środa, 11 marca 2009

Na blogu wielokrotnie sprawy dydaktyki były przedmiotem mej uwagi. Poziom zajęć dydaktycznych, obok jakości badań naukowych, to podstawowe kryterium oceny pozycji każdej wyższej uczelni. Każdy z nas kiedyś był studentem, ale po latach pamiętamy tylko niektóre osoby lub zajęcia z czasu studiów. Co utrwala się najbardziej? To co było najlepsze lub też najgorsze. Spuśćmy zasłonę milczenia na tę niechlubną część i zajmijmy się tylko dobrymi wspomnieniami.

Chciałbym podzielić się z Czytelnikami bloga moimi spostrzeżeniami. Studiowałem z latach 1976-1982 na Wydziale Lekarskim w Zabrzu (wtedy Śląskiej Akademii Medycznej). Miałem szczęście spotkać na swej drodze takie znamienite postacie naszej uczelni, jak Panów Profesorów: S. Szyszko (mój egzaminator z chirurgii), J. Zieliński, T. Ginko, Z. Herman, F. Kokot i wielu innych. Ale najbardziej w mą pamięć wpisały się zajęcia w Katedrze i Klinice Pulmonologii kierowanej wówczas przez Pana Profesora J. Pudelskiego oraz wykłady z farmakologii klinicznej.

W czasie zajęć dydaktycznych na piątym roku zapamiętałem znakomite seminaria prowadzone przez dr Jerzego Kozielskiego (dziś Profesora dr hab. n. med. oraz kierownika Katedry i Kliniki Ftyzjopneumonologii SUM). Swoboda, wiedza, świetny kontakt ze studentami i umiejętność atrakcyjnego pokazania trudnych problemów to były autentyczne atuty. Do tego żadnego zaglądania do notatek; z wykładowcy emanował entuzjazm wsparty prawdziwą wiedzą.

Po koniec studiów, także na piątym roku mieliśmy wykłady z farmakologii klinicznej. Student, który zda farmakologię to już prawie „doktor”. Wszyscy wiemy, jak trudno przeskoczyć tę „kobyłę”. Nie pamiętam, czy wykłady były obowiązkowe, ale zawsze sala wykładowa w Szpitalu Klinicznym nr 1 w Zabrzu była pełna. Wykłady prowadził Profesor Ryszard Brus. Ich tematy były bardzo praktyczne, nie było ani słowa np. o cytokinach czy i innych szczegółach. Oczywiście nie było wtedy żadnych slajdów, a o prezentacjach multimedialnych nikt nawet nie marzył. Dlaczego te wykłady tak zapamiętałem? Profesor zawsze przedstawiał konkretny problem medyczny przez pryzmat farmakologii i w tym celu zapraszał na wykłady „pacjenta”, w którego rolę wcielał się dr Zygfryd Wawrzynek. To były znakomite przedstawienia; Pan Profesor najpierw wprowadzał nas w krąg zagadnień, a potem rozmawiał z „pacjentem”. Każdy, kto spotkał dr Wawrzynka (czy można nie znać Przewodniczącego Stowarzyszenia Absolwentów Śl.A.M.?!) może sobie wyobrazić, jaki to był show! Medycyna wydawała się tak piękna, czytelna, logiczna!

Pamiętam też surową Panią Adiunkt dr Ewę Mottę (dziś dr hab. n. med. kierownika Katedry i Kliniki Neurologii SUM w Katowicach-Ochojcu), którą nie było łatwo zadowolić; wymagającego dr Marcina Piętę z Katedry i Zakładu Radiologii w Zabrzu, który cierpliwie pokazywał na zdjęciach trudne do zauważenia detale; wyrozumiałą egzaminatorkę z neurologii Panią Profesor B. Grudzińską; czy pozornie groźną Panią Profesor T. Sawaryn z chorób zakaźnych.

A Państwo kogo zapamiętali?

Proszę nie czekać, podzielmy się naszą pamięcią z innymi.

0 komentarze: