piątek, 13 maja 2016

Zawód lekarz, część 22: Punktualność

Czas pracy lekarza regulują ogólne przepisy. Ale nie zawsze te formalne wymogi są najważniejsze, czasem decydują inne względy. Znaczenie punktualności ma innym wymiar w pracy ambulatoryjnej, a inny w warunkach szpitala. Czy lekarz może spóźnić się na operację? A na dyżur na Izbie Przyjęć? Do dobrego zwyczaju jest przekazywanie sobie dyżuru; znam sytuację, gdy jeden lekarz dyżurujący do 8 rano opuścił Izbę Przyjęć nie czekając na zmiennika, który dotarł po 10 minutach. Ale ciągu tych zaledwie 10 minut do Izby Przyjęć trafiło dwóch pacjentów w ciężkim stanie! W poradni raczej nie ma takiego ryzyka, ale do naszych obowiązków na pewno trzeba zaliczyć punktualność. To ważny, raczej niedoceniany fragment kreowania wizerunku lekarza. Nikt z nas nie lubi oczekiwać na otwarcie urzędu lub banku, w którym akurat mamy coś do załatwienia. Nie można akceptować innych standardów w naszej pracy, wręcz przeciwnie powinniśmy być wzorem do naśladowania.

11 komentarze:

Anonimowy pisze...

Bardzo często zdarza się,że lekarz spóżnia się do Poradni w której czeka już na niego 10 pacjentów. Tylko raz w życiu widziałam jak Pani Doktor ( znakomity człowiek i wspaniały kardiolog) przeprosiła pacjentów mówiąc,że zatrzymała ją pilna sprawa na oddziale. Niestety w większości przypadków moim oczom ukazuje się postać lekarza wkraczającego do Poradni, który nawet dzień dobry nie powie i jakby obrażony na wszystkich kieruje się do gabinetu. Byłam kiedyś pierwszą pacjentką takiego lekarza i chyba wyładował na mnie cały stres owego dnia. Szanujmy się nawzajem!

Dariusz Galasiński pisze...

W pelni sie z Panem zgadzam.

Nie zapytam Pana, jak czesto Pan sie spoznia, bo nie wypada. Mam jednak inne pytanie (podejrzewam, ze znow pozostanie bez odpowiedzi). Co Pan, jako Profesor, robi, zeby zmienic to, o czym pisze komentujacy z 12.46.

Podejrzewam bowiem, ze to doswiadczenie bardzo wielu pacjentow. Przeciez absolutna normalka jest spozniajacy sie lekarz, ktory nie dosc, ze nie uznaje za stosowne przeprosic za spoznienie, to na dodatek nawet nie powie 'dzien dobry'. O takich rzeczach, jak ruszenie zada z krzesla w gabinecie, gdy wchodzi pacjent, szczegolnie starszy od lekarza, trudno nawet marzyc. Mowiac szczerze, rozesmialem sie, jak to napisalem.

Niestety, nie mam pacjentow, wiec nie moge 'zaczac od siebie', jak juz ktos mi radzil na Pana blogu.

z powazaniem,

prof. dr hab. Dariusz Galasiński

Anonimowy pisze...

Szanowny Panie Profesorze Wojciechu Pluskiewicz, dokładnie widzi Pan i właściwie ocenia patologie uczelniane, natomiast na patologie na styku pacjent - lekarz ma Pan jedną formułę: łyżka dziegciu ...
Panie Profesorze, dotychczas nigdy nie byłem przyjęty w tej godzinie, na która wyznaczono wizytę. Nigdy. I nie tłumaczmy tego faktu zalataniem lekarzy, ale po prostu nieumiejętnością organizacji czasu, czy wręcz przekonaniem że jest się Bogiem dla pacjentów. Ja tu jestem panem, jestem ponad czasem. A czekanie najpewniej skruszy pacjenta, ten będzie wdzięczny że tak zabiegany lekarz poświęcił mu chwilę czasu. Wdzięczność przekłada się na pieniądze. Ja wiele razy na 10 minutową wizytę czekałem kilka godzin. Mój znajomy, na wizytę w Ligocie, czeka całe pół dnia. Mimo wyznaczonego wcześniej terminu. Zastanawiam się, dlaczego kradzież 10 złotych jest potępiana, a kradzież czegoś co mam najcenniejsze, czyli mojego czasu, jest niezauważalna i akceptowana.
Panie Profesorze, to nie są złośliwości, proszę tak tego nie odbierać. To są fakty, które znam osobiście, z relacji rodziny, znajomych. A więc nie rzadkie incydentalne przypadłości, jak Pan zapewne skomentuje. Jak pracowałem na Uczelni, chociaż rzadko, to korzystałem z usług lekarskich, wiadomo, byłem młody i zdrowy, ale byłem przyjmowany jako profesor terminowo, chociaż widziałem kłębiące się tłumy zwykłych pacjentów. Teraz ja stałem się takim zwykłym pacjentem i podlegam całej patologii terminowości i organizacji pracy lekarzy.
Czy można inaczej? Oczywiście. Mogę powiedzieć tylko o Niemczech i Szwecji, gdzie umówienie się na 13.30 znaczy że o 13.30 wejdę do lekarza, a o 13.45 wyjdę. Tam lekarze nie muszą udawać że są ponad czasem, że są Panem Bogiem. Pozdrawiam, mam 69 lat i już nie doczekam normalności lekarzy. Pozdrawiam,

Portier pisze...

Odnośnie nie tylko tematu, ale i wpisów dwóch pierwszych komentujących. Naprawdę nie stracę wiele przez to, że lekarz powie mi lub nie powie dzień dobry czy przepraszam. To nie jest kwestia jakości pracy, tylko wychowania. Jeżeli się go nie ma, to żadnym stanowiskiem się tego nie nadrzuci. Problem tego kogoś (w tym przypadku lekarza), nie mój. Ważniejsze jest co innego. Niepunktualność przekłada się w większości przypadków na jakość pracy. Nazwijmy sprawy po imieniu. Często się nam pacjentom robi łaskę. Byle szybko, byle jak, najlepiej gdyby tylko receptę wypisać i po sprawie. Kiedy byłem młody, marzyłem o takich lekarzach, ale ich nie spotykałem. Wtedy mi się wydawało, że to źle, bo przecież ja chcę TYLKO tabletki, TYLKO skierowanie czy TYLKO chorobowe. Ale nie, te uparciuchy człowieka badały, wysyłały gdzieś, kłuły, szczypały i oglądały do znudzenia. Teraz z ciągnącą się latami chorobą przychodzę do naczyniowca raz na pół roku, a on pyta co mnie PO CO?! Żadnej inicjatywy, niewielka chęć wyjścia zza biurka, widoczne zmęczenie i bierność. "Chce pan USG? No to dobrze, już piszemy..."

Gonitwa za pieniędzmi, dodatkowe etaty i wynikające z nich zmęczenie czy brak punktualności są czymś prawie zwyczajnym w dzisiejszej rzeczywistości, ale akceptowalnym tylko do momentu, gdy obciążają wyłącznie samych zagonionych. Jeżeli swoje zmęczenie, niecierpliwość, drażliwość itp. przenosi się na klientów-pacjentów, to znaczy, że należało wybrać inną pracę!

I na koniec coś ode mnie, zwykłego "pana ochraniacza" :)

Pracuję na śmieciówce za grosze z ludźmi, którzy wykonując najczęściej GORZEJ te same co ja obowiązki w tym samym miejscu, na etacie i ze świadczeniami zarabiają dwa razy tyle co ja. Oni pracują powiedzmy po 168 godzin, ja około 200 i więcej. NIGDY nie pozwoliłem sobie na to, żeby moje zmęczenie albo złość na pracodawcę złodzieja czy kolegów, którzy moją wypłatę mają w niewiele ponad dwa tygodnie przenosić na jakość tego co robię i stosunek do petentów.

Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Tak, nieterminowość lekarzy jest normą, standardem. Wymówką (jeżeli w ogóle coś wyjaśniają) są pilne sprawy z pacjentami. Tymi pacjentami to wszyscy "wycierają sobie gęby" podczas, gdy to wcale nie jest prawdą. Pacjent przez lekarza, traktowany jest źle, z góry i bez empatii. Czasami nawet niegrzecznie. Natomiast ci sami lekarze jeżeli trafią poza granice kraju (niedawno się z takim spotkałam) są całkiem inni. Może to rzeczywiście zależy od kasy?

Dariusz Galasiński pisze...

Komentujacy Portier ma oczywiscie racje - nie ubedzie pacjentowi, gdy lekarz nie przeprosi, nie wstanie, nie przywita sie. A jednak nie tak dawno prof. Pluskiewicz pisal o kulturze osobistej jako wazneym elemencie pracy lekarza! A zatem oczekiwanie, ze lekarz przywita sie to czesc jego profesjonalizmu, innymi slowy, psi obowiazek.

Czy to mozna zmienic? Oczywiscie, ze mozna. Czy to sie zmieni - oczywiscie, ze nie. Bo to wymagaloby

a. punktualnosci od wszystkich szefow (nie pamietam, kiedy ostatni raz widzialem punktualnego lekarza)
b. traktowanie medycyny jako sluzby (sorry, nie wyglupiajmy sie)
c. wyciagnaie konsekwencji wobec nieuprzejmych lekarzy (tu trzese sie ze smiechu).


Zajmuje sie naukowo naukami spolecznymi medycyny, badania prowadze glownie w Polsce. Czytam te idealistyczne koemntarze prof. Pluskiewicza i czasem zastanawiam sie, ktory z nas mieszka w innym wszechswiecie. Bralem kiedys udzial w zajeciach ze studentami ostatniego roku. mieli zrobic wywiad medyczny. Oni nie tylo nie potrafili zadac uprzejmego pytania, nie potrafili zobaczyc czlowieka, a nie chorobe, oni nie potrafili zadac sensownego klinicznie pytania. Gdy zapytalem ich o 'czlowieka', nie wiedzieli, o co mi chodzi. gdy zapytalem o reszte, stwierdzili, ze tego ich nauczono.

Pod rozwage, Panie Profesorze. Dziekuje, ze pozwala mi Pan sie wypowiedziec.

DG

Anonimowy pisze...

Lekarze chcę leczyć jak najlepiej, co do tego nie ma wątpliwości. Oni są tylko elementem niestety odhumanizowanego systemu, który rozlicza ich za wykonane procedury. Są częściwo "ofiarami" systemu kształcenia w kraju, w którym nie sprawdza się predyspozycji osobowych, a jedynie wyniki. Aktualnie to kształcenie masowe, ważna jest głównie ilość studentów, bynajmniej nie jakość kształcenia. Niestety. Zmian na lepsze nie widać.

Anonimowy pisze...

"Kolejne podejrzenie o mobbing w Collegium Medicum UMK. Rektor powołał komisję"

http://express.bydgoski.pl/353098,Kolejne-podejrzenie-o-mobbing-w-Collegium-Medicum-UMK-Rektor-powolal-komisje.html

Dariusz Galasiński pisze...

Byc moze, powtarzam, byc moze, lekarze nie chca szkodzic. Co do leczenia, jak najlepiej, uwazalbym z takimi tezami. I bardzo prosze nie zaslaniac sie 'systemem'. Bo mi to glownie przypomina tlumaczenia: Mysmy tylko wykonywali rozkazy.

Jest we Wroclawiu pewien profesor, ktory znany jest z tego, ze wizyty u niego trwaja 2 minuty, bo tyle trwa wypisanie nowej recepty (zazwyczaj wypisywanej na 2-3 tygodnie), za ktore to 2 minuty inkasuje 200 zlotych. Profesor wypisuje coraz to nowe lekarstwa, wskauzjac, koniecznosc nowej strategii leczenia. Okazuje sie jednak, ze substancja aktywna w tym lekarstwach jest ta sama. Takich profesorow, lekarzy jest znacznie wiecej niz ten jeden profesor...

Chcialbym dodac rowniez, ze 'nieludzki system' nie wymusza nieuprzejmosci czy tez zwyklego chamstwa.

Zastanawiam sie tez, kiedy wreszcie przeczytam na tym blogu, moze w komentarzach na przyklad cos takiego: "Tak, nasze srodowisko wymaga naprawy, spojrzenia na siebie i uderzenia sie w piersi."

Predzej pieklo zamarznie, nie?

Anonimowy pisze...

Do komentarza powyżej: proszę nie uogólniać, większość lekarzy to naprawdę dobrzy i kompetentni i wysoce etyczni specjaliści. Odpowiadając: tak, to system ich 'niszczy' przez całe życie zawodowe. Musza walczyć z biurokracją, administracją, zmiennymi przepisami, doskonalić się przez całe życie, robić kolejne specjalizacje, kształcić nowe kadry i jeszcze (sic!) dawać światu wyniki badań naukowych ! (pracujący na uczelniach).

Dariusz Galasiński pisze...

Mniej wiecej uogolniam tak, jak uogolniaja piszacy na tym blogu. I jesli dopuszczalne jest uogolnianie w jedna strone, dopuszczalne jest w druga.

Na jakiej podstwie komntujacy o 00:27 twierdzi, ze "większość lekarzy to naprawdę dobrzy i kompetentni i wysoce etyczni specjaliści"? Koniecznie, rzecz jasna, z tym 'naprawde', jakby byly watpliwosci. Jesli to badania, prosze o link. A jesli nie badania, to to stwierdzenie ma dokladnie taka sama moc i prawdziwosc jak i moje. Roznica jest taka, ze komentujacy jest prawdopodobnie lekarzem, a ja pacjentem. I widzimy swiat inaczej.