niedziela, 26 czerwca 2016
piątek, 24 czerwca 2016
Zawód lekarz: część 28-ma: Dochody
Ten rozdział dodałem na samym końcu nie bez kozery. Nie sądzę, by wysokość dochodów lekarskich była samodzielnym warunkiem zadowolenia z pracy czy miarą jego sukcesu zawodowego. Niemniej do życia są każdemu człowiekowi są potrzebne pieniądze. Poczucie godziwego wynagrodzenia i uzyskiwana stablizacja życiowa z pewnością wspomaga poczucie sukcesu zawodowego. Niestety w życiu takie podejście do kwestii dochodów bywa zbyt często wypierane przez widzenie naszego zawodu tylko przez pryzmat wysokości dochodów. Przysłowiowa „kasa” nie może zastąpić tradycyjnych wartości, które nierozerwalnie wiążą się z naszym zawodem. Zamożny lekarz to niekoniecznie dobry lekarz. I odwrotnie, brak sukcesu mierzonego stanem konta nie powinno być jedyną miarą powodzenia zawodowego.
Inną, trudną do zaakceptowania kwestią to różnice dochodów między lekarzami z różnych specjalności lekarskich. Nie godzi się by w jednym szpitalu wynagrodzenia lekarzy różniły się wielokrotnie. Lobby niektórych specjalności wywalczyły sobie ogromne przywileje co odbywa się kosztem innych lekarzy i innych pracowników bo przecież sumaryczna pula pieniędzy jest ograniczona.
• Czy to jest usprawiedliwione?
• Czy prawo do wolnej konkurencji powinno przybierać takie formy dyskryminujące część przedstawicieli naszego zawodu?
Nie zgadzam się na tak rozumianą swobodę konkurencji, o ile wynagrodzenia pochodzą ze środków publicznych.
Inną, trudną do zaakceptowania kwestią to różnice dochodów między lekarzami z różnych specjalności lekarskich. Nie godzi się by w jednym szpitalu wynagrodzenia lekarzy różniły się wielokrotnie. Lobby niektórych specjalności wywalczyły sobie ogromne przywileje co odbywa się kosztem innych lekarzy i innych pracowników bo przecież sumaryczna pula pieniędzy jest ograniczona.
• Czy to jest usprawiedliwione?
• Czy prawo do wolnej konkurencji powinno przybierać takie formy dyskryminujące część przedstawicieli naszego zawodu?
Nie zgadzam się na tak rozumianą swobodę konkurencji, o ile wynagrodzenia pochodzą ze środków publicznych.
czwartek, 23 czerwca 2016
Z życia akademickiego w Zabrzu
Dziś odbyło się ostatnie posiedzenie Rady Wydziału w tym roku akademickim. Chciałbym zwrócić uwagę na dwa fakty dotyczące spraw dydaktycznych. Na ostatnim posiedzeniu Senatu uczelni zwiększono liczebność grup ćwiczeniowych z 5 do 6 osób. Niby zmiana mała, ale jakości ćwiczeń na pewno nie sprzyja. A przecież poziom dydaktyki to, obok nauki, podstawowy czynnik wpływający na ranking uczelni. Zgodnie z przekazanymi informacjami aż 79% członków Senatu opowiedziała się za tą niekorzystną zmianą.
I druga informacja dotycząca dydaktyki. Jak przekazał Dziekan Prof. M. Misiołek odsetek studentów wypełniających ankiety dotyczące dydaktyki nie sięga 10%.
• Czy takie ankiety mają sens?
• Czy dają wgląd w jakość dydaktyki?
To pytania retoryczne…
Ankiety wprowadzono przed wielu laty, jeszcze w czasie kadencji Rektor Prof. E. Małeckiej-Tendery. Kierunek właściwy, ale od początku odsetek respondentów był mały. Wielokrotnie zwracałem uwagę, że system należy zmienić a ocena powinna być dokonywana regularnie, po każdych zajęciach. I zawsze słyszałem odpowiedzi, że system się „dotrze” i z czasem liczba studentów wypełniających będzie się zwiększać. Tak się nie stało, w dzisiejszej formie ankiety nie mają sensu. Czy w ciągu tych lat nie można było dokonać zmian w systemie zbierania danych ankietowych?
