czwartek, 26 lutego 2009

Niech „oni” to za nas załatwią…

Nim przejdę do skomentowania bieżącego wydarzenia najpierw opiszę pewną historię sprzed 28 lat. Rzecz miała miejsce w lutym 1981 roku. Od jesieni 1980 roku trwał „festiwal” wolności, okres tzw. pierwszej „Solidarności”. Władze komunistyczne wobec skali ruchu społecznego zostały zmuszone do rejestracji Solidarności i nieco później Solidarności rolniczej. To były historyczne, niebywałe wydarzenia i ogromny sukces społeczeństwa. We wrześniu 1980 roku w polskich uczelniach powstawała nowa organizacja studencka, Niezależne Zrzeszenie Studentów. Także w ówczesnej Śląskiej Akademii Medycznej rodził się NZS. Władze partyjno-rządowe (ładnie się to nazywało, nieprawdaż?) od początku nie ukrywały niechęci do NSZ-u, naprawdę niezależnej organizacji i odwlekały jej oficjalne uznanie. Muszę w tym miejscu napisać, że władze mojej uczelni pod kierownictwem Rektora Profesora Zbigniewa Hermana stworzyły nam bardzo dobre warunki działania, mieliśmy własne lokale, a w drukarni uczelnianej drukowano nasz biuletyn. W styczniu 1981 roku, w obliczu manipulacji i odwlekania rejestracji statutu NZS-u cierpliwość studentów skończyła się; rozpoczął się ogólnopolski strajk, ale jakimś zbiegiem okoliczności uczelnie z naszego regionu nie strajkowały. Na Uniwersytecie Śląskim i Politechnice Śląskiej ogłoszono gotowość strajkową, ale władze tych uczelni sprytnie przedłużyły czas trwania przerwy semestralnej. W Łodzi toczyły się negocjacje dotyczące statutu NZS-u z ówczesnym Ministrem Szkolnictwa Wyższego (był nim prof. Górski, imienia nie pamiętam), a w imieniu studentów grupie negocjacyjnej przewodził błyskotliwy student nazwiskiem Walczak (nie znam imienia, może ktoś z czytelników jego dalsze losy). Jedyną uczelnią śląską, która wtedy zastrajkowała była Śląska Akademia Medyczna. Strajk trwał zaledwie dwa dni, ale ocalił honor studentów z naszego regionu. Tak się złożyło, że w czasie trwania strajku w budynku Dziekanatu Wydziału Lekarskiego w Zabrzu swe posiedzenie miała Rada Wydziału. Ten budynek okupowali studenci, a Rada Wydziału obradowała jak gdyby nigdy nic. Realizowano program posiedzenia, wszyscy udawali, że nic nadzwyczajnego się nie dzieje. O strajku ani słowa! Dopiero na końcu głos zabrała profesor Tomira Sawaryn z Katedry Chorób Zakaźnych stawiając wniosek o poparcie strajku. Rada Wydziału poparła akcję studentów, ale gdyby nie odwaga Pani Profesor sprawy „zamieciono” by pod dywan!

Dziekanem Wydziału był wówczas Profesor Bronisław Kłaptocz.

Przepraszam za ten przydługi wstęp do sprawy, zbliżam się do meritum.

Idzie o stanowisko KRASP-u (Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Wyższych), a raczej jego brak w kwestii zarzutów o plagiat postawionych Rektorowi wrocławskiej AM, profesorowi Ryszardowi Andrzejakowi. Te bezprecedensowe oskarżenia jednego z członków KRASP-u powinny, wręcz MUSZĄ skłonić te szacowne grono do zajęcia stanowiska. Jak można podejmować uchwały i zachować wiarygodność wobec całego polskiego środowiska uniwersyteckiego w obliczu tak ciężkich oskarżeń wobec jednego z członków? Oczywiście, KRASP nie jest władny do oceny sytuacji, a bez wnikliwego zbadania sprawy nie sposób orzec o winie lub jej braku. Jednak czytelna deklaracja KRASP-u, apel wzywający stosowne instytucje państwowe do jak najszybszego i rzetelnego rozstrzygnięcia byłaby niezwykle ważnym sygnałem dla całego środowiska akademickiego.

A tak, co mają pomyśleć o jakości polskich uniwersytetów nasi studenci?

Gdzie etos akademicki?

Gdzie przyzwoitość?

Czyżby metoda udawania, że to mityczni „oni” powinni działać za nas nadal rządziła naszym życiem publicznym, także uniwersyteckim?

Anno 2009=Anno 1981?!

W najbliższy weekend odbędzie się posiedzenie Prezydium KRASP-u, czekamy na dalszy bieg wydarzeń.

środa, 25 lutego 2009

Demokracja europejska, demokracja uniwersytecka

W centrum mojej uwagi są sprawy dotyczące szkół wyższych niemniej czasem nie sposób nie zauważyć innych, spektakularnych wydarzeń. Takim niezwykle ważnym momentem było wystąpienie prezydenta Czech Wacława Klausa w Parlamencie Europejskim. W precyzyjnym, logicznym wywodzie przeprowadził on „wiwisekcję” dotyczącą zasad funkcjonowania Unii Europejskiej. Klaus nie jest przeciwnikiem Unii (choć media przylepiły mi łatkę „eurosceptyka”), ale krok po kroku demaskuje błędne i szkodliwe zasady kierowania Unią.

Czy przemówienie prezydenta Czech, poza oczywistym przesłaniem politycznym, pozostaje w jakimkolwiek relacji z życiem uniwersyteckim? Uczelnie to miejsce swobody badań naukowych, otwartej dyskusji, nieskrępowanej demokracji wewnętrznej. Od setek lat uczelnie były miejscem inspiracji ludzkich dążeń, stąd emanowała wiedza, tu kreowały się wizje przyszłości.

  • Rozglądnijmy się wokół, czy rzeczywistość naszej uczelni na pewno odzwierciedla te ideały?

  • Czy możemy i chcemy tu realizować szczytne cele naukowe, dydaktyczne i cywilizacyjne?

  • Czy diagnoza Klausa pośrednio nie dotyczy także realiów życia polskich szkół wyższych?

By móc odpowiedzieć na te pytania koniecznie trzeba wysłuchać jednego z ostatnich europejskich mężów stanu. Nagrane przemówienie można oglądnąć poniżej.







wtorek, 24 lutego 2009

Pensja i emerytura profesorska – propozycje Ministerstwa

Nawet najwybitniejsi naukowcy i profesorowie muszą kupować przedmioty codziennego użytku, benzynę, płacić rachunki. A że zarobki naukowców w Polsce nie należą do wysokich z ciekawością zapoznałem się z propozycją Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego dotyczącą emerytur profesorskich, o czym pisała GW 11 lutego br. To dobrze, że ktoś troszczy się o tę grupę osób, ale tak naprawdę propozycja ministerstwa to kpina i udawanie troski. Trudno nie poprzeć działań zapewniających spokojną starość profesorów, cenimy naszych mistrzów, ale czy to jest jedyna grupa pracowników nauki wymagająca wsparcia?

Czy asystent ma nadal zarabiać 2000 zł, a adiunkt 2700 zł brutto?

Czy niekwestionowane prawo do godziwej emerytury zapewni postęp w szkolnictwie wyższym?

Oczywiście nie, propozycje Ministerstwa to sprytny zabieg socjologiczny, ministerstwo kosztem 150 milionów rocznie chce uzyskać poparcie dla swych działań ”reformatorskich” i odwrócić uwagę od prawdziwych problemów. Zdumiewa także sugerowana wysokość emerytury mająca sięgać 6500 zł miesięcznie, jako równowartość 75% dotychczasowych dochodów profesorskich. Z prostych obliczeń wynika, że polski profesor zarabia prawie 9000 zł brutto! To jest albo bezczelna dezinformacja lub też profesorowie w Śląskim Uniwersytecie Medycznym zarabiają tak marnie plasując się na absolutnym dole widełek ministerialnych. Chciałbym wiedzieć gdzie jest prawda, proszę o pomoc w jej poznaniu.

Proszę o zapoznanie się z tekstami z 16 i 19 stycznia 2009 r. dotyczącymi pensji pracowników naukowo-dydaktycznych uczelni.

poniedziałek, 23 lutego 2009

Niedawno odbyło się posiedzenie Rady Bibliotecznej, w którym uczestniczyłem jako przedstawiciel Wydziału Lekarskiego w Zabrzu. Sądzę, że nasza wiedza dotycząca pracy biblioteki jest zbyt mała. Dyrektor Jerzy Dyrda przedstawił nam szereg zagadnień związanych z funkcjonowaniem biblioteki; byliśmy pod wrażeniem ogromu pracy jaką wykonują nasi bibliotekarze. Ich praca jest jednym z filarów uczelni, nie sposób prowadzić pracę naukową bez biblioteki. Dzięki wszechstronnym działaniom podejmowanym w ostatnich latach mamy nie tylko dostęp do ogólnoświatowych baz danych, ale stworzoną (i na bieżąco aktualizowaną) przez naszych bibliotekarzy bazę cytowań połączoną z „Bibliografią publikacji pracowników SUM”. Mało kto wie, że jest to jedyne tego typu rozwiązanie w skali kraju, nie tylko wśród bibliotek medycznych. Trzeba także pamiętać, że bibliotekę naszej uczelni tworzą cztery jednostki: Biblioteka Główna w Katowicach oraz jej oddziały w Zabrzu (z czytelnią w Rokitnicy), Sosnowcu i Ligocie. Takie zrozumiałe rozczłonkowanie zwiększa kosztochłonność i stwarza problemy z obsadzeniem personalnym, gdyż biblioteki – w przeciwieństwie do jednostek administracyjnych – są czynne do godzin wieczornych oraz w soboty. Dyrektor przedstawił także ambitne plany na przyszłość. Biblioteka Główna zostanie przeniesiona do budynku po Rektoracie na ul. Warszawską, co powinno znacznie poprawić warunki pracy. Na koniec spotkania dowiedzieliśmy się, że dyrektor wkrótce przechodzi na emeryturę. Co gorsza, także zastępca dyrektora za parę miesięcy przechodzi na emeryturę. Kto zatem będzie kontynuował dzieło? Jak zapewnić spokojną ciągłość realizowanych zadań? Na moje pytanie, czy znany jest następca dyrektora lub czy został rozpisany konkurs na to stanowisko, nie uzyskałem odpowiedzi. Rada Biblioteczna jest organem opiniodawczym Rektora uczelni. Czy nie powinna zostać zapoznana z planami władz w tym zakresie?

niedziela, 22 lutego 2009

Spraw wroclawskich ciąg dalszy

http://miasta.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,6288399,Juz_po_sprawie_plagiatu_prof__Grybosia_z_AM.html

piątek, 20 lutego 2009

W odpowiedzi na komentarz do dzisiejszego tekstu uspokajam: nigdzie się nie wybieram, nadal sprawy naszej uczelni są mi najbliższe, ale przecież nie znajdujemy się na bezludnej wyspie. Otacza nas świat i ludzie, a wydarzenia wydawałoby się odległe od nas rzutują także na nasze, bieżące sprawy. Z tego powodu nie sposób uciec od relacji dotyczących wydarzeń z życia innych uczelni oraz działań na poziomie rządowym. Uzyskujemy dzięki tym informacjom obraz stereoskopowy i możemy dostrzec silne i słabe strony macierzystej uczelni.

A w przyszłości zgromadzona wiedza posłuży nam do wprowadzenia takich zmian w Śląskim Uniwersytecie Medycznym, by stał się on UNIWERSYTETEM na miarę naszych oczekiwań i możliwości.

Więcej wiary w lepszą przyszłość, Koleżanki i Koledzy! (mimo surowej zimy za oknami).

PS. To jest 101 tekst zamieszczony na blogu.

Wydarzeń z Wrocławia ciąg dalszy...

http://miasta.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,6288399,Juz_po_sprawie_plagiatu_prof__Grybosia_z_AM.html

czwartek, 19 lutego 2009

Okrągła rocznica

To już mija rok od inauguracji mego bloga. Powstał on ad hoc w obronie mego dobrego imienia wobec zarzutów stawianych mi przez Rektora Śląskiego Uniwersytetu Medycznego na dwa miesiące przed wyborami rektorskimi. W następnych dwóch miesiącach blog służył mi jako wyborcze forum informacyjne i dyskusyjne. W tym czasie nie zamierzałem kontynuować bloga po wyborach, ale stało się inaczej. Znaczące poparcie uzyskane w wyborach (41%) oraz żywa dyskusja tocząca się na blogu, a także osobiste sugestie wielu osób skłoniły mnie do dalszego prowadzenia bloga. W ciągu roku opublikowałem 99 tekstów dotyczących spraw mojej uczelni oraz życia uniwersyteckiego w ogóle. Stopniowo coraz bardziej moją uwagę przykuwały wydarzenia w innych uczelniach i stopniowo blog ewoluuje w kierunku ogólnopolskiego forum informacyjno-dyskusyjnego.

Wychodzę z okresu niemowlęctwa, idziemy dalej. Ciekawe dokąd dojdziemy.

Dziękuję wszystkim czytelnikom i komentatorom.

Wyrazem uznania była nominacja mego bloga na blog roku 2008 w dorocznym konkursie Onetu i kilkaset sms-ów, jakie nadeszły by mnie wesprzeć.

PS. Zarzuty o charakterze dyscyplinarnym zostały całości oddalone (patrz pierwszy tekst bloga oraz tekst z 1 września 2008), sprawdziło się zatem powiedzenie, że nie na tego złego, co by na dobre nie wyszło - gdyby nie ta akcja skierowana przeciwko mnie blog by najpewniej wcale nie powstał…

wtorek, 17 lutego 2009

Z życia Wrocławia

Sprawa podejrzenia rektora AM z Wrocławia o plagiat oraz inne wydarzenia z tej uczelni nie pozwalają zapomnieć o pięknym nadodrzańskim grodzie. Warto zapoznać się ze stanowiskiem rektora tej uczelni, a jeszcze ciekawsze są komentarze czytelników.

Artykuł na gazeta.pl

Komentarze czytelników

poniedziałek, 16 lutego 2009


fot. Katarzyna Prokuska


12 lutego odbyła się uroczysta gala, na której ogłoszono oficjalne wyniki konkursu na blog roku 2008. Zwyciężył blog prowadzony przez młodą dziewczynę (http://mojtata.blog.onet.pl), najlepszym w powszechnym głosowaniu sms-owym blogiem został blog redaktora Michalkiewicza (http://www.michalkiewicz.blog.onet.pl), a w kategorii blogów młodzieżowych do 16 lat wygrał blog http://marcinmalik.blog.onet.pl.

Wyboru bloga roku oraz najlepszych blogów w poszczególnych kategoriach dokonali jurorzy. Nie obyło się tu bez dziwnych werdyktów, np. blog Michalkiewicza, który zdobył pierwsze miejsce w kategorii „polityka” nie zmieścił się w trójce najlepszych blogów. Nic dziwnego bo jurorem był Jacek Żakowski daleki od poglądów autora. Ale czy można tak bardzo manipulować wynikami? Takie zwyczaje lekceważenia opinii szerokich kręgów już znamy z minionej epoki, z której J. Żakowski widać jeszcze nie wyszedł…

W III etapie konkursu już nie można było nic zmanipulować i zasłużenie wygrał Michalkiewicz.

Ciekawa była wypowiedź 15-latka z Wrocławia, Marcina Malika. W zaskakująco dojrzały sposób opisał o czym traktuje jego blog; dotyczy świata polityki, czyli bagna jak ujął autor. Otrzymał gromkie brawa.

Tu chciałbym opisać mały incydent z udziałem J. Senyszyn, posłanki na Sejm RP, która wolą J. Żakowskiego zwyciężyła wśród blogów politycznych. Po uroczystości wręczenia nagród był bankiet. Wszyscy spokojnie stali w kolejce, gdy nagle przede mną pojawiła się pani poseł i jak gdyby nigdy nic zaczęła sobie nakładać na talerz potrawy. Zapytałem się dlaczego nie stoi jak inni i usłyszałem, że kobiety w ciąży nie muszą czekać! Na moją uwagę, że nie jest niestety w tym wieku, że kompromituje siebie i klasę polityczną, i jest takim właśnie typowym przedstawicielem „bagna” wg słów Marcina Malika udawała nie słyszy, ale już się nie uśmiechała. Na scenie, gdy pani profesor odbierała nagrodę była „klasa”, a za chwilę zobaczyliśmy prawdziwe oblicze czołowej posłanki SLD.

Oj, daleka droga czeka pokolenie Malika i jego rówieśników!

I na koniec parę uwag ogólnych dotyczących blogów, jako zjawiska. Do konkursu zgłoszono 9132 blogi, a pewnie jest ich w Polsce wielokrotnie więcej. Mają bardzo różny charakter, styl, poziom, dotyczą chyba wszelkich możliwych sfer życia. To fenomen, można dzielić się z innymi ludźmi, nawet z drugiego końca świata swoimi poglądami, pasjami, uwagami. Internet dosłownie łączy ludzi.

W czasie głosowania zebrano kwotę ponad 43.000 zł dzięki czemu pokryte zostaną koszty pobytu na turnusach rehabilitacyjnych grupy dzieci z porażeniem mózgowym.

Na mój blog wysłano kilkaset sms-ów, wszystkim dziękuję w imieniu własnym oraz chorych dzieci.

sobota, 14 lutego 2009

UWAGA, WAŻNY KOMENTARZ

Dziś nadszedł bardzo ważny komentarz dotyczący tekstu o projekcie Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Jako członek Senatu czuję się współodpowiedzialny za decyzje tego organu uczelni. Z uwagą przeczytałem komentarz i chciałbym podzielić się moimi uwagami.

Generalnie popieram wprowadzenie systemu oceny pracy dydaktycznej, ten punkt zawierały moje programy wyborcze w 2005 i 2008 roku (dostępny na blogu pod tekstami). Jak w każdej sprawie „diabeł tkwi w szczegółach” i trudno na posiedzeniu Senatu rozpatrzyć wszelkie wątpliwości. Niemniej nic nie stoi na przeszkodzie by, w wypadku dostrzeżenia istotnych pomyłek, wprowadzić zmiany później. Wg mojej wiedzy ocena dotyczy wszystkich pracowników, także doktorów habilitowanych i profesorów. Wprowadzany system ma być przez 2 lata stosowany na próbę, zatem obawy o niewłaściwe wykorzystanie są przedwczesne. Z pewnością należy precyzyjnie określić jak wyniki ankiet przełożą się na naszą pracę: zatrudnienie, zarobki, nagrody, kary. Ale pamiętajmy, że zmieniamy tylko sam sposób zbierania danych na temat dydaktyki z papierowego na internetowy co nie ma wpływu na sposób wykorzystania zawartości ankiet.

To są kluczowe kwestie, wymagają szerokiej dyskusji i akceptacji wypracowanego kompromisu (patrz blog z 6.11.08).

Natomiast na pewno zastanowienia wymaga kwestia bezpieczeństwa systemu pod kątem ochrony danych osobowych czy zapewnienie by ankiety wysyłały tylko uprawnieni studenci. Autor komentarza porusza wiele innych ważnych kwestii, być może należało wcześniej przeprowadzić szerszą dyskusję wśród pracowników uczelni? Jednak nic nie szkodzi by dziś te kwestie poruszyć np. podczas posiedzeń rad wydziałów. Liczę także na dyskusję na forum mojego bloga.

Na koniec parę uwag osobistych. Od lat prowadzę wśród studentów Wydziału Lekarskiego w Zabrzu ankiety oceniające moją pracę. Ankietę sam ułożyłem, składa się z 8 pytań. Studenci wypełniają ją anonimowo i dobrowolnie (nigdy nikt nie odmówił jej wypełnienia) po zakończeniu zajęć i po rozwiązaniu testu zaliczeniowego. Wyniki ankiet (nie zawsze tak pozytywne dla mnie jak był oczekiwał) wykorzystuję w celu modyfikacji zajęć w przyszłości.

Uważam za sensowne wypełnianie ankiet tylko bezpośrednio po zajęciach, a nie po paru miesiącach. Pytam się także studentów czy wypełniali ankiety w innych katedrach i tylko sporadycznie uzyskuję odpowiedź twierdzącą.

piątek, 13 lutego 2009

Aktualna sytuacja polskich uczelni nie jest dobra. Wynika to z wieloletnich zaniedbań minionej epoki „najlepszego z systemów sprawiedliwości społecznej’, ale niestety ostatnie dwudziestolecie nie było okresem przełomu i odbicia od dna.

Z przyjemnością informuję o nowej inicjatywie Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, które na swej stronie przedstawia projekt: „Partnerstwo do wiedzy: nowy model kariery akademickiej” dostępny na stronie www.nauka.gov.pl w zakładce „szkolnictwo wyższe” pod nazwą „konsultacje społeczne”.

W ciągu następnych 14 dni można zgłaszać do tego projektu uwagi i komentarze do czego gorąco zachęcam.

Weźmy zatem nasze sprawy w nasze ręce, Koleżanki i Koledzy!

W tekście zamieszczonym wczoraj, na co zwrócił mi uwagę wnikliwy czytelnik, zabrakło nazwiska osoby, która dopuściła się plagiatu w Śląskiej Akademii Medycznej.

Uzupełniam: był to dr hab. Andrzej Jendryczko.

