy (1 799) oraz Kanadyjczycy (1 169). Przeciętny Węgier musi wysupłać co roku 408 dolarów, a statystyczny Słowak - 516.
Całkowite wydatki zdrowotne per capita, publiczne i prywatne, 2007:
Nieciekawie dla Polski wygląda również zestawienie wydatków zdrowotnych na tle Produktu Krajowego Brutto. W naszym kraju na zdrowie wydaje się zaledwie 6,4% PKB, gorzej jest tylko w Meksyku (5,9%) i Turcji (5,7%). Średnia dla OECD wynosi 8,9%, natomiast największy odsetek PKB na ochronę zdrowia przeznacza się w USA (16%), Francji (11%) i Szwajcarii (10,8%). Czechy na opiekę zdrowotną wydają 6,8% PKB, Węgry - 7,4%, a Słowacja - 7,7%.
Sektor publiczny jest głównym źródłem funduszy zdrowotnych we wszystkich krajach OECD, z wyjątkiem Meksyku i USA. W 2007 r. w USA 45% wydatków zdrowotnych pochodziło ze źródeł publicznych, podczas gdy średnia dla całej grupy OECD to 73%.
Mimo największych nakładów na zdrowie, średnia oczekiwana długość życia w USA wynosiła w 2007 r. 78,1 roku, podczas gdy średnia dla krajów OECD - 79,1. Krócej do Amerykanów żyją jedynie mieszkańcy Czech (76,99), Polski (75,35) i Meksyku (75), którzy wydają na zdrowie o wiele mniej. Autorzy raportu wskazują jednak, że oczekiwana długość życia tylko częściowo zależy od wydatków zdrowotnych i jakości opieki zdrowotnej. Wpływ na nią mają także takie czynniki, jak odsetek ludzi otyłych w społeczeństwie, czy odsetek zgonów z przyczyn nienaturalnych.
Raport OECD "Health at a Glance 2009" przynosi także wiele innych interesujących danych, np. na temat odsetka przeżyć 5-letnich w raku piersi, który w latach 2002-07 w Polsce wynosił 61,6%, podczas gdy w Czechach (2001-06) 75,4
%, a w USA (200-05) 90,5%. Średnia liczona dla 14 krajów OECD wyniosła 81,2%.
Jeśli z czegoś można się cieszyć, to chyba tylko z tego, że odsetek dzieci z nadwagą i otyłych w Polsce (11,2%) jest niższy niż średnia OECD (13,8%). Wyprzedza nas jednak Holandia (8%), Szwajcaria (8,2%), Słowacja (8,8%), Dania (9,7%), Norwegia i Turcja (po 10%), Belgia, Francja i Szwecja (po 10,5%). Fatalnie w tej statystyce wypada USA (29,8%), Kanada (21,3%), a także Grecja i Portugalia (po 18,8%) oraz Włochy (18,3%).
Z kolei odsetek dorosłych z nadwagą i otyłych w Polsce wynosi 12,5% i także jest niższy niż średnia OECD (15,4%). Na czele tego zestawienia znajduje się Japonia (3,4%), Korea (3,5%), Szwajcaria (8,1%) i Norwegia (9%), a w ogonie - USA (34,3%), Meksyk (30%), Nowa Zelandia (26,5%) i Wielka Brytania (24%).
poniedziałek, 11 stycznia 2010
piątek, 8 stycznia 2010
Pesymizm, optymizm, realizm
Po opublikowaniu podsumowania minionego roku zadzwonił do mnie mój bliski znajomy, osoba mi życzliwa, ale zarazem krytyczna wobec tego co robię. Odnosząc się tego tekstu zganił moje zbyt ostre spojrzenie na rzeczywistość, stwierdzając także, iż warto pisać także o jasnych stronach życia. Wspomniał o zaangażowanych studentach, o wielu świetnych, oddanych dydaktykach i znakomitych, pełnych inwencji i twórczej pasji naukowcach pracujących w naszej uczelni. To prawda, moje podsumowanie skupia się na tych wydarzeniach, które mi się nie podobają, odsłaniam „ciemne” strony. Zgadzam się, że jest także druga strona medalu, ale w moim przekonaniu dziś w przewadze są okoliczności nie sprzyjające rozwojowi, a moje spojrzenie bliższe jest realnemu widzeniu otaczającego świata niż bezproduktywnej krytyce. Zresztą gdyby wszystko w obszarze życia uniwersyteckiego w Polsce toczyło się jak należy to po co komu byłoby takie forum jak mój blog? Wtedy każdy z nas zajmował by się li tylko tym co powinno stanowić centrum zainteresowania, czyli studentami, pracą naukową, pacjentami. A po pracy, jako godziwie wynagradzany i ceniony członek społeczeństwa, odpoczywał w gronie rodzinnym zamiast szukać okazji do załatania dziurawego budżetu domowego.
Jako ekspresję dzisiejszego stanu rzeczy poniżej przytaczam komentarze do poniedziałkowego podsumowania. Niestety, nie nadszedł żaden optymistyczny komentarz, jako przeciwwaga do tej gorzkiej wypowiedzi.
