sobota, 26 maja 2012
O akademickości, przyzwoitości i odpowiedzialności
Nie byłem obecny na ostatnim posiedzeniu Rady Wydziału z Zabrzu i chcąc się dowiedzieć czy coś ważnego się wydarzyło zwróciłem się do paru osób. Niestety nikt z nich nie uczestniczył w obradach. Mą uwagę przykuła motywacja, a raczej anty-motywacja jaką podano mi by uzasadnić swą nieobecność.
Usłyszałem „Skoro sporządzono listy godnych i niegodnych by w RW zasiadać to po co mam tam w ogóle się pojawiać? niech sobie władze same robią co chcą”.
Muszę przyznać, że byłem nieco zaskoczony tymi deklaracjami, ale przecież nie są one pozbawione sensu i logiki. Pomysł okrojenia składu rady nie był fortunny, ale prawdziwe szkody poczyniły osoby, które tworząc listę „swoich” kandydatów (zobacz blog 18 kwietnia) celowo postarały się by wyeliminować część doktorów habilitowanych i profesorów z grona RW, najwyraźniej postrzeganych, jako niewygodnych. Dziś zbieramy żniwo tego nieodpowiedzialnego kroku; zawsze tego typu próby dzielenia jakiejkolwiek społeczności i ingerowanie w naturalne procesy wyboru przez lata kładą się cieniem na jej funkcjonowanie.
Usłyszałem „Skoro sporządzono listy godnych i niegodnych by w RW zasiadać to po co mam tam w ogóle się pojawiać? niech sobie władze same robią co chcą”.
Muszę przyznać, że byłem nieco zaskoczony tymi deklaracjami, ale przecież nie są one pozbawione sensu i logiki. Pomysł okrojenia składu rady nie był fortunny, ale prawdziwe szkody poczyniły osoby, które tworząc listę „swoich” kandydatów (zobacz blog 18 kwietnia) celowo postarały się by wyeliminować część doktorów habilitowanych i profesorów z grona RW, najwyraźniej postrzeganych, jako niewygodnych. Dziś zbieramy żniwo tego nieodpowiedzialnego kroku; zawsze tego typu próby dzielenia jakiejkolwiek społeczności i ingerowanie w naturalne procesy wyboru przez lata kładą się cieniem na jej funkcjonowanie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
To oczywiste, że skłóconą społecznością łatwiej rządzić. A jest wiele do zrobienia....trzeba pokazać tym, którzy ośmielili się podczas kampanii wyborczej mieć odwagę i inne zdanie niż "jedynie słuszne", gdzie jest ich miejsce.
Patrząc chłodnym okiem wieloryba na to, co się stało, muszę stwierdzić, że od czasu wyborów JM nie mogę sobie poradzić z przykrym uczuciem niesmaku, zażenowania i obrzydzenia. Konieczność uczestniczenia w spektaklu pod nazwą "wybór Rektora SUM" do dzisiaj mi się odbija, a czkawka ta bynajmniej do przyjemnych nie należy. Przez wiele godzin byłem skazany na obserwację zachowań dla mnie zupełnie obcych. Wzajemne umizgi, uśmiechy, obdarowywanie pozorami przyjaźni i serdeczności oraz poklepywanie się ludzi, których co najmniej wszystko dzieli i którzy tak naprawdę, to chętnie skoczyliby sobie do oczu. Co za obłuda. I w tym towarzystwie prof. Sieroń, który z 5 kilogramami wazeliny biegał od Kandydata do Kandydata, zapewniając, przypuszczam, że tylko ten, z którym w danej chwili rozmawiał, jest właściwym Kandydatem na Urząd i ma jego pełne poparcie. No i ta błazenada z błaznem naczelnym, czyli prof. Pierzchałą, który niczym podstarzały playboy wyprawiał jakieś balety i starał się być dowcipnym, opowiadając trącące myszką dowcipy. Było to coś tak nienaturalnego i żałosnego, że tylko nieliczni w ogóle na to reagowali. Większość po prostu źle się tam czuła i chciała jak najszybciej opuścić to "pomieszczenie pracownicze", jak w kabarecie "Dudka". Dobrze, że to już za Nami. W czwartek ostatnia odsłona, a potem znowu praca u podstaw. Te 4 lata też szybko miną ! Najważniejsze, moim zdaniem, jest to, aby nie dopuścić do dalszej dezintegracji Środowiska !
Prześlij komentarz