Zapraszam do zapoznania się z materiałem z bloga Tomasza Szymborskiego (tosz.blogspot.com)

http://tosz.blogspot.com/2009/02/raport-komisji-o-agenturze-na-usl.html

czwartek, 12 lutego 2009

Środowiska akademickie w całym kraju z uwagą śledzą wydarzenia we Wrocławiu dotyczące zarzutów o popełnienie plagiatu przez rektora Akademii Medycznej prof. R. Andrzejaka. Jest to historia bez precedensu i wymaga zatem podjęcia odpowiednich kroków. Stanowczych kroków, mieszczących się w granicach obowiązującego prawa.

Rektor każdej uczelni jest jej niekwestionowanym liderem, posiada ogromne prerogatywy w zakresie kierowania szkołą. Warunkiem właściwego realizowania misji uczelni jest demokratyczny wybór rektora przez społeczność akademicką. Tak dzieje się we wszystkich szkołach wyższych i rektor Andrzejak także uzyskał mandat społeczny. Problem powstaje wtedy, gdy w działalności rektora (bieżącej lub dotyczącej przeszłości) pojawią się rysy, oskarżenia, poważne zarzuty. Czy taka sytuacja oznacza, że dana osoba jest automatycznie uznana za winną? Oczywiście nie, sam zarzut nie przesądza sprawy, o winie decyduje postępowanie wyjaśniające. Niemniej należy postawić pytania:

  • Czy osoba z poważnymi zarzutami (a podejrzenie o plagiat spełnia takie kryteria) jest nadal wiarygodnym liderem?

  • Czy jej mandat wyborczy jest nadal aktualny?

  • Jakie należy podjąć kroki by sprawa została jak najszybciej wyjaśniona?

W interesie środowiska medyków wrocławskich leży ustalenie, jaka jest prawda i podjęcie odpowiednich decyzji. Według mojej wiedzy do dziś nie znamy stanu faktycznego.

A są odpowiednie reguły prawne. Ustawa o Szkolnictwie Wyższym ustala, że rektora może odwołać organ, który go powołał.

By móc jednak podjąć takie działania należy zbadać sprawę.

Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułu Naukowego z powodu przedawnienia domniemanego przestępstwa nie ma możliwości podjęcia działań (swoją drogą, jak jest możliwy taki knot prawny, by plagiat ulegał przedawnieniu?).

Najbardziej powinno być zainteresowane samo środowisko uczelni wrocławskiej, to w końcu ono wybrało rektora. Można powołać komisję, która zbada zasadność zarzutów. Rektor powinien w tej sprawie oddać się do dyspozycji Senatu. Wymaga tego powaga urzędu rektora, ale także zwykła ludzka przyzwoitość i honor.

Takie kroki w uczelni wrocławskiej nie zostały podjęte.

Wyniki takich działań mogą być tylko dwa: albo rektor okaże się niewinny lub też zarzuty się potwierdzają. Rektor pozostaje na swym stanowisku lub odchodzi w niesławie. Nie sposób akceptować stanu przejściowego, jest to zabójcze dla uczelni, ale pośrednio kładzie się cieniem także na całym środowisku akademickim w kraju.

Cała sprawa to poważny egzamin dojrzałości demokracji (na poziomie uczelni), ale także sprawdzian funkcjonowania państwa: czy właściwy minister odpowiedzialny za medyczne szkolnictwo wyższe spełnia swe konstytucyjne obowiązki?

Według posiadanej wiedzy środowisko AM, jak również władze państwowe nie poradziły sobie z sytuacją.

Jak mawiał Churchill, demokracja nie jest doskonała, ale nic lepszego nie wymyślono…

Gorzko to brzmi, nasza demokracja przegrywa, niestety…

A żeby uświadomić sobie, że nie jest to sprawa lokalna przypomnę podobną sprawę z Akademii Medycznej w Katowicach. Wtedy zarzuty o plagiat dotyczyły jednego z samodzielnych pracowników naukowych. Sprawa była głośna w kraju i zagranicą, bo spisywano całe fragmenty prac obcojęzycznych. Sam kilkakrotnie przy okazji spotkań naukowych w kraju i zagranicą przy rutynowej wymianie wizytówek usłyszałem: „ to pan jest z tej uczelni słynnej z plagiatów…”. Nie było przyjemne być w taki sposób identyfikowanym.

Czy chciałby ktoś z czytających te słowa doświadczyć takiego przyjęcia?

