Zarzut o plagiat rektorowi nie zaszkodził
Minister zdrowia znowu zawiesiła rektora Andrzejaka
Elektorzy Medycznej reaktywowali rektora Andrzejaka
Uczelniane kolegium elektorów nie odwołało rektora prof. Ryszarda Andrzejaka
wtorek, 30 listopada 2010
poniedziałek, 29 listopada 2010
List z Zabrza
Witam Pana Profesora,
Jestem studentem V roku WLZ. W miarę swoich możliwości i czasu staram się śledzić, czy to za pomocą bloga czy innych źródeł, informacje dotyczące SUM. Rzecz jasna, że bardziej interesuje mnie Wydział Lekarski w Zabrzu.
Przesyłam link dotyczący kampusu w Sosnowcu dla studentów Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.
I tu nasuwa mi się bardzo proste pytanie - a co z Zabrzem? Czy kiedykolwiek coś zrobią dla nas, aby mieć dogodne warunki do zdobywania wiedzy(pomińmy fakty dotyczące ACM-u)?
W Sosnowcu powstanie kampus za 50 milionów złotych
Pozdrawiam serdecznie
sobota, 27 listopada 2010
piątek, 26 listopada 2010
Posiedzenie Rady Wydziału w Zabrzu - 25.11.2010
Wczoraj na posiedzeniu Rady Wydziału (RW) gościem była Pani Rektor Prof. dr hab. n. med. E. Małecka-Tendera. W obszernym wystąpieniu przedstawiła nam wiele informacji dotyczących uczelni. W tej optymistycznej wypowiedzi usłyszeliśmy o prowadzonych na terenie uczelni pracach oraz inwestycjach planowanych w przyszłości. Niestety, proporcja między już zrealizowanymi oraz planowanymi inwestycjami jest zdecydowanie zachwiana na korzyść planów. Dodatkowo warto zwrócić uwagę, że tylko nieliczne inwestycje dotyczą naszego wydziału.
Zadałem Pani Rektor dwa pytania:
- Jakie są plany dotyczące zagospodarowania stojącej pusto od ponad roku części budynku Szpitala Klinicznego nr 1 w Zabrzu?
- Ile osób jest objętych wynagradzaniem w ramach funduszu premiowego będącego w dyspozycji Pani Rektor?
Niestety, nie otrzymałem żadnej, merytorycznej odpowiedzi.
Uwagi ad personam, podobnie jak w czasie posiedzenia RW pominę milczeniem…
W takim razie w jakim celu Rektor uczelni pojawiła się na posiedzeniu RW?
- Jak jest w ogóle możliwe taka lekceważąca postawa wobec członka RW oraz Senatu i, pośrednio, całej RW?
- Jak możliwe by Rektor, wybrany przez społeczność akademicką, odmawiał informacji o przeznaczeniu bezużytecznie stojącej części budynku szpitala klinicznego? Dodajmy, marnującej się na skutek bezprawnej decyzji (bez zgody Senatu, wymaganej w Ustawie o ZOZ) Pani Rektor przenoszącej do Katowic dotąd istniejące tam kliniki?
Czy można bez końca akceptować takie marnotrawstwo; pracodawca nie dba o powierzone mu mienie, a od pracowników szpitala wymaga się oszczędzania na wszystkim?
A druga kwestia, czy fundusz premiowy jest tajny?
Czy Rektor dzieli swe prywatne czy publiczne pieniądze?
Czy pracownicy nie mają prawa do informacji ilu osobom przypada łączna kwota rocznie zbliżająca się do miliona złotych?
Trudno to wszystko zrozumieć, to ma być uniwersytet? Czy tak powinna przebiegać dyskusja akademicka?
środa, 24 listopada 2010
O posiedzeniu Senatu w dniu 24 listopada 2010 roku
To posiedzenie było wyjątkowo krótkie, trwało zaledwie dwie godziny. Niemniej to, co się stało wymaga uwagi z powodu swego ciężaru gatunkowego. Chodzi o głosowanie w sprawie objęcia stanowiska kierownika Katedry i Kliniki Ginekologii i Położnictwa w CSK w Katowicach. Przypomnę, procedura wyłaniania kandydata składa się następujących etapów: Rada Wydziału (RW) wybiera spośród swego grona komisję konkursową obradującą pod przewodnictwem Dziekana, następnie swój głos wyraża cała RW, kolejny etap to opinia Senatu, a ostateczną decyzję o objęciu funkcji podejmuje Rektor. Jak w każdej sprawie osobowej decyzje zapadają w trybie głosowania tajnego. Zasady postępowania wynikają z zapisów prawnych obowiązujących w uczelni. Proces wyłaniania kierownika tej Katedry i Kliniki trwa już blisko półtora roku; na ostatnim posiedzeniu Senatu w poprzednim roku akademickim kandydata zaakceptowanego przez RW prof. P. Skałbę odrzucono. Rozpisano nowy konkurs, zgłosiło się dwóch kandydatów prof. J. Sikora i prof. A. Witek. Konkurs wygrał prof. A. Witek.
Po przedstawieniu jego kandydatury przed głosowaniem członków Senatu zaapelowałem, by podjąć decyzję pozytywną, gdyż – zgodnie z paragrafem 38 punkt 17 Statutu – to gremium opiniuje decyzję instancji niższej czyli RW. Przypomniałem, że od bardzo długiego czasu nie potrafimy doprowadzić do końca procesu wyłaniania kierownika tej Katedry i Kliniki, a społeczność akademicka uważnie przygląda się działaniom Senatu. Uważam, i ten pogląd wyraziłem, że powinniśmy zatwierdzić uchwałę RW. Senat nie jest organem powołanym do podważania stanowiska RW. Oczywiście, Senat ma prawo, ba, nawet obowiązek zmienić decyzję RW, ale tylko i wyłącznie wtedy, gdy zaistnieją poważne okoliczności przemawiające za nieprawidłowościami lub wątpliwościami dotyczącymi jej decyzji. Analogicznie, jak współzależność legislacyjna Sejmu i Senatu RP. Senat może zmienić uchwałę Sejmu w drodze dyskusji i merytorycznej krytyce podjętych uchwał. Sylwetka prof. A. Witka została przedstawiona przez Prorektora Prof. P. Jałowieckiego i z jego ust ani żadnego z Senatorów nie padł choćby jeden zarzut lub uwaga krytyczna pod adresem kandydata. Zatem zaapelowałem do członków Senatu, by uszanować dobre obyczaje akademickie i nie odrzucać prawidłowo podjętej, prawomocnej uchwały RW w Katowicach.
Niestety, wynik głosowania był negatywny: za - 15, przeciw - 18, 2 głosy wstrzymujące.
Czy tak powinna wyglądać demokracja akademicka? Czy może lepsze określenie to „manipulacja” akademicka? To kolejna kompromitacja w naszej uczelni, zanegowanie zasad życia uniwersyteckiego. To niestety godzi w wiarygodność Senatu.
Pozostaje jeszcze promyk nadziei; ostateczny głos należy do Pani Rektor Prof. E. Małeckiej-Tendery, która może powołać prof. A. Witka na stanowisko kierownika Katedry i Kliniki niezależnie od doradczego głosu organów kolegialnych.
wtorek, 23 listopada 2010
poniedziałek, 22 listopada 2010
O naszych pieniądzach
Niedawno pracownicy uczelni otrzymali podwyżki. Powinny one trafić do nas już na początku roku, ale cóż, lepiej późno niż wcale. Oczekiwania były duże, skala podwyżki znacznie mniejsza. Wszystko wskazuje, że nadal należymy do najgorzej wynagradzanych pracowników polskich uczelni medycznych.
Ale w naszej uczelni są także inne pieniądze, o których warto wspomnieć.
Władze uczelni dysponują osobnym funduszem premiowym. Wynosił on dotąd 56.000 zł miesięcznie (słownie: pięćdziesiąt sześć tysięcy złotych) i został ostatnio zwiększony do 85.000 zł w związku z przyjęciem nowej siatki płac. Liczba beneficjentów funduszu nie jest znana. Wiadomo jednak, że te środki nie trafiają do pracowników naukowo-dydaktycznych.
Proszę pomyśleć, pracownicy otrzymują pierwszą, skromną podwyżkę od wielu lat. A w ciszy gabinetów, co miesiąc dzieli się kilkadziesiąt tysięcy złotych.
To są nasze pieniądze.
A przecież w naszej uczelni teoretycznie obowiązują wewnętrzne, demokratyczne procedury oraz podlega ona kontroli organów państwowych. Jak te demokratyczne procedury wyglądają widzimy, jak swą konstytucyjną funkcję wypełniają instytucje nadzorcze także wiemy.
Od kontrolera NIK oceniającego funkcjonowanie szpitala klinicznego do rychłego objęcia stanowiska dyrektora szpitala klinicznego; ten model kariery jest chyba nowatorski w skali krajowej.
Takie słowa, jak praworządność, przyzwoitość, uczciwość, sprawiedliwość społeczna, solidarność, etyka i wiele, wiele innych w tej śląskiej uczelni wykreślono z listy stosowanych pojęć…
Oby nie bezpowrotnie…
sobota, 20 listopada 2010
Przypadki szpitalne
Opiszę dziś sytuacje, których byłem świadkiem pracując w szpitalu. Życie kreuje czasem najbardziej nieprawdopodobne sytuacje, niejedna z nich nas przerasta, smuci, czasem przeraża. Na szczęście są także sytuacje wywołujące uśmiech, czasem nawet głośny śmiech.
