poniedziałek, 30 marca 2009

O grantach raz jeszcze

Czy granty naukowe to tylko szansa na prowadzenie badań? Pytanie zdawałoby się retoryczne, ale odpowiedź na nie jest taka prosta. Oczywiście, aplikujemy o granty by uzyskać finansowanie naszych badań własnych, by dokończyć (lub rozpocząć) habilitację, a później w celu promowania prac naszych doktorantów.

Ale granty to są przecież pieniądze i warto przyjrzeć się jak są one wydatkowane.

W naszej uczelni około 30% sumy przeznacza się na tzw. koszty ogólnouczelniane. Reszta idzie na realizację samego projektu, w tym mieszczą się także wynagrodzenia dla badaczy. To jest zasadnicza różnica względem badań własnych i statutowych realizowanych ze środków własnych uczelni, które nie przewidują wypłacania honorarium dla członków zespołów badawczych. Oznacza to, że każdy grant to zysk dla uczelni i korzyść dla pracownika.

Popatrzmy na dane zamieszczone przed tygodniem; zakładając średnią wysokość grantu na 150.000 zł na konto uczelni wpływa około 50.000 zł! Inaczej mówiąc, w ostatnich dwóch latach uczelnia łódzka dzięki swym sukcesom uzyskała kwotę rzędu 5,5 miliona złotych, a my 1,5 miliona.

Suma nie do pogardzenia, a w sytuacji finansowej naszej uczelni naprawdę spora.

  • A ile stracili (=nie zarobili) pracownicy naszej uczelni?

  • Czy stać nas na dalsze utrzymywanie takiej sytuacji?

  • Dlaczego nie piszemy projektów?

  • Co trzeba uczynić by zmienić tę fatalną sytuację?

Czekam na Państwa głosy.

środa, 25 marca 2009

Z życia Senatu SUM

Dziś odbyło się posiedzenie Senatu naszej uczelni. Było wyjątkowo krótkie i trwało niecałe dwie godziny. Niemniej warto skomentować sprawę dotyczącą oceny zajęć dydaktycznych w naszej uczelni. O dydaktyce pisałem wielokrotnie bo uważam, że jej poziom rzutuje znacząco na postrzeganie i ranking każdej uczelni. Zawsze sądziłem, że tylko stała ocena (nie jeden raz w semestrze) prowadzących zajęcia zmobilizuje nas do utrzymania odpowiedniego poziomu. Dlatego postulowałem prowadzenie ankietowania (patrz mój program wyborczy zamieszczony na końcu bloga) przez studentów. Poparłem w czasie jednego z ostatnich posiedzeń Senatu wniosek o zmianę sposobu wypełniania ankiet z „papierowego” (jak było dotąd) na internetowy postulując zarazem byśmy byli oceniani na bieżąco np. po tygodniu zajęć z tym samym dydaktykiem.

W czasie zajęć ze studentami V roku Wydziału Lekarskiego prowadzonych w semestrze letnim parokrotnie pytałem studentów ilu z nich odebrało kod dostępu do systemu co daje możliwość wypełnienia ankiet. Tylko nieliczni studenci potwierdzili odbiór kodu, co skłoniło mnie do zapytania się w czasie posiedzenia Senatu jaki stanowią oni odsetek wszystkich studentów. W odpowiedzi usłyszałem, że zaledwie 10% studentów może wypełniać ankiety. Oznacza to, że, przynajmniej w tym semestrze, ocena nie da żadnych przydatnych wyników. Sam mam do czynienia w ciągu roku akademickiego z około 250 studentami wobec czego jaką wartość może mieć ocena 25 spośród nich?

Ten semestr mamy stracony, mam nadzieję, że w następnym roku akademickim ankietowanie wreszcie z pozorowanych działań przebierze wymiar realny. Nie idzie bowiem o wykorzystanie ankiet li tylko dla oceny pracownika dydaktycznego, ale o poziom dydaktyki w ogóle. A dydaktykę poprawimy tylko dając naszym studentom rzeczywisty głos; zacznijmy ich traktować ich jako równorzędnych partnerów.

poniedziałek, 23 marca 2009

Konkursy o granty ministerialne – ranking polskich uczelni medycznych z ostatnich dwóch lat

Uczelnia Liczba wniosków złożonych / liczba wniosków finansowanych
  Konkurs nr 36 Konkurs nr 35 Konkurs nr 34 Konkurs nr 33
Collegium Medicum UJ 67/21 48/10 61/19 54/14
PAM w Szczecinie 20/9 15/6 18/3 30/8
ŚlUM w Katowicach 25/9 20/4 36/8 30/9
UM w Łodzi 70/23 71/21 107/32 74/36
UM w Poznaniu 57/16 32/16 53/21 66/26
AM we Wrocławiu 31/11 23/6 39/18 27/8
UM w Białymstoku 9/7 7/4 10/5 6/4
Collegium Medicum w Bydgoszczy 15/4 11/2 9/4 11/4
AM w Gdańsku 33/13 26/11 47/18 31/12
Warszawski UM 54/17 41/9 35/13 53/18
UM w Lublinie 30/7 25/10 35/10 34/16

Łączne wyniki konkursów 33-36.
Lokata uczelni w rankingu końcowymLiczba wniosków/ lokataLiczba wniosków finansowanych/ lokataOdsetek skuteczności/ lokataRanking końcowy
Collegium Medicum UJ4228/264/328/1015
PAM w Szczecinie983/926/931/725
ŚlUM Katowice10111/830/827/1127
UM w Łodzi1322/1112/135/57
UM w Poznaniu2208/379/238/38
AM we Wrocławiu6120/743/6-736/417,5,6
UM w Białymstoku832/1120/1062,5/122
Collegium Medicum w Bydgoszczy1146/1014/1130/930
AM w Gdańsku3137/554/539/212
Warszawski UM5183/457/431/816
UM w Lublinie7124/643/6-735/618

Nauka to najważniejszy, obok dydaktyki, obszar działalności uczelni. Niemniej jednak to nauka w większym stopniu kształtuje wizerunek uczelni. Dydaktyka to mozolna, codzienna praca, której efektów nie sposób łatwo dostrzec. Co innego nauka, o największych sukcesach piszą gazety, a ich autorzy są otoczeni splendorem i honorami w kraju, a nawet za granicą. Ale nauka to nie tylko osiągnięcia luminarzy, to także trudna praca „u podstaw”. Jakie są warunki uzyskania sukcesu naukowego? Co decyduje, że jedne uczelnie mają na swym koncie liczne osiągnięcia, a inne nie?
Jestem przekonany, że decydują o tym ludzie; przede wszystkim sami badacze, ale także zarządzający daną uczelnią. W jednej panuje otwartość i dobra atmosfera, w innych prym wiedzie biurokracja. W jednym uniwersytecie nagradza się najlepszych, w innych nie zauważa się w dostatecznym stopniu liderów. Nie posiadam pełnej wiedzy, jak w praktyce realizowana jest praca naukowa w polskich uczelniach wobec czego należy skupić się na pośrednich informacjach. Sądzę, że takim pomocniczym, ale ważnym narzędziem jest analiza danych dotyczących konkursów o granty ministerialne. Jak powszechnie wiadomo, co roku dwukrotnie można składać wnioski o granty badawcze, własne, habilitacyjne lub promotorskie. Sporządzenie takiego wniosku wymaga sporego nakładu pracy, a przede wszystkim trzeba mieć dobry pomysł, co nie oznacza automatycznie uzyskania finansowania. Granty ministerialne w znacznym stopniu decydują o wynikach naukowych uczelni, a ich liczba jest pochodną dwóch czynników: liczby składanych wniosków oraz ich jakości.
Przedstawiam wyniki konkursów 33-36 dla polskich uczelni medycznych. Zbiorcze dane prezentuje tabela poniżej.
W ostatnich czterech konkursach uczelnie medyczne składały średnio 412 wniosków rocznie, a 33% uzyskiwało finansowanie. To dane średnie, popatrzmy na szczegóły.
W tym celu prezentuję dla każdej uczelni medycznej liczbę składnych wniosków, liczbę wniosków finansowanych oraz odsetek skuteczności. Spójrzmy na poszczególne dane.

  • Liczba wniosków; poraża swą aktywnością Łódź z 322 wnioskami! Najmniej wniosków składali nasi koledzy z Bydgoszczy i Białegostoku. My - ósma lokata z trzykrotnie mniejszą liczbą wniosków niż Łódź.

  • Liczba wniosków finansowanych; Łódź nadal bezkonkurencyjna, dalej Poznań i Kraków, my pozostajemy na tym samym miejscu, przed Szczecinem, Bydgoszczą i Białymstokiem.

  • Odsetek skuteczności; zmiana lidera, imponującą skuteczność uzyskuje Białystok (62,5%), przed Gdańskiem i Poznaniem, my niestety zamykamy stawkę z 27% skutecznością.


Podsumowanie

W każdej w/w kategorii oceny uczelnie uzyskały lokatę wśród innych wyższych szkół medycznych. Podsumowanie lokat z każdej kategorii daje w miarę obiektywny ranking. Na pierwszym miejscu w pełni zasłużenie są nasi koledzy z Łodzi, dalsze miejsca przypadły uczelniom z Poznania i Gdańska, stawkę zamyka Bydgoszcz. My plasujemy się na przedostatnim 10-tym miejscu. Zestawienie jest dla nas tym bardziej niekorzystne, że nie mogłem z braku odpowiednich danych wziąć pod uwagę liczby pracowników. SUM należy do największych polskich uczelni medycznych zatem rzeczywisty obraz jest bardziej pesymistyczny niż by wynikało z pozycji w rankingu.
Otwarta, rzeczowa dyskusja w uczelni jest koniecznością chwili. Tylko podjęcie rzeczywistych działań może stopniowo poprawić naszą pozycję.

Z życia Senatu SUM…

Na jednym z jesiennych posiedzeń Senatu SUM zwróciłem się do władz uczelni z prośbą o kontynuowanie działań poprzedniego Prorektora ds. Nauki, Profesora Jana Zejdy i zamieszczenie na stronie internetowej uczelni informacji dotyczących aktywności pracowników naukowych SUM w konkursach o granty ministerialne z ostatnich lat. Takie dane dla konkursów z lat 2000-2006 są nadal dostępne na stronie www.sum.edu.pl.
Dzięki tej inicjatywie mogliśmy na bieżąco śledzić naszą aktywność naukową wyrażoną liczbą składanych wniosków oraz liczbą wniosków akceptowanych do finansowania.
Wobec nieudostępnienia tych danych swą prośbę powtórzyłem na styczniowym posiedzeniu Senatu uzyskując odpowiedź, że na następnym, lutowym spotkaniu tego gremium członkom Senatu zostanie przedstawione stanowisko Kolegium Rektorsko-Dziekańskiego w tej sprawie.
Niestety, takie stanowisko nie zostało zaprezentowane.
Zapraszam do zapoznania się z tekstem na blogu, który zamieszczę dziś o godzinie 20.

piątek, 20 marca 2009

Korespondencja z Aten

Od środy uczestniczę w ECCEO (European Congress on Clinical and Economic Aspects of Osteoporosis and Osteoarthritis). To dziewiąta konferancja z tego cyklu, zgromadziła rekordową liczbę 4 tysięcy osób. To pokazuje wagę poruszanych tu problemów medycznych. Wśród uczestników jest także spora grupa z Polski, jednak wnikliwa analiza programu jak rownież obserwacja samego przebiegu kongresu pokazuje, że nasza rola jest mała. Nikt nie prezentuje pracy na sesjach plenarnych, nie mowiąc o wykładach wprowadzających. Tylko czasem ktoś z nas zabiera głos w dyskusji. Mamy co prawda około 10 prezentacji w postaci plakatów, ale to chyba za mało. Obraz nie różni się od innych konferencji międzynarodowych, w których brałem udział.
Dlaczego polscy naukowcy mają taki znikomy udział w rozwoju światowej myśli naukowej, czy to jest tylko kwestia braku finansowania badań, czy też trzeba głębiej szukaą przyczyn podziału na Europy "dwóch prędkości"? Wydaje mi się, że jest wiele przyczyn strukturalnej słabości polskiej nauki i nie doczekamy się radykalnych zmian bez głębokiej, rzetelnej analizy. Otwarta dyskusja polskich środowisk naukowych wiodąca do postawienia diagnozy musi byc podstawa do podjęcia działań. Tylko dlaczego 20 lat od zakończenia niechlubnego okresu historii Polski zwanego PRL-em nadal nie prowadzimy takiej dyskusji? A może wcale polskie środowisko akademickie nie oczekuje zmian? Jak było możliwe by tak ważny obszar dla rozwoju kraju jak nauka został tak bardzo zaniedbany? A może nadal mentalnie (nawet o tym nie wiedząc) pozostajemy w minionej epoce "realnego socjalizmu"?

czwartek, 19 marca 2009

Towarzystwo Internistów Polskich

Miałem ostatnio okazję uczestniczyć w posiedzeniu naukowym Towarzystwa Internistów Polskich, na którym prezentowali się pracownicy kliniki Profesora Jana Duławy. Mnie szczególnie zainteresowała tematyka geriatryczna poruszana przez znakomitego eksperta w tej dziedzinie dr med. Jana Szewieczka. Jego wykład pokazał jak bardzo daleko nam w praktycznym postępowaniu lekarskim do standardów w tej dziedzinie.

Jeszcze przed spotkaniem zdziwiło mnie jego miejsce (mała sala w Domu Lekarza w Katowicach). Pamiętam, jak przed laty podobne posiedzenia naukowe odbywały się na sali wykładowej przy ul. Reymonta albo Domu Lekarza. Gdy wszedłem na salę sprawa była jasna, po prostu liczba uczestników była taka mała. Jak to możliwe by ciekawe tematy naukowe nie mogły zgromadzić większej liczby uczestników? Czy nikt się nie specjalizuje? Czy młodych adeptów interny nie interesuje co mają do przekazania ich starsi koledzy? A może nic nie wiedzieli o tej okazji rozwoju naukowego?

Dawniej, gdy sam byłem młodym lekarzem na spotkania naukowe TIP-u do Katowic zjeżdżało dobrze ponad 100 lekarzy, to były naprawdę świetne godziny. Pamiętam, jak jesienią 1995 miałem możliwość przedstawienia wykładu na temat osteoporozy, a na sala wykładowa Domu Lekarza była prawie pełna. To przyjemność dla wykładowcy mieć tylu słuchaczy! Wtedy jeszcze odbyła się długa i ciekawa dyskusja, a głównym dyskutantem był konsultant wojewódzkim ds. interny był Profesor Jan Duława.

A dziś… parę nieśmiałych pytań, na sali 30 osób, smutno jakoś…

środa, 18 marca 2009

Komentarz do komentarza

Mój tekst dotyczy komentarza Studenta V roku z dnia 6.III 2009 godz.10,43 umieszczonego pod tekstem zatytułowanym: Wszystko gra, tylko brakuje ludzi z dnia 6.III 2009.

Jestem stałą czytelniczka bloga prof. dr hab. Wojciecha Pluskiewicza czytając zarówno poruszone w nim kwestie jak i do nich komentarze. Ostatnio pod tematem: Wszystko gra, tylko brakuje ludzi pojawił się komentarz Studenta V roku Wydziału Lekarskiego w Zabrzu, w którym Autor porusza między innymi temat zajęć z Medycyny Nuklearnej odsyłając zainteresowanych czytelników do Forum Studentów Wydziału Lekarskiego w Zabrzu. Tematyka ta specjalnie mnie zainteresowała ponieważ na Wydziale Farmaceutycznym prowadzę zajęcia z pokrewnych przedmiotów tj. Diagnostyki Izotopowej i Radiofarmaceutyków. Aby dokładniej zapoznać się z poruszoną sprawą, tak jak sugerował Autor, zalogowałam się na Forum Studenckim i odczytałam do dnia 13 marca wszystkie wpisy dotyczące zajęć z Medycyny Nuklearnej. Byłam nimi zaskoczona. Zajęcia z Diagnostyki Izotopowej i Radiofarmaceutyków obejmują: wykłady, zajęcia seminaryjne i zajęcia laboratoryjne. Pierwsze zajęcia laboratoryjne przeznaczone są na zapoznanie Studentów z przepisami i regulaminem pracy jaki obowiązuje ma terenie pracowni izotopowej (w przypadku Studentów Medycyny byłby to Zakład Medycyny Nuklearnej). Pod koniec zajęć każdy Student w swojej karcie ćwiczeń wpisuje informację, że zapoznał się z obowiązującym regulaminem pracy na terenie pracowni izotopowej i pod tą informacją wraz z datą składa swój podpis. Taka procedura wynika z przepisów Prawa Atomowego. Może nauczyciel akademicki prowadzący ten przedmiot na Wydziale Zabrzańskim niefortunnie połączył dwie sprawy tj regulaminu i egzaminu? Dokładne rozpoznanie zarzutów powinno być przeprowadzona przez Dziekana, który z urzędu odpowiada za proces dydaktyczny Studentów swojego wydziału. Tylko czy Dziekan oficjalnie o sprawie został poinformowany czy Studenci wylewają swoje żale na Forum i na tym sprawa się kończy?

Prof. dr hab. Aleksandra Kochańska-Dziurowicz

wtorek, 17 marca 2009

Uwaga, ważny komentarz!

„Kolejny punkt - o którym autor bloga mówił niejednokrotnie – ocena nauczycieli akademickich. Jednokrotna ankieta internetowa to zdecydowanie zbyt mało. Każda grupa dziekańska powinna mieć możliwość wypowiedzenia się na temat prowadzących zajęcia po danym bloku tygodniowym! Nie powiem, magiczną przemianę w trakcie trwania ankiety widać było gołym okiem - wszyscy, nawet najmniej przyjemni na co dzień asystenci stali się nagle "do rany przyłóż". Wszyscy w niezbadanym mechanizmie zaczęli interesować się zajęciami, były one rzeczowe, treściwe, faktycznie mogące zainteresować studenta, czas na nich szybko upływał, a nie dłużył się jak zazwyczaj. Przyszedł koniec lutego i niestety - czar prysł. Ta sama klinika, która potrafiła urzec miesiąc temu i wręcz zmusić do mocnego zastanowienia się "czy nie chcę tego w życiu robić", znów kładzie kłody pod nogi, zbywa kolejnymi przerwami w zajęciach, odsyła na setną kawę, prelekcję prowadzi nieprzygotowany rezydent, czytający slajdy wyświetlane na białym ekranie…”

Ten komentarz czytelnika bloga w pełni pokazuje bezsens wprowadzanej, pozorowanej akcji oceny zajęć dydaktycznych nauczycieli w naszej uczelni. Jest tak, jak podnosiłem podczas dyskusji w Senacie, należy oceniać nie okazjonalnie, tylko stały system ankietowania daje możliwość poprawy w zakresie dydaktyki. Kilkakrotnie podczas zajęć w moim zakładzie pytałem studentów o ankietowanie; prawie nikt nie odebrał kodu dostępu (czyli tylko garstka studentów nas ocenia = ocena ta nie może być reprezentatywna), a w dodatku kod jest jednorazowy, czyli można podjąć się oceny tylko jednorazowo na koniec semestru.

Fikcja w pełnej krasie!

Ostatnio miałem okazję rozmawiać z osobą, której bliski krewny był pracownikiem naukowo-dydaktycznym w renomowanym uniwersytecie amerykańskim. Był to człowiek bliski wieku emerytalnego, który z powodu choroby żony nieco zaniedbał sprawy dydaktyki. Mimo, że był on bardzo zasłużonym, szanowanym pracownikiem zmniejszyło się zainteresowanie studentów jego zajęciami. Nie umknęło to uwadze władz uczelni i zwrócono mu uwagę na ten fakt.

Gdyby ankiety wypełniono okazjonalnie czy ktokolwiek by zauważył okresowe obniżenie lotów dydaktyki? Zauważmy, że sprawa dotyczyła profesora, a nie szeregowego asystenta. Czy możemy sobie wyobrazić, że w naszym uniwersytecie ktoś zwraca uwagę profesorowi w podobnej sytuacji? My, profesorowie powinniśmy być pod szczególną obserwacją, bo na nas ciąży największa odpowiedzialność za uczelnię, w tym także jej poziom dydaktyki.

poniedziałek, 16 marca 2009

O tempora, o mores...

Przed tygodniem zmarł Nasz były Rektor Profesor Zbigniew Religa. Ten niezwykły Człowiek zapisał ważną kartę polskiej medycyny, kardiochirurgii, ale także naszej uczelni.

Żegnały Go tysiące ludzi, na zawsze pozostanie w naszej pamięci.

My, pracownicy Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w szczególności będziemy pamiętać Profesora, jako osobę która rozsławiła naszą uczelnię.

Można było oczekiwać, że na stronie internetowej uczelni znajdzie się wspomnienie o naszym byłym Rektorze. Niestety, nic takiego tam nie znajdziemy (podobno krótka informacja była zamieszczona bezpośrednio po śmierci Profesora, sam jej nie widziałem)…

piątek, 13 marca 2009

Czy czeka nas rewolucja?

http://www.rp.pl/artykul/182403,275164_Beda_konkursy_na_rektorow.html

czwartek, 12 marca 2009

Przed czterema dniami zmarł nasz były Rektor Profesor Zbigniew Religa. Był to niezwykły człowiek, który zapisał ważną kartę polskiej medycyny, kardiochirurgii, ale także Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. Był to człowiek wielkiego formatu, a swą energię życiową kierował na różne obszary. Był także czynnym politykiem, kandydatem na urząd Prezydenta RP, Ministrem, a ostatnio posłem. Będzie nam brakowało Jego obecności, komentarzy, spojrzenia na otaczający świat.

środa, 11 marca 2009

Na blogu wielokrotnie sprawy dydaktyki były przedmiotem mej uwagi. Poziom zajęć dydaktycznych, obok jakości badań naukowych, to podstawowe kryterium oceny pozycji każdej wyższej uczelni. Każdy z nas kiedyś był studentem, ale po latach pamiętamy tylko niektóre osoby lub zajęcia z czasu studiów. Co utrwala się najbardziej? To co było najlepsze lub też najgorsze. Spuśćmy zasłonę milczenia na tę niechlubną część i zajmijmy się tylko dobrymi wspomnieniami.

Chciałbym podzielić się z Czytelnikami bloga moimi spostrzeżeniami. Studiowałem z latach 1976-1982 na Wydziale Lekarskim w Zabrzu (wtedy Śląskiej Akademii Medycznej). Miałem szczęście spotkać na swej drodze takie znamienite postacie naszej uczelni, jak Panów Profesorów: S. Szyszko (mój egzaminator z chirurgii), J. Zieliński, T. Ginko, Z. Herman, F. Kokot i wielu innych. Ale najbardziej w mą pamięć wpisały się zajęcia w Katedrze i Klinice Pulmonologii kierowanej wówczas przez Pana Profesora J. Pudelskiego oraz wykłady z farmakologii klinicznej.

W czasie zajęć dydaktycznych na piątym roku zapamiętałem znakomite seminaria prowadzone przez dr Jerzego Kozielskiego (dziś Profesora dr hab. n. med. oraz kierownika Katedry i Kliniki Ftyzjopneumonologii SUM). Swoboda, wiedza, świetny kontakt ze studentami i umiejętność atrakcyjnego pokazania trudnych problemów to były autentyczne atuty. Do tego żadnego zaglądania do notatek; z wykładowcy emanował entuzjazm wsparty prawdziwą wiedzą.

Po koniec studiów, także na piątym roku mieliśmy wykłady z farmakologii klinicznej. Student, który zda farmakologię to już prawie „doktor”. Wszyscy wiemy, jak trudno przeskoczyć tę „kobyłę”. Nie pamiętam, czy wykłady były obowiązkowe, ale zawsze sala wykładowa w Szpitalu Klinicznym nr 1 w Zabrzu była pełna. Wykłady prowadził Profesor Ryszard Brus. Ich tematy były bardzo praktyczne, nie było ani słowa np. o cytokinach czy i innych szczegółach. Oczywiście nie było wtedy żadnych slajdów, a o prezentacjach multimedialnych nikt nawet nie marzył. Dlaczego te wykłady tak zapamiętałem? Profesor zawsze przedstawiał konkretny problem medyczny przez pryzmat farmakologii i w tym celu zapraszał na wykłady „pacjenta”, w którego rolę wcielał się dr Zygfryd Wawrzynek. To były znakomite przedstawienia; Pan Profesor najpierw wprowadzał nas w krąg zagadnień, a potem rozmawiał z „pacjentem”. Każdy, kto spotkał dr Wawrzynka (czy można nie znać Przewodniczącego Stowarzyszenia Absolwentów Śl.A.M.?!) może sobie wyobrazić, jaki to był show! Medycyna wydawała się tak piękna, czytelna, logiczna!

Pamiętam też surową Panią Adiunkt dr Ewę Mottę (dziś dr hab. n. med. kierownika Katedry i Kliniki Neurologii SUM w Katowicach-Ochojcu), którą nie było łatwo zadowolić; wymagającego dr Marcina Piętę z Katedry i Zakładu Radiologii w Zabrzu, który cierpliwie pokazywał na zdjęciach trudne do zauważenia detale; wyrozumiałą egzaminatorkę z neurologii Panią Profesor B. Grudzińską; czy pozornie groźną Panią Profesor T. Sawaryn z chorób zakaźnych.

A Państwo kogo zapamiętali?

Proszę nie czekać, podzielmy się naszą pamięcią z innymi.

wtorek, 10 marca 2009

Jeszcze o LEP-ie.

Wczoraj zamieściłem wyniki ostatniego egzaminu lekarskiego. Jeden z czytelników bloga zapytał o wyniki absolwentów obu wydziałów lekarskich. Na stronie www.cem.edu.pl nie znajdziemy takich wyników, ale takie dane można uzyskać. Zbiorcze wyniki dają tylko ogólne wyobrażenie o poziomie dydaktyki, a jak zwykle „diabeł” tkwi w szczegółach. Wyobrażam sobie, że prawdziwa dyskusja powinna być oparta na danych dotyczących wyników poszczególnych przedmiotów w różnych wydziałach. Przecież może być tak, że na jednym wydziale lepiej wypada interna, a na drugim pediatra.

Problem polega na tym, że ja, jako niezależny obserwator i komentator nie mam dostępu do tych danych.

Liczymy, że władze naszego Uniwersytetu udostępnią nam pełne wyniki LEP-u.

Wtedy będziemy mogli przeprowadzić otwartą dyskusję, z pełnoprawnym udziałem najbardziej zainteresowanych, czyli studentów.

Ta dyskusja pokaże nasze silne i słabe punkty, a konsekwencją realizacji idei demokracji i otwartości akademickiej będzie postęp dotyczący dydaktyki w Śląskim Uniwersytecie Medycznym.

poniedziałek, 9 marca 2009

W dzisiejszym wydaniu wrocławskiej Gazety Wyborczej ukazał się wywiad ze mną dotyczący wydarzeń w miejscowej Akademii Medycznej (link zamieszczam poniżej).

Informuję, że tytuł wywiadu pochodzi od redakcji Gazety Wyborczej i nie był wcześniej ze mną uzgodniony.

Cieszy fakt, iż tak poczytny i opiniotwórczy dziennik śledzi treści zamieszczane na blogu. Sądzę, że kwestie dotyczące życia uniwersytetów są ważne nie tylko dla nas, pracowników naukowych lub studentów.

Moim zamierzeniem (a pisałem o sprawie zarzutów stawianych Rektorowi Ryszardowi Andrzejakowi parokrotnie) nie jest dyktowanie komukolwiek sposobu postępowania.

Jako pracownik naukowy mam jednak prawo do komentowania rzeczywistości oraz do wyrażania własnych poglądów. Życie zawsze niesie mnóstwo problemów, nie inaczej jest w polskich uczelniach i musimy, jako całe polskie środowisko akademickie umieć znajdywać właściwe rozwiązania.

A efekty naszej wspólnej pracy zawsze znajdą ocenę zewnętrzną, tą z perspektywy europejskiej, a może nawet światowej. Czy na pewno zadowala nas aktualny stan polskich uniwersytetów, akademii i politechnik? Tak naprawdę gra idzie nie o sprawy personalne, ale o nasz pełnoprawny, wiarygodny udział w obiegu światowej myśli naukowej.



http://miasta.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,6357901,Slaski_naukowiec_krytykuje_rektora_Andrzejaka.html

Wyniki Lekarskiego Egzaminu Państwowego luty 2009

W uczelniach medycznych znakomitym testem poziomu nauczania jest LEP, czyli Lekarski Egzamin Medyczny.

Na końcu tekstu znajdą Państwo wyniki ostatniego egzaminu z lutego 2009.

Wyniki ostatniego egzaminu istotnie różnią się od poprzedniego o czym pisałem 27.10.2008. Wtedy mieliśmy liderów czyli uczelnie medyczne z Wrocławia, Szczecina i Gdańska, a stawkę zamykali absolwenci z Lublina, Białegostoku i Łodzi. Nasi absolwenci (lekarze) znaleźli się na ósmym miejscu.

Tym razem nasza pozycja poprawiła się o 3 lokaty, liderem jest Gdańsk, przed Warszawą i Szczecinem. Duży regres zanotował Wrocław, który z pozycji lidera spadł na 7 miejscu. Także absolwenci z Poznania znacznie obniżyli loty (teraz 9 miejsce wobec 4 poprzednio). Średnia wyniku młodych lekarzy z Gdańska wyniosła 143 punkty, naszych absolwentów 139 wobec 131 absolwentów uczelni białostockiej. Jesteśmy znacznie bliżej czołówki niż ogona.

Gratulujemy naszym młodszym kolegom!

Przejdźmy do stomatologii. Pierwsze miejsce utrzymał Wrocław, potem jest Poznań, Warszawa , Szczecin i Gdańsk. Nasi absolwenci opuścili ostatnie miejsce i zanotowali szósty wynik. Niemniej daleko nam do liderów (151 punktów), z 141 punktami bliżej nam do ostatniego miejsca (136). Ważne jednak, że jest lepiej niż jesienią 2008 roku.

Należy pamiętać, że zawsze wyniki są oceną konkretnej grupy ludzi, ich zaangażowania, chęci i zdolności. Co nie oznacza, że nie trzeba analizować statystyk by szukać dróg postępu. Na końcu tekstu podaję tabele osobno dla lekarzy i dentystów. Suma miejsc z obu tych egzaminów daje niezłe wyobrażenie o jakości dydaktyki w polskich szkołach medycznych.

Liderem jest uczelnia stołeczna, przed Gdańskiem i Szczecinem. My wraz z uczelniami z Poznania i Lublina tworzymy grupę średniaków. Zastanawia kryzys Collegium Medicum UJ (8 miejsce), a niezmiennie stawkę zamykają absolwenci z Łodzi i Białegostoku.


Lekarze

Punkty/miejsce

Dentyści

Punkty/miejsce

Suma miejsc/lokata

Wśród uczelni

Gdańsk 143,3/1 141,2/56/2
Warszawa141,3/2 145,3/3 5/1
Szczecin 141,2/3 143,4/4 7/3
Lublin 139,6/4 138,8/7 11/5-7
Katowice 139,0/5141,1/6 11/5-7
Kraków138,8/6 136,8/8 14/8
Wrocław 138,7/7 151,3/1 8/4
Łódź 138,6/8 139,8/10 18/9
Poznań 138,5/9146,3/211/5-7
Bydgoszcz138,5/10 -
Białystok130,8/11 136,8/1020/10

piątek, 6 marca 2009

Wszystko gra, tylko brakuje ludzi…

Największą wartością każdej instytucji są ludzie. Budowanie zespołów ludzkich to długi i trudny proces. Bez zaangażowania pracowników, ich zdolności i kompetencji nie ma mowy o sukcesie organizacji. W przypadku uniwersytetów rola „czynnika ludzkiego” jest jeszcze większa. Uczelnie to miejsce kształtowane przez indywidualności, każdy z nas pamięta swych wspaniałych nauczycieli wskazujących nam drogę zawodową, którą potem kroczymy całe życie. A nauka, tu dopiero trzeba liderów!

Dlatego zdumiała mnie wypowiedź Minister Zdrowia Ewy Kopacz, która w programie I TV podczas głównego wydania Wiadomości 1 marca dała taki oto obraz rzeczywistości opieki zdrowotnej „… mamy świetne szpitale, znakomity sprzęt, wszelkie warunki do realizacji zadań stojących przez systemem tylko kadry nam brakuje… ”. Sprawa wygląda na prostą do rozwiązania - po prostu od jutra w pewnych placówkach medycznych zatrudnimy kogo trzeba; tak wielu chętnych stoi u drzwi po zatrudnienie? Dziwi taka wypowiedź w osobie Ministra Zdrowia i również lekarza, która to osoba powinna być świadoma, ile lat trzeba by wykształcić kadrę i zatrzymać ją w miejscach pracy czy też w kraju.

Co nam z maszyn, budynków etc. jak nie będzie komu ich obsługiwać?

Wróćmy po krótkiej wycieczce w świat polityki na podwórko Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. Tu także słychać zadowolenie, sukcesy mamy ogromne, ale dlaczego człowiek przestał się liczyć? Gdzie młode kadry, gdzie asystenci; prawie regułą jest, że najmłodszy w katedrze pracownik naukowo-dydaktyczny ma około 35-40 lat. Jeszcze jakoś łatamy „dziury”, ale załamanie jest blisko. Co najgorsze, błędów polityki kadrowej nie da się tak szybko naprawić; ci, którzy powinny być z nami pracują na sukces innych uczelni lub szpitali, a nawet krajów. Luki pokoleniowej nigdy nie zasypiemy, a negatywne efekty będziemy odczuwać długie lata.

czwartek, 5 marca 2009

A to Polska właśnie, czy o takiej marzyliśmy?

http://bozena.salon24.pl/389326.html

środa, 4 marca 2009

Spraw poznańsko-wrocławskich ciąg dalszy

http://miasta.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,6336962,Dwie_recenzje_profesora_Drewsa_ocenione.html

wtorek, 3 marca 2009

Z posiedzenia Prezydium KRASP-u

Na posiedzeniu Prezydium Konferencji Rektorów Akademickch Szkół Polskich, które odbyło się w ostatni weekend sprawa zarzutów o plagiat wobec Rektora AM Wrocław nie była przedmiotem uwagi.

poniedziałek, 2 marca 2009

W odpowiedzi na dzisiejszy komentarz

Dziękuję za ten komentarz, poruszono w nim wiele kwestii. Na pewno wspólnym mianownikiem komentującego i autora bloga jest brak akceptacji dla uczelni w jej aktualnym kształcie. Ale jak ją zmienić, skoro dziś nie mamy tak naprawdę wpływu na bieżące wydarzenia w naszym uniwersytecie. Możemy oczywiście zgłaszać swe uwagi na posiedzeniach organów kolegialnych uczelni, pisać pisma, ale czy to zmienia bieg rzeczy? Niestety nie. Ostatnio ktoś oczekujący, jak Pani lub Pan bardziej radykalnych działań, zarzucił mi pasywność, brak wiary w urzeczywistnienie rychłych zmian w SUM. No cóż, bądźmy realistami, czeka nas długa droga, trzeba rozłożyć siły by jakoś przetrwać.

Czy jest czas na budowę „gabinetu cieni”? Tak, jest taki czas i mój blog, jako forma wymiany myśli, forum dyskusyjne i informacyjne jest formą budowania podwalin na lepszą przyszłość. Praca u podstaw, długa i trudna. Dziś jest czas zasiewu, plon zbierzemy później!

Jestem otwarty na wszelkie propozycje, można do mnie kierować uwagi także drogą poczty elektronicznej. Ale nam trzeba czegoś więcej, proszę zauważyć, że prawie nie mam komentarzy podpisanych imieniem i nazwiskiem. Dlaczego tak się dzieje? Jak prowadzić proponowane działania skoro prawie wszyscy komentujący są anonimowi? I proszę mi wierzyć, nie mam do nikogo żalu i pretensji, że nie chce się ujawniać. Mamy dość przykładów w ostatniego czasu, że lepiej siedzieć cicho. Trudno jest pojąć jak tak duże środowisko, intelektualna elita społeczeństwa, mogło dać się zepchnąć do takiej defensywy.

Dlatego skłonny jestem dalej kontynuować działalność w dotychczasowej formie, pisać, komentować świat wokół i wierzę, że to nie jest czas stracony, ale na efekty musimy poczekać.

Z życia Senatu Śląskiego Uniwersytetu Medycznego

Senat jest najważniejszym organem kolegialnym każdej uczelni. Jestem członkiem Senatu mojej uczelni od 2005 roku. Na pierwsze posiedzenie Senatu jesienią 2005 roku jechałem z ciekawością i oczekiwaniem na autentyczne dyskusje. I nie zawiodłem się. Podczas posiedzenia zwróciłem się do Pani Rektor Prof. Ewy Małeckiej-Tendery z zapytaniem o bilans zamknięcia sporządzony przez poprzedniego Rektora Prof. Tadeusza Wilczoka zamieszczony na stronie internetowej uczelni. Ten dokument został natychmiast usunięty przez nowe władze. Warto przypomnieć słowa Rektora Wilczoka po wyborze Prof. Ewy Małeckiej-Tendery, który najpierw pogratulował zwycięstwa, a chwilę potem zwrócił się do mnie, jako drugiego kandydata w tych wyborach: „Panie profesorze, nie głosowałem na pana, nie zgadzam się z pańską opinią, że stan uczelni jest zły. Niebawem opublikuję bilans zamknięcia i opiszę prawdziwą sytuację uczelni”.

W czasie posiedzenia Senatu zaapelowałem o ujawnienie raportu ustępującego Rektora mimo, iż byłem jego adwersarzem to za niedopuszczalne uznałem usunięcie tego dokumentu ze strony internetowej. Doszło do paradoksalnej sytuacji, krytyk byłego Rektora stał się jego głównym obrońcą. Nie było zgody na mój apel, dopiero po długiej dyskusji Pani Rektor zgodziła się by opublikować ten dokument, ale dopiero za parę miesięcy wraz z bilansem otwarcia sporządzonym przez nowe władze.

Nigdy się tego nie doczekaliśmy.

A na spotkaniu przedwyborczym w roku 2005 wszyscy trzej kandydaci na urząd rektora na pytanie zadane przez Prof. Aleksandra Sieronia z Bytomia, czy zwołają spotkanie Kolegium Elektorów za rok odpowiedzieli twierdząco.

Takie spotkanie nigdy się nie odbyło.