Pandemia odcisnęła swe piętno na każdym z nas, na każdej dziedzinie życia. Ciąg zdarzeń, kaskadowo pojawiających się wraz z narastaniem epidemii będzie miał konsekwencje, które będziemy odczuwać jeszcze przez długi czas liczony co najmniej w latach. Kilkukrotnie zajmowałem się tymi zagadnieniami i prezentowałem moje opinie.
Sądzę, że dziś najważniejsze są zdrowotne skutki COVID-a. Można je mierzyć liczbą osób zmarłych z powodu infekcji koronawirusem oraz liczbą tzw. zgonów nadmiarowych. Polska w obu tych kategoriach znalazła się niestety w wąskim gronie państw najbardziej dotkniętych. Szczególnie liczba zgonów nadmiarowych pokazała miejsce Polski na cywilizacyjnej mapie świata.
Od „zawsze” było wiadomo, że polski system opieki zdrowotnej jest słaby. Po epoce PRL-u odziedziczyliśmy system opieki zdrowotnej adekwatny do ogólnego poziomu rozwoju ówczesnej Polski. Doświadczenia czasu pandemii jednoznacznie pokazały, że zmiany jakie dokonały się od 1989 roku są dalece niewystarczające.
W moim najgłębszym przekonaniu wobec katastrofy zdrowotnej ostatnich miesięcy należy podjąć działania zmierzające do stworzenia całkiem nowego systemu opieki zdrowotnej. To nie nastąpi natychmiast, nie ma złudzeń, nie ma żadnej cudownej recepty, żadnego jedynego, doskonałego modelu systemu opieki. Ale kontynuowanie dotychczasowego modelu nie ma żadnego sensu. Żadne dodatkowe środki finansowe nie zapewnią nam bezpieczeństwa zdrowotnego w przyszłości. System centralnego zarządzania, w którym urzędnicy zza swych biurek dzielą pieniądze musi przejść do lamusa.
Pytanie: kto ma stworzyć nowy, lepszy system?
Nie wyobrażam sobie by nowy model powstał od razu i był dziełem jakiejś jednej grupy, np. polityków, lekarzy lub ekonomistów. Tylko szeroko zakrojone działania wielu środowisk są w stanie zaproponować nowy system, wykorzystujący mechanizmy konkurencji. System nakierowany na logiczne, celowe wykorzystywanie publicznych pieniędzy dla ratowania ludzkiego życia i zdrowia.
Absolutnie konieczna jest harmonijna współpraca, bez której nie pójdziemy do przodu.
Warto odwołać się do nie tak dawnych doświadczeń. Po epoce PRL-u panowała zgoda, że należy dążyć do stworzenia modelu konkurencyjnego, gdyż zarządzanie centralne jest anachronizmem. Stworzono system lokalnych kas chorych z założenia mających ze sobą konkurować. Na Śląsku w wprowadzono system kart chipowych w celu właściwej kontroli wydatkowania środków finansowych. To była jedyna kasa chorych, która wprowadziła taki system, było to za czasów gdy tą kasą kierował dr Andrzej Sośnierz. Okazało się, że w relatywnie krótkim czasie zaoszczędzono 600 milionów złotych. Wniosek jest prosty, zapobiegliwy gospodarz może szybko doprowadzić do poprawy sytuacji. Można także postawić tezę, że w pozostałych kasach także mogło dojść do takiej racjonalizacji wydawania publicznych pieniędzy i że taj naprawdę zostały one zmarnowane. Sprawa tych 600 milionów miała swój dalszy bieg. Władza centralna (nie pamiętam czy było to Ministerstwo Zdrowia czy inny organ) zażądała oddania tych pieniędzy a wobec sprzeciwu dr Sośnierza dokonano zmiany w ustawie i skonfiskowano te środki, które powinny być wydatkowane na rzecz mieszkańców Śląska.
A dalszy bieg spraw by coraz gorszy, zlikwidowano kasy chorych i mamy znów system centralnego sterowania. Koło historii zatoczyło bieg, mamy de facto model nie odbiegający od wzorca z lat PRL-u.
I na koniec, czas nagli, gdyż wobec faktycznego zamrożenia funkcjonowania systemu opieki zdrowotnej istnieje pilna potrzeba objęcia opieką rzeszy pacjentów (w tym ogromnej liczby pacjentów z chorobami nowotworowymi). Jeśli nie otrzymają oni pomocy na czas w kolejnych miesiącach nadal pandemia będzie zbierać swe śmiertelne żniwo.