środa, 31 marca 2010

O wypisywaniu druków L4

Witam!

Nie wiem czy to dobry moment na dyskusje kto wypisuje pacjentowi L4 jeśli na Twoim blogu poruszasz tak ważne rzeczy dotyczące naszej uczelni.

Problem, z którym sie do Ciebie zwracam jest na pewno bardzo ważny dla wszystkich lekarzy.

Podstawowe zasady orzekania o czasowej niezdolności do pracy i wystawiania zaświadczeń lekarskich zostały określone w przepisach ustawy z dnia 25.06.1999r. o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa - tekst jednolity Dz. U z 2005r Nr 31, poz. 267, oraz w aktach wykonawczych wydanych na jej podstawie, w szczególności w rozporządzeniu Ministra Pracy i Polityki Socjalnej z dnia 27.07 1999r w sprawie szczegółowych zasad i trybu wystawiania zaświadczeń lekarskich, wzoru zaświadczenia lekarskiego wydanego w wyniku kontroli lekarza orzecznika zakładu Ubezpieczeń Społecznych (Dz.U. Nr 65, poz. 741).

Z treści cytowanych przepisów jasno wynika, że każdy lekarz posiadający prawo wykonywania zawodu po przeprowadzeniu bezpośredniego badania stwierdza, że stan zdrowia uzasadnia wystawienie orzeczenia o czasowej niezdolności do pracy - i sam wystawia takie orzeczenie. Niestety prawo sobie, a działania lekarzy są dokładnie odwrotne. Nagminne odsyła się pacjentów z izby przyjęć po urazach z założonym gipsem i zaopatrzonymi ranami do lekarza rodzinnego. Niestety lekarz rodzinny nie jest w stanie zbadać pacjenta by zgodnie z ustawą wydać orzeczenie o czasowej niezdolności do pracy (nie będziemy rozcinać gipsów i zdejmować jałowych opatrunków by zbadać pacjenta zgodnie z ustawą). I biedny pacjent zaczyna wędrówkę z powrotem do szpitala, do ZUS-u, czasami trafia do poradni specjalistycznej, gdzie są generowane podwójne koszty tej samej procedury (szpital i poradnia specjalistyczna) by uzyskać orzeczenie o niezdolności do pracy. Niestety problem jest opatrznie interpretowany przez różne organizacje medyczne - Izbę Lekarską i rzecznika ZUS-u. Jedynie rzecznik prasowy NFZ - stwierdził iż problem L4 nie jest sprawą funduszu i nie będą w tej kwestią zajmować stanowiska. Wszystkie te opinie są cytowane w gazecie „Nowiny Zabrzańskie” z dnia 25.03.2010r str. 8. Mam również pismo głównego orzecznika ZUS w Zabrzu z dnia 19.05.2009 roku, gdzie poparł nasze stanowisko, a w gazecie rzecznik prasowy ZUS-u wypowiedział się tak jakby nie znał ustawy.

Pozdrawiam

Dr n. med. Barbara Tłuczykont
NZOZ Przychodnia Lekarska Hipokrates Sp. z o.o.
41-800 Zabrze, ul. Reymonta 42
Poland

Phone +48 32 271 27 45
Fax + 48 32 276 86 76
e-mail barbarat@hipokrateszabrze.civ.pl
www. hipokrateszabrze.civ.pl

poniedziałek, 29 marca 2010

Ważny komentarz

Właśnie otrzymałem ważny komentarz Czytelnika, publikuję go jako osobny tekst, gdyż dokumentuje on chorobę, jaka toczy organizm zwany Śląskim Uniwersytetem Medycznym.

Idzie o przestrzeganie prawa; tu, w tej instytucji prawo nie istnieje. Orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego są niczym, prawomocne wyroki sądu są ignorowane.

Nie sądzę bym akurat ja miał szczególne prawo do zgłoszenia w prokuraturze faktu ŁAMANIA prawa w uczelni, może to uczynić każdy z obywateli, także autor komentarza.

Z całym szacunkiem dla Pana prof. Dzielickiego i czy Jego sprawa to czarna czy inna karta w historii ŚlAM/ ŚUM. Panie profesorze, jak to możliwe że ani Pan ani Pańscy przyjaciele nie wpadliście na to, że prawomocny wyrok Sądu RP jest prawem i basta. Jeżeli dyrektor nie wypełnił w całości postanowienia Sądu ma Pan, Panie profesorze prawo, ale TYLKO Pan, zgłosić zaistniały fakt w prokuraturze. Za przestępstwo niewykonania wyroku Sądu kara wynosi do 3 lat. Myślę, że gdy dyrektor posiedzi jakikolwiek okres czasu i nigdy już nie będzie nigdzie dyrektorem będzie to nauczka dla innych prostaków i nie tylko prostaków.

Recenzja

Książkę dr n. med. Marka Wrońskiego pt.: „Zagadka śmierci profesora Mariana Grzybowskiego” przeczytałem w czasie długiej podróży samolotem. Dzięki tej znakomitej pozycji jakoś przetrwałem ten długi lot. Chciałbym podzielić się z Czytelnikami bloga swoimi uwagami, gdyż opracowanie dr Wrońskiego uważam za niezwykle ważny przyczynek do naszej wiedzy dotyczącej polskiej historii współczesnej. W ogóle znajomość dotycząca wydarzeń z lat 1944-1989 w społeczeństwie jest mała i fragmentaryczna. Wiele osób wręcz uważa, że nie ma potrzeby zbyt wnikliwie sięgać wstecz. Pogląd, że należy patrzeć „pozytywnie”, „nie rozgrzebywać ran” i skupić się na pracy skierowanej „ku przyszłości” jest tylko pozornie logiczny i słuszny. Głosiciele takich tez to osoby nie rozumiejące zjawisk rozwoju społecznego lub też uczestnicy wydarzeń tego okresu (lub ich mentalni i materialni spadkobiercy) osobiście zainteresowani zamazaniem prawdy historycznej. A przecież bez zrozumienia historii nie mamy żadnych szans na zbudowanie takiej Polski, na jaką zasługujemy i jakiej oczekujemy. Ale odejdźmy od uwag ogólnej natury, skupmy się na samej książce.

Autor w niezwykle profesjonalny sposób opisuje losy Prof. Grzybowskiego, znakomitości polskiej i europejskiej dermatologii. Od 1934 roku Prof. Grzybowski był kierownikiem Kliniki Chorób Skórnych i Wenerycznych Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Warszawskiego. Benedyktyńskiej pracy wymagało zebranie ogromnej liczby materiałów źródłowych, a obszar do omówienia był bardzo szeroki. By móc zrozumieć los Profesora Autor wprowadza czytelników w realia społeczne i obyczajowe Polski przed- i powojennej. Z dokładnością i precyzją godną archiwisty i zawodowego historyka przedstawia sylwetki szeregu osób, bohaterów tych czasów. W szczególności poznajemy życie medycznego środowiska uniwersyteckiego Polski przedwojennej. Pierwsze lata powojenne pozornie nie odbiegały chyba tak bardzo od realiów II Rzeczypospolitej, Prof. Grzybowski, wtedy już uznany autorytet naukowy swobodnie wyjeżdża na Zachód, by uczestniczyć w konferencjach naukowych. Ale to tylko czas „przyczajenia”; prawdziwe oblicze nowego, zbrodniczego systemu odsłania się coraz bardziej. Ponure lata stalinizmu to okrutny czas, a zbrodnicza ręka dosięga także Profesora Grzybowskiego. Był grudzień 1949 roku. Jak trafnie zauważył jeden z recenzentów książki Wrońskiego, to jedno z lepszych opracowań dotyczących czasów stalinowskich w ogóle. Co prawda nie udało się ustalić w sposób jednoznaczny, kto odpowiada za śmierć Profesora, ale tak naprawdę nie jest najważniejsze, by wskazać osoby winną (choć taka wiedza ze społecznego punktu widzenia jest ważna), ale zrozumieć, że WINNY był zbrodniczy system polityczny.

Po odzyskaniu niepodległości w 1989 roku podjęto pewne próby wyjaśnienia tajemnicy śmierci Profesora, inicjatywę wykazywał warszawski samorząd lekarski. Niemniej te próby były chyba podejmowane na zbyt niskim szczeblu (nikogo nie urażając), a powodzenie tych działań zależało od wsparcia na poziomie władz państwowych. Należy także pamiętać, że wtedy, 40 lat od czasów stalinizmu żyło wielu świadków wydarzeń tego okresu i były znacznie większe szanse na dotarcie do prawdy. Dziś tych ludzi już prawie nie ma wśród nas.

Chyba najważniejszą lekcją wypływającą z książki Wrońskiego jest precyzyjne zdefiniowanie i opisanie metodycznego, zaplanowanego w detalach procesu zniszczenia polskiego świata uniwersyteckiego. Ówczesna władza znakomicie rozumiała, że to środowisko, choć mocno osłabione zawieruchą wojenną, to naturalna ostoja wolności słowa, swobody, demokracji, pojęć całkowicie obcych komunistom. Wybór Profesora, jako pokazowej ofiary siły systemu nie był przypadkowy. Celem było zastraszenie całego świata uniwersyteckiego, a świadomość, że można bezkarnie zamordować tak znaczącą postać musiała działać paraliżująco. Niebawem wydzielono ze struktur uniwersytetów wydziały medyczne podporządkowując je ministerstwu zdrowia. To był początek końca prawdziwej uniwersyteckości polskiej medycyny na poziomie akademickim, odtąd najlepszą rękojmią kariery było wsparcie władz politycznych.

Obserwując bieżące wydarzenia, te z naszego, medycznego podwórka lub ze świata polskich szkół wyższych nie sposób nie zauważyć praźródła naszych dzisiejszych problemów. Gdzie są nasi wielcy nauczyciele, autorytety moralne, wybitni naukowcy, głosiciele niezależnych poglądów? Echa wydarzeń z lat czterdziestych i pięćdziesiątych nie milkną. Co gorsza, dwie minione dekady wcale nas nie przybliżyły do przywrócenia dawnych wzorców; mentalnie, kulturowo i organizacyjnie tkwimy „po uszy” w systemie minionej epoki. Niestety, początek trzeciej dekady istnienia Polski niepodległej też nie rokuje dobrze, choć Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego podjęło próbę przeprowadzenia reform. Tylko dlaczego dziś miałyby się one udać skoro „stare” tak skutecznie okopało się na swoich pozycjach? By rzeczywiście dokonał się przełom musimy zdobyć się na odważne, daleko idące kroki reformatorskie.

Pamiętam z lat studiów paru, nieżyjących już profesorów mojej uczelni, którzy z pewnością zasługiwali na miano „Profesor”. Ich autorytet nie był budowany na fundamencie władzy, wyższości nad resztą środowiska wynikającym z samego faktu posiadanej pozycji w uczelni. Każdy, kto pamięta takie osoby, jak Szanowni Profesorowie np.: Szyszko, Ginko czy Zieliński, znakomicie rozumie, że wielkość, ta prawdziwa wielkość wcale nie podpierała się pseudowartościami, typowymi dla doby współczesnej. Już parę zdań zamienionych z nimi, obserwacja na sali chorych czy sali operacyjnej wystarczyły, by dostrzec ich prawdziwą klasę. Jako student byłem dla nich partnerem, nie podwładnym.

Na końcu przytoczę prozaiczne dane pokazujące, że bieżące działania reformatorskie dotyczące polskiej nauki i w ogóle polskich uniwersytetów są raczej bez szans na powodzenie. W normalnych krajach, a takim była Polska przedwojenna szanowano elity społeczne; wyrażało się to między innymi wysokością zarobków. Autor podaje, że pensja profesora Grzybowskiego wynosiła w 1938 roku 10.080 zł (pomijam dwukrotnie wyższe dochody z praktyki prywatnej). W odniesieniu do średniej krajowej w tym czasie oscylującej wówczas wokół 200 zł, oznacza, że dziś analogiczna pensja powinna wynosić około 15.000 zł!

Pomyślmy, zastanówmy się, jak dziś wygląda pozycja społeczna profesora uniwersytetu. Jego dochody z pracy w uniwersytecie teoretycznie mogą sięgać 10.000 zł, ale zwykle są, co najmniej dwukrotnie niższe (w mojej uczelni trzykrotnie). Pozostaliśmy na poziomie z niechlubnych lat PRL-u. Jako środowisko nie mamy żadnej „siły przebicia”, a nasza klasa polityczna nie zaprząta sobie głowy takimi detalami, jak: nauka, edukacja, postęp intelektualny. A wszelkie apele, prośby czy modły o aktywność na polu nauki i dydaktyki są skazane na niepowodzenie tak długo, jak nasze życie społeczne nie odzyska dawnego kształtu, a ciągle dominujące wzorce rodem z epoki „najlepszego z systemów sprawiedliwości społecznej” nie znikną bezpowrotnie.

Z finansowaniem na poziomie ułamka procenta PKB ciągle dryfujemy na obrzeżach cywilizowanego świata.

Książkę o Profesorze Grzybowskim, w cenie 55 zł "za pobraniem" można zamówić pisząc na email: Zamowienia@aol.com

lub dzwoniąc: p. Maria Kosecka (22) 812 5073.

sobota, 27 marca 2010

Informuję Czytelników bloga, którzy nie oglądali programu TVP z 23 marca 2010 o Profesorze Dzielickim, że po aktywacji linku podanego poniżej można program zobaczyć (czasem z powodu dużej liczby użytkowników trzeba nieco cierpliwości).

http://www.tvp.pl/publicystyka/magazyny-reporterskie/celownik/wideo/23032010/1421519

piątek, 26 marca 2010

Przeczytane w lokalnej prasie o Śląskim Uniwersytecie Medycznym

Kanclerz uniwersytetu w zarobkach lepsza od prezydenta

czwartek, 25 marca 2010

Wieści z ŚUM

Właśnie zakończył się konkurs na kierownika Katedry i Zakładu Chirurgii Stomatologicznej. Komisji konkursowej przewodniczył Prodziekan Prof. dr hab. A. Wiczkowski.

Po zakończeniu procedowania nie podano kandydatom wyniku głosowania informując, że wynik zostanie ogłoszony na posiedzeniu Rady Wydziału.

Nigdy dotąd te wyniki prac komisji konkursowej nie były utajniane, co się zatem stało, że tak postąpiono?

Trudno mi jest znaleźć logiczne uzasadnienie, ale przypomina mi się historia sprzed wielu lat. W Rokitnicy w roku 1980 zdawałem egzamin z „wojska”. Moje przygotowanie nie było zbyt dobre, ale chyba nie odbiegało od średniej. Po egzaminie dość długo czekaliśmy na ogłoszenie wyników, ale się nie doczekaliśmy.

ZOSTAŁY UTAJNIONE!

Deja vu, wracają praktyki z dawnych lat?!

Bardzo proszę Czytelników mądrzejszych ode mnie, obdarzonych szerszymi horyzontami by pomogli mi pojąć meandry działania władz SUM…

PS. Po tygodniu dowiedziałem się, że dostałem z tego egzaminu ocenę niedostateczną.

Na wczorajszym posiedzeniu Senatu było parę ważnych spraw.

Zacznę od kwestii konkursów, najważniejszym obszarem dyskusji była problematyka dotycząca dorobku naukowego kandydatów. I choć jest prawdą, że wartość pracownika, lekarza, dydaktyka i naukowca nie może być sprowadzana tylko do punktów IF, punktów ministerialnych czy liczby cytacji, to nie mamy szans na ucieczkę od tych kryteriów. Po prostu każdy z nas, jako pracownik uczelni, dokłada swą małą cegiełkę do wspólnego dorobku całego uniwersytetu. Kryteria oceny uczelni przez Ministerstwo są jasne, o naszych szansach decyduje nasz dorobek naukowy. Im szybciej uświadomimy sobie ten nieuchronny fakt tym lepiej. To jest wyścig na poziomie krajowym, słabsi po prostu odpadną z peletonu. Dlatego z uznaniem należy przyjąć zdecydowaną wolę poprawy w kwestiach nauki prezentowaną przez władze naszej uczelni, ale pytanie czy podejmowane kroki okażą się skuteczne? Czas pokaże.

Ważne kwestie zostały poruszone w punkcie „Wolne wnioski”:

- Zapytałem się, jaki odsetek studentów wypełnia ankiety dotyczące dydaktyki (procesu nauczania, który prowadzimy my). Usłyszałem odpowiedź, że średnia liczba studentów nas oceniających w całej uczelni to 8,92%. Zatem skonstatowałem, że system nie działa, bo nie wpływamy na nasze motywacje w zakresie dydaktyki, nie wiemy kto się stara, a kto po prostu dydaktykę traktuje, jak zło konieczne. Co gorsze, tak fragmentaryczne wyniki oceny są stosowane przy okresowej ocenie pracownika! Przecież to niedopuszczalne! System działa od trzech semestrów, nie widzę żadnych szans na jego lepsze funkcjonalnie, ale usłyszałem, że musimy poczekać na efekty. Ja w zaklęcia i cuda nie wierzę, tracimy czas, najlepsi dydaktycy wcale nie uzyskują należnych im nagród, a niechętni studentom pracownicy nadal nie czują potrzeby poprawy.

- Inną ważną sprawę poruszył dr hab. J. Bursa. Zwrócił on uwagę, że PIT-11, który otrzymaliśmy z uczelni, jako rozliczenie za rok 2009 składa się z urzędowego druku oraz korekty w postaci dołączonych kartek. Jak stwierdził Senator z Zabrza zasięgnął on informacji w Urzędzie Skarbowym otrzymując odpowiedź, że PIT ma składać się tylko i wyłącznie z jednego dokumentu. Pani Kanclerz tłumaczyła fakt korekty PIT-ów brakiem dostarczenia przez pracowników na czas potrzebnych dokumentów. Wówczas głos zabrała Prof. B. Błońska - Fajfrowska, która kategorycznie stwierdziła, że wszystkie niezbędne dane dostarczyła, ale ma PIT z korektą. Zatem mamy znakomity przykład kompetencji naszej administracji, a każdy z nas stanie w obliczu urzędnika Urzędu Skarbowego i będzie się tłumaczył, dlaczego ma jakąś dziwną korektę.

środa, 24 marca 2010

Najświeższe informacje ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego

Przed dwiema godzinami zakończyło się dzisiejsze posiedzenie Senatu naszej uczelni. Gdy wracałem z Katowic do domu zadzwonił do mnie jeden z najznakomitszych profesorów SUM pytając się czy poruszono sprawę Prof. Dzielickiego. Mój rozmówca był głęboko poruszony wczorajszym programem telewizyjnym o Profesorze Dzielickim i oczekiwał jakiegoś przełomu. Niestety, ta smutna i kompromitująca uczelnię sprawa nie stanęła na obradach. A każdy myślący logicznie człowiek, który zobaczył audycję MUSIAŁ pojąć gdzie leży PRAWDA. Spokojna, rzeczowa, wyważona wypowiedź Profesora jakże drastycznie kontrastowała z postawą Dyrektora Szpitala Klinicznego nr 1, dr med. A. Drybańskiego.

Jak jest możliwe by zupełnie niepotrzebny konflikt w tak katastrofalny sposób negatywnie wpływał na wizerunek całego uniwersytetu?

Za poczynania dyrektorów szpitali klinicznych odpowiada Rektor.

Brak bezpośrednich działań kończących konflikt ze strony Pani Rektor Prof. E. Małeckiej-Tendery niestety oznacza wsparcie stanowiska dyrektora SK-1. A przecież obowiązuje prawomocny wyrok niezawisłego sądu RP mówiący, że należy Prof. Dzielickiemu przywrócić poprzednie stanowisko w szpitalu.

Nie mogę pojąć komu i czemu służy ta eskalacja?

Gdzie zagubiło się dobro naszej uczelni?!

Ważne wydarzenie w Uczelni

Jutro ma odbyć swe posiedzenie komisja konkursowa powołana do wyboru kandydata na kierownika Katedry i Zakładu Chirurgii Stomatologicznej Wydziału Lekarskiego z Oddziałem Lekarsko-Dentystycznym z Zabrzu. To będzie ważne posiedzenie, bowiem procedura konkursowa trwa już rok i społeczność oczekuje szybkiego oraz korzystnego dla dalszego funkcjonowania tej jednostki rozstrzygnięcia.

Jest to tym bardziej istotne, że w ostatnim czasie w naszej uczelni obserwowaliśmy szereg „dziwnych” wydarzeń związanych z innymi konkursami. O zawiłych, wręcz zdumiewających kolejach konkursu na kierownika Katedry i Kliniki Ginekologii i Położnictwa w Katowicach pisałem wielokrotnie, a na ostatnim posiedzeniu Rady Wydziału w Zabrzu Dziekan Prof. W. Król zamknął listę kandydatów do komisji na kierownika Katedry Farmakologii nie pozwalając członkom Rady Wydziału na zgłoszenie kolejnych kandydatur.

Już najwyższy czas by zasady życia akademickiego w Śląskim Uniwersytecie Medycznym przestały być obcym pojęciem…

wtorek, 23 marca 2010

Dziś o 17.20 w programie "Celownik" w programie pierwszym TVP zostanie wyemitowany program dotyczący Profesora Józefa Dzielickiego.

niedziela, 21 marca 2010

O dochodach Kanclerza Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, Prezydenta RP oraz pracowników naukowo-dydaktycznych SUM

Kolejność wymienionych osób nie jest przypadkowa, kierowałem się wysokością dochodów uzyskanych w roku 2009.

Prezydent RP za Kanclerzem uczelni publicznej, co za czasy…

Dochody pracowników naukowo-dydaktycznych SUM prezentuję w odniesieniu do lidera zestawienia. Z przymusu, w świetle braku dostępności do pełnych danych pokazuję wartości przybliżone, mnożąc 13-krotnie wysokość dochodów miesięcznych brutto + 15% wysługi lat. Nie oznacza to, iż nie ma wśród nas osób z wyższymi dochodami np. dzięki ponadwymiarowym godzinom dydaktycznym, przyznanym nagrodom naukowym czy dydaktycznym bądź podstawowej stawce powyżej powszechnie stosowanej. Cokolwiek nie powiemy, zestawienie jest szokujące, mizeria, wręcz bieda szeregu wysoko wykwalifikowanych pracowników uczelni jest oczywista. Nic dziwnego, że blisko połowa z nas pracuje w innych uczelniach, jakoś trzeba łatać „dziury” w budżecie.

Poniżej odpowiedź z Kancelarii Prezydenta RP:

Szanowny Panie Profesorze,

w odpowiedzi na Pana zapytanie informuję, że Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej w 2009 roku osiągnął dochód w wysokości 243.222,38 złotych.

Z poważaniem

Barbara Mamińska

Dyrektor Biura Kadr i Odznaczeń

Kancelaria Prezydenta RP

zarobki

piątek, 19 marca 2010

Wywiad z dr med. Maciejem Hamankiewiczem, Prezesem Naczelnej Rady Lekarskiej

Panie Doktorze, Pański wybór na Prezesa samorządu lekarskiego to wielki osobisty sukces, ale także poważne wyzwanie. Informując Czytelników bloga o wyniku wyborów nie sądziłem, że ta informacja wzbudzi takie emocje wśród komentujących. Swoje poglądy wyraziłem 1 lutego. Chciałbym zdać Panu parę pytań dotyczących pracy w nowej roli. Co stanowiło dla Pana motywację by podjąć się tego zadania?

Odp. Moja decyzja o kandydowaniu na to stanowisko stanowi dość naturalny ciąg mojej działalności dla całego środowiska lekarsko-dentystycznego. Niewątpliwie to funkcja zaszczytna i powierzenie mi jej przez zjazd 478 delegatów stanowi mocny „doping” do dalszego działania. Konieczność przebudowania dotychczasowego życia, uciążliwości związane ze zmianą rytmu dotychczasowej pracy były powodem, że nie „zabiegałem” o tak wysoki fotel, raczej oddałem się do dyspozycji Zjazdu. Przed wyborami nie prowadziłem szerokiej kampanii, nic nie obiecywałem. Dziś widzę, że ta bezstronność i wolność od zobowiązań przeważyła, a ja mogę spokojnie zrealizować plan poprawy funkcjonowania Naczelnej Rady Lekarskiej.

Na Zjeździe byli również „działacze izbowi”, którzy pytali: co te izby robią? – zapominając, że to my wszyscy jesteśmy izbą, a jej funkcjonowanie jest sumą naszych działań. Niektórzy wręcz tego typu zarzuty względem „izby” uważają za rozgrzeszenie swojej bezczynności, inni znajdują upust swojej energii w krytykowaniu; jeszcze inni w ten sposób nadają sens swojemu istnieniu - odsyłam do najbliższego wydania „Służby Zdrowia”.

Wszelkie sprawy naszej organizacji są dostępne dla nas wszystkich i wystarczy się trochę zainteresować, by wiedzieć, co robimy. Zainteresowanie byłoby lepsze od zamieszczania na blogu domysłów, które są przecież dla wielu bardzo krzywdzące.

Pytanie: Co jest dla Pana priorytetem w działaniu na fotelu Prezesa?

Odp. Priorytetem w nadchodzącej kadencji będzie rozwinięcie Ośrodka Szkolenia, prace zostały już rozpoczęte i tempo zmian jest olbrzymie, tą kwestią zajmuje się mój zastępca, prywatnie przyjaciel prof. Romuald Krajewski. Każdy kto ma dobry pomysł i chęć działania w tym zakresie proszony jest o kontakt z NIL. Smutną koniecznością stała się obrona lekarzy przed nienawistnymi atakami czy agresją pacjentów i to zadanie jest już realizowane na terenie całego kraju. Niestety zdarza się też tak, że lekarze występują przeciwko innym lekarzom. To nie powinno mieć miejsca.

Pytanie: Jakie zadania uważa Pan za najważniejsze, a jakie najpilniejsze?

Odp. Najważniejsze jest pilnowanie dobrych zapisów prawa, bo to tak naprawdę determinuje nasze działanie. Musimy szybko reagować na tworzące się zapisy aktów prawnych dotyczących różnych kwestii: obowiązkowego ubezpieczenia, świadczeń zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych, pobierania, przechowywania i przeszczepiania komórek, tkanek i narządów etc.

Pytanie: Wizerunek środowiska lekarskiego w społeczeństwie nie jest chyba najlepszy. Jak Pan sądzi, co należy w tej materii zrobić by to zmienić?

Odp. To zadanie będzie niebywale trudne, ale niesłychanie ważne. Polityka NRL w tym zakresie musi zostać przebudowana. Efekty oczywiście będą widoczne dopiero po pewnym czasie. Pamiętajmy, że wizerunek całego środowiska jest postrzegany w społeczeństwie przez pryzmat indywidualnego lekarza, przypatrujmy się więc również sobie i swoim kolegom - od tego każdy z nas musi zacząć.

Pytanie: Co Pan sądzi o emigracji lekarzy, czy upatruje Pan w niej zagrożenia dla sytemu opieki zdrowotnej?

Odp. Fala emigracji w minionych 6 latach przyniosła nieprawdopodobne straty dla całego systemu ochrony zdrowia i całej gospodarki. Widzą to nawet dzieci w szkołach, ale jakoś nie chce tego zobaczyć polski Rząd. Na całe szczęście dzięki skutecznym działaniom m.in. izb lekarskich udało się poprawić wynagrodzenia (niestety nie wszędzie i ciągle bez określenia wynagrodzenia minimalnego) i warunki pracy. Zaczęliśmy obserwować reemigrację np. anestezjologów. Większym zagrożeniem wydaje się być problem tzw. luki pokoleniowej i złego systemu kształcenia specjalistycznego.

Pytanie: Jakie kroki należy podjąć by podnieść notowania samorządu lekarskiego w kręgach lekarskich? Co Pan planuje uczynić by przekonać krytyków, że samorząd lekarski jest potrzebny?

Odp. Krytyka taka istnieje od chwili zorganizowania izb czyli przed ponad 130 laty. Trudno bowiem oczekiwać aby np. ktoś odpowiadający przed sądem lekarskim był z tego faktu zadowolony – a z tego kręgu najczęściej słyszę krytykę. Ale krytyka, jeśli jest zasadna, sprzyja dobremu działaniu. Osoby, które wiedzą jak lepiej coś zrobić – zapraszam do działania w samorządzie. Dla wszystkich znajdziemy miejsce.

Pytanie: Wśród działających w samorządzie, w mojej ocenie, jest mało młodych lekarzy. Zawsze, w każdej społeczności to ta grupa powinna być motorem działań, młodość to dynamizm, aktywność, rozmach. Jak Pan zamierza to pokolenie zachęcić do aktywności?

Odp. Liczę, że wyznaczone przez izbę kierunki rozwoju zachęcą młodych do działania, ale pamiętajmy, że dla każdego młodszego czy starszego aktywna działalność w izbie to indywidualny wybór życiowy. Na pewno dziś przeszkodą jest to, że młodzi chcą przede wszystkim zarabiać i nie mają czasu na działalność społeczną. Ponadto naturalnym jest, że chcą się też kształcić i zdobywać wiedzę, dla której ukończyli tak trudne i kosztowne studia. Często dopiero po osiągnięciu wyznaczonych „medycznych celów” są skłonni poświęcić swój czas dla innych, ale wtedy już nie są tacy młodzi.

Pytanie: Jak Pan pogodzi dotychczasowe obowiązki zawodowe z nowymi zadaniami?

Odp. Uchodzę za osobę dobrze zorganizowaną i potrafię sobie poradzić z wieloma rzeczami. Niewątpliwie „izba” i medycyna zagarniają już wszystko, czym dysponuję.

środa, 17 marca 2010

1 marca br. w auli Kazimierza Lepszego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach odbyła się debata nad projektem pt.: Strategia rozwoju szkolnictwa wyższego 2010-2020 - projekt środowiskowy.

Gospodarzami spotkania byli w podwójnych rolach prof. dr hab. n. med. Ewa Małecka-Tendera – Rektor Uniwersytetu Medycznego w Katowicach, Przewodnicząca Konferencji Rektorów Akademii Medycznych i prof. dr hab. Wiesław Banyś – Rektor Śląskiego Uniwersytetu pełniący także funkcję Przewodniczącego Konferencji Rektorów Uniwersytetów Polskich. Gościem spotkania i głównym referentem był prof. dr hab. Jerzy Woźnicki. Spotkania takie odbyły się już w wielu polskich miastach uniwersyteckich –Katowice zamykały pierwszą publiczną rundę. Wśród zaproszonych gości byli rektorzy uczelni śląskich, posłowie, przedstawiciele władz samorządowych i biznesu. Z naszej uczelni rozpoznałam tylko Panią Dziekan prof. dr hab. J. Lewin-Kowolik wraz z osoba towarzyszącą, przewodnicząca NSZZ Solidarność mgr D. Gojny – Ucińską. Bardzo merytoryczny głos w dyskusji zabrał Pan prof. dr hab. Zbigniew Herman. Ostatnie rzędy wypełnili studenci. Z przykrością muszę stwierdzić, że wiele miejsc w auli było pustych.

Trudno jest w paru słowach streścić prawie dwugodzinne wystąpienie prof. dr hab. J. Woźnickiego dlatego odsyłam zainteresowanych do pełnego tekstu. Autorzy opracowania oceniając stan obecny proponują zmiany w trzech obszarach:

  1. działalności edukacyjno – uczelnianej,
  2. działalności naukowej,
  3. współdziałania z ich otoczeniem.

Obecny stan szkolnictwa wyższego i nauki oceniony przez wyspecjalizowany ośrodek uzyskał ocenę 3,5 przy skali 1:10, natomiast rektorzy ocenili go jako nie satysfakcjonujący.

Poniżej krótko wymieniam postulowane zmiany w poszczególnych obszarach:

Ad 1.

  • Należy zmniejszyć wskaźnik scholaryzacji (obecnie wynosi 1:2) kosztem wzrostu rangi nauki,
  • nakłady na szkolnictwo powinny być przeliczane na liczbę studentów, a nie jako % PKB,
  • swoboda uczelni w ustalaniu programów nauczania, ale z równoczesnym nadzorowaniem efektów nauczania przez Komisję Akredytacyjną,
  • kariera akademicka:
    1. zapewnienie jej stabilności czyli tak jak jest to obecnie,
    2. dla wybitnych zatrudnienie na stanowisku profesora nadzwyczajnego bez uzyskiwania habilitacji (dla tej grupy uprawnienia do doktoryzowania będzie opiniować i zatwierdzać CK ds. stopni i tytułów),
  • jednolity nadzór wszystkich uczelni przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa, a np. Ministerstwo Zdrowia będzie tylko nadzorowało szkolenie podyplomowe i szpitale kliniczne.

Ad 2.

  • zgodnie z zapowiedzią Premiera D. Tuska do 2013 roku środki finansowe na szkolnictwo wyższe i naukę mają wzrosnąć do 2% PKB. Projektodawcy uważają, że takie samo finansowanie nauki powinno być z środków pozabudżetowych,
  • rozdział środków finansowych na działanie podmiotowe do przedmiotowego powinien ulec zmianie z 2:1 na 1:2,
  • za 6 lat powinna być wprowadzona powszechna odpłatność za studia w wysokości 25% kosztów,
  • państwo powinno zapewnić studentom powszechny dostęp do bankowych kredytów,
  • uczelnia na działalność będzie miała fundusze z budżetu oraz z czesnego,
  • krytyczny stosunek do propozycji rektora jako menadżera, ale dopuszcza się takie rozwiązanie :nadzorowanie uczelni przez senat (misja) i radę powierniczą (zarządzanie zasobami) z nowa wizją organów uczelni, zwiększoną kompetencją rektora wybieranego opcjonalnie z udziałem „research committee” i rady powierniczej,
  • zwiększenie zadań Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego i Nauki, Państwowej Komisji Akredytacyjnej, rozwój misji konferencji rektorów, zmiana zadań CKK,
  • uczelnie flagowe to przede wszystkim uczelnie, w których dominuje nauka, należy je stworzyć,
  • uniwersytety stanowe (te będą poza siecią), mają mieć swoją tożsamość prawną umocowaną w ustawie o szkolnictwie wyższym. Celem takiej uczelni będzie kształcenie studentów, którzy równocześnie będą uczestniczyć w badaniach naukowych.

Bardzo liczyłam na burzliwą dyskusję, ale po długim wystąpieniu prof. J. Woźnickiego czas na nią był ograniczony.

prof. dr hab. Aleksandra Kochańska - Dziurowicz

poniedziałek, 15 marca 2010

Czy lider jest skazany na samotność?

Czy pełnienie funkcji kierowniczej w dużej instytucji skazuje na samotność?

Władza z pewnością jest „narkotykiem”, ale to także wielkie wyzwanie. Jak pogodzić interes instytucji, jako całości z oczekiwaniami indywidualnego pracownika; jak nie narazić się na zarzut, iż „miejsce siedzenia zmienia punkt widzenia”; jak wznieść się ponad partykularny interes grup osób i poprowadzić społeczność, której przyszłość została nam powierzona, ku sukcesowi?

Sądzę, że uniwersytety to miejsca szczególne, to obszar niczym (poza oczywistymi zasadami prawa, obyczaju i przyzwoitości) nieskrępowanej demokracji, wolności słowa, swobodnej dyskusji. Tylko tam, gdzie te zasady są realizowane uniwersytet przekształca się w UNIWERSYTET.

Ale, co wspólnego ma pytanie o samotność lidera? Bardzo wiele, w uczelni niekwestionowanym liderem jest rektor, od niego w decydującym stopniu zależy, jak wygląda życie uniwersyteckie, to on kształtuje jego atmosferę i klimat. Relacja między liderem, a pracownikami może mieć charakter jednokierunkowy (władza wydaje polecenia, podwładny je wykonuje) lub partnerski (równorzędny, lider słucha, rozmawia, jest blisko zwykłego pracownika).

W pierwszym wypadku lider jest sam, wyobcowany, otoczony tylko grupą najbliższych współpracowników.

W drugim wariancie jest prawdziwym przywódcą, a dla pracowników nie jest tylko szefem, ale także partnerem, czasem przyjacielem, nigdy nie zostaje sam.

W znakomitym opracowaniu Maxa De Pree „Przywództwo jest sztuką” autor proponuje pięć zasad warunkujących powodzenie na trudnej drodze przewodzenia:

  • Szacunek wobec ludzi
  • Zrozumienie tego, iż polityka i praktyka powinny być wtórne w stosunku do naszych przekonań
  • Akceptacja praw wynikających z pracy
  • Zrozumienie roli i relacji wynikających z zawartych umów i przymierzy
  • Uświadomienie sobie, że relacje liczą się bardziej niż struktury

W „Posłowiu” swej znakomitej książki autor pisze:

„Przewodzenie jest o wiele bardziej sztuką, przekonaniem, czy postawą emocjonalną niż listą spraw, którą należy wykonać. W ostatecznym rachunku widoczne oznaki doskonałego przywództwa wyrażają się bowiem w praktyce”.

piątek, 12 marca 2010

Jeszcze o bibliotekarstwie

Ostatnie wydarzenia dotyczące konkursu na stanowisko dyrektora Biblioteki Głównej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego (lub raczej brak takiego konkursu) skłoniły mnie do większego zainteresowania problematyką tego segmentu uczelni wyższej w ogóle. Słowo biblioteka jest mocno zakorzenione w naszej świadomości, ale kojarzy nam się raczej z miejscem gdzie wypożyczamy książki niż z prawdziwym obliczem współczesnej biblioteki. Nauka bez pomocy bibliotekarzy nie może istnieć, ale nie mamy wystarczającej świadomości tego faktu. To pewnie z tego lekceważącego stosunku do tej grupy pracowników oraz niedocenianiu roli biblioteki w pracy naukowej i dydaktycznej wynika plan władz uczelni wyłonienia kustosza, a nie pełnoprawnego dyrektora. Dziś dostęp do prasy naukowej w coraz większym stopniu zależy od funkcjonowania baz danych bibliograficznych, a tu już fachowa pomoc jest niezbędna. Każdy z nas ma dostęp do Internetu, możemy pracować w domu, niektórzy pracują nawet na urlopie.

Ale czasem trzeba usiąść przy komputerze w bibliotece uczelni, zapraszam do odbycia fascynującej przygody, odwiedźmy bibliotekę w Zabrzu. To swoista podróż w czasie. Mały, dziwny monitor, gdzie jest łącze dla USB? Parę minut czekamy na uruchomienie komputera, a potem mamy masę czasu na dalszy postęp pracy tego starodawnego sprzętu. Wychodzimy z biblioteki naładowani złością, że niewiele zrobiliśmy, ale byliśmy w muzeum bez konieczności uiszczania opłaty. To też coś! Chętnych do odwiedzenia biblioteki na Wydziale w Zabrzu informuję, że nie muszą się śpieszyć, w bieżącym roku nasza uczelnia przewiduje zakup tylko 27 nowych komputerów dla naszych bibliotek, każdy zdąży!

czwartek, 11 marca 2010

Jaka jest rola związku zawodowego?

Historia związków zawodowych jest długa, geneza ich powstania wiąże się z konfliktami na linii właściciel (lub zarządzający daną instytucją) – pracownicy. W ciągu dziesięcioleci związki ewoluowały, a ich oblicze i praktyka funkcjonowania są odmienne w różnych punktach globu. Mimo postępu cywilizacyjnego nigdzie z życia społecznego nie zniknęły związki zawodowe. Zastanawiając się nad rolą organizacji związkowej warto odwołać się do opinii znawców; tam, gdzie pracodawca potrafi wypracować właściwe relacje z pracownikami, szanuje ich i godziwie wynagradza, związki albo wcale nie istnieją lub odgrywają rolę marginalną. Nie jest łatwo osiągnąć stan wzajemnego zaufania, kluczowa jest postawa właściciela lub osoby stojącej na czele danej instytucji, niemniej ważne jest także by pracownicy potrafili odpowiednio docenić swego szefa. Życie ciągle przynosi niespodzianki, konflikt jest wpisany w naszą codzienność, a kultura organizmu społecznego jest wówczas poddawana ocenie. Tam, gdzie pracownik jest tylko podwładnym mającym posłusznie realizować polecenia lidera jest naturalny obszar dla działania związku zawodowego.

Te uwagi formułuję po wczorajszym spotkaniu nowego zarządu NSZZ „Solidarność” SUM. Nie będę pisał o poruszanych sprawach (informacje o pracy związku można znaleźć na stronie internetowej), ale nie sposób nie skonstatować, że ta organizacja odgrywa w naszej uczelni bardzo ważną rolę. To jedyna znana mi struktura, która stanowi przeciwwagę dla działań władz uczelni. I choć liczba członków związku nie jest zbyt duża to z całkowitą pewnością można stwierdzić, iż szerokie kręgi pracowników w uczelni właśnie w „Solidarności” upatrują swego obrońcy, mediatora i rzecznika.

To smutne i zdumiewające, że 30 lat od powstania związku „Solidarność” pamiętnej jesieni 1980 roku, nadal w naszym życiu społecznym przeważa atmosfera konfliktu, a słowa kompromis, wzajemny szacunek, dialog to pojęcia tak rzadko spotykane…

środa, 10 marca 2010

Wieści z wrocławskiej Akademii Medycznej

Ginekolodzy z Dyrekcyjnej: nie możemy dłużej milczeć

poniedziałek, 8 marca 2010

Pierwsza rocznica śmierci Profesora Religi

Mija rok od śmierci Profesora Zbigniewa Religi. Był to człowiek, obok którego nie sposób było przejść obojętnie. Zapisał swoją chwalebną kartę w historii polskiej kardiochirurgii i na trwale wpisał się do annałów Śląskiej Akademii Medycznej.

Z dzisiejszego wydania tygodnika „Wprost” dowiadujemy o nieznanych dotąd losach Profesora, śledzonego wiele lat przez komunistyczną Służbę Bezpieczeństwa.

Tak SB niszczyło Religę

O narciarstwie alpejskim

Dziś parę zdań o I Mistrzostwach w SUM w narciarstwie alpejskim, które wczoraj odbyły się na stokach Skrzycznego. O samej imprezie wiedziałem od dawna od czołowego narciarza wśród studentów w naszej uczelni, Piotra Zagórskiego, ale nie miałem kompletnie czasu i możliwości by się do niej choć trochę przygotować. Ale nie można było stracić okazji na chwilę zabawy na śniegu. Zima dopisała, rano na Śląsku było parę stopni mrozu, ale świeciło słońce. W Szczyrku natomiast absolutnie panowała zima, a na Hali Jaworzyna było -13, padał śnieg i mocno wiało! Na zawody wybrałem się z synem, 8-letnim Maćkiem, któremu półgodzinna jazda archaiczną kolejką krzesełkową dała się mocno we znaki, było przeraźliwie zimno! Ale po kubku gorącej czekolady jakoś udało mi się go przekonać do wyjścia z przytulnego schroniska. Zalodzoną trasą FIS (dla wielu znaną, jako trasa „męska) dojechaliśmy do startu znajdującego się blisko Dolin. Zgromadziła się tam grupa startujących z dr T. Wieczorkiem. Okazało się, że Maciek był jedynym dzieckiem. Dominowali studenci i całkiem niedawni absolwenci. Tylko nieliczne twarze były mi znajome, a spośród samodzielnych pracowników naukowych była obecna tylko niezawodna Prof. V. Skrzypulec. Trasa nie była może zbyt trudna, ale same wyniki nie były chyba najważniejsze. Najlepsi studenci pozostawili mnie daleko w tyle, Maciek (poza konkurencją) także dojechał do mety.

Szkoda, że tak mało osób wzięło udział w zawodach, a przecież setki pracowników naszej uczelni jeżdżą na nartach. Może przestraszyli się zimowej aury albo informacja była niedostateczna? Zamiast uczelnianego święta sportowego mieliśmy raczej kameralne spotkanie na śniegu.

I na koniec smutna refleksja dotycząca samego Szczyrku; to miejsce, przynajmniej pod względem narciarskim, zatrzymało się w rozwoju na etapie wczesnych lat 80-tych. Szczyrk, niegdyś mekka polskiego narciarstwa zjazdowego, to kraina totalnej porażki w zakresie sportów zimowych. Starodawne wyciągi, raczej nieznane tu ratraki, zalodzone trasy, pusto...

A do tego katastrofa ekologiczna, całe hektary pozbawione lasu robią przygnębiające wrażenie.

Niezgoda rujnuje, zgoda buduje, tę uniwersalną prawdę w pełni można odnieść do tej znakomitej narciarskiej góry, jaką jest (było) Skrzyczne.

maciek Pluskiewicz
Maciek Pluskiewicz, lat 8,5, najmłodszy uczestnik

piątek, 5 marca 2010

Nie słabnie zainteresowanie śląskiej prasy Uniwersytetem Medycznym

Z inspektora NIK-u na dyrektora kliniki

czwartek, 4 marca 2010

Z życia w Śląskiem Uniwersytecie Medycznym

Dziś zajmę się historią dotyczącą Biblioteki Głównej naszej uczelni. Dodajmy, przygnębiającą i pesymistyczną.

Gdy przed rokiem Dyrektor Biblioteki Głównej dr nauk humanistycznych Jerzy Dyrda odchodził z pracy w uczelni wielu z nas, którym bliskie jest dobro Uniwersytetu odczuwało to jak bolesną stratę. Ówczesnego Dyrektora miałem okazję poznać w czasie posiedzeń Senatu, kulturalny, kompetentny, zawsze wyważony w swoich opiniach. Odszedł z uczelni z własnej woli, jestem przekonany, że w innych okolicznościach mógłby nadal pracować z nami. Niebawem potem zadałem na posiedzeniu Senatu pytanie kto będzie nowym dyrektorem Biblioteki Głównej, a w odpowiedzi usłyszałem, że ta kwestia niebawem zostanie rozstrzygnięta. Niestety, do dziś nie mamy dyrektora, a do końca lutego 2010 te obowiązki pełniła mgr Ewa Pawłowska. W styczniu ponownie zadałem pytanie dotyczące obsady stanowiska dyrektora (wiedząc o bliskim odejściu mgr E. Pawłowskiej, co zresztą było wiadome od listopada 2009) i w odpowiedzi z ust Pani Rektor Prof. Ewy Małeckiej-Tendery usłyszałem, że niebawem zostanie rozpisany konkurs. I tak się stało, 15 lutego 2010 taka komisja konkursowa została powołana. Gdy przed trzema dniami zobaczyłem odpowiednie zarządzenie oczom nie wierzyłem. Konkurs nie dotyczy STANOWISKA Dyrektora Biblioteki Głównej tylko ma wyłonić kandydata na stanowisko kustosza z powierzeniem funkcji Dyrektora Biblioteki Głównej. Drugie kuriozum to brak w składzie jakiegokolwiek członka Rady Bibliotecznej. Co prawda, nie ma konieczności powoływania takiego członka komisji, ale po co w ogóle powoływać Radę Biblioteczną skoro się ją jawnie lekceważy? Po co cała ta farsa, po co udawać szanownie zasad demokracji akademickiej, po co tracić czas, lepiej powołać dyspozycyjnego „kustosza” i zapomnieć o mrzonkach idealistów wierzących w sens działania pro publico bono…

Zatem wcale nie mamy mieć nowego dyrektora, ale kustosza pełniącego obowiązki wybranego bez udziału osoby będących najbliżej spraw biblioteki.

