Na blogu trwa ożywiona dyskusja dotycząca naszej Uczelni.
Apeluję by komentarze skupiały się na kwestiach obrazujących działanie Uczelni zamiast na sprawach personalnych.
Poniżej opisuję moje ostatnie doświadczenia pokazujące jak działa administracja w Rektoracie. Moja publikacja została przyjęta do druku w zagranicznym periodyku o IF=3,22. Koszt jej zamieszczenia to 423 USD. Przygotowałem odpowiednie zapotrzebowanie, które podpisali kierownik Katedry Prof. W. Grzeszczak i Prof. A. Grzanka, Dziekan Wydziału Nauk Medycznych w Zabrzu. 3.12.2020 to zapotrzebowanie zostało wysłane do rektoratu. Niestety, minęło 7 (słownie siedem) dni roboczych i odpowiedniej decyzji brak.
To niedopuszczalna inercja, a może działanie wręcz na szkodę Uczelni?
Nie wiem czy ta redakcja będzie czekać w nieskończoność (wskazano, że oczekują na wpłatę 2-3 dni) i być może ta publikacja po prostu nie będzie w ogóle opublikowana.
9 komentarze:
Panie Profesorze. Należy się uzbroić w cierpliwość. Cała procedura administracyjna w tej kwestii trwa ok. 3 do 4 tygodni...wiem to z własnego doświadczenia. Jedyna droga to dzwonienie do osoby która się tym zajmuje co dwa dni. A redakcje czasopism są cierpliwe bo wiedzą, że z naszej uczelni tak szybko pieniędzy nie dostaną...
Taki stan rzeczy jaki mamy trwa od lat i wszyscy o tym wiedzieli. Niestety nic z tym nie było robione. Za brak nadzoru nad kuraszewską, za błędny obieg dokumentacji za przedłużajace się załatwianie spraw itd. winę ponoszą również jej zwierzchnicy. Ten kto bezpośrednio nie doznał od niej krzywdy w jakiejkolwiek postaci, był obojętny. Tutaj na tym blogu wielokrotnie pisano o jej wyczynach szkodzących pracownikom, w tym pracownikom naukowym. Wszystko przez wiele lat pozostawało bez echa albo zamiatano pod dywan. Tymczasem uczelnia to również sprawna administracja, za którą odpowiada rektor. To kolejni rektorzy tolerując jej posunięcia, kryjąc błędy i wypaczenia oraz okazując jej zaufanie - chociaż musiały dochodzić do nich skargi i krytyka - ponoszą również odpowiedzialność za ten stan rzeczy.
A kto ponosi odpowiedzialność za świadome i celowe przerwanie ciągłości umów o pracę wybranym pracownikom miesięcznymi przerwami DOKŁADNIE w momencie, gdy wg prawa pracy pracownikowi należała się umowa na czas nieokreślony? Jak to możliwe, że w państwowej instytucji obchodzi się prawo pracy w ten sposób? Czy 17-lat pracy na czas określony na tej Uczelni jest w porządku? Od razu uściślę, że te „przerwy” nie miały nic wspólnego z dorobkiem naukowym pracowników, czy niedotrzymaniem jakichkolwiek terminów. Zastraszano pracowników, że utraci się pracę jeśli nie pójdzie się na taki „układ” wymuszano na wybranych pracownikach (kryterium wyboru nie jest mi znane, ale akurat miałam nieszczęście być wybrana) napisanie prośby o zwolnienie z pracy jako rzekomego porozumienia stron, obejmującego, przerwanie posiadanej przez pracownika umowy o pracę na czas nieokreślony i podpisanie kolejnej umowy jednak po miesięcznej przerwie i już na czas określony. „Przerwa” była niezwykle dobrze przemyślana przez Władze SUM obejmowała 1 miesiąc i 1 dzień i to właśnie ten 1 dzień całkowicie przerywał ciągłość umów o pracę, ktoś bardzo dobrze się do tego przygotował. Po „przerwie” następowały kolejne umowy ale już na czas określony. W kolejnych latach już nawet nie "bawiono się" w jakieś "porozumienia stron", przerwy następowały, ot tak po prostu. Osobiście znam 6 osób, z którymi tak postąpiono oraz mam wiedzę o 18, jestem pewna, że takich osób na SUM jest o wiele, wiele więcej. Zgłosiłam sprawę do Państwowej Inspekcji Pracy i Ministerstwa Pracy otrzymałam pismo, że jest to sprawa na pozew zbiorowy. Uważam, że taki pozew należy założyć, jednak strach innych przed „wychyleniem się” jest tak duży, że wolą latami znosić wszystko w milczeniu. Należy ruszyć razem po sprawiedliwość, to w grupie jest największa siła, to tylko grupa ludzi skłonnych do działania może coś zmienić na SUM. A nie tylko siedzieć i czekać, że ktoś inny zrobi, a wszyscy skorzystamy...
„Jedyna droga to dzwonienie do osoby, która się tym zajmuje co dwa dni.” Niestety takie podejście niczego nie zmienia, podobnie jak telefonowanie do lekarza z innego miasta co dwa dni z pytaniami czy do pobliskiej apteki dostarczono już lek. Wszyscy wiemy, że decyzyjność i wydatkowanie powinno być zrealizowane miejscowo w Wydziale, a nie w Administracji Centralnej… Struktura dywizjonalna nie jest niczym nowym w ekonomice przedsiębiorstw. Inercja zaś spowodowana jest złą strukturą organizacyjną, na którą wypływu nie mieli zwykli pracownicy czy nawet kierownicy. Sam Pan Profesor wielokrotnie pisał na blogu, bardzo celnie, o problemie natury systemowej. Niestety takie podejście jak cytowane powyżej powoduje tylko stres pracownika, który nie ma w ostateczności wpływu na bieg spraw. Niektórzy idą dalej i składają skargi osobowe, czynią złośliwości, bądź nieprzystojące do posiadanych tytułów inwektywy, przez to wartościowe osoby czują się upokorzone i w konsekwencji rezygnują z pracy.
Pozwolę sobie nadmienić, że obecny stan niepewności w administracji nie wpływa dobrze na wartościowych pracowników, którym na sercu leży nasza Uczelnia. Rozumiem, że z uwagi na osobę, o której mówimy już w czasie przeszłym i inne nieprawidłowości, przez wiele lat nawarstwiły się niepochlebne opinie, ale to nie znaczy, że wszyscy pracownicy administracji są źli i niedouczeni...
Nikomu nie życzmy niepewnych świąt, jeśli nie wiemy co to znaczy...
Te nieco filozoficzne wywody poprzednika wynikają jak sądzę z niepewnej sytuacji administracji w obecnym czasie. Trzeba powiedzieć jasno: nie wszyscy są żli, a pracować musieli zgodnie z regułami, których nie akceptowali. Reguły te działały antypracowniczo. Trzeba teraz wrócić do starych norm i zwyczajów, które były poprawne. Do tego potrzebni są starzy pracownicy, którzy to pamiętają. Byc może jeszcze jacyś zostali. Zacznijmy od grzecznych form zwrotu, od grzecznych rozmów i wykazujmy chęć pomocy osobom, które sie do nas zwracają. Eliminujmy draństwo i nie bójmy się powiedzieć kierownikom, że nie podoba nam się ich zachowanie (mobbing) i jeżeli go nie zmienią, to będą za to odpowiadać. Konsolidujmy się w zespołach i spróbujmy zaufać nowemu kanclerzowi.
Nie bałam się zgłosić mobbingu do byłego Rektora, krył mobbera 2 lata z pełną wiedzą i premedytacją, co więcej krył osobę, która dopuściła się kradzieży własności intelektualnej, a jak wiadomo ukrywanie przestępstwa w instytucji państwowej, lub samorządowej podlega karze...nie bałam się iść do Prokuratury, nie bałam się dodać sprawy do Komisji Dyscyplinarnej...mija 2 lata, a ja wciąż otrzymuje absurdalne pisma, w których za wszelką cenę, wszyscy starają się kryć mobbera, gdyż nazwisko tej osoby jest powszechnie znane...jak ma się coś zmienić, skoro mobbing na tej Uczelni, a nawet przestępstwo kradzieży własności intelektualnej jest "zamiatane pod dywan", a ofiara mobbera jest dodatkowo bezpodstawnie atakowana..Jedynym miejscem gdzie wygrałam walkę o prawdę był Sąd Karny, który absolutnie nie zgodził się na umorzenie tej sprawy...czekam, co będzie dalej...Władze Uczelni nie zrobiły i nie robią NIC w tej sprawie...
Dziękuję za ten osobisty komentarz i gratuluję wygranej przed sądem bo sprawę o mobbing wygrać jest trudno. Musiały być mocne dowody. Dlatego doradzam pozwy zbiorowe przeciw kuraszewskiej i jej ludzi. Będą musieli odpowiedzieć za swoje czyny, co im się od dawna należy. Kuraszewska nie jest już pracownikiem, więc nie bardzo będzie miał ją kto chronić. Pana rektora Wilczoka następczyni sądziła i ciągała go po komisariatach przez długi czas, co prawdopodobnie przyczyniło się do jego zgonu. Ciekawe czy teraz ktoś odważy się ciągać Kuraszewską i jej ludzi, bo naprawdę jest za co. A osoby, które kryły takie draństwo i dawały na to przyzwolenie też powinny się z tego tłumaczyć.
W odniesieniu do wpłaty za publikację.
Panie Profesorze czy nie lepiej i szybciej było zapłacić z własnej kieszeni i iść do Uczelni po zwrot środków?
W odpowiedzi na ostatni komentarz: tak właśnie miałem zrobić, a potem wdrożyć procedurę odzyskania tej kwoty bo takie są zasady obowiązujące w SUM. Wpłata bez wcześniejszej zgody nie mogłaby być mi zwrócona.
Ale życie dopisało inny scenariusz: to "czasopismo" podszywało się pod prawdziwą redakcję i dzięki powolności działań administracji nie zostałem ofiarą oszustów i na czas udało się wstrzymać działania!
Wojciech Pluskiewicz
Prześlij komentarz