środa, 9 listopada 2016

Czy prowadzenie badań naukowych szkodzi lekarzom?

Od dawna do różnych tekstów na blogu napływają komentarze Czytelników dotyczące obszaru badań naukowych. Z reguły wyrażają one negatywne stanowisko wobec nauki w ogóle, a jako kierunek wart wysiłku uznaje się pracę zawodową. W ten sposób przeciwstawia się naukę i pracę czysto lekarską. Wiele osób wręcz uznaje wysiłek związany z pracą naukową za pozbawiony sensu, a czas poświęcony na prowadzenie badań za czas stracony. Muszę przyznać, że te opinie od "zawsze" bardzo mnie dziwiły, a nawet bulwersowały. Dlaczego nauka ma szkodzić lekarzowi, czy prowadzenia badań istotnie jest pozbawione sensu? Przecież cały postęp medycyny wynika z pracy naukowej całych pokoleń ludzi. Zgromadzona wiedza lekarska wykuwała się przez setki lat w oparciu o obserwacje naukowe. Jak zatem można uznać, że nauka szkodzi lekarzowi-praktykowi? Czym mielibyśmy badać pacjentów? Tylko okiem i uchem? A leki? jakie mielibyśmy przepisywać pacjentom gdyby nie badania naukowe?

Warto poszukać odpowiedzi na poniższe pytania:

* Skąd bierze się taka niechęć do nauki?
* Dlaczego ten obszar jest tak źle postrzegany?
* Może to system funkcjonowania nauki, tej którą znamy jest zły?

Liczę na komentarze Czytelników tej ważnej sprawie.

5 komentarze:

Anonimowy pisze...

Oczywiście rozwój medycyny i nie tylko zawdzięczamy badaniom naukowym. Liczne obserwacje lub eksperymenty doprowadziły do tego co obecnie wiemy i posiadamy. Problemem jest blokowanie publikacji przez zagraniczne czasopisma (każdy wspiera swoich) oraz brak wsparcia finansowego. Są oczywiście granty i stypendia, ale formalności administracyjne i biurokracja są za duże. Badania naukowe w laboratorium i praktyka lekarska na poziomie światowym się wykluczają. Nie da się jednocześnie pracować w laboratorium, leczyć w szpitalu lub poradni, uczyć studentów i jednocześnie pilnować spraw administracyjnych. To się musi kiedyś skończyć wypaleniem zawodowym.
W czasie mojego pobytu zagranicą doświadczyłem tego osobiście jak wygląda prawdziwa nauka przedkliniczna, to co prezentują w dużej mierze nasze polskie jednostki to głównie pseudo-nauka.

Anonimowy pisze...

Anonimowy napisał: "Problemem jest blokowanie publikacji przez zagraniczne czasopisma (każdy wspiera swoich)".
To jakaś bzdura. Wielu jest autorów polskich, którzy publikują w dobrych topowych czasopismach światowych z medycyny. Ja specjalnie nie zauważam dyskryminacji naszych autorów. Jak praca jest słabo napisana, wyniki kiepskie na dodatek angielski nie do strawienia, to nie można się dziwić, że redaktorzy odrzucają takie prace. Ja sam z zespołem (onkologia) publikujemy rocznie za ok. 20 IF w czasopismach w granicach IF= 4 do 5. A jesteśmy tylko średniakami w porównaniu z innymi zespołami w Polski. Proszę wybaczyć ostry ton, ale spokojnie nie mogę tego czytać. Z powyższego wpisu aż przelewa się frustracja. Niepotrzebnie. Wszyscy w tym zawodzie doświadczamy co jakiś czas syndromu wypalenia zawodowego (w onkologii jest to szczególnie wyraźne i częste). Tak już jest w tym zawodzie.

Anonimowy pisze...

Zwracam uwagę na komentarz dotyczacy tego wpisu na innym blogu:

http://habilitant2012.blox.pl/2016/11/Uwaga-badania-szkodza.html

Anonimowy pisze...

Autor tekstu na tym blogu popelnił poważny błąd w założeniu i myśleniu. Nie zrozumiał, że była mowa o tworzeniu nikomu niepotrzebnych publikacji jako pracy naukowej, a nie o ciągłym doskonaleniu lekarza, które jest podstawą tego zawodu.

Anonimowy pisze...

A propos poprzedniego komentarza z 26 listopada - dotyczył on bloga habilitant2012