czwartek, 26 lutego 2009

Niech „oni” to za nas załatwią…

Nim przejdę do skomentowania bieżącego wydarzenia najpierw opiszę pewną historię sprzed 28 lat. Rzecz miała miejsce w lutym 1981 roku. Od jesieni 1980 roku trwał „festiwal” wolności, okres tzw. pierwszej „Solidarności”. Władze komunistyczne wobec skali ruchu społecznego zostały zmuszone do rejestracji Solidarności i nieco później Solidarności rolniczej. To były historyczne, niebywałe wydarzenia i ogromny sukces społeczeństwa. We wrześniu 1980 roku w polskich uczelniach powstawała nowa organizacja studencka, Niezależne Zrzeszenie Studentów. Także w ówczesnej Śląskiej Akademii Medycznej rodził się NZS. Władze partyjno-rządowe (ładnie się to nazywało, nieprawdaż?) od początku nie ukrywały niechęci do NSZ-u, naprawdę niezależnej organizacji i odwlekały jej oficjalne uznanie. Muszę w tym miejscu napisać, że władze mojej uczelni pod kierownictwem Rektora Profesora Zbigniewa Hermana stworzyły nam bardzo dobre warunki działania, mieliśmy własne lokale, a w drukarni uczelnianej drukowano nasz biuletyn. W styczniu 1981 roku, w obliczu manipulacji i odwlekania rejestracji statutu NZS-u cierpliwość studentów skończyła się; rozpoczął się ogólnopolski strajk, ale jakimś zbiegiem okoliczności uczelnie z naszego regionu nie strajkowały. Na Uniwersytecie Śląskim i Politechnice Śląskiej ogłoszono gotowość strajkową, ale władze tych uczelni sprytnie przedłużyły czas trwania przerwy semestralnej. W Łodzi toczyły się negocjacje dotyczące statutu NZS-u z ówczesnym Ministrem Szkolnictwa Wyższego (był nim prof. Górski, imienia nie pamiętam), a w imieniu studentów grupie negocjacyjnej przewodził błyskotliwy student nazwiskiem Walczak (nie znam imienia, może ktoś z czytelników jego dalsze losy). Jedyną uczelnią śląską, która wtedy zastrajkowała była Śląska Akademia Medyczna. Strajk trwał zaledwie dwa dni, ale ocalił honor studentów z naszego regionu. Tak się złożyło, że w czasie trwania strajku w budynku Dziekanatu Wydziału Lekarskiego w Zabrzu swe posiedzenie miała Rada Wydziału. Ten budynek okupowali studenci, a Rada Wydziału obradowała jak gdyby nigdy nic. Realizowano program posiedzenia, wszyscy udawali, że nic nadzwyczajnego się nie dzieje. O strajku ani słowa! Dopiero na końcu głos zabrała profesor Tomira Sawaryn z Katedry Chorób Zakaźnych stawiając wniosek o poparcie strajku. Rada Wydziału poparła akcję studentów, ale gdyby nie odwaga Pani Profesor sprawy „zamieciono” by pod dywan!

Dziekanem Wydziału był wówczas Profesor Bronisław Kłaptocz.

Przepraszam za ten przydługi wstęp do sprawy, zbliżam się do meritum.

Idzie o stanowisko KRASP-u (Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Wyższych), a raczej jego brak w kwestii zarzutów o plagiat postawionych Rektorowi wrocławskiej AM, profesorowi Ryszardowi Andrzejakowi. Te bezprecedensowe oskarżenia jednego z członków KRASP-u powinny, wręcz MUSZĄ skłonić te szacowne grono do zajęcia stanowiska. Jak można podejmować uchwały i zachować wiarygodność wobec całego polskiego środowiska uniwersyteckiego w obliczu tak ciężkich oskarżeń wobec jednego z członków? Oczywiście, KRASP nie jest władny do oceny sytuacji, a bez wnikliwego zbadania sprawy nie sposób orzec o winie lub jej braku. Jednak czytelna deklaracja KRASP-u, apel wzywający stosowne instytucje państwowe do jak najszybszego i rzetelnego rozstrzygnięcia byłaby niezwykle ważnym sygnałem dla całego środowiska akademickiego.

A tak, co mają pomyśleć o jakości polskich uniwersytetów nasi studenci?

Gdzie etos akademicki?

Gdzie przyzwoitość?

Czyżby metoda udawania, że to mityczni „oni” powinni działać za nas nadal rządziła naszym życiem publicznym, także uniwersyteckim?

Anno 2009=Anno 1981?!

W najbliższy weekend odbędzie się posiedzenie Prezydium KRASP-u, czekamy na dalszy bieg wydarzeń.

0 komentarze: