środa, 2 marca 2016
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zapraszam do lektury książki o Niezależnym Zrzeszeniu Studentów w naszej Uczelni w latach 1980-81. To był niezwykle dynamiczny okres polskie...
Prof. dr hab. n. med. Wojciech Pluskiewicz jest absolwentem Wydziału Lekarskiego w Zabrzu Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach (1982 r). W roku 1980 był jednym z założycieli Niezależnego Zrzeszenia Studentów Ś.A.M. Instytut Pamięci Narodowej nadał mu status pokrzywdzonego. Przez służbę bezpieczeństwa scharakteryzowany jako: „...inicjator i założyciel NZS-u, aktywny uczestnik wielu negatywnych inicjatyw politycznych...”
Od 1994 roku jest pracownikiem naukowo-dydaktycznym S.U.M. Jest specjalistą chorób wewnętrznych (1989 r.). W roku 1993 uzyskał stopień naukowy doktora, a w 2000 stopień doktora habilitowanego na podstawie pracy pt. ”Pomiary ilościową metodą ultradźwiękową osób zdrowych (dzieci, kobiet i mężczyzn), kobiet w okresie pomenopauzalnym poddanych hormonalnej terapii zastępczej oraz kobiet i mężczyzn z przebytymi złamaniami o charakterze atraumatycznym: analiza oparta na grupie 3566 przypadków”. W 2001 roku był inicjatorem powstania Zakładu Chorób Metabolicznych Kości (pierwszego w kraju) oraz stworzył autorski program nauczania studentów medycyny w ramach zajęć z chorób wewnętrznych. W latach 1997-2023 opublikował w renomowanych periodykach medycznych, takich, jak: Journal of Bone and Mineral Research, Bone, Osteoporosis International, Maturitas, British Journal of Radiology, Journal of Clinical Densitometry, Ultrasound in Medicine and Biology, Dentomaxillofacial Radiology, Clinical Rheumatology, International Journal of Clinical Practice, Hormone and Metabolic Research, Journal of Bone Mineral Metabolism, Journal of Pediatrics Orthopaedics, Diabetologia, Medical Hypotheses, Gynecological Endocrinology, BMC Musculoskeletal Disorders, Journal of Ultrasound, Obesity Surgery, International Journal Journal of Surgery, Endokrynologia Polska, Public Health Nutrition, Climacteric, Journal of Musculoskeletal and Neuronal Interactions, Archives of Medical Sciences, Annals of Agric and Environmental Medicine, Journal of Human Health, Population and Nutrition, Aging Clin Exp Res, Adv Clin Exp Med i Information Sciences 1234 oryginalne prace. W 2024 roku nagrodzony Nagroda Ministra za całokształt dorobku. Łączny Impact Factor prac pełnotekstowych wynosi 398,256 (wg danych Biblioteki Głównej SUM, 09.11.2023), liczba cytowań 2405 i współczynnik Hirscha 27 (wg bazy Scopus z 17.11.2024). W 2003 roku uzyskał tytuł profesora, a w 2004 roku stanowisko profesora nadzwyczajnego, w 2010 profesora zwyczajnego. Pod jego kierunkiem 20 osób uzyskało stopień doktora nauk medycznych. Wielokrotnie nagradzany za osiągnięcia naukowe przez Rektora S.U.M., a w 2004 i 2006 r. jego prace naukowe zostały wyróżnione Nagrodą Naukową Ministra Zdrowia. Jest organizatorem i kierownikiem naukowym podyplomowych kursów szkoleniowych dla lekarzy z zakresu chorób metabolicznych kości, ekspertem programu Horyzont 2020 oraz był ekspertem Unii Europejskiej w V, VI i VII Programie Ramowym. Odznaczony Medalem Stulecia Odzyskanej Niepodległości i Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Jest żonaty, ma dwóch synów, żona Bogna jest profesorem medycyny, a jego hobby to narciarstwo zjazdowe i turowe oraz rower.
12 komentarze:
Skandal!
Ręka rękę myje. Za 4 lata na dziekana Czuba, co nie?
Jestem tylko ciekawa, czy elektorzy byli świadomi tego że pracownicy Kliniki Otolaryngologii i Onkologii Laryngologicznej której kierownikiem jest prof. Misiołek proponują studentom żeby wcale nie przychodzić na zajęcia, i gwarantują bezproblemowe podbicie kart obecności mimo braku zajęć.
Sprawa dotyczy fakultetów "Kaszel" i "Zakażenia jako problem interdyscyplinarny" na IV roku kierunku lekarskiego.
Jestem też ciekawa jakie jest zdanie prof. Misiołka na ten temat?
Odnośnie komentarza z 20:57
Też słyszałem o tej dosyć ciekawej propozycji.
Ciekaw tylko jestem czy studenci bardzo upierali się, żeby koniecznie przyjść na te zajęcia?
Do Komentatora z godz: 22:48
Jakie to ma znaczenie jak zachowali się studenci w tej sprawie? I dlaczego wciąga się studentów w to draństwo? Podstawowe pytanie brzmi: dlaczego ze strony nauczycieli akademickich pada taka propozycja? I poważniejsze: jak rozliczane są zajęcia, których przecież nie było? Bo jeżeli ewidencjonuje się w kartach obecności i zalicza, to oznacza też, że pobierze się za to należne wynagrodzenie. Czy dziekanat jest w stanie sprawdzić te fakty, niezależnie od prof.Misiołka? Pan rektor podobno czyta ten blog regularnie. Czy zareaguje? Czy wyciągnie konsekwencje?, Czy też jest to powszechna praktyka również w innych jednostkach? Morale i prawość, gdzie wy jesteście, bo tutaj to was nie ma. I studenci nie mają z tym nic wspólnego.
Jako były student muszę zareagować. Otóż zajęcia fakultatywne to często fikcja w biały dzień! Często jeździ się po całej Uczelni, aby dostać tylko pieczątkę! W większości zajęć (są oczywiście wyjątki) nie wynosi się nic, prócz myśli o straconym czasie. Trzeba zrozumieć studentów, że zajęcia często trwają od 8 do 20 (Ci co chodzą na wykłady) + dodatkowo fakultety. Może warto zastanowić się najpierw nad sensownością co niektórych zajęć?
Do Komentatora z 13:07
To jest powszechna praktyka na co najmniej połowie katedr.
Chociażby dzisiaj dr Mucha z Kliniki Chirurgii Ogólnej i Chirurgii Endokrynologicznej w Bytomiu wypytywał studentów czy są zainteresowani aby wykład się odbył? Rezultat do przewidzenia, wykład się nie odbył. Dr Mucha pojawił się w Rokitnicy tylko w celu podpisania się w portierni.
I ja mam pytanie Panie Profesorze gdzie my to mamy zgłaszać? To nie są wyjątki, lecz powszechne praktyki. Pieniądze publiczne są marnotrawione.
To jest naprawdę skandal w biały dzień. A umoczeni w tym jest wielu pracowników nauki.Dziekan, zamiast stanowić przykład dla innych i wzór do naśladowania, toleruje takie praktyki w swojej klinice, inni czują się bezkarni i robią to samo. Przykład idzie z góry. Dobrze, że otwierają wydziały lekarskie w innych uczelniach, bo może nie będą powielały takich praktyk. A potem wielkie oburzenie pracowników uczelni, jak ktoś śmie zastępować uniwersytety medyczne. Może się więc okazać, że zastąpi i to w sposób, który nas zaskoczy. Poziom nauczania na naszej uczelni i praktyki na niej stosowane nie skłaniają do naśladowania. Mało studentów, małe grupy, osobiste zaangażowanie nauczycieli, dobre płace, a raczej bardzo dobre, dobre wyposażenie i dobra organizacja, skłonią z pewnością sporą grupę nauczycieli do spróbowania szczęścia gdzieś indziej.Dlatego nie martwmy się, kto będzie pracował w Krakowie, czy w Opolu, bo skoro otworzyły lub otwierają wydział, to przymiarki kadrowe już mają. Pamiętajmy też, że sporo znanych i dobrych profesorów musiało odejść za czasów p.Tenderowej i są wolnymi strzelcami. Ponadto i w naszej uczelni i innych nauczycieli jest wciąż za dużo, w szczególności adiunktów, a to jest najlepszy narybek do dydaktyki. Doświadczony i źle opłacany. A tam nie będą się bawić w naukę, tylko w dobrą dydaktykę i za to dobrze płacić. Więc takie sytuacje szkoleniowe jak u nas na pewno nie będą się zdarzały. Ponadto sprawy organizacyjne, które kuraszewska położyła na obie łopatki nie sprzyjają dobrej pracy. Konkurencja z pewnością się nam przyda.
Do Komentatora z 10:04
Czy naprawdę skandal w biały dzień?
Przecież tak jest od lat, i tylko naiwni mogą myśleć inaczej.
Zajęcia kliniczne na oddziałach w szpitalu zaczynają się o 8.00, przecież w większości oddziałów trwają wtedy odprawy. Jaki rezultat? Ano taki, że grupka studentów w fartuchach stoi na korytarzu i podpiera ścianę przez pół godziny, a przechodzący pacjenci, szepczą pod nosem:
"Nie dziwota że do lekarzy nie można się dostać przez rok, skoro stoją na korytarzu i nic nie robią"
I to naprawdę nie jest wina pacjentów, że nie wiedzą że to studenci a nie lekarze specjaliści.
Dziadostwo na tym wydziale aż kłuje w oczy...
Zdrowa konkurencja to najlepsza recepta na bolączki naszej uczelni. Niech im się dobrze wiedzie, bo to dla nas -paradoksalnie- może doskonale oddziaływać. Warto zachęcić młodych i zdolnych dydaktyków po doktoratach, aby zainteresowali się możliwościami, jakie dają nowo tworzone wydziały. Może nie będą musieli uczyć do emerytury za takie grosze, jakie płaci nasza uczelnia. I być rozliczanymi z miernej nauki, jaką na siłę się tworzy. O zarobkach i wymaganiach tutaj się sporo pisze, więc nie warto powtarzać. Natomiast warto robić jedno, a dobrze. Na efekty nie trzeba będzie długo czekać.
Nie to jest największą patologią na tej uczelni- wypuszczanie studentów z zajęć, które w ogromnej większości niczego nie wnoszą co przyznają otwarcie sami zainteresowani jest dla nich często przysługą, bo mogą się spokojnie pouczyć. Nurtuje mnie pytanie jaki jest sens w dobie internetu i powszechnego dostępu do literatury przepisywania książek na prezentacje i zapychanie nimi całych zajęć (które trwają obecnie nawet 6hx5dni, co daje tygodniowo nawet 30 godzin przyjemności płynącej z głośnego, płynnego czytania zarówno dla asystenta jak dla studentów). Być może moje przekonanie o tym, że każdy student potrafi płynnie czytać jest błędne, to byłby jedynym sensownym argumentem przemawiający za słusznością masowego "czytania na głos".
Kolejną patologią jest rzucanie studentów do pracy z pacjentem (w przerwie w prezentacjach) bez nadzoru i pomocy asystenta, która to i tak w 90% polega za sztuce zbierania wywiadu, którą doskonalimy na prawie każdych zajęciach klinicznych, opanowując ją przez tyle lat do perfekcji. Nie uważam, że powinno się pomijać ten punkt ale absurdem jest ograniczanie się tylko do tego, co ma zazwyczaj miejsce! Kolejnym genialnym pomysłem jest wymyślanie coraz bardziej egzotycznych fakultetów, na których studenci oczywiście muszą obowiązkowo być, bo przecież są fakultatywne, ma to jednak swoje plusy, ponieważ mogą wybrać się często na objazdową wycieczkę po malowniczym Śląsku, zgłębiając często tajniki medycyny z pogranicza magii i homeopatii, która jest przecież taką chlubą naszej uczelni. Czy nie można tych godzin przeznaczyć na sensowne przedmioty, jak kardiologia, interna, pediatria? (najbardziej egzotycznym fakultetem był jeden z tych na chemii, gdzie tłumaczono nam właśnie tajniki homeopatii oraz pokazywano egzotyczne ryby). Podsumowując: dlaczego są katedry, które chcą i potrafią pracować ze studentami, gdzie ludzie potrafią uczyć się z przyjemnością, bez żadnego przymusu i wychodzą z zajęć zainteresowani tematem zgłębiając go później samodzielnie (na szczególne uznanie zasługuje kardiologia w Szpitalu Wielospecjalistycznym w Zabrzu), z drugiej strony katedry, które potrafią zniechęcić do każdego tematu, masowo usypiając studentów na prezentacjach, które niszczą w okrutny sposób piękno, jakim jest nauka medycyny. Zwracam się do Dziekana Pana Profesora Macieja Misiołka, o respektowanie wydanego szumnie zakazu korzystania na zajęciach ze sprzętu elektronicznego, również w stosunku do projektorów, które takim sprzętem są oraz zachęcenie asystentów do pracy ze studentami, co z resztą odniesie korzyści dla jednych i drugich. Myślę też, że warto byłoby powrócić do rozdawania kodów do anonimowej oceny katedr i wykładowców starostom poszczególnych grup, ponieważ obecna forma, kiedy student musi zgłosić się osobiście po swój kod do dziekanatu, budzi ogromne zastrzeżenia co do jej anonimowości, co przyznają sami zainteresowani i boją się brać w niej udział. Z drugiej strony, zapewne nie bez powodu zmieniono reguły rozdawania kodów do ankiet, ponieważ obserwując liczbę patologii na naszym wydziale, ich rezultaty nie były zbyt wygodne.
O ile się nie mylę lada moment do Zabrza zawita Polska Komisja Akredytacyjna.
Mam nadzieję że tym razem opinia będzie rzetelna i pójdzie w świat.
Ze swojej strony mogę dodać że zrobię wszystko aby Komisja Akredytacyjna dowiedziała się o ogromie patologii na Wydziale w Zabrzu.
Student
Idealnie powiedziane. Popieram w każdym punkcie.
Prześlij komentarz