wtorek, 31 maja 2011

Dyskusja akademicka

Od paru lat w maju odbywają się wspólne posiedzenia Rad Wydziału. W roku ubiegłym dyskusja została tak zorganizowana, że mieliśmy wysyłać pytania przed spotkaniem by odpowiedzi mogły być w pełni przygotowane. Z sali pytań nie było, posiedzenie nagle zakończono ucinając dyskusję. W tym roku kontynuuje się tę nową „tradycję”, która okazała się tak skuteczna; pytania należało wysyłać do połowy maja. Początkowo nie miałem zamiaru wysyłać żadnych pytań (co nie oznacza, że nie zabiorę głosu w dyskusji), ale na posiedzeniu Senatu 25 maja Pani Rektor zachęcała do wysyłania pytań. W odpowiedzi na ten apel 27 maja wysłałem poniższe pytanie.
Szanowna Pani Dziekan
Prof. dr hab. M. Muc-Wierzgoń,
proszę o przygotowanie na posiedzenie Rad Wydziału 1.06.2011 odpowiedzi na poniższe pytanie:

Ile spraw sądowych z powództwa cywilnego wytoczyli uczelni jej pracownicy od 1.09.2005 w związku z wszczętą wobec nich procedurą zwolnienia z pracy; proszę o podanie liczby takich postępowań sądowych, ich rozstrzygnięcia (na korzyść pracownika lub uczelni) oraz łączną kwotę odszkodowań jakie uczelnia wypłaciła z tego tytułu. Proszę podać także analogiczne dane dla szpitali klinicznych uczelni.

poniedziałek, 30 maja 2011

Usłyszane w poradni

Przed kilku dniami jedna z pacjentek w czasie wizyty lekarskiej stwierdziła, że nie boi się spotkań ze mną i może zawsze swobodnie porozmawiać o swoich problemach zdrowotnych. W pierwszym odruchu byłem zdumiony, ale pacjentka szybko uświadomiła mi, że pojęcia strach lub przynajmniej niepokój w czasie porady lekarskiej to codzienność. Do pewnego stopnia jest to zrozumiałe, w końcu do lekarza zwracamy się z problemami zdrowotnymi; zatroskanie o stan zdrowia jest naturalne. Ale jednak co innego się niepokoić a co innego bać.
Pacjent nigdy nie może bać się lekarza!

Ta sytuacja skłoniła mnie do spojrzenia na naszą rzeczywistość uczelnianą. Od 6 lat obserwuję miejscowe realia i muszę ze smutkiem skonstatować, że słowo „strach” zrobiło tu zastraszającą karierę.
Słowo ‘STRACH” rzuciło pomost między poradnią i uczelnią.
Koledzy boją się ze sobą rozmawiać, bo obawiają się „przecieku” zbyt odważnych opinii, podwładny boi się przełożonego (a czasem odwrotnie), członek organu kolegialnego (niezależnie od pozycji w uczelni) raczej nie zabiera głosu nie chcąc narazić się władzy, bo przecież każdy chce otrzymać awans lub nagrodę. Strach skutecznie paraliżuje dyskusję, sam byłem parę razy świadkiem, gdy padało pytanie w czasie obrad Senatu o powody odmiennego stanowiska któregoś z członków Senatu (do mnie także Pani Rektor kierowała takie pytania). Wolność, każdy jej przejaw, ale wolność akademicka w szczególności jest niezwykle wrażliwa na każdą próbę nacisku lub sterowania.

Dyskusja zamiera, wspólne posiedzenie Rad Wydziału w maju 2010 roku było apogeum tego smutnego procesu atrofii akademickości i triumfu siły nad wolnością.

Następne spotkanie Rad Wydziału ma odbyć się 1 czerwca, pytania skierowane do władz uczelni mamy kierować na dwa tygodnie wcześniej. Kto je wyśle? Samobójca albo poplecznik władz lub też jakiś niepoprawny, niezłomny zwolennik demokracji uniwersyteckiej. Zamiast swobodnej, otwartej i niczym nieskrępowanej dyskusji (poza ogólnie przyjętymi zasadami kultury osobistej) przygotowuje się społeczności akademickiej kolejny precyzyjnie wyreżyserowany spektakl. No cóż, firma PR zatrudniona przez władze uczelni dba o wizerunek władz, nie uczelni. Taki lokalny model sterowanej dyskusji akademickiej, zafałszowanej rzeczywistości, żałosna parodia prawdziwego uniwersytetu.

sobota, 28 maja 2011

O społeczeństwie obywatelskim

Tekst „O kasie fiskalnej” spotkał się z dużym zainteresowaniem Czytelników, mierzonym liczbą wejść oraz komentarzy. Przesłanie tego wpisu daleko wykraczało poza samą kwestię nowych zasad rozliczania usług w gabinetach lekarskich. Idzie bowiem o relacje na linii: obywatel-państwo. Ta relacja może być odbiciem generalnego zjawiska; stosunku obywatela do sołtysa, burmistrza, prezydenta lub jakiekolwiek innego przedstawiciela szeroko rozumianej władzy. Te osoby są liderami lokalnych społeczności. W akademickich realiach osobą odpowiadającą np. stanowisku prezydenta miasta dla jego mieszkańców jest rektor, a na poziomie wydziału analogiczną rolę pełni dziekan. Zatem wzajemne relacje między szeregowymi pracownikami, a rektorem lub dziekanem są ważnym probierzem jakości całej instytucji. Pracownik powinien szanować swego szefa (co wcale nie oznacza bezkrytycznej akceptacji wszystkich jego działań i decyzji), a do fundamentalnych zasad jakimi powinni kierować się rektor lub dziekan należy godne traktowanie podległych mu pracowników. Profesor, doktor habilitowany, adiunkt, asystent, student oraz pracownicy administracji muszą być przekonani, że dla rektora podstawową wartością jest dobro całej uczelni, nie tylko poszczególnych grup pracowników lub wybranych osób. Muszą mu ufać, ale i obserwować jego poczynania. Każdy pracownik powinien mieć także możliwość wypowiadania uwag krytycznych w odniesieniu do przedstawicieli władz, bez obaw o własną przyszłość w uczelni. Dopiero taka równowaga daje rękojmię, że sprawy w uczelni idą we właściwym kierunku. Przykład z kasą fiskalną pokazuje, że dla tego lekarza państwo to narzędzie przymusu (w tym momencie fiskalnego) zamiast stanowić opokę i nadzieję na lepszą przyszłość.

Ciekaw jestem jak Państwo te kwestie widzą w odniesieniu do naszej rzeczywistości akademickiej.

czwartek, 26 maja 2011

Z życia uczelni

Wczorajsze posiedzenie Senatu w mojej opinii było bardzo istotne. Po raz pierwszy od 2005 roku, gdy zasiadam w tym gremium miała zapaść uchwała dotycząca zwolnienia z pracy samodzielnego pracownika nauki - Prof. J. Gmińskiego. Od dłuższego czasu każda decyzja personalna dotycząca zwolnienia z uczelni musi uzyskać aprobatę Senatu, jako najwyższego organu kolegialnego uczelni. Sprawa Prof. Gmińskiego miała być rozpatrywana obok decyzji dotyczących kilku innych osób. Problem w tym iż tych punktów nie było w programie posiedzenia przesłanego nam, jak zwykle drogą poczty internetowej na 7 dni przez terminem spotkania Senatu. Na początku każdego posiedzenia formalnie przyjmujemy jego program, tym razem Pani Rektor Prof. E. Małecka-Tendera zwróciła się także o akceptację rozszerzenia programu o w/w sprawy personalne. Jako jedyny z obecnych byłem temu przeciwny, nie brałem także udziału w głosowaniach zgłaszając votum separatum. Decyzja zwolnienia z pracy w uczelni Prof. J. Gmińskiego była uzasadniana wynikami dwóch postępowań dyscyplinarnych, w których wymierzono karę upomnienia (najłagodniejszą z możliwych) oraz opinią komisji wydziałowej, która wydała opinię negatywną. Była to już druga taka opinia. Na moją prośbę, by przedstawić członkom Senatu sentencję opinii okazało się, że nie ma jej w dokumentacji. Zastanówmy się chwilę, Senat miał podjąć tak ważną decyzję bez pełnej wiedzy w dodatku z naruszeniem obowiązującej procedury. Pani Rektor zgodziła się ze mną, że Senat powinien być odpowiednio wcześnie zawiadomiony o pełnym programie posiedzenia, stwierdzając równocześnie, że - by uniknąć sytuacji gdy osoby do zwolnienia z pracy uniemożliwiają wręczenie wypowiedzenia bo udają się na zwolnienie lekarskie - jest zmuszona do zawiadomienia Senatu o tych punktach obrad w ostatniej chwili. Nie można zaakceptować takiej argumentacji, albo żyjemy w państwie prawa albo mamy obowiązujące procedury za nic. Taki bieg spraw czyni podjęte decyzje nieważnymi z mocy prawa. Dotyczy to wszystkich osób (za zwolnieniem Prof. Gmińskiego głosowało 27 osób na 34 uczestniczących w głosowaniu).

Interesującą propozycją przedstawioną w czasie posiedzenia było powołanie zespołu ds. powołania ośrodka onkologii. Od dawna brak możliwości prowadzenia zajęć dydaktycznych w klinice onkologii był podnoszony przez różne gremia oraz samych studentów. To dobry kierunek, ale droga do realizacji tej idei jest długa.

wtorek, 24 maja 2011

Pierwsza wypowiedź nowego Rektora AM we Wrocławiu

Nowy rektor AM: Czeka nas orka, wakacje nie dla nas
Wrocław: Profesor Marek Ziętek nowym rektorem Akademii Medycznej

Hot news!

Rektorem wrocławskiej AM został prof. Marek Ziętek

poniedziałek, 23 maja 2011

Akademia Medyczna wybierze we wtorek nowego rektora

Gdyby prof. Andrzejak przeprosił, zachowałby funkcję

Ranking polskich uczelni wg Rzeczpospolitej i Perspektyw

Przed paru dniami opublikowano najnowszy ranking polskich szkół wyższych. Kolejne edycje tego prestiżowego zestawienia zawsze z uwagą są śledzone przez środowiska akademickie. I nic w tym dziwnego, ranking ocenia tak szerokie spektrum kategorii funkcjonowania uczelni, że trudno mu odmówić wiarygodności. Nim przejdę do szczegółów dotyczących bieżącego rankingu parę słów o zasadach oceny. Ocena końcowa jest pochodną wyników cząstkowych w kategoriach: prestiż (25% oceny końcowej), innowacyjność (5%), potencjał naukowy (15%), efektywność naukowa (30%), warunki studiowania (10%) oraz umiędzynarodowienie (15%). Jak widać z tego zestawienia o pozycji uczelni tak naprawdę decydują prestiż i efektywność naukowa dając łącznie 55% punktów. W mojej opinii takie ustawienie zasad oceny jest w pełni uzasadnione.

Wyniki zawsze odnosi się do najlepszej polskiej uczelni, która uzyskuje ocenę 100%. Od lat te miejsce okupują na zmianę Uniwersytety Warszawski lub Jagielloński.

Skupmy się na uczelniach medycznych. Najwyższe, 10-te miejsce zajmuje Uniwersytet Medyczny w Poznaniu, ostatnie, 27 miejsce przypadło AM z Wrocławia. My zostaliśmy sklasyfikowani na 26 pozycji. To bardzo niepokojący wynik, gorsze miejsce uzyskaliśmy tylko w 2007 roku (33), w 2008 byliśmy na 16, a w 2009 na 24, a przed rokiem na 21 miejscu. Spójrzmy na szczegółowe dane z tabeli by móc lepiej zrozumieć skąd wziął się nasz wynik końcowy. Każdorazowo wyniki w danej kategorii oraz jej „pod-kategorii” odnoszę do analogicznego wyniku lidera wśród uczelni medycznych czyli medycznej uczelni z Poznania.
  • W kategorii „Prestiż” uzyskaliśmy tylko nieznacznie lepszy wynik w preferencjach pracodawców (1,26 versus 1,2 UM z Poznania); zdumiewać musi wynik Zero punktów w odniesieniu do uznania międzynarodowego dla nas i uczelni poznańskiej.
  • W kategorii „Innowacyjność” we wszystkich trzech sub-kategoriach mamy gorsze wyniki, a najbardziej martwi beznadziejny poziom uzyskiwania środków unijnych (2,89 versus 17,73). Efekty naszej indolencji w tym względzie widzimy np. w Rokitnicy, gdzie od lat stoi pusty ogromny obiekt po dawnym Studium Wojskowym i akademiku męskim.
  • Kategoria „Potencjał naukowy” pokazuje zbliżony poziom do wyników z Poznania, ale niższy jest u nas wskaźnik „akredytacja” (25 wobec 35,71).
  • W kluczowej kategorii „Efektywność naukowa” w trzech obszarach oceny wypadamy lepiej niż nasi koledzy z Poznania (publikacje 91,18 vs 76,04, współczynnik Hirscha 76,6 vs 55,32 oraz studia doktoranckie 24,62 vs 17,05), ale za udział w 7. Programie Ramowym mamy wynik dwukrotnie słabszy (3,51 vs 7,02).
  • W naszej uczelni mamy lepsze warunki studiowania pod względem dostępności do biblioteki (74,8 i 41,68) oraz zbiorów drukowanych (37,38 i 27,93), w innych punktach mamy wyniki gorsze.
  • W ostatniej kategorii „Umiędzynarodowienie” nasze wyniki są zdecydowanie gorsze pod każdym względem niż w UM z Poznania.

Na 32 szczegółowe obszary oceny zaledwie w 6-ciu mamy lepszy wynik niż uczelnia poznańska.

Końcowy wynik należy uznać, jako wysoce niepokojący, za nami jest tylko pogrążona w głębokim kryzysie wewnętrznym wrocławska AM.

Poniżej przedstawiam wypowiedź Rektor uczelni Prof. dr hab. n. med. E. Małeckiej-Tendery udzieloną Dziennikowi Zachodniemu z 20 maja br.:

„Jesteśmy zadowoleni z wyników tegorocznego rankingu uczelni akademickich. Zajęliśmy 26 miejsce na 90 ocenianych szkół wyższych, a to satysfakcjonująca lokata”.


W czyim imieniu wypowiada się Pani Rektor? Może wyraża opinię władz uczelni?
Dysonans poznawczy jest zdumiewający; obiektywny, zewnętrzny ranking plasuje nas bardzo słabo, ale władza jest zadowolona.

Ciekaw jestem czy także pracownicy naszej uczelni podzielają ten optymizm…

sobota, 21 maja 2011

Do wyborów rektorskich we Wrocławiu coraz bliżej

Kandydaci na rektora o podwyżkach i poprawie wizerunku

piątek, 20 maja 2011

Szkoła naukowa

Dorobek uczelni powstaje w wyniku pracy ludzi, wielu ludzi. Praca naukowa bywa owocem pracy pojedynczego badacza, ale naturalny jest proces twórczy, w którym uczestniczy wiele osób. W dobie specjalizacji i dynamicznego postępu tylko zespół może podołać wyzwaniom naukowym. Ale tylko nieliczne grupy badaczy osiągają prawdziwe sukcesy, a w znacznej mierze zależy to od lidera zespołu. To on wytycza kierunki badań, poszerza horyzonty, formułuje hipotezy badawcze. Mówimy o „szkole naukowej”. Czy jest wiele takich szkół, i, co za tym idzie, mamy wielu liderów? Niestety nie, animatorów szkół naukowych jest niewielu. W naszej uczelni taką szkołę stworzyli np. Prof. F. Kokot, Prof. Z. Herman lub Prof. Gibiński. Słynna była niegdyś chirurgiczna szkoła Prof. S. Szyszko. Przed laty miałem możliwość spotkać Profesora Szyszko, zdawałem u Niego egzamin z chirurgii (dostałem ocenę dostateczną). To był wspaniały człowiek, dziś Szpital Kliniczny nr1 w Zabrzu nosi jego imię.

Prawdziwy lider w nauce to osoba, która odchodząc na emeryturę zostawia po sobie zespół gotowy do kontynuowania pracy badawczej.

Na drugim biegunie znajdujemy sytuację, gdy szef danej jednostki, nominalnie ogniska pracy badawczej, pozostawia po sobie pustkę. Praca naukowa toczy się powolutku, zapału naukowego zbytnio nie widać, a następców brak. Gdy kierownik katedry nie ma pasji naukowej, nie mają jej także pracownicy.

Jaka jest rola lidera w pracy naukowej?

To przewodnik na różnych płaszczyznach. Uczy swych młodszych współpracowników warsztatu naukowego, pokazuje jak formułować pytania badawcze, przeprowadza przez żmudne etapy mrówczej pracy, wtajemnicza w arkana analizy wyników, a w końcu uczy jak napisać porządną publikację. Jest także nauczycielem etyki w badaniach naukowych. Pierwszy przychodzi do pracy i ostatni opuszcza mury katedry. Od jego zapału i pasji zależą losy wielu ludzi, albo pociągnie ich w fascynujący świat badań albo im obrzydzi skutecznie słowo „nauka”.
Oby było ich jak najwięcej, to od nich zależą szanse uczelni na prawdziwy sukces na niwie nauki.

czwartek, 19 maja 2011

Wybory we wrocławskiej AM coraz bliżej

Czworo chętnych do fotela rektora Akademii Medycznej

środa, 18 maja 2011

Akademia Medyczna im. Piastów Śląskich - Wybory uzupełniające

Akademia Medyczna im. Piastów Śląskich - Wybory uzupełniające

Kto zostanie rektorem we wrocławskiej AM?

apel NSZZ Solidarność Dolny Śląsk strona 1apel NSZZ Solidarność Dolny Śląsk strona 2

poniedziałek, 16 maja 2011

O nepotyźmie przeczytane w lokalnej prasie

Profesorowie: Będziemy dyskryminować własne dzieci

sobota, 14 maja 2011

Wybory rektora we Wrocławiu

Kto rektorem medyczne? Wybory zaplanowane na 24. maja

czwartek, 12 maja 2011

Zawód: naukowiec?

Obowiązki pracowników szkół wyższych obejmują dwa podstawowe obowiązki: pracę dydaktyczną i naukową. Są oczywiście i inne pola aktywności zawodowej, np. lekarze zajmują się pacjentami, a artyści tworzą dzieła sztuki. Chciałbym dziś napisać parę zdań na temat wspólnej dla pracowników wszystkich uczelni płaszczyzny działalności czyli pracy naukowej. Nauka ma co najmniej dwa ważne aspekty. To jeden z kluczowych obszarów rozwoju cywilizacyjnego państwa, badania naukowe w oczywisty i bardzo wyraźny sposób przekładają się na pozycję danego państwa w świecie. Mam na uwadze praktyczne, innowacyjne osiągnięcia w nauce znajdujące aplikacje w każdej dziedzinie życia. Zrozumiałe jest, że od „pomysłu do przemysłu” droga jest daleka. Musi funkcjonować kompleksowy, koherentny system wiodący do rzeczywistego postępu oraz funkcjonowania nauki w szeroko rozumianej sferze rozwoju państwa. Taki system nie może powstać ot tak, na życzenie ani w odpowiedzi na zamówienie polityczne. Żadne środki finansowe nie są w stanie w krótkim czasie uczynić, by taki system nauki zaczął sprawnie funkcjonować. To długotrwały, skomplikowany proces zależny w pierwszej mierze od zjawisk społecznych. Naukę tworzą ludzie, nie pieniądze. Wiara, że mocą zarządzeń i odgórnych regulacji można błyskawicznie dokonać skoku jest nieuzasadniona. Niektóre kraje tę oczywistą prawdę dawno zrozumiały, patrząc np. na Wielką Brytanię, kraje skandynawskie czy USA widzimy, że z nauki można uczynić ważny dział gospodarki i motor rozwoju państwa. Przyglądając się naszym sąsiadom warto podpatrzeć projekt reformy nauki, jakie niedawno rozpoczęto w Czechach.

Także w Polsce dokonują się na naszych oczach zmiany w systemie funkcjonowania nauki, utworzono nowe instytucje, niebawem w życie wchodzi nowa ustawa o szkolnictwie wyższym. Niemniej, nie wypowiadając się co do sensowności podejmowanych decyzji, gdyż na to trzeba czasu spróbujmy się zastanowić czy w Polsce funkcjonuje tytułowe pojęcie: zawód-naukowiec.

Kto to jest naukowiec-profesjonalista? To ktoś kto żyje nie tylko dla nauki, ale i z nauki. Ta działalność umożliwia mu dobry poziom życia, utrzymanie rodziny. Zakładam, że dochód miesięczny skutecznie wykonującego swój zawód naukowca to co najmniej trzykrotność średniej krajowej, a liderzy w nauce powinni osiągać dochody znacznie wyższe. Dziś to kompletna mrzonka, z nauki wyżyć się nie da, jest to co najwyżej dodatek do innych zajęć zawodowych. Jak to na jakość nauki wpływa nikomu logicznie myślącemu tłumaczyć nie trzeba. Nie może zatem dziwić, że przeciętny polski tzw. pracownik naukowo-dydaktyczny nie poświęca nauce zbyt dużo czasu, bo i po co? Takim praktycznym wyrazem małego zainteresowania sprawami nauki były nikły odzew na tekst bloga z dnia 28 marca dotyczący rankingu naukowego opartego na liczbie i jakości publikacji. Nadeszły tylko dwa komentarze.

Droga przed nami jest trudna i daleka. Pytanie, czy w ogóle weszliśmy na drogę prawdziwego postępu czy też bieżące reformy należy postrzegać w kategoriach politycznego science fiction lub traktować jako próbę zaklinania rzeczywistości skazanej na oczywistą porażkę.

Dwie kwestie są kluczowe:
  • czy za reformą podążą pieniądze
  • jakie mechanizmy społeczne mają spowodować by do uprawiania nauki ściągnąć rzesze najzdolniejszej młodzieży.


A polska nauka nie ma już ani dnia do stracenia…

środa, 11 maja 2011

Karykatura państwa prawa na przykładzie wrocławskim

Akademia Medyczna: Senat uczelni zwołany bezprawnie

poniedziałek, 9 maja 2011

O mobbingu

Pojęcie mobbing jest mało znane w polskim społeczeństwie, także w środowiskach akademickich.

Znakomicie pojęcie definiuje Józef Wieczorek w książce „Mediator akademicki jako przeciwdziałanie mobbingowi w środowisku akademickim, Niezależne Forum Akademickie, Kraków 2009:
„Przez mobbing rozumie się długotrwałe, powtarzające się szykanowanie, dręczenie psychiczne pracownika. Zwykle ma na celu wyizolowanie pracownika z zespołu, obniżenie jego poczucia własnej wartości, pozbawienie go godności, doprowadzenie do dezintegracji psychicznej, która obniży jego wydajność pracy i utrudni kontakt z otoczeniem. Jest to postępowanie agresywne, skierowane przeciwko drugiej osobie, nieetyczne. Mobberem jest zwykle przełożony (kierownik katedry lub zakładu), a mobbingowanym jeden z podwładnych.”


Poniżej przedstawiam materiał dotyczący tego zjawiska.

O ile ktoś z Czytelników bloga osobiście zetknął się z tym zjawiskiem proszę o informacje, niezwłocznie zostaną opublikowane.

Materiały dotyczące mobbingu

niedziela, 8 maja 2011

Weekend z wrocławską AM, czyli lekcja poglądowa pt. "Polska rzeczywistość akademicka"

Akademia Medyczna. Spadek po rektorze Andrzejaku

sobota, 7 maja 2011

Dalszy ciąg historii z polskiego życia uniwersyteckiego, czyli Rzeczpospolita Polska (RP) jako Rzeczpospolita Kolesiów (RK)

Protest NSZZ Solidarność 80 przeciwko decyzji o tymczasowym pełnieniu funkcji rektora A.M. przez prof. Jerzego Rudnickiego i inne apele skierowane do Premiera RP Donadla Tuska

piątek, 6 maja 2011

O tym jak pewien Polak, naukowiec światowego formatu chciał wesprzeć świat polskiej nauki

Nauka polska błąka się gdzieś na obrzeżu nauki światowej. Przyczyn tego zjawiska jest wiele, np. brak strukturalnych reform systemu, brak systemu motywacyjnego, niedobór młodej kadry, skandalicznie niskie płace, niski poziom finansowania nauki na poziomie ułamka procenta dochodu narodowego. Ale nie o wewnętrznych aspektach polskiej nauki chciałbym napisać słów parę. Obok w/w słabości systemu, istotnie wpływających na pozycję na tle świata, liczą się także kontakty osobiste. Nie wystarczy tylko mieć w dorobku dobre publikacje, ważne by uczestniczyć w dyskusjach w czasie kongresów międzynarodowych i brać czynny udział w wymianie poglądów. Następny krok „wtajemniczenia” w globalny świat nauki to członkostwo w redakcjach renomowanych czasopism, recenzowanie artykułów tam wysyłanych oraz obecność we władzach międzynarodowych towarzystw naukowych. Wtedy głos takiej osoby jest naprawdę ważny i można coś zrobić dla naszej nauki.

Pewien profesor, Polak mieszkający w USA od ponad 25 lat zrobił tam prawdziwą karierę. Jest uznanym naukowcem, członkiem wielu międzynarodowych gremiów naukowych. Ale o kraju nie zapomniał, często tu bywa, wykłada, pomaga jak może. Swego czasu zwrócił się do prezesa jednego z polskich towarzystw naukowych z propozycją wprowadzenia do władz światowej organizacji badacza z Polski, wskazując jednocześnie osobę z dobrym dorobkiem naukowym godnym takiego zaszczytu, która miałaby tam zasiąść. Prezes po namyśle odrzucił tę propozycję (to nie jest dobra kandydatura, może jest za młody, nie bardzo się w Polsce udziela, a może profesorowie X i Y ze stolicy się obrażą, że ich pominięto – argumentów przeciw było wiele, ale nie były to poglądy wsparte oceną merytoryczną). Z kolei nasz rodak zza „wielkiej wody” nie mógł wprowadzić do znakomitego towarzystwa kogoś bez znaczącego dorobku naukowego, nie te mechanizmy i nie te standardy.

Koniec tej historii jest prosty… nie zdradzę go teraz… czekam na Państwa opinie…

środa, 4 maja 2011

Podsumowanie kwietnia

Kwiecień, podobnie zresztą jak ten miesiąc w roku ubiegłym nie był zbyt licznie odwiedzany przez Czytelników. Liczba wejść nie przekroczyła 5000. Nic dziwnego, wiosna, potem były Święta.

Za najważniejsze wydarzenie uznaję odwołanie prof. R. Andrzejaka z funkcji rektora wrocławskiej AM. Po blisko 2,5 roku od sformułowania zarzutów o plagiat pojawiła się wreszcie realna szansa na koniec impasu w tej uczelni. Ale niemniej ważne jest by doprowadzić także do końca procedurę weryfikującą prawdziwość zarzutów o plagiat, środowisko akademickie w kraju czeka na stanowisko Rady Wydziału Collegium Medicum UJ, która prowadzi te sprawę.

niedziela, 1 maja 2011

Podwójna moralność, a społeczeństwo obywatelskie

Do gabinetów lekarskich wkraczają kasy fiskalne. Nie tylko zresztą tam, np. bastion wolnych zawodów - kancelaria adwokacka także zostanie podobnie wyposażona. Byłem ostatnio świadkiem rozmowy między dwojgiem lekarzy na temat kas fiskalnych. Rozmowa przebiegła w przybliżeniu następująco:

Doktor nr 1: po co komu ta kasa, tyle problemów, za parę dni przychodzą ją założyć w moim gabinecie.
Doktor nr 2: no cóż, trzeba się dostosować do wymogów.
1: no tak, ale to nas pogrąży finansowo, może nie całkowicie, ale lekko nie będzie…
2: jak to, lekko nie będzie, co masz na myśli?
1: jak to co, przyjdzie nam zaciskać pasa i zacząć płacić podatki!
2: a co w tym dziwnego, wszyscy płacą podatki, ja także.
1: chyba żartujesz, nie mów mi, że wykazujesz wszystkie dochody!
2: jak najbardziej.
1: to bez sensu, ja nie lubię płacić podatków, te pieniądze i tak zostaną zmarnowane.
2: nie martw się, stracisz nie więcej niż 19% swych dochodów, bo przy podatku liniowym nie mamy wcale dużych obciążeń podatkowych.


Przytaczam tę wymianę zdań by pokazać jak daleko posunęła się erozja moralności w polskim społeczeństwie. Znam obu lekarzy, rozmówca nr 1 krytycznie odnosi się do wielu zasad funkcjonowania państwa i podzielam wiele tych poglądów. Ale prawo do oceny to jedno, a własna postawa to co innego. Państwo ma być przyjazne dla obywatela, ale ten nie ma mieć żadnych zobowiązań wobec państwa?! Albo jesteśmy świadomymi obywatelami, członkami społeczeństwa obywatelskiego albo nadal postrzegamy państwo jako twór wrogi wobec swych mieszkańców. W postawie doktora nr 1 nadal przejawia się postawa jaką znamy z czasów komuny: my (Polacy) i oni (władze komunistyczne). Takie nastawienie jakie reprezentuje pierwszy lekarz nie bierze się znikąd i choć nie akceptuję go to może warto zastanowić się skąd się ono bierze. Doświadczenia życia codziennego np. funkcjonowanie systemu opieki zdrowotnej musi budzić opór i niechęć. Medal ma dwie strony. Skoro państwo marnie wywiązuje się ze swych zadań czy można oczekiwać lojalności obywatela? Ale bokiem stojący do spraw publicznych obywatel to słabe państwo, niezdolne do realizacji konstytucyjnych obowiązków. Koło się zamyka, mamy słabe państwo, a pojęcie „społeczeństwo obywatelskie” to fikcja.

Sądzę, że minione dwie dekady nas wcale doń nie przybliżyły, wręcz przeciwnie, obserwacja otaczającego świata pokazuje, że górą jest cwaniactwo i lawiranctwo zamiast uczciwości i pracowitości.