Pracuję w tej uczelni kilkanaście (a wnet parędziesiąt) lat. Nowy Rok zmusza do przemyśleń...
Jestem samodzielnym pracownikiem nauki. Lubię moją pracę tzn. lubię pracę naukowo-dydaktyczną - lubię prowadzić zajęcia ze studentami, lubię zajmowac się nauką czyli prowadzić badania, pisać prace i wysyłać je do redakcji polskich a szczególnie do zagranicznych czasopism. Staram się wykonywac moja pracę, jak najlepiej - niech studenci ocenią i niech doceni mnie moja Uczelnia kiedy przyznaje nagrody.
Zasilenie mojego konta bankowego (co wynika z umowy o pracę etatową) następuje ok. 3 dnia miesiąca to fakt, ale... ta moja praca to bardzo kosztowne hobby - a przecież mam rodzinę. Koledzy i Koleżanki pracujący poza uczelnia nie mają takich problemów, jak ja. Co więcej lekarz rezydent zarabia prawie tyle co samodzielny pracownik nauki (na ręke ok.2.700 vs 3.300 zl).
Lubię moja pracę i to mnie jeszcze trzyma w SUM - choć raczej mieści się to w skali zjawisk irracjonalnych.
A może należało/należy opuścić tę uczelnię, a nawet ten kraj? (bo przecież przychodzą z zagranicy dobre propozycje) - ale przecież urodziłem się w tym kraju, tu skończyłem uczelnię medyczną, tu mam rodzinę i znajomych, na cmentarzach mam bliskich - jak to wszystko zostawić?
Obecne władze naszej Uczelni robią wszystko, żeby zrezygnować z pracy na wydziale zabrzańskim.
Szkoda. Nie tak miało to wyglądać.
Przykre i smutne refleksje dla pracowników płyną z zapisów na tym blogu. Działania władz uczelni nie powodują naszej radości ani z nowego roku ani z karnawału. Przez ponad 4 lata swojego urzędowania nie zrobiły nic sprzyjającego dla pracowników. Nawet ostatnie podwyżki nie są niestety podwyżkami, tylko nie wiadomo czym.
Przechwałki na inauguracji roku o największym osiagnięciu czyli
znalezieniu się naszego wniosku inwestycyjnego na liście podstawowej to też niestety tylko propaganda, a wielomilionowa dotacja, trafi jak poprzednio do kogoś innego. Czas kadencji powoli i nieubłaganie dobiega końca, pozostało jej jeszcze ok.2 lata, a każdy cykl inwestycyjny i wyposażeniowy trwa dłużej. Nie będzie więc już mogła skonsumować swoich planów w żadnej postaci. A więc 7 lat dla uczelni zmarnowane. Nie zrobiła i nie zrobi już nic, z wyjątkiem dalszego krzywdzenia ludzi, co zawzięcie kontynuuje.
Z uczelni odeszło już 800-900 osób,a więc zaoszczędziły na funduszu płac wiele milionów, których niestety nie dały pracownikom, a raczej dały, ale tylko niektórym naukowcom i administracji oraz sobie. Kanclerz zarabia jak prezydent Polski. Co z
pozostałymi pieniędzmi? Nie wiadomo. A przecież podobno jesteśmy na plusie. Co pracownicy z tego mają? Nic. I to zastraszanie, sądy, naciąganie prawa mobbing, fatalna atmosfera i brak szacunku.Obraz naszej uczelni w oczach pracowników jest fatalny.
Najgorszy od chwili jej powstania.
- pracownik
czwartek, 7 stycznia 2010
Nowy Rok, czas na podsumowania
W uzupełnieniu do poniedziałkowego tekstu prezentuję roczny bilans dotyczący wejść na blog. Początek roku przyniósł duże zainteresowanie związane z konkursem na blog roku, kolejne miesiące do maja to okres umiarkowanego zainteresowania Czytelników, a od czerwca liczba wejść poszybowała górę i do końca roku utrzymywała się na wysokim, ustabilizowanym poziomie. Październik przyniósł rekordowy wynik ze średnią liczbą blisko trzystu wejść dziennie.
Wszystkim Czytelnikom ze Śląska oraz innych rejonów Polski, a także 48 państw świata dziękuję za zainteresowanie. W szczególności cenne były komentarze, które uczyniły z bloga żywe, dynamiczne forum dyskusyjne.
wtorek, 5 stycznia 2010
poniedziałek, 4 stycznia 2010
Podsumowanie roku 2009
Rok to 12 miesięcy, 52 tygodnie, 365 dni; jak można podsumować tak długi okres w parunastu zdaniach? No cóż, postaram się nie zanudzić Czytelników bloga.
Ubiegły rok obfitował w dramatyczne wydarzenia tak w skali ogólnopolskiej, jak i toczące się na naszym, uczelnianym podwórku. Niełatwo wybrać te najważniejsze, moim drogowskazem jest zainteresowanie zaglądających na blog.
Pierwszeństwo daję sprawom o wymiarze ogólnopolskim.
Na pierwszym miejscu stawiam sprawę bezprecedensowych zarzutów o plagiat postawionych Rektorowi AM z Wrocławia Prof. R. Andrzejakowi. Ta sprawa to katastrofa, to kompromitacja polskiego środowiska uniwersyteckiego, poczynając od samej uczelni wrocławskiej, a na ogólnopolskich instytucjach takich jak Ministerstwa Zdrowia i Nauki, Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich czy Centralnej Komisji kończąc.
Etyka, uczciwość, zaangażowanie… to puste pojęcia, a próby reform polskiej nauki wobec nieumiejętności rozwiązania tej sprawy są z góry skazane na niepowodzenie.
Ryba psuje się od głowy…
O próbach reformowania polskich uniwersytetów pisałem wielokrotnie, przytaczałem wyniki różnych rankingów, ale w minionym roku nic się nie zmieniło, a deklaracje to za mało… czekamy na czyny…
W skali naszej uczelni chciałoby się na pierwszym miejscu postawić sprawę Ceglanej i sprzecznego z prawem przeniesienia klinik z Zabrza do Katowic (bez zgody Senatu). Ale trzeba spojrzeć na otaczający świat szerzej, spróbujmy zastanowić się co się właściwie stało z naszą uczelnią. Nie byłoby sprawy okulistyki (notabene ta sprawa dramatycznie obniżyła społeczne postrzeganie uczelni), gdyby nie panująca tu atmosfera, metody działania władz, brak poszanowania praw pracowniczych i tradycji akademickich. Gdyby zasady demokracji akademickiej, wolność swobodnego wyrażania poglądów, otwartość i inne wartości immanentnie przypisywane uniwersytetom wyznaczały normy postępowania to wydarzenia nie mogłyby pójść w tym kierunku. Nie byłoby likwidacji kolejnych klinik zabrzańskich, likwidacji kliniki Prof. Opali w jej dotychczasowej formie (przy okazji dyskusji w Senacie doszło do niedopuszczalnego odmówienia głosu dr Arkuszewskiemu), manipulacji przy „operacji Ceglana”, a Profesor Dzielicki spokojnie pracowałby w swej klinice. Nie doszłoby do bezprecedensowej próby manipulacji przy wyłanianiu komisji konkursowych na obu wydziałach lekarskich (klinika chirurgii stomatologicznej w Zabrzu i ginekologii w Katowicach). W obliczu niemożliwej do zaakceptowania próby zamachu na zasady akademickie byliśmy pod koniec roku świadkami wspólnego stanowiska osób dotąd odmiennie postrzeganych, którzy wypowiadali się jednym głosem w czasie posiedzeń organów kolegialnych uczelni.
Nasza uczelnia obudziła się, to dobry prognostyk na przyszłość.
Są inne sprawy, o których trzeba pamiętać. W marcu zmarł nasz były Rektor Prof. Z. Religa. W czerwcu miała miejsce „wpadka” na egzaminie z interny (nie dowieziono testów), we wrześniu dowiedzieliśmy się o niebotycznych zarobkach kanclerza naszej uczelni, w październiku ujawniłem tożsamość tajnego współpracownika komunistycznej SB, który donosił m. in. na Prof. Z. Religę.
Wyniki LEP-u ciągle są słabe, realizujemy mało grantów ministerialnych, nie pozyskaliśmy środków z funduszy unijnych, a kolejne zdjęcia z cyklu „Śląski Uniwersytet Medyczny w obiektywnie” nie nastrajają optymistycznie.
Musimy pamiętać o losie dr Marka Czekaja, przywódcy protestu prowadzonego przez pracowników katowickiej kliniki okulistyki na Ceglanej, który został zwolniony dyscyplinarnie z pracy w odwecie za jego niezłomną postawę w czasie trwania konfliktu. Nie mam żadnych wątpliwości, że uzyska sprawiedliwy wyrok sądowy, ale czy tak powinny kończyć się konflikty w Polsce, kraju określanym, jako państwo prawa?
Ale w obliczu Nowego Roku nawet skandaliczny akt zamachu na wolność słowa w postaci zablokowania przez dyrektora A. Drybańskiego dostępu do internetu (w tym do mego bloga) w klinikach SK-1, nie przekreśla szans, że przyszłość może rysować się w jasnych barwach, pod jednym warunkiem – porzucimy bierność, poczujemy się tu, w Śląskim Uniwersytecie Medycznym, gospodarzami, a nie bezimiennymi pionkami przesuwanymi po szachownicy.
Pod koniec roku byliśmy świadkami wielu wydarzeń potwierdzających przesilenie, głowy się podniosły, usłyszeliśmy wiele dawno niesłyszanych słów. Szczególne uznanie i podziękowania należą się Prof. A. Witkowi za konsekwencję w działaniach wokół komisji konkursowej ds. ginekologii oraz NSZZ „Solidarność” (z jej dobrym duchem Panią Profesor A. Kochańską), która „murem” stanęła w obronie praw pracowniczych.