Oba spostrzeżenia dotyczą dydaktyki, jak ma się dokonać postęp w zakresie dydaktyki w naszym wydziale w świetle tych informacji?
I druga informacja dotycząca dydaktyki. Jak przekazał Dziekan Prof. M. Misiołek odsetek studentów wypełniających ankiety dotyczące dydaktyki nie sięga 10%.
• Czy takie ankiety mają sens?
• Czy dają wgląd w jakość dydaktyki?
To pytania retoryczne…
Ankiety wprowadzono przed wielu laty, jeszcze w czasie kadencji Rektor Prof. E. Małeckiej-Tendery. Kierunek właściwy, ale od początku odsetek respondentów był mały. Wielokrotnie zwracałem uwagę, że system należy zmienić a ocena powinna być dokonywana regularnie, po każdych zajęciach. I zawsze słyszałem odpowiedzi, że system się „dotrze” i z czasem liczba studentów wypełniających będzie się zwiększać. Tak się nie stało, w dzisiejszej formie ankiety nie mają sensu. Czy w ciągu tych lat nie można było dokonać zmian w systemie zbierania danych ankietowych?
Oba spostrzeżenia dotyczą dydaktyki, jak ma się dokonać postęp w zakresie dydaktyki w naszym wydziale w świetle tych informacji?
piątek, 17 czerwca 2016
Zawód lekarz, część 27-ma: Odpoczynek
To już (prawie) koniec naszej wspólnej perygrynacji przez meandry medycyny. Parę zdań należy się także drugiemu „dnu” pracy zawodowej. Niezbędna jest równowaga między obowiązkami zawodowymi a czasem wolnym, ktoś niegdyś stwierdził: „dobrze pracuje tylko ten, kto potrafi dobrze odpoczywać”. W przypadku tak odpowiedzialnego i stresującego zajęcia, jak praca lekarza umiejętność oderwania od spraw zawodowych nabiera szczególnego znaczenia. Nie można ciągle żyć sprawami pacjentów, nie sposób ciągle dyżurować, bez końca operować. Bez zachowania odpowiedniej, pewnie różnej dla każdego z nas, proporcji między pracą a czasem wolnym, poświęcanym na realizację hobby znajdziemy się na prostej drodze do zniechęcenia zawodem. A przecież nie chcemy być ofiarą zespołu wypalenia zawodowego, nieprawdaż?!
niedziela, 12 czerwca 2016
Co dalej z polskimi uczelniami medycznymi?
Poniżej prezentuję wyniki ankiety dotyczącej powstawania nowych wydziałów lekarskich w Polsce. Jak widać rozrzut opinii jest znaczny co wskazuje na potrzebę szerokiej dyskusji.
Nie posiadam takich informacji, gdyby taka analiza została przeprowadzona to jej efekt powinien być znany opinii publicznej, np. w formie publikacji w pismach medycznych i akademickich. Niestety obawiam, że takiej wszechstronnej analizy nie przeprowadzono, a to co dziś obserwujemy nie ma wiele wspólnego z realizacją szeroko rozumianego interesu społecznego.
Jak zwykle górą interesy partykularne, wygrywają ambicje lokalnych środowisk samorządowych lub akademickich czy też interesy czysto biznesowe.
- Czy taka dyskusja w ogóle miała miejsce?
- Czy ktokolwiek przeprowadził wszechstronną analizę wiodącą do wybrania optymalnego kierunków rozwoju polskich uczelni medycznych?
- Czy takie dyskusje toczono w gronie rektorów uczelni medycznych?
- A może Ministerstwo Zdrowia ma taką wiedzę?
Nie posiadam takich informacji, gdyby taka analiza została przeprowadzona to jej efekt powinien być znany opinii publicznej, np. w formie publikacji w pismach medycznych i akademickich. Niestety obawiam, że takiej wszechstronnej analizy nie przeprowadzono, a to co dziś obserwujemy nie ma wiele wspólnego z realizacją szeroko rozumianego interesu społecznego.
Jak zwykle górą interesy partykularne, wygrywają ambicje lokalnych środowisk samorządowych lub akademickich czy też interesy czysto biznesowe.
piątek, 10 czerwca 2016
Zawód lekarz, część 26-ta: Rutyna
Jednym z naszych wrogów w pracy zawodowej jest rutyna. Wiele lat pracy, rozległa wiedza, szerokie doświadczenia są w stanie uśpić naszą czujność. Rutyna to nie czynnik warunkujący nasz sukces zawodowy, to nasza słabość. Musimy z nią walczyć, nie można nigdy być absolutnie wierzyć w swą nieomylność. Wbrew pozorom błędy lekarskie wcale nie dotyczą tylko początkujących lekarzy. Ci, jeszcze niepewni swej wiedzy ostrożnie stawiają diagnozy, szukają pomocy innych lekarzy, zlecają masę badań dodatkowych. Gdy lekarz czuje się pewnie w zawodzie jego myślenie jest modyfikowane zebranymi doświadczeniami, umyka fakt, iż ten tysięczny pacjent nie zechce naśladować przebiegiem choroby wszystkich innych.
sobota, 4 czerwca 2016
Parę refleksji i uwag czwartego czerwca
4 dzień czerwca to ważna data dla Polski i świata. Niezależnie od oceny czy dla Polski wybory z 1989 roku postrzegamy, jako przełom i zwiastun nadchodzącego przełomu i końca systemu totalitarnego czy też raczej pamiętamy o obaleniu rządu Jana Olszewskiego 3 lata później lub najważniejszy jest dla nas fakt ludobójstwa dokonanego w Pekinie przez władze chińskie to czwarty dzień tego miesiąca wymaga chwili skupienia i refleksji.
Skupię się na problemach świata akademickiego. Późne lata osiemdziesiąte były okresem wyczekiwania na koniec systemu nakazowo-rozdzielczego w polskich uczelniach. Od dekad czekaliśmy na usunięcie z murów uczelni organizacji partyjnych, wyrzucenie oddelegowanych funkcjonariuszy SB, powrót wymarzonej demokracji wewnątrzuczelnianej. Wówczas wydawało się, że takie zmiany niejako automatycznie wymuszą szybkie zmiany i nasze uczelnie zaczną błyskawicznie odrabiać stracone lata. Niestety, życie przyniosło ogromne rozczarowanie. Co prawda mamy demokrację, ale uczelnie wcale nie są lepsze. Śmiem wręcz twierdzić, że stan polskich szkół wyższych jest gorszy jak w okresie schyłkowej „komuny”. Trudno mi obiektywnie oceniać generalną sytuację w polskich uczelniach bo nie posiadam odpowiedniej wiedzy dlatego skupię się na naszej uczelni. W latach 80-tych mimo zapaści lat po stanie wojennym pracownicy identyfikowali się z macierzystą uczelnią. Uzyskanie etatu klinicznego było marzeniem wielu absolwentów. W uczelni mieliśmy wiele osób postrzeganych, jako autorytety i wzory do naśladowania. Kolejne dekady, kolejne ekipy rządzące uczelnią nie zbliżały nas do wymarzonego wizerunku uczelni. Niepodzielnie panował dyrektor, a potem kanclerz Sałaniewski, a dawne ideały gdzieś się ulotniły. Ale nawet w okresie Rektora Wilczoka, gdy w uczelni nie działo się dobrze, ciągle trwała wiara w lepszą przyszłość. Idee akademickie ciągle były obecne, a sam Rektor Wilczok z pewnością miał dalekosiężną wizję rozwoju uczelni. Okres od 2005 roku to kolejny etap regresu wartości akademickich, idee sięgnęły dna. Zarówno styl jak i treść merytoryczna działań władz nie miały wiele wspólnego z wyobrażeniami o nowoczesnej uczelni, w której na pierwszym planie są studenci i nauka. Ich miejsce zajęła biurokracja, procedury, bilanse itd.
• Kto dziś się z uczelnią tak naprawdę w pełni identyfikuje?
• Kto się bez reszty angażuje w pracę dydaktyczną i naukową?
Zostały chyba tylko nieliczne osoby, których wiara nie została doszczętnie zniszczona.
Ale to tylko jedna strona medalu, uczelnie nie funkcjonują w próżni, są fragmentem życia państwa. W czasach realnego socjalizmu uniwersytety były słusznie, z punktu widzenia władz komunistycznych, postrzegane, jako siedlisko wrogich systemowi poglądów i idei. Oczekiwano, że odzyskana wolność przeniesie rozkwit polskich szkół wyższych, że dla kolejnych rządów i parlamentów rozwój uczelni, badania naukowe będą priorytetem stanowiąc zarazem motor rozwoju kraju. Te oczywiste oczekiwania zupełnie nie zostały ziszczone, żaden rząd po 1989 roku nie postawił na naukę. Macie swą demokrację, rządźcie się sami! Ale to się nie sprawdziło, państwo się odwróciło od uczelni, a te zaczęły dryfować bez wytyczonego celu. Aktualnie panujący nihilizm jest wypadkową zaniechania ze strony szeroko rozumianej władzy oraz bierności środowisk akademickich. Dziś nie ma już wśród nas dawnych autorytetów zdolnych porwać tłumy i wytyczyć kierunki rozwoju. Ich miejsce zajęli administratorzy i biurokraci oczekujący li tylko na realizację pensum i napisania paru prac naukowych.
• Gdzie się podział etos?
• Gdzie wizja?
• Gdzie misja uczelni?
To gorzkie słowa, tym bardziej, że mam swój osobisty udział w życiu polskich uczelni. Od blisko 13 lat jestem profesorem, byłem przez dwie kadencje członkiem Senatu, trzykrotnie kandydowałem na stanowisko rektora naszej uczelni. To bardzo smutne być świadkiem upadku etosu akademickiego, obserwować z bliska zjazd po równi pochyłej.
• A może źle oceniam rzeczywistość?
• Może wcale nie jest tak źle i polska nauka i polskie uczelnie mają przed sobą piękną przyszłość?
Proszę o komentarze Czytelników.
Skupię się na problemach świata akademickiego. Późne lata osiemdziesiąte były okresem wyczekiwania na koniec systemu nakazowo-rozdzielczego w polskich uczelniach. Od dekad czekaliśmy na usunięcie z murów uczelni organizacji partyjnych, wyrzucenie oddelegowanych funkcjonariuszy SB, powrót wymarzonej demokracji wewnątrzuczelnianej. Wówczas wydawało się, że takie zmiany niejako automatycznie wymuszą szybkie zmiany i nasze uczelnie zaczną błyskawicznie odrabiać stracone lata. Niestety, życie przyniosło ogromne rozczarowanie. Co prawda mamy demokrację, ale uczelnie wcale nie są lepsze. Śmiem wręcz twierdzić, że stan polskich szkół wyższych jest gorszy jak w okresie schyłkowej „komuny”. Trudno mi obiektywnie oceniać generalną sytuację w polskich uczelniach bo nie posiadam odpowiedniej wiedzy dlatego skupię się na naszej uczelni. W latach 80-tych mimo zapaści lat po stanie wojennym pracownicy identyfikowali się z macierzystą uczelnią. Uzyskanie etatu klinicznego było marzeniem wielu absolwentów. W uczelni mieliśmy wiele osób postrzeganych, jako autorytety i wzory do naśladowania. Kolejne dekady, kolejne ekipy rządzące uczelnią nie zbliżały nas do wymarzonego wizerunku uczelni. Niepodzielnie panował dyrektor, a potem kanclerz Sałaniewski, a dawne ideały gdzieś się ulotniły. Ale nawet w okresie Rektora Wilczoka, gdy w uczelni nie działo się dobrze, ciągle trwała wiara w lepszą przyszłość. Idee akademickie ciągle były obecne, a sam Rektor Wilczok z pewnością miał dalekosiężną wizję rozwoju uczelni. Okres od 2005 roku to kolejny etap regresu wartości akademickich, idee sięgnęły dna. Zarówno styl jak i treść merytoryczna działań władz nie miały wiele wspólnego z wyobrażeniami o nowoczesnej uczelni, w której na pierwszym planie są studenci i nauka. Ich miejsce zajęła biurokracja, procedury, bilanse itd.
• Kto dziś się z uczelnią tak naprawdę w pełni identyfikuje?
• Kto się bez reszty angażuje w pracę dydaktyczną i naukową?
Zostały chyba tylko nieliczne osoby, których wiara nie została doszczętnie zniszczona.
Ale to tylko jedna strona medalu, uczelnie nie funkcjonują w próżni, są fragmentem życia państwa. W czasach realnego socjalizmu uniwersytety były słusznie, z punktu widzenia władz komunistycznych, postrzegane, jako siedlisko wrogich systemowi poglądów i idei. Oczekiwano, że odzyskana wolność przeniesie rozkwit polskich szkół wyższych, że dla kolejnych rządów i parlamentów rozwój uczelni, badania naukowe będą priorytetem stanowiąc zarazem motor rozwoju kraju. Te oczywiste oczekiwania zupełnie nie zostały ziszczone, żaden rząd po 1989 roku nie postawił na naukę. Macie swą demokrację, rządźcie się sami! Ale to się nie sprawdziło, państwo się odwróciło od uczelni, a te zaczęły dryfować bez wytyczonego celu. Aktualnie panujący nihilizm jest wypadkową zaniechania ze strony szeroko rozumianej władzy oraz bierności środowisk akademickich. Dziś nie ma już wśród nas dawnych autorytetów zdolnych porwać tłumy i wytyczyć kierunki rozwoju. Ich miejsce zajęli administratorzy i biurokraci oczekujący li tylko na realizację pensum i napisania paru prac naukowych.
• Gdzie się podział etos?
• Gdzie wizja?
• Gdzie misja uczelni?
To gorzkie słowa, tym bardziej, że mam swój osobisty udział w życiu polskich uczelni. Od blisko 13 lat jestem profesorem, byłem przez dwie kadencje członkiem Senatu, trzykrotnie kandydowałem na stanowisko rektora naszej uczelni. To bardzo smutne być świadkiem upadku etosu akademickiego, obserwować z bliska zjazd po równi pochyłej.
• A może źle oceniam rzeczywistość?
• Może wcale nie jest tak źle i polska nauka i polskie uczelnie mają przed sobą piękną przyszłość?
Proszę o komentarze Czytelników.
piątek, 3 czerwca 2016
Zawód lekarz, cześć 25-ta: Szczęście
Nieraz mówimy o kimś „ale z niego szczęściarz”. Czy w odniesieniu do naszej pracy także ten czynnik mam jakieś znaczenie? Sądzę, że tak. Najpierw trzeba trafu by znaleźć się we właściwym miejscu i czasie. Zawsze marzyliśmy o okulistyce i właśnie teraz udostępniono nowe miejsca specjalizacyjne, co za szczęście! Możemy trafić na otwartego, przyjaznego szefa, albo na ordynatora chirurgii, któremu jakoś nie „pasujemy” do koncepcji i tylko okazjonalnie jesteśmy dopuszczani do stołu operacyjnego. Niemniej tak rozumiane szczęście musi być zawsze poparte solidną pracą, bez niej daleko nie zajedziemy. Sukces w życiu, pewnie w odniesieniu do naszego zawodu także to 10% talentu i 90% pracy. Konsekwencja (prawie) zawsze przyniesie nam powodzenie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)