Tak się złożyło, że wczoraj odbyło się posiedzenie Rady Bibliotecznej (której jestem członkiem). Podniosłem kwestię tego „konkursu” proponując by Rada zajęła w tej sprawie stanowisko. Przyjęliśmy jednogłośnie wniosek, w którym domagamy się by w składzie komisji konkursowej znalazł się jej członek oraz postulujemy by konkurs był rozpisany na stanowisko Dyrektora Biblioteki, a nie kustosza.

Teraz ruch należy do Pani Rektor, to ważny test przestrzegania zasad akademickich oraz dobrych obyczajów życia uniwersyteckiego.

środa, 3 marca 2010

Diagnoza stanu szkolnictwa wyższego w Polsce - Badania naukowe

Poziom nauki można łatwo ocenić, służą do tego liczne instrumenty. Autorzy opracowania dość pobieżnie zajęli się sprawami nauki. Nim przejdę do tych fragmentów, których mi brak kilka zdań ogólnych. Nauka polska ma się źle, nawet bardzo źle. Nasza inwencja twórcza jest słaba. A przecież mamy w kraju bardzo liczne grono naukowców, przy średniej europejskiej 972 naukowców na 100.000 mieszkańców mamy ich 987!

Miarą naszej aktywności jest liczba publikacji – statystyczny polski naukowiec publikuje co 5 lat! Tak, to nie pomyłka! 100.000 polskich badaczy publikuje 20.000 prac, z których wiele zamieszczana jest w periodykach lokalnych, bez szans na cytacje. A to właśnie cytacje stanowią podstawowe kryterium oceny, plasujemy się na 38 miejscu w świecie i 19 na 22 państwa europejskie. Gdyby przeliczyć te dane na liczbę mieszkańców to okazałoby się, że nasze rzeczywiste miejsce jest znacznie odleglejsze.

Wśród 6300 najczęściej cytowanych autorów na świecie jest tylko dwóch Polaków, a Węgrów jest 7, Duńczyków 32, Włochów 86. Większość - 4098 miejsc okupują Amerykanie.

Bardzo mało mamy także patentów.

Obraz nauki polskiej jak widać z tego zestawienia jest bardzo czarny (choć znam wielu bardzo zadowolonych z siebie osób uważających się za „tuzów” światowej nauki).

Autorzy zupełnie pominęli wiele ważnych spraw:

  • Nie ma słowa o procesie tworzenia „nauki”, budowaniu zespołów badawczych
  • Nie oceniono zasad podziału środków finansowych na badania
  • Nie ma mowy o kształtowaniu liderów nauki

wtorek, 2 marca 2010

Karuzela stanowisk w Śląskim Uniwersytecie Medycznym

Dzisiejsze wydanie dodatku Katowickiego Gazety Wyborczej (patrz link poniżej) informuje o powołaniu nowego dyrektora w Szpitalu Klinicznym nr 5. No cóż, nic nowego pod słońcem, lukratywne i prestiżowe stanowisko dyrektora szpitala klinicznego w naszej uczelni to istotnie „gorący” stołek…

Kontrolował szpital, teraz będzie w nim dyrektorem

poniedziałek, 1 marca 2010

Podsumowanie lutego

Luty był miesiącem, w którym dużo uwagi poświęciłem pewnym fragmentom programu reform szkolnictwa wyższego Minister Kudryckiej. Zaprezentowałem także nowe zdjęcia z cyklu "Śląski Uniwersytet Medyczny w obiektywie". Prawie cały luty przebywałem na urlopie zatem z oczywistych powodów trudno bym śledził i relacjonował bieżące wydarzenia.

Na dwa posty chciałbym zwrócić uwagę: pierwszy dotyczy sprawy wyboru dr med. M. Hamankiewicza na Prezesa Rady Lekarskiej (31 stycznia, komentarz tego wydarzenia nie zmieścił się w tekście podsumowującym styczeń); drugi to informacja o ośrodku badawczym w Rokitnicy (8 lutego).

Gratulując naszemu koledze sukcesu nie sposób było przewidzieć tak negatywnych reakcji czytelników wobec idei samorządności lekarskiej w ogóle. Być może te niechętne izbie komentarze to wyraz zawiedzionych oczekiwań środowiska lekarskiego wobec samorządu? Jak jest możliwe, że by gdy po latach gwałcenia przez władze komunistyczne tej idei nie potrafiliśmy tak ukształtować samorządu by spełniał on nasze oczekiwania? Gdzie podziała sie wizja "społeczeństwa" obywatelskiego? Do tej problematyki postaram sie niebawem powrócić.

Obiekt w Rokitnicy stoi gotów do spełniania swej misji od dawna. Ta skandaliczna sytuacja wymaga szybkich decyzji, w myśl dobrze rozumianego interesu publicznego oraz, jak to celnie spuentował jeden z komentujących, do rozważenia jest także podjęcie odpowiednich kroków prawnych w celu wyjaśnienia jak jest możliwe takie marnotrawstwo grosza publicznego. Liczba i temperatura komentarzy była wysoka, brak zgody na taki stan rzeczy był powszechny.

Będę relacjonował dalszy bieg tej bulwersującej sprawy.

I na koniec sprawa niezwykle ważna. Chodzi o spór na linii Związek Zawodowy NSZZ „Solidarność” – Rektor naszej uczelni. Związek od dawno krytycznie odnosi się do wielu decyzji władz uczelni, swe stanowisko prezentuje na stronie internetowej (http://solidarnosc-sum.ovh.org). Ja także wielokrotnie służyłem swą pomocą i prezentowałem związkowy punkt widzenia. W każdej społeczności, a w uczelni aspirującej do miana uniwersytetu w szczególności taka różnica poglądów jest naturalna; prowadzić ona powinna do lepszego funkcjonowania całej instytucji. Nawet najostrzejsza dyskusja i całkowicie odmienne poglądy nie usprawiedliwiają sprowadzenia wzajemnych relacji do płaszczyzny personalnej. Nie byłem obecny na ostatnim posiedzeniu Senatu, nie mogę zaprezentować mojej oceny i odnieść się do sporu na linii Związek – władze. Niemniej informacje jakie dotarły do mnie są niepokojące, zamiast merytorycznej dyskusji na argumenty górę biorą emocje, epitety, wzajemne pretensje. To sytuacja absolutnie niedopuszczalna, nie wolno pod żadnym pozorem sprowadzać dyskusji do płaszczyzny pozamerytorycznej, a wolność słowa i swoboda wyboru realizacji celów statutowych związku w kraju demokratycznym nie może podlegać ograniczeniom.