O Niezależnym Zrzeszeniu Studentów

Zapraszam do lektury książki o Niezależnym Zrzeszeniu Studentów w naszej Uczelni w latach 1980-81. To był niezwykle dynamiczny okres polskie...

piątek, 20 maja 2016

Zawód lekarz, cześć 23-cia: Jak komunikować się z pacjentem?


Ta umiejętność mogłaby zostać umieszczona w rozdziