sobota, 6 listopada 2010

Ze szpitala

My lekarze, stanowimy specjalną grupę ludzi. Każdemu człowiekowi słowa „szpital”, „choroba”, „operacja”, „badania krwi” kojarzą się raczej negatywnie, bo oznaczają kłopoty, cierpienie, ból, czasem zagrożenie życia. Nawet zapach szpitala budzi nasz niesmak - nieraz słyszałem od przypadkowych osób, że noszę zapach szpitala. A dla nas to miejsce pracy, budynek, w którym spędzamy wiele godzin dzienne, a w całym życiu mogą ich być tysiące, ba, nawet dziesiątki tysięcy. Na początku, jako studenci, potem adepci zawodu lekarza odczuwamy spore napięcie, emocje przekraczając bramy szpitala. Z czasem przychodzi rutyna, zdobywamy doświadczenie, poszerzamy wiedzę, czujemy się pewniej. Niemniej, w moim głębokim przekonaniu, lekarz w obliczu ostatecznych wydarzeń nie może całkowicie pozbyć się emocji, nawet nie wolno mu sprowadzić zawodu lekarza do sprawnej technologii, błyskawicznej diagnostyki i jeszcze szybszego wypisu. „Następny, proszę!” Szpital i poradnia to nie piekarnia. W pogoni za czasem, za wymogami dyrekcji, funduszu czy wymuszanymi przymusem natury finansowej idziemy na skróty, a pacjent staje się tylko bezbarwnym tłem naszej działalności.

Chciałbym podzielić się z Czytelnikami bloga niektórymi z moich zawodowych doświadczeń, a pracuję wystarczająco długo, by je zgromadzić. Bezpośrednim bodźcem, by o tych sprawach pisać jest przyczyna, jak najbardziej osobista. Otóż niedawno trafiłem do szpitala, jako nie lekarz lecz pacjent. W Katedrze i Klinice Laryngologii w Zabrzu udzielano mi pomocy, gdy zaatakowało mnie podgłośniowe zapalenie krtani. Uczucie niemożności nabrania oddechu po przebudzeniu się w nocy jest naprawdę niezwykle przykre. W swym życiu zawodowym widziałem masę chorych z astmą oskrzelową z dusznością, ale znaleźć się pod drugiej stronie to jednak coś innego. Opiekę miałem znakomitą, uniknąłem tracheostomii. Do Kliniki przyjmował mnie Profesor Maciej Misiołek (znamy się od ponad 40 lat), to jego opanowanie, wiedza i spokój pozwoliły mi przetrwać najtrudniejsze chwile.

Czy studenci i lekarze są wystarczająco przygotowani do podjęcia trudu wykonywania swego zawodu od strony psychologicznej? Czy te zagadnienia są omawiane w programie studiów? Te parę godzin etyki czy psychologii, zwłaszcza na początku studiów, to z pewnością za mało. Ludzie, także lekarze, różnią się między sobą wrażliwością, empatią, kulturą osobistą. Dlatego różnie spełniają się, jako lekarze, niezależnie od swej wiedzy i kompetencji. Nieraz słyszymy określenia „lekarz z powołania”, „dusza człowiek”, ale także „ale konował”, „rzeźnik”. Pewnie, lekarz też człowiek, ale należy jednak oczekiwać pewnych standardów w zachowaniach wobec chorego człowieka. Z drugiej strony nie można także pominąć relacji odwrotnej; stosunku pacjenta do lekarza. Nieraz oczekiwania wobec lekarza są nieadekwatne, niemożliwe do realizacji, a postawy bywają roszczeniowe. Lekarz ma być na każde żądanie, natychmiast. Zatem prawidłowa relacja lekarz-pacjent jest pochodną mnóstwa czynników. Sądzę, że na pierwszym miejscu znajduje się postawa lekarza, potem dopiero pacjent, jakby dostosowuje się do jego poziomu. Znacznie rzadziej pacjent może zdominować sytuację.
Niebawem zaprezentuję Czytelnikom różne sytuacje, w których osobiście uczestniczyłem, jako lekarz Szpitala Klinicznego nr 1 w Zabrzu. Niektóre są zdumiewające, inne przerażające, inne bywają wesołe, a nawet śmieszne - jak to w życiu bywa; ale razem pokazują szeroką paletę dnia pracy lekarza, pracy trudnej, pracy pod presją, często pracy niedocenianej.

Nim o tym napiszę proszę o uwagi Czytelników.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Wykonywanie zawodu lekarza to misja. Lekarzem jest się również po godzinach pracy i nikt nie może zwolnić lekarza z tego obowiazku.Dlatego prestiż tego zawodu powinien być najwyższy. Ale wymagania dotyczące etyki zawodu lekarza są jeszcze wyższe.Poza wysokimi kwalifikacjami niezbędne jest by ,,być''. Jeżeli ma sie do czynienia z ludzkim cierpieniem to nie wolno być obojętnym.Wiemy dokładnie, że leczenie duszy jest tak samo ważne jak leczenie ciała. Krótko mówiąc wystarczy być dobrym człowiekiem , a wtedy wie się dokładnie jak można choremu pomóc, poza rutynowymi obowiązkami. To jest bardzo proste, wystarczy mieć tylko świadomość pełnienia tej pięknej misji.Czy dużo jest lekarzy z taką właśnie świadomością? Myślę ,że bardzo dużo, ale ciągle jeszcze za mało.
Danuta Jarosz

WLZ'90 pisze...

Z dużym zaciekawieniem czekam na Pana wpisy na temat pracy i doświadczenia które udało się zdobyć. Dla mnie, a myśle że dla większości studentów będą to bardzo interesujące i wyczekiwane tematy, których w tym blogu często szukałem, choć doceniam oczywiście tematy które poruszają sprawy "uczelnianej", i nie tylko polityki. Co do psychologii, etyki, pozostaje sie tylko zgodzić i pozazdrościć studentom innych uczelni którzy takie przedmioty na dalszych latach posiadają. Pozdrawiam i czekam na wpisy!