wtorek, 22 lutego 2022

O polskim życiu akademickim

Poniżej przedstawiam pewną rozmowę, która odbyła się między pracownikami jednej z polskich uczelni.

Sprawa dotyczyła pewnej decyzji, którą jeden z rozmówców uznał za nieprawidłową i skierował drogą służbową odwołanie. Pracownik po kilku tygodniach otrzymał odpowiedź, która podtrzymała wcześniejszą, odmowną decyzję. Jednak w jego opinii brak było jej merytorycznego uzasadnienia wobec czego podjął próbę „wysondowania” jaka jest w istocie przyczyna takiego niejasnego stanowiska nie popartego zapisami odpowiednich prawnych regulacji wewnętrznych uczelni. Zadzwonił do znajomego, który mógł posiadać jakąś wiedzę pomocną w rozwikłaniu zagadkowej sprawy.

Poniżej najważniejsze fragmenty tej rozmowy.

• „Witam, mam problem, nie wiem jak rozumieć mój problem (tu opisał krótko sprawę), czy mogę prosić o pomoc?
• „Jaki problem, nie ma problemu, wszystko jest w porządku” padła zdecydowana odpowiedź. I zdumiewająca kontynuacja „Nie znam sprawy bo nie uczestniczyłem w podejmowaniu decyzji ale wiem, że wszystko jest o’key” dodał.
• „Jak to nie ma sprawy skoro dostałem wymijającą odpowiedź bez merytorycznego uzasadnienia” pytający nie dawał za wygraną.
• „Skoro sam wszystko wiesz najlepiej to po co dzwonisz?”
• „Nie, nie w tym rzecz, uważam, że mam rację, ale jeśli się mylę proszę o wskazanie mego błędu”
• Na takie stanowisko padła odpowiedź „Tylko jedna osoba poważyła podjęte decyzje, to jest awanturnictwo!”
Czy tak powinna przebiegać dyskusja zmierzająca do rozstrzygnięcia sporu? Nie zakładając a priori kto miał rację określenie odwołania mianem „awanturnictwa” trudno zaakceptować. Jeśli różnica zdań może być klasyfikowana, jako awanturnictwo to czy można sobie w ogóle wyobrazić dyskusję akademicką, rozumianą jako wymianę argumentów?