środa, 30 października 2019

Jak rozmawiać z pacjentem?

Ten problem pośrednio wiąże się z rowerem. Jakoś ta moja pasja przypadkowo skłania mnie ostatnio do pisania tekstów. Gdy w sobotę minionego weekendu wracałem rowerem do domu zatrzymałem się koło sklepu w jednej z miejscowości Podbeskidzia. Przypadkowo byłem świadkiem rozmowy mężczyzny z innym mieszkańcem narzekającego na szpital w Katowicach. Z ciekawości zapytałem go o jaki szpital chodzi. Zagadnięty człowiek okazał się bardzo rozmowny. Gdy zorientował się, że jestem lekarzem zapytał "Czy zna pan profesora X?" zapytał na początku. "Oczywiście, to świetny specjalista" odpowiedziałem. "Ale on nie miał dla mnie czasu, a lekarz prowadzący też nic konkretnego mi nie powiedział" stwierdził ten pacjent. I ciągnął "Z lekarzami trudno wygrać, ale chyba podam ich do sądu".
Piszę o tym zaskakującym spotkaniu bo nie mam wątpliwości, że opieka na tym oddziale jest na dobrym poziomie. Ale jak sądzę, zawiodła komunikacja z pacjentem. Nawet najlepsza opieka lekarska nie poparta rozmową z pacjentem może prowadzić do nieporozumień i konfliktów. Wydaje się, że ten ważny aspekt nam nieraz umyka. To poważny błąd, mogący mieć poważne konsekwencje.

2 komentarze:

Portier pisze...

Kilka lat temu miałem zabieg chirurgiczny. Leżałem sobie w szpitalu około pięciu dni (wiadomo, żeby "nabić" dniówek dla NFZ - to też ciekawa kwestia na Pańskiego bloga) bez żadnych badań i bez żadnych rozmów z lekarzami. Po prostu jadłem, spałem, mierzyłem temperaturę i spacerowałem jakbym już był duchem - nikomu niepotrzebny. Nikt nie wyjaśnił mi co, jak i dlaczego tak a nie inaczej będą mi robić. Pierwszą osobą (proszę wybaczyć) normalną tam była pani anestezjolog, która potrafiła zażartować, odpowiedzieć na pytania, rozwiać wątpliwości, pocieszyć i rozśmieszyć. I choć bardzo mi się to spodobało, to dziś myślę, że ważniejsze od tej wiedzy i tego jej humoru było to, że ktoś dostrzegł we mnie człowieka, a nie tylko przypadek medyczny. Człowieka, który się boi, który nie rozumie, który ma wątpliwości. Gdy jej za takie podejście podziękowałem, to... przeprosiła mnie za swoich kolegów lekarzy. Takich chwil się nie zapomina.


Przypadek drugi, dotyczący rozmowy z pacjentem w innym zupełnie sensie, to tegoroczny pobyt w szpitalu mojej mamy. Przez dziesiątki lat w iluż to filmach i książkach słyszeliśmy, że ktoś "obdzwonił wszystkie szpitale". Teraz mamy głupotę (to łagodne słowo, za łagodne) jaką jest RODO. Mama wpadła pod samochód, zabrało ją pogotowie. Dożyliśmy czasów, w których syn nie może uzyskać ŻADNYCH informacji na pogotowiu, w dowolnej izbie przyjęć czy nawet komisariacie policji. Żadnej. Nieważne, że cierpi ileś osób, bo i ta poszkodowana i jej rodzina, ważne (???) , że takie chore przepisy są przestrzegane. To też taka "rozmowa" która być powinna a jej nie ma.

Anonimowy pisze...

Ten brak komunikacji między pacjentem a lekarzem jest karygodny. W moim przypadku lekarz bąkał coś pod nosem, a na moją prośbę o powtórzenie powiedział "pani tego i tak nie zrozumie". Moje pytanie brzmi: czy nie można mówić tak, żeby pacjent zrozumiał? Ja nie jestem takim do końca prostakiem: posiadam wyższe wykształcenie i wiele rzeczy na pewno bym zrozumiała. Warunkiem jest konwersacja nastawiona na pacjenta. Tego niestety brak u większości naszych lekarzy. Szkoda.