Czy polskie środowisko uniwersyteckie może pozwolić na taką kompromitację?!

wtorek, 10 lutego 2009

Przez ostatni tydzień, który spędziłem na urlopie nie miałem dostępu do internetu. Nie mogłem zatem zamieścić komentarzy, które zostały w tym czasie nadesłane. W dodatku moja komórka odmówiła "współpracy" i byłem odcięty od bieżących wydarzeń. Ważne sprawy porusza artykuł (link poniżej).

Zapraszam do jego przeczytania.

http://portier.pl.tl/Kl%26%23261%3Btwa-Doliny-W%26%23281%3B%26%23380%3By.htm

poniedziałek, 9 lutego 2009

Obiecuję, że to ostatni tekst dotyczący ostatniego posiedzenia Senatu SUM tj. z dnia 28 stycznia br. Tym razem moje stanowisko było zgodne ze stanowiskiem większości, choć w dyskusji zgłaszałem pewne wątpliwości i uwagi. Przedmiotem dyskusji było wprowadzenie systemu oceny pracowników pod kątem jakości dydaktyki. System taki istniał dotąd w formie „papierowej” (choć pytani w minionych latach przeze mnie studenci raczej mieli o nim blade pojęcie), a teraz ma być oparty na zasadzie wysyłania danych drogą elektroniczną. Z pewnością jest to postęp, ale parę spraw budzi wątpliwości.

Ocena ma być dokonywana na końcu semestru; uważam, że należy oceniać każdego prowadzącego bezpośrednio po zajęciach. Nie bardzo wierzę w możliwość rzetelnej oceny po paru miesiącach.

Przedstawiciel studentów podniósł potrzebę stworzenia odpowiednich zabezpieczeń by nikt nie mógł ingerować w nadesłane oceny.

System ma być na razie wprowadzany „próbnie”, ale okres proponowany okres 2 lat wydaje się zbyt długi. Aby wprowadzona kontrola jakości nauczania mogła rzeczywiście promować najlepszych dydaktyków trzeba wprowadzić także jakieś formy nagrody dla najlepszych i kary dla tych, którzy niezbyt się przejmują zajęciami.

Mimo tych zastrzeżeń należy się cieszyć, że idziemy w dobrym kierunku by poprawić poziom dydaktyki w naszej uczelni.

środa, 4 lutego 2009

Posiedzenie Senatu SUM z 28 stycznia br., choć rekordowo krótkie, obfitowało w interesujące momenty. O sposobie prowadzenia dyskusji informowałem w tekście bloga z 30 stycznia, a teraz parę zdań o przedmiocie wspomnianej dyskusji, w czasie której jednego z dyskutantów nie dopuszczono do głosu. Sprawa dotyczyła zmiany nazwy kliniki prowadzonej przez Profesora G. Opalę. Dotąd w Centralnym Szpitalu Klinicznym istniały dwie kliniki: Neurologii oraz Neurologii i Neurologii Wieku Podeszłego. Na wcześniejszym posiedzeniu Rada Wydziału Lekarskiego w Katowicach podjęła decyzję o likwidacji obu klinik i powołaniu w ich miejsce jednej. W prawie jednogłośnym głosowaniu, bez głosów sprzeciwu (przy paru głosach wstrzymujących się) określono nazwę nowej kliniki, jako Kliniki Neurologii i Neurologii Wieku Podeszłego.

Zatem przy tak czytelnym stanowisku Rady Wydziału trudno jest zrozumieć dlaczego na posiedzeniu Senatu forsowano zmianę nazwy kliniki na Klinikę Neurologii, pomijając dalszą część? Jakie nowe fakty pojawiły się między posiedzeniami Rady Wydziału i Senatu? Czy można zmienić poglądy? Oczywiście tak, ale zmiana stanowiska wymaga przytoczenia argumentów merytorycznych. Nie są nimi stwierdzenia, że nie ma w Polsce kliniki o takiej nazwie; że taka nazwa może budzić zastrzeżenia Komisji Akredytacyjnej; że sprawa jest „niebezpieczna”. By dodać smaczku całej sprawie, za parę dni mija 10-ciolecie istnienia Kliniki Neurologii i Neurologii Wieku Podeszłego, a Senat w timingu godnym lepszej sprawy zaserwował prawie równoczesną likwidację dotychczasowej nazwy kliniki.

Przypomina mi to seryjne likwidacje kolejnych klinik w Zabrzu, ale to już opowieść na inną bajkę…

Gwoli uzupełnienia dodam, że paru Senatorów sprzeciwiło się tej decyzji, a kilku innych wstrzymało się od głosu.

poniedziałek, 2 lutego 2009

23 stycznia br. w Dzienniku zamieszczono wywiad z dr Markiem Migalskim, politologiem z Uniwersytetu Śląskiego, znanym komentatorem bieżących wydarzeń politycznych. Przedmiotem rozmowy były trudności, na jakie napotkał dr Migalski na drodze do uzyskania stopnia doktora habilitowanego. W praktyce uzyskanie habilitacji zostało zablokowane. Nie czuję się kompetentny by oceniać dorobek naukowego dr Migalskiego, niemniej zastosowane wobec niego metody przypominają mi moją własną historię sprzed 27 lat.

Czyżby niezależność myślenia i głośne wypowiadanie własnych, niewygodnych dla innych poglądów było tak samo groźne jak w 1982 roku?

To zestawienie „przypadków” pokazuje, że Polska nie zmieniła się tak bardzo od czasów początku stanu wojennego.

Ale są i pozytywne zmiany w Polsce: za wypowiedziane słowa nie idzie się do więzienia, a Internet daje możliwość swobodnego głoszenia własnych poglądów w obronie własnego dobrego imienia, co sam uczyniłem zakładając blog przed blisko rokiem w obliczu bezprecedensowych działań podjętych wobec mojej osoby.

Studia na Wydziale Lekarskim skończyłem w 1982 roku w najgorszym okresie stanu wojennego. Jako przyszłą specjalizację wybrałem internę wobec czego zwróciłem się do kierownika Kliniki Alergologii doc. Edmunda Rogali z zapytaniem o możliwość podjęcia pracy. Spotkanie odbyło się 30.04.1982 roku, docent Rogala zaproponował mi etat szpitalny. O etacie asystenckim nawet nie śmiałem marzyć, w ówczesnych czasach zdobyć etat „kliniczny” było szczytem marzeń każdego absolwenta. Ale uzyskanie etatu szpitalnego także otwierało szanse na szybkie uzyskanie specjalizacji i rozwój naukowy. Po rozmowie z docentem Rogalą udałem się do dyrektora szpitala klinicznego, który potwierdził mi otrzymanie etatu. W czasie tych rozmów byłem jeszcze studentem i miałem się zgłosić jesienią z dyplomem lekarskim w celu załatwienia odpowiednich formalności. Tak też uczyniłem, ale gdy pełen dobrych myśli we wrześniu 1982 roku przyniosłem dokumenty okazało się, że nie ma dla mnie żadnego etatu! Wytłumaczono mi, że zaszła pomyłka i etat mi wcale nie był obiecany. Warto wspomnieć, że od jesieni 1982 roku w tym szpitalu stworzono 5 nowych miejsc pracy, ale „nie dla psa kiełbasa”.

Na szczęście macki Służby Bezpieczeństwa nie sięgały wszędzie; w porozumieniu z docentem Rogalą udałem się do dyrektora Zespołu Opieki Zdrowotnej w Zabrzu i uzyskałem tzw. etat Z0Z-owski. W jego ramach zostałem oddelegowany do pracy w Klinice Alergologii, a popołudniami pracowałem w poradniach zabrzańskich. Dzięki takiemu fortelowi niejako tylnymi drzwiami jednak znalazłem się w murach szpitala klinicznego, w którym pracuję do dziś. Etat w uczelni uzyskałem w 1994 roku.

Poniżej zamieszczam dokumenty z mojej teczki, którą otrzymałem z IPN-u.

Pierwsza strona to początek teczki; nadano mi kryptonim: „Murzyn”.

Ostatni akapit drugiego dokumentu wskazuje, że zablokowanie mi etatu klinicznego nie było przypadkowe i wiązało się z działalnością SB. We wrześniu 1982 roku nie miałem pojęcia dlaczego nie uzyskałem pracy, dziś wszystko jest jasne.

Nie wątpię, że także sprawa dr Migalskiego zakończy się pozytywnie, ale postawić należy pytanie czy nadal nasze realia życia publicznego mają wyznaczać standardy z czasów minionej, haniebnej epoki?!

http://www.dziennik.pl/opinie/article302695/Migalski_Jestem_dojna_krowa.html