Przed laty na oddziale leżała 32-letnia kobieta z chorobą nowotworową. Okrutnie cierpiała z powodu dolegliwości bólowych. Medycyna była całkowicie bezradna, przez długie tygodnie widzieliśmy jak gaśnie, jej jedynym ratunkiem były narkotyczne leki przeciwbólowe. Pamiętam salę, na której leżała, pamiętam wyraz twarzy tej chorej targanej bólem, a najgorsza była nasza bezsilność…
Na oddział dostała się maturzystka M., dziewczyna dotąd całkowicie zdrowa. Diagnostyka wiodła do rozpoznania „choroba Wilsona”. Przebieg był niekorzystny, chora miała powikłania wątrobowe i mózgowe. Leczenie było nieskuteczne. Była z nami wiele miesięcy, na oddziale towarzyszyła jej matka, która nie odstępowała córki w dzień i w nocy. Nie traciła nadziei. Najgorsze stało się w nocy z piątku na sobotę, M. zmarła. Od rana w sobotę obejmowałem dyżur; gdy wszedłem na oddział panował tam całkowity paraliż; matka nie odstępowała od ciała ukochanej córki, nie pozwalała na podjęcie koniecznych w tej sytuacji działań, płakał cały personel pielęgniarski, płakali pacjenci. Co zrobić? Jak się zachować? Tego nas nikt nie uczył…
Jak określać pacjenta? Czy lekarz może, a nawet powinien zawsze w pełni identyfikować się pacjentem, pamiętać jego imię i nazwisko czy też wystarczy określenie: pacjent pod oknem na Sali nr 4? To odwieczny dylemat; na ile lekarz-humanista powinien być blisko chorego, pełen empatii towarzyszyć mu w cierpieniu. Taka postawa wydaje być oczywista, ale to tylko jedna strona medalu. Gdy lekarz całkowicie odda się chorym to pole widzenia zamiast trzeźwej oceny i niezbędnego dystansu zajmują osobiste uczucia. Lekarz „choruje” z pacjentem. A przecież ma ich setki, tysiące, swe autentyczne zaangażowanie może przypłacić wręcz własnym zdrowiem. Nadmierne zaangażowanie może sparaliżować jego psychikę. Jak zatem wypośrodkować, jak nie czynić z pacjenta bezosobowego numerka, a nie zaniechać jednocześnie postawy lekarza-humanisty?
Co charakteryzuje dobrego lekarza? Tych cech jest wiele, opowiem teraz o pewnej młodej lekarce, stażystce. Dajmy podtytuł tej wypowiedzi: „Pewność siebie”.
Miało to miejsce w 1995 lub na początku 1996 roku. Pewnego dnia, gdy w dyżurce lekarskiej rano prowadziliśmy ożywioną dyskusję dotyczącą pacjentów przyjętych w ramach ostrego dyżuru, ta młoda adeptka medycyny stwierdziła:
„Co się tak ekscytujecie tymi pacjentami, przecież to wszystko jest takie proste, wiadomo co trzeba z nimi zrobić, medycyna jest łatwa, wiem o tym bo mam dyplom z wyróżnieniem, znam wszystkie książki i medycyna nie ma dla mnie tajemnic”.
Ze zdumieniem słuchaliśmy tego wywodu, pewność siebie naszej młodszej koleżanki była niczym niezachwiana. Ale ten brak pokory, koniecznej cechy każdego myślącego lekarza, został brutalnie przez życie wypunktowany. Jakiś czas później, po porannym raporcie po ostrym dyżurze, zapytałem tą wszechwiedzącą osobę czy nadal uważa, że medycyna jest taka łatwa. A był to bardzo trudny dyżur i wielu pacjentów nie zechciało chorować wg schematów książkowych, a nasza bohaterka była lekarzem dyżurnym. Pewność uleciała, pozostał ułomny człowiek, ale niesmak zarozumialstwa pamiętamy.
piątek, 19 listopada 2010
WYSTĄPIENIE PROF. KOCHAŃSKIEJ-DZIUROWICZ W CZASIE DEBATY W KOMISJI SEJMOWEJ
WYSŁUCHANIE PUBLICZNE W RAMACH PRAC
nad rządowym projektem ustawy o zmianie ustawy prawo o szkolnictwie wyższym ustawy o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki oraz o zmianie niektórych innych ustaw
Panie Przewodniczący, Panie i Panowie Posłowie, Szanowni Państwo!
