poniedziałek, 20 października 2008

Moje zrozumienie istoty pojęcia „akademickość” opiera się na fundamentach wypracowywanych przez wieki i całe pokolenia. W Polsce chyba najlepiej zasady życia uniwersyteckiego opisuje Kodeks Dobre Praktyki w Szkołach Wyższych. Z tego powodu wielokrotnie w moim blogu odwoływałem się do jego fragmentów (patrz teksty z 19 lutego, 18 marca, 12 kwietnia, 19 września i 1 października).

Tego typu dokument nie może oczywiście w pełni regulować wszystkich kwestii szczegółowych, pozostają one do rozstrzygnięcia w oparciu o duch i etos środowisk akademickich. Niemniej czasem możemy natrafić na potrzebę sprecyzowania pewnych fundamentalnych zasad. Poniżej przytaczam in extenso uchwałę Senatu Akademii Medycznej w Poznaniu, która jest przykładem tego typu regulacji.



Z pewnością istnieją także inne obszary działalności uczelni, które wymagają analogicznych ustaleń.

Nie posiadam wiedzy czy w innych polskich uczelniach przyjęto podobne uchwały.

Jak takie problemy rozwiązują renomowane uniwersytety zagraniczne?

Czekam na komentarze w tej kwestii.

1 komentarze:

Anonimowy pisze...

Co do punktu pierwszego przedstawionego przez Pana dokumentu to dla każdego, kto zna SUM od podszewki jest on co najmniej powodem do uśmiechu. Ale nie na tym chciałem się skupić.

Może się mylę, ale z samej zależności w opisywanej sytuacji nie wynikają jeszcze zbyt wielkie problemy. Jeżeli w danej jednostce panuje racjonalne podejście do fachowości i jest zachowana swoboda wypowiedzi to swoją przydatność na danym stanowisku i tak trzeba jeszcze zweryfikować umiejętnościami ocenianymi przez zespół.
Wydaje mi się, że gorzej jest, gdy ktoś zatrudniony jest TYLKO "za nazwisko". Wcale nie musi być wtedy czyimś bezpośrednim podwładnym, po prostu dostaje się do pracy gdziekolwiek w uczelni, dlatego że ktoś go zna, a nie dlatego, że jego wartość jako pracownika jest tak wysoka by go TUTAJ akurat zatrudnić. I to chyba jednak jest zjawisko częstsze, a znacznie bardziej w ocenie długofalowej patologiczne.