wtorek, 21 sierpnia 2018
O wydziale zabrzańskim
Kilka komentarzy, które nadeszły w ostatnich dniach dotyczących aktualnego stanu wydziału zabrzańskiego pokazują dość smutny obraz dzisiejszej rzeczywistości. Padło wiele gorzkich słów. Kryzys integralności i spójności terytorialnej jest oczywisty, skoro coraz więcej jednostek wydziału przenosi się w miejsca odległe od Zabrza. Nic dziwnego, że takie stanowisko prezentuje komentator, najpewniej aktualny lub były student wydziału.
Nie neguję, że proces powolnego „rozmontowywania” wydziału, rozumianego jako funkcjonowanie spójnego organizmu akademickiego w Zabrzu trwa, ale warto cofnąć się w czasie by zrozumieć obserwowane zjawiska. Początku tego stanu należy upatrywać w deklaracji Rektora Prof. W. Pierzchały, który wiele lat temu postulował by w miejsce wydziału lekarskiego powołać wydział szkolenia podyplomowego. Ten plan nigdy nie został zrealizowany, ale w pamięci ludzkiej ta idea głęboko zapadła.
Całe lata trwała niepewność: czy wydział zostanie zamknięty?
A kolejne ruchy: przenoszenie klinik do innych miast i zablokowanie szansy na budowę całkiem nowego szpitala klinicznego w Zabrzu co osobiście nadzorowała Rektor Prof. E. Małecka-Tendera tylko utwierdzały nas, że prędzej lub później wydział upadnie.
Od kilku lat widzimy wysiłki władz wydziału dotyczące poprawy stanu bazy dydaktycznej (Rokitnica, budowa centrum symulacji), ale baza kliniczna jest ciągle daleka od oczekiwań. Studenci są zmuszeni do odbywania ciągłych uciążliwych podróży do kolejnych miejsc prowadzenia zajęć dydaktycznych.
Pytanie czy można było coś zmienić w kwestii szpitali klinicznych? Trudno orzec, ale decyzje zapadają gdzie indziej. Przecież nie chodzi o apele czy manifestację dobrej woli. Czy uchwały rady wydziału mogłyby zmienić sytuację? Wątpię. Można oczywiście stawiać tezę, że gdyby władze wydziału prezentowały determinację by powstał nowy szpital i otrzymały w tej kwestii wsparcie zabrzańskiego środowiska akademickiego to by się udało go zbudować. Ale logika zjawisk społecznych jak inna; gdy zakorzeni się jakiś pogląd (w tym wypadku o nieuchronności likwidacji wydziału) trudno wykrzesać optymizm i wzbudzić wiarę w realizację tak ambitnego planu jak budowa nowego centrum klinicznego. Do tego trzeba wielu sprzymierzeńców, wsparcia wielu środowisk.
Te słowa nie oznaczają, że taki scenariusz jest niemożliwy do realizacji w przyszłości. Wymagania jakie będą stawiane wydziałom lekarskim czy konkurencja nowych wydziałów lekarskich to okoliczności sprzyjające podejmowaniu takich wyzwań. Na pewno władze Zabrza są nam bardzo przychylne, nie należy sprawy definitywnie przekreślać.
Widzę także ważną rolę dla studentów wydziału, jako grupy osób mogących wywierać swój pozytywny wpływ poprzez formułowanie żądań dotyczących prowadzenia zajęć na terenie miasta, a nie w całej, rozległej aglomeracji śląskiej.
Nie neguję, że proces powolnego „rozmontowywania” wydziału, rozumianego jako funkcjonowanie spójnego organizmu akademickiego w Zabrzu trwa, ale warto cofnąć się w czasie by zrozumieć obserwowane zjawiska. Początku tego stanu należy upatrywać w deklaracji Rektora Prof. W. Pierzchały, który wiele lat temu postulował by w miejsce wydziału lekarskiego powołać wydział szkolenia podyplomowego. Ten plan nigdy nie został zrealizowany, ale w pamięci ludzkiej ta idea głęboko zapadła.
Całe lata trwała niepewność: czy wydział zostanie zamknięty?
A kolejne ruchy: przenoszenie klinik do innych miast i zablokowanie szansy na budowę całkiem nowego szpitala klinicznego w Zabrzu co osobiście nadzorowała Rektor Prof. E. Małecka-Tendera tylko utwierdzały nas, że prędzej lub później wydział upadnie.
Od kilku lat widzimy wysiłki władz wydziału dotyczące poprawy stanu bazy dydaktycznej (Rokitnica, budowa centrum symulacji), ale baza kliniczna jest ciągle daleka od oczekiwań. Studenci są zmuszeni do odbywania ciągłych uciążliwych podróży do kolejnych miejsc prowadzenia zajęć dydaktycznych.
Pytanie czy można było coś zmienić w kwestii szpitali klinicznych? Trudno orzec, ale decyzje zapadają gdzie indziej. Przecież nie chodzi o apele czy manifestację dobrej woli. Czy uchwały rady wydziału mogłyby zmienić sytuację? Wątpię. Można oczywiście stawiać tezę, że gdyby władze wydziału prezentowały determinację by powstał nowy szpital i otrzymały w tej kwestii wsparcie zabrzańskiego środowiska akademickiego to by się udało go zbudować. Ale logika zjawisk społecznych jak inna; gdy zakorzeni się jakiś pogląd (w tym wypadku o nieuchronności likwidacji wydziału) trudno wykrzesać optymizm i wzbudzić wiarę w realizację tak ambitnego planu jak budowa nowego centrum klinicznego. Do tego trzeba wielu sprzymierzeńców, wsparcia wielu środowisk.
Te słowa nie oznaczają, że taki scenariusz jest niemożliwy do realizacji w przyszłości. Wymagania jakie będą stawiane wydziałom lekarskim czy konkurencja nowych wydziałów lekarskich to okoliczności sprzyjające podejmowaniu takich wyzwań. Na pewno władze Zabrza są nam bardzo przychylne, nie należy sprawy definitywnie przekreślać.
Widzę także ważną rolę dla studentów wydziału, jako grupy osób mogących wywierać swój pozytywny wpływ poprzez formułowanie żądań dotyczących prowadzenia zajęć na terenie miasta, a nie w całej, rozległej aglomeracji śląskiej.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
19 komentarze:
Jedynym dobrym rozwiązaniem jest budowa szpitala klinicznego, a najlepszą lokalizacją była działka ACM. Moim zdaniem kliniki musiałyby zlokalizowane być w maksymalnie dwóch miastach: Zabrze + Bytom lub Gliwice. Ponieważ Bytom od początku był miastem ówczesnego ŚlAM-u pierwsza opcja jest prostsza. Lokalizowanie klinik zabrzańskich głównie w Katowicach spowodowało dużą frustrację oraz niepewność (jeżeli niedokładnie odczytało się grafik zajęć można się było nieźle zdziwić). Teraz przynajmniej widać, że WLZ raczej nie będzie zlikwidowane, bo jest CSiDM w Zabrzu i porządny remont w Rokitnicy. Co nie zmienia faktu, że nowy szpital kliniczny jest WLZ potrzebny. Na Zachodzie elitarne Uniwersytety wolą budować nowe szpitale niż remontować stare.
Najważniejszy jest potencjał ludzki i w to warto inwestować (dydaktycy, naukowcy, praktycy). Kilometry nie mają tu znaczenia (aktualne rozwiązania komunikacyjne na Śląsku są bardzo dobre, a zapowiadają się na jeszcze lepsze). A w każdym razie w obecnych czasach NA PEWNO TO NIE PROBLEM. Odnoszę wrażenie, że ktoś tu robi antyreklamę wydziałowi (walka o płatnych studentów???, rewanż, dawne urazy??). Oczywiście optymalnym rozwiązaniem byłby jeden szpital kliniczny. Tylko że najpierw musimy utrzymać kadry, dać ludziom perspektywy, dobrze zarobić. Prestiż instytucji to nie mury i kilometry ale kapitał ludzki. Sam nowoczesny, przeszklony budynek bez doświadczonej kadry nic nie da...
Komentarzy nie pisze student. Jako studenci w dawnych czasach nigdy nie narzekaliśmy na odległości tylko na jakość dydaktyki. Z sentymentem wspominam nawet zajęcia z ortopedii w Sosnowcu :-). Wiem, mam XXI wiek, inne standardy ale mamy tez polską rzeczywistość, której musimy stawić czoła, bo inaczej zniszczymy etos Uniwersytetu a zostaną tylko szkoły zawodowe (w eleganckim budynku - wszystko w jednym). Na pewno jest wiele do zrobienia i trzeba działać.
Odpowiadam Anonimowemu z godz.20.57
Przecież kadry to my chyba mamy? Właśnie to co mamy to kapitał ludzki i tego nie musimy nigdzie szukać. To czego nie mamy to właśnie bazy i cała dyskusja winna się na tym koncentrować. Jazdy studentów po całym Śląsku to jest po prostu skandal. I to że nic się w tym kierunku nie robi jest winą władz wydziału, tak jak to piszą przedmówcy. Wieloletnie starania być może skutkowałyby czymś dobrym. Ale żadnych starań nie czyniono przez ostatnie lata. Rektorka wydział położyła na obie łopatki. Nie ulega wątpliwości, że bardzo zaszkodziła wydziałowi, bo przecież poprzedni rektor pragnął budowy szpitala.
Starania należy czynić jeżeli mamy spełniać warunki, których wcale nie spełniamy.
Zachęcanie studentów do walki o" lepsze jutro" dot. bazy dydaktycznej to odsuwanie od siebie odpowiedzialności za brak działań przez osoby do tego upoważnione, a więc rady wydziałowe oraz władze dziekańskie. To umycie rąk "Poncjusza Piłata". To nie studenci powinni zapewnić sobie bazę dydaktyczną poprzez jakieś działania. Oni mają się uczyć a bazę kliniczną powinni mieć zapewnioną przez menedżerów wydziałowych, którzy się z tej roli nie wywiązują. Takie podejście woła o pomstę do nieba i powinno skutkować rozwiązaniem wydziału. Narażanie studentów na potężne koszty związane z dojazdami nie przeszkadza radzie , bo to ich nie dotyczy. A winno obciążać uczelnię finansowo. I myślę, że będzie można to wywalczyć. Wtedy może się obudzą nasi zarządzający. A komisje akredytacyjne może przejrzą na oczy.
Pętla konkurencji dla SUM zaciska się coraz mocniej.
http://czestochowa.wyborcza.pl/czestochowa/7,48725,23865466,uniwersytet-im-jana-dlugosza-chce-ksztalcic-lekarzy-bedzie.html
Czy władze rektorskie nadal nie widzą potrzeby budowy szpitala klinicznego w Zabrzu?
Uczelnia nasza od wielu lat jest bardzo żle rządzona. Nie tylko prof. Wilczok powinien być sądzony za nieumiejętne kierowanie uczelnią. Rektorka, która rządziła po nim przez dwie kadencje i oskarżała go, sama powinna również być sądzona, w szczególności za zniszczenie swoimi decyzjami wydziału zabrzańskiego - kolebki, w której sama studiowała.
I wszyscy samodzielni powinni za tym głosować.
Proponuję skupić się na przyszłości a nie na przeszłości.
Wybory Rektora za niecałe 2 lata, mam nadzieję że z powodu coraz większej konkurencji innych wydziałów lekarskich, przynajmniej pokuszą się o przedstawienie programy wyborczego i wizji uczelni za 5-10 lat.
Na pewno nikomu studentów nie zabraknie (mamy bardzo duże niedobory lekarzy w Polsce). Z radością witamy kolejne wydziały i młodych przyszłych naukowców. Po co siać zamęt.
Proszę popytać na Wydziale Farmaceutycznym w Sosnowcu czy aby tam nie brakuje niestacjonarnych studentów na kierunku farmacja?
Dochodzą mnie słuchy (uruchomiono II nabór) że jednak zaczyna brakować.
Proponuję jednak trochę refleksji.
Do Anonimowego z godz.12:39 Najpierw trzeba rozliczyć się z przeszłością. Gruba kreska jak wiemy nie popłaca. Nie zrobiono dekomunizacji i borykamy się z tym do dzisiaj. Bo przeszłość ciągle powraca i rzutuje na teraźniejszość i przyszłość. W przypadku naszej uczelni przeszłość była bardzo zła i to zło ciągnie się latami. Nowe władze są kontynuacją poprzedników w niedobrym zarządzaniu, pomiataniu i niszczeniu ludzi, nie liczeniu się z krytycznymi uwagami, nepotyzmem i kolesiostwem. Najgorszy wzorzec stanowi rektorka, a jej pupilka kuraszewska nigdy nie powinna grzać miejsca na uczelni, ponieważ wielokrotnie ją zniesławiła. Usta pełne naprawy uczelni, a jest coraz to gorzej.
Do animowego 20:36
Niestety jest niż demograficzny. Młodzi ludzi często wybierają kierunki techniczna i aktualnie tez medycynę. Trzeba się z tym liczyć. Kolejnym etapem zapewne będzie łączenie wydziałów i na to też trzeba być przygotowanym. Jak ktoś pochodzi z Opola, Kielc, Rzeszowa itp. to pewnie wybierze lokalne uczelnie, ze względu na niższe koszty utrzymania. Kadra naukowa też migruje tak jak to jest na całym świecie. Zamiany są potrzebne.
Sami wybieramy tych zarządzających uczelnią, którzy jej nie naprawiają, a pognębiają coraz to bardziej. Należy się zastanowić: czym podyktowane są nasze wybory? Ano naszą wygodą, też kolesiostwem i utrzymaniem za wszelką cenę status guo, bo jest ono nam na rękę - każdemu kierownikowi z osobna i te stanowiska się sumują. Każdy kto przedstawia inne, nowoczesne wizje nam nie odpowiada, bo może naruszyć nasz spokój i byt. Dlatego nie ma co narzekać, bo mamy cośmy chcieli: jeżeli rządzący będą słabi i bez pomysłu, to my będziemy niezagrożeni, a uczelnia się przecież nie zawali. A to że kuleje i dołuje nie jest naszą sprawą, bo jest kogo obciążać. Dobrze, że nowa ustawa wchodzi w życie, dobrze że wprowadzono w niej inny niż dotychczas wiek emerytalny, dobrze że wejdzie do uczelni świeża krew spoza układów i inaczej spojrzy na to wszystko, co się u nas dzieje. Na pewno odejdzie kilka betonów, a inne pomysły będą słyszalne. Oby tylko nie było wypaczeń i obchodzenia prawa.
Bardzo słuszne uwagi. Trzeba jeszcze pamiętać, że tym młodym trzeba w dzisiejszych czasach dać
zarówno perspektywy, jaki i pieniądze (co jeszcze nie było takie oczywiste kilkanaście lat temu). Tych ostatnich jak nie było tak nie będzie przy obecnych nakładach. Zainteresowanie pracą naukowa jest minimalne, ale też trudno się dziwić. Czasy się zmieniły i kruszenie betonu już nic nie pomoże, bo materiału na nowy beton nie ma.
Trzeba sobie uzmysłowić, że nie każdy, nawet świetny naukowiec jest także dobrym zarządzającym uczelnią. Te dwie dziedziny się absolutnie nie zazębiają - jak wielu z nas błędnie uważa. Dobry menadżer z otwartą głową jest tutaj niezastąpiony. A lekarze i naukowcy powinni robić to, czego się nauczyli i co umieją robić najlepiej. Polemizując z Komentatorem z 11 września godz.12:07 w naszej uczelni są przecież młodzi i zdolni, którzy jak dotąd są blokowani. Z ok.250 samodzielnych pracowników nauki, a więc ukształtowanych naukowców jest wielu, którzy mogli by się zająć administrowaniem uczelnią, ale stary beton uważa, że jeszcze do tego nie dorośli. Rozejrzyjmy się wokół, a na pewno ich dostrzeżemy.
Wcześnie czy później zaczyna się tworzyć nowe układy (na kolejne lata).
Dobry menadżer... ale zewnętrzny., którego wybór nie zależy od wewnętrznych układów.
Apolityczny
"ok.250 samodzielnych pracowników nauki" ładnie wygląda, spójna i jednolita grupa
Do Komentatora z 11 września godz.21;16
Nie wiem co Komentator chciał powiedzieć cytując liczbę samodzielnych pracowników w naszej uczelni. Mogę powiedzieć, że grupa nie jest ani spójna ani jednolita. Dowodem jest lista,która powstała przed wyborami i zawierała nazwiska osób, które nie chciały kontynuacji rządów rektorki. Było tam dużo osób młodszych myślących inaczej niż aktualne władze uczelni i widzących przyszłość w ciemnych barwach. Ale przegrali. Beton trzymał się mocno i myślę że w najbliższych wyborach będzie podobnie. Boimy się zmian bo nam zagrażają. Chyba, że nowa ustawa spowoduje odejście na zasłużony odpoczynek znacznej części tego elektoratu, który hamuje postęp.
Pragnę przypomnieć, że przed laty do wyborów stanęli młodsi i inaczej myślący o sprawach nauki, organizacji uczelni i lecznictwa. Odchodząca rektorka uprzedziła wtedy wszystkich, żeby na takie osoby nie głosować, w szczególności na jedną osobę. Byli określani oszołomami. Teraz okazuje się, że to żadne oszołomy - są kierownikami katedr i klinik, które prawidłowo funkcjonują. Opinię negatywną łatwo urobić, która potem ciągnie się przez lata. To rektorka nie zrobiła nic dobrego dla uczelni - i to na żadnym polu. Pomyślmy o tym, bo jeszcze jest trochę czasu do wyborów. Jeżeli chcemy, żeby było lepiej to muszą nastąpić zmiany i to głębokie, nie kosmetyczne.
Nasza uczelnia naprawdę jest fatalnie zarządzana, dlatego jest tak źle jak to niektórzy opisują. Kuraszewska przed paru laty zwolniła- krzywdząc - kilkaset osób. Zaoszczędziła w ten sposób wiele milionów złotych w budżecie. Ale nie przeznaczyła tych pieniędzy na podwyżki dla pozostałych pracowników. Uczelnia jak była - tak jest - ostatnia pod względem płacowym ze wszystkich śląskich uczelni. To zdecydowanie przekłada się na zapał pracowników do aktywności na wszystkich polach. Realizują tylko konieczne do oceny minimum. O dobrych stosunkach międzyludzkich można jedynie marzyć. Życzliwość i dobre obyczaje w nauce gdzieś zniknęły. Wracają metody działania rodem z UB. Tak dzieje się na przykład na Wydziale Nauk o Zdrowiu, gdzie w celu wymuszenia podpisu na dokumencie przez pracownika, zamyka się go w pomieszczeniu, aż zmięknie i podpisze niekorzystny dla siebie dokument - zwolnienie z pracy. Wierzyć się nie chce. Może to jednak jest plotka? Bo jeżeli nie jest, to gdzie są związki zawodowe, kadry, dziekan i rektor? Jakie są morale sprawców tego wydarzenia. Dlaczego jest to tolerowane? I czyja jest to szkoła? Skandal to naprawdę mało powiedziane. Uniwersytet jest godnym pożałowania miejscem pracy.
Prześlij komentarz