1. Zgłaszająca wnosi o zmianę brzmienie następujących artykułów :
Art.56.1.
Jest: Statut Uczelni publicznej uchwala jej senat większością co najmniej dwóch trzecich głosów swojego składu, po zasięgnięciu opinii związków zawodowych działających w uczelni.
Na: Statut Uczelni publicznej uchwala jej senat większością co najmniej dwóch trzecich głosów swojego składu, po zasięgnięciu opinii związków zawodowych działających w uczelni, a także merytorycznym sprawdzeniu i podpisaniu przez prawników.
Uzasadnienie. Statut uczelni po ustawie „Prawo o szkolnictwie wyższym” jest jednym z najważniejszych aktów prawnych normujących funkcjonowanie uczelni. Jest on przedkładany do wglądu podczas procesów sądowych, w których poszkodowaną stroną jest pracownik uczelni. W przypadku spraw spornych (sądowych) na jego zapisy powołują się w swojej działalności rektorzy dlatego musi być czytelny i zgodny z literą prawa.
Art. 71.1 pkt. 1.
Jest: Jednoosobowe organy są wybierane przez kolegia elektorów; nie mniej niż 20% składu kolegium elektorów stanowią przedstawiciele studentów i doktorantów.
Na: Jednoosobowe organy są wybierane przez kolegia elektorów; maksymalnie 20% składu kolegium elektorów stanowią przedstawiciele studentów i doktorantów, jeżeli uczelnia nie zatrudnia asystentów tylko doktorantów. W uczelniach, w których nie ma doktorantów maksymalny skład studentów w kolegium elektorskim powinien wynosić nie więcej niż 10 %. Pośrednie udziały procentowe studentów i doktorantów w kolegiach elektorskich uzależnione są od stosunku liczby studentów do doktorantów w danej uczelni.
Uzasadnienie: Rektor jest najważniejszą osobą w uczelni, dlatego procedura jego wyboru powinna być z punktu prawa opracowana w szczegółach. Studenci wybrani do kolegium elektorskiego (przeważnie z ostatnich lat studiów ) stanowią grupę, która z jednej strony już mało związana jest z wybieranymi władzami uczelni a z drugiej łatwo ulega naciskom. Nie wszystkie uczelnie w Polsce mają studia trzeciego stopnia tj. doktoranckie i przyznanie w takiej sytuacji 20 % udziałów w kolegium elektorskim studentom zmniejsza o 10 % udział w kolegium elektorskim nauczycieli akademickich (asystentów, wykładowców, starszych wykładowców i adiunktów).
Art.78 ust 1.
który ma mieć brzmienie w proponowanej ustawie:
„1. Rektor i prorektor uczelni publicznej mogą być odwołani przez senat uczelni kwalifikowaną większością dwóch trzecich statutowego składu senatu, z zastrzeżeniem ust.5 i 6.
Na: 1. Rektor i prorektor uczelni publicznej mogą być odwołani przez organ, który go wybierał (tj. senat, lub kolegium elektorskie) kwalifikowaną większością dwóch trzecich statutowego składu organu wybierającego, z zastrzeżeniem ust.5 i 6.
Podobnie w ust. 2:
należy dokonać korekty na:
Wniosek o odwołanie rektora może być zgłoszony przez co najmniej połowę statutowego składu organu wybierającego. Wniosek o odwołanie prorektora może być zgłoszony przez rektora, a pisemny wniosek o odwołanie prorektora właściwego do spraw studenckich może być zgłoszony również przez co najmniej trzy czwarte przedstawicieli studentów i doktorantów wchodzących do organu wybierającego.
2. Odrzucenie:
art.84 dotyczącego statusu Krajowego Naukowego Ośrodka Wiodącego zwanego „KNOW”
Uzasadnienie: jest proponowany zapis w art.31 ust1-4 o możliwości tworzenia przez uczelnię centrum naukowego z innymi uczelniami, instytutami naukowymi PAN oraz instytutami badawczymi.
Tworzenie KNOW, w tak zaproponowanym zapisie prawnym, będzie powodowało „oderwanie się od uczelni” najlepszych wydziałów, a tym samym obniżenie kategorii całej uczelni, co skutkuje zmniejszeniem dotacji finansowej a w końcu może doprowadzić do jej upadłości.
3. Brak logicznej konsekwencji:
art.66.ust.1,1a ”Rektor opracowuje i realizuję strategię rozwoju uczelni, uchwaloną przez organ kolegialny uczelni wskazany w statucie”
Jeżeli w uczelni publicznej wystąpią straty (art. 100a) to senat uczelni uchwala program naprawczy i przedkłada go ministrowi (art.100a. pkt. 4), a gdzie teraz rola i odpowiedzialność rektora?
Nie uwzględniłam innych bardzo licznych uchybień w zmienianej ustawie ” Prawo o szkolnictwie wyższym „ i poszerzonej o stopniach naukowych i tytule w zakresie sztuki oraz niektórych innych ustaw, które zgłaszane były w drukach przez uczestników publicznego jej wysłuchania, a także podczas dzisiejszego posiedzenia Komisji. Z wszystkimi uwagami prezentowanymi przez przedstawicieli: KSN NSZZ Solidarność, przedstawicieli Solidarność organizacji związkowej uczelni i PAN, Związku Nauczycielstwa Polskiego się zgadzam. Tak liczne uchybienia, a także brak długoterminowej strategii rozwoju szkolnictwa i nauki przemawiają za zgłoszeniem wniosku o jej odrzuceniu.
Prof. dr hab. Aleksandra Kochańska-Dziurowicz
czwartek, 18 listopada 2010
Ważne informacje dla środowiska akademickiego
9 listopada w Sejmie RP odbyło się na posiedzeniu Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży "publiczne wysłuchanie" polegające za zgłaszaniu zarzutów do nowelizacji Prawa o Szkolnictwie Wyższym, Ustawie o Stopniach i Tytułach.... . Jest to nowa forma prac komisji sejmowych związana z procesowaniem nad ustawami, które budzą duże kontrowersje od całkowitego ich poparcia do odrzucenia. Spotkanie trwało około 5 godzin, a krótkie sprawozdanie z jego przebiegu zostało opracowane przez kol. Kazimierz A. Sicińskiego- przewodniczącego RSN Solidarność i znajduje się na stronie internetowej Krajowej Sekcji Nauki "Solidarność" w zakładce "aktualności " - relacja z wysłuchania. Brałam w tym posiedzeniu czynny udział, ale jako osoba fizyczna tj. nie mająca uprawnień reprezentowania uczelni ani komisji zakładowej Solidarność. Treść wszystkich wystąpień będzie opublikowana w specjalnym biuletynie Sejmowym. Uzupełniając komentarz Kol. K. Sicińskiego chciałabym podkreślić na dobrze merytorycznie przygotowane wystąpienia reprezentantów Samorządu Studenckiego i Doktoranckiego.
prof. Aleksandra Kochańska-Dziurowicz
środa, 17 listopada 2010
wtorek, 16 listopada 2010
Z życia Szpitala Klinicznego nr 1 w Zabrzu, czyli polski, współczesny model „akademickości”
Wczoraj miała w szpitalu miejsce uroczystość otwarcia nowego oddziału intensywnej terapii. Ten oddział jest tu bardzo potrzebny i od dawna oczekiwano na jego uruchomienie. O tym wydarzeniu dowiedziałem się dziś przypadkowo, od jednego z pracowników szpitala. Okazuje się, że szereg samodzielnych pracowników nauki, doktorów habilitowanych i profesorów nie zaproszono na tę uroczystość. Najwyraźniej nie są oni w szpitalu klinicznym zauważanymi osobami.
Szpital kliniczny to miejsce prowadzenia zajęć dydaktycznych oraz badań naukowych; widać dla władz szpitala oraz uczelni rola tej grupy osób jest marginalna.
Ot, taki „drobny” przyczynek do aktualnie stosowanych standardów w polskiej uczelni medycznej…
poniedziałek, 15 listopada 2010
O Katedrze i Klinice Chorób Wewnętrznych i Alergologii
Do napisania paru zdań o tej jednostce uczelni skłania mnie okres roku od jej przeniesienia z Zabrza do Katowic. Dla przypomnienia lub poinformowania Czytelników nie znających okoliczności tej decyzji: była to raczej translokacja bezprawna, gdyż nie była poparta odpowiednią uchwałą Senatu. Ale cóż, w polskim państwie prawnym (zgrabna formułka, nieprawdaż?) takie uchybienie nie ma znaczenia. Pani Minister Zdrowia udawała, że wszystko „gra”.
Mam osobisty stosunek do tej Kliniki - pracowałem tam 18 lat. W 1982 roku ówczesny dyrektor SK-1 obiecał mi etat szpitalny, ale skuteczna okazała się interwencja współpracownika komunistycznej służby bezpieczeństwa J. Nożyńskiego (TW „Anatom”). O przyczynach odmówienia mi tego etatu dowiedziałem się dopiero po 26. latach z teczki personalnej uzyskanej w Instytucie Pamięci Narodowej. Ale sito systemu władzy było dość dziurawe i znalazła się inna furtka, bym jednak mógł tam pracować. Uzyskałem etat asystencki w Zespole Opieki Zdrowotnej w Zabrzu z oddelegowaniem do Kliniki. W praktyce oznaczało to, iż 3 godziny spędzałem w Klinice, a resztę moich obowiązków spełniałem pracując w licznych poradniach zabrzańskich. Notabene taki układ, z dzisiejszej perspektywy, wcale nie był taki zły, umożliwiał poznanie oblicza medycyny poradni rejonowej, zakładowej czy pogotowia ratunkowego. Te doświadczenia niejednokrotnie okazywały się cenne w dalszej pracy zawodowej.
Tu chciałbym podziękować Profesorowi Edmundowi Rogali, który przyjął mnie pod dach Kliniki, którą kierował - niebezpiecznego człowieka, za jakiego miała mnie władza.
Po dwóch latach uzyskałem jednak uzyskałem etat szpitalny, by za 10 lat znaleźć się w gronie pracowników uczelni, od razu na stanowisku adiunkta.
W tych czasach w Klinice pracował bardzo młody zespół, a sama klinika istniała dopiero 6 lat pod nazwą „Alergologii”, a człon „Choroby wewnętrzne” dopisano dopiero później. W młodym zespole pracowało się bardzo dobrze, kolejne osoby uzyskiwały stopnie specjalizacji i stopnie doktora medycyny. Profesor budował dobrą atmosferę otwartą na nowatorskie pomysły i inicjatywy. W 2001 roku, po uzyskaniu habilitacji odszedłem z Kliniki, by rozpocząć nowy etap, jako kierownik Zakładu Chorób Metabolicznych Kości.
18 lat pracy w Klinice wspominam ciepło, tam ukształtowała się moja zawodowa wiedza, tam zaszczepiono mi pasję do nauki, która do dziś stanowi oś mej zawodowej aktywności.
Dlatego z takim niepokojem obserwowałem działania władz uczelni zmierzające do przeniesienia kliniki do Katowic wraz z Kliniką Endokrynologii. Od początku ten pomysł natrafił na opór wielu osób i środowisk; obszernie relacjonowałem to na blogu od maja do października 2009 roku. Na łamach bloga (9.12.2009) zamieściłem wywiad z anonimowym pracownikiem Kliniki, który opisał warunki pracy w nowym miejscu. Parę dni wcześniej, 7.11 zaprezentowałem głos pielęgniarki, a 23.11.2009 swoje zdanie wyraził lekarz-okulista z Ceglanej w Katowicach. Obiecałem wtedy Czytelnikom bloga, że po roku wrócimy do tej sprawy. W ostatnich dniach ponownie zwróciłem się z zapytaniem o warunki pracy do lekarza - pracownika kliniki; odpowiedź była krótka:
„Poza poprawą dostępności do badań laboratoryjnych nic się nie zmieniło. Klinika jest aktualnie taką poradnią z łóżkami. Nie ma mowy o prowadzeniu ciężkich przypadków astmy czy innych stanów zagrożenia życia. Pracownicy Kliniki nie dyżurują, opiekę sprawują wtedy lekarze innych specjalności. A przypomnijmy, nadal Klinika formalnie nosi nazwę Kliniki Chorób Wewnętrznych i Alergologii, co mija się z prawdą, bo kontrakt z NFZ na prowadzenie chorób z zakresu interny nie został zawarty”.
Jako dobrą stronę mój rozmówca wskazał nowoczesną bazę dydaktyczną.
Pytanie, co z pomieszczeniami w SK nr 1 w Zabrzu? Szumnie nas informowano o wspaniałych planach rozwojowych; okazały się całkowitym humbugiem, jedno skrzydło na parterze stoi puste. Widać ani władzom uczelni ani szpitala pojęcia „interes społeczny”, „gospodarność”, „słowność” nie są znane…
Zabrzański smutek…
czwartek, 11 listopada 2010
O PATRIOTYZMIE SŁÓW KILKA
Przed rokiem z okazji Święta Niepodległości 11-go listopada pisałem o tym święcie. Mijający rok być może w specjalny sposób skłania do zastanowienia się, jakie znaczenie mają w ogóle święta państwowe, czy słowa „patriotyzm”, „ojczyzna”, „naród” nadal mają jakieś szczególne znaczenie, czy też są to raczej pojęcia historyczne zastąpione przez bardziej współczesne określenia, jak np.: „europejskość”, „tolerancja”, „współpraca”. Jesteśmy bombardowani informacjami z różnych stron; dla niektórych surogatem patriotyzmu jest sukces jednostki, a Polska, jako niezależny byt państwowy to pojęcie raczej abstrakcyjne. Inni, wręcz przeciwnie, swoje miejsce tu, w tym kraju, widzą tylko, jako cząstka narodu w służbie sprawy o wymiarze ogólnym.
A jak Pani, Pan sądzi, jak dziś należy zdefiniować słowo „patriotyzm” lub „patriota”?
Ps.: Przed rokiem na pytanie skierowane do mnie przez pewną starszą panią, co robią mój syn i żona 11 listopada odpowiedziałem: odrabiają lekcje, i usłyszałem odpowiedź - powiedzonko sprzed wojny: „11 listopada lekcji odrabiać nie wypada”. Może to jest trafna wykładnia stosunku tego święta i patriotyzmu w ogóle?
wtorek, 9 listopada 2010
Jak nasza uczelnia wyłania kandydatów do nowotworzonych gremiów, które będą decydydować w kształcie nauki w Polsce?
poniedziałek, 8 listopada 2010
Powrót do roku 2009
W dzisiejszym wydaniu wrocławskiej Gazety Wyborczej ukazał się wywiad ze mną dotyczący wydarzeń w miejscowej Akademii Medycznej (link zamieszczam poniżej).
Informuję, że tytuł wywiadu pochodzi od redakcji Gazety Wyborczej i nie był wcześniej ze mną uzgodniony.
Cieszy fakt, iż tak poczytny i opiniotwórczy dziennik śledzi treści zamieszczane na blogu. Sądzę, że kwestie dotyczące życia uniwersytetów są ważne nie tylko dla nas, pracowników naukowych lub studentów.
Moim zamierzeniem (a pisałem o sprawie zarzutów stawianych Rektorowi Ryszardowi Andrzejakowi parokrotnie) nie jest dyktowanie komukolwiek sposobu postępowania.
Jako pracownik naukowy mam jednak prawo do komentowania rzeczywistości oraz do wyrażania własnych poglądów. Życie zawsze niesie mnóstwo problemów, nie inaczej jest w polskich uczelniach i musimy, jako całe polskie środowisko akademickie umieć znajdywać właściwe rozwiązania.
A efekty naszej wspólnej pracy zawsze znajdą ocenę zewnętrzną, tą z perspektywy europejskiej, a może nawet światowej. Czy na pewno zadowala nas aktualny stan polskich uniwersytetów, akademii i politechnik? Tak naprawdę gra idzie nie o sprawy personalne, ale o nasz pełnoprawny, wiarygodny udział w obiegu światowej myśli naukowej.
Śląski naukowiec krytykuje rektora Andrzejaka
niedziela, 7 listopada 2010
sobota, 6 listopada 2010
Ze szpitala
My lekarze, stanowimy specjalną grupę ludzi. Każdemu człowiekowi słowa „szpital”, „choroba”, „operacja”, „badania krwi” kojarzą się raczej negatywnie, bo oznaczają kłopoty, cierpienie, ból, czasem zagrożenie życia. Nawet zapach szpitala budzi nasz niesmak - nieraz słyszałem od przypadkowych osób, że noszę zapach szpitala. A dla nas to miejsce pracy, budynek, w którym spędzamy wiele godzin dzienne, a w całym życiu mogą ich być tysiące, ba, nawet dziesiątki tysięcy. Na początku, jako studenci, potem adepci zawodu lekarza odczuwamy spore napięcie, emocje przekraczając bramy szpitala. Z czasem przychodzi rutyna, zdobywamy doświadczenie, poszerzamy wiedzę, czujemy się pewniej. Niemniej, w moim głębokim przekonaniu, lekarz w obliczu ostatecznych wydarzeń nie może całkowicie pozbyć się emocji, nawet nie wolno mu sprowadzić zawodu lekarza do sprawnej technologii, błyskawicznej diagnostyki i jeszcze szybszego wypisu. „Następny, proszę!” Szpital i poradnia to nie piekarnia. W pogoni za czasem, za wymogami dyrekcji, funduszu czy wymuszanymi przymusem natury finansowej idziemy na skróty, a pacjent staje się tylko bezbarwnym tłem naszej działalności.
Chciałbym podzielić się z Czytelnikami bloga niektórymi z moich zawodowych doświadczeń, a pracuję wystarczająco długo, by je zgromadzić. Bezpośrednim bodźcem, by o tych sprawach pisać jest przyczyna, jak najbardziej osobista. Otóż niedawno trafiłem do szpitala, jako nie lekarz lecz pacjent. W Katedrze i Klinice Laryngologii w Zabrzu udzielano mi pomocy, gdy zaatakowało mnie podgłośniowe zapalenie krtani. Uczucie niemożności nabrania oddechu po przebudzeniu się w nocy jest naprawdę niezwykle przykre. W swym życiu zawodowym widziałem masę chorych z astmą oskrzelową z dusznością, ale znaleźć się pod drugiej stronie to jednak coś innego. Opiekę miałem znakomitą, uniknąłem tracheostomii. Do Kliniki przyjmował mnie Profesor Maciej Misiołek (znamy się od ponad 40 lat), to jego opanowanie, wiedza i spokój pozwoliły mi przetrwać najtrudniejsze chwile.
Czy studenci i lekarze są wystarczająco przygotowani do podjęcia trudu wykonywania swego zawodu od strony psychologicznej? Czy te zagadnienia są omawiane w programie studiów? Te parę godzin etyki czy psychologii, zwłaszcza na początku studiów, to z pewnością za mało. Ludzie, także lekarze, różnią się między sobą wrażliwością, empatią, kulturą osobistą. Dlatego różnie spełniają się, jako lekarze, niezależnie od swej wiedzy i kompetencji. Nieraz słyszymy określenia „lekarz z powołania”, „dusza człowiek”, ale także „ale konował”, „rzeźnik”. Pewnie, lekarz też człowiek, ale należy jednak oczekiwać pewnych standardów w zachowaniach wobec chorego człowieka. Z drugiej strony nie można także pominąć relacji odwrotnej; stosunku pacjenta do lekarza. Nieraz oczekiwania wobec lekarza są nieadekwatne, niemożliwe do realizacji, a postawy bywają roszczeniowe. Lekarz ma być na każde żądanie, natychmiast. Zatem prawidłowa relacja lekarz-pacjent jest pochodną mnóstwa czynników. Sądzę, że na pierwszym miejscu znajduje się postawa lekarza, potem dopiero pacjent, jakby dostosowuje się do jego poziomu. Znacznie rzadziej pacjent może zdominować sytuację.
Niebawem zaprezentuję Czytelnikom różne sytuacje, w których osobiście uczestniczyłem, jako lekarz Szpitala Klinicznego nr 1 w Zabrzu. Niektóre są zdumiewające, inne przerażające, inne bywają wesołe, a nawet śmieszne - jak to w życiu bywa; ale razem pokazują szeroką paletę dnia pracy lekarza, pracy trudnej, pracy pod presją, często pracy niedocenianej.
Nim o tym napiszę proszę o uwagi Czytelników.
piątek, 5 listopada 2010
Czyżby wreszcie zapaliło się światełko we wrocławskim tunelu?
czwartek, 4 listopada 2010
środa, 3 listopada 2010
Gorąca linia Wrocław - Warszawa
wtorek, 2 listopada 2010
Podsumowanie października
Październik był miesiącem zdominowanym przez sprawę plagiatu rektora R. Andrzejaka. Publikowałem własne komentarze oraz materiały z innych źródeł. Sporo było komentarzy na ten temat. Na początku miesiąca miała miejsce we Wrocławiu samotna „szarża” dr hab. J. Heimratha, który wystąpił w obronie wartości akademickich, coraz liczniejsze były głosy także spoza uczelni medycznej, ale „beton” trzyma się kurczowo swych pozycji. A paraliż państwa trwa, Minister Zdrowia zawiesza rektora, ten zasłania się przepisami prawa, rektorzy uczelni publicznych udają, że to nie ich sprawa, środowisko wrocławskie nie potrafi demokratycznie zakończyć ten kompromitujący maraton, czyli po prostu odwołać rektora w trybie dopuszczonym prawem. Niestety, przypomina to do złudzenia sytuacje patowe w wielu obszarach naszego życia publicznego; nie potrafimy skutecznie rozwiązywać wielu ważnych problemów życia społecznego, nie umiemy ze sobą rozmawiać na płaszczyźnie argumentów, dyskusja zwykle przeradza się w pyskówkę. A świat ucieka, świat się rozwija; demokracja (=dialog, kompromis) to jest sztuka, którą posiedliśmy w niewielkim stopniu. Tak naprawdę nasze społeczeństwo jest głęboko zdezintegrowane, rozdarte, niespójne, nie rozumiejące świata zewnętrznego. Pojęcie „społeczeństwo obywatelskie” rozmywa się coraz bardziej, dryfujemy w nieznane. Niemniej, nie bądźmy naiwni, to nie są zjawiska całkowicie przypadkowe, jest wystarczająco liczna grupa (choć to mały odsetek społeczeństwa), która jest beneficjentem panującej sytuacji, bo w mętnej wodzie ryba dobrze bierze.
Uczelnia to dobre odzwierciedlenie szerszej sytuacji w państwie, słabe państwo promuje mizerne uczelnie, a słabe uczelnie ustawiają nas w ogonie cywilizacyjnym.
Ale rząd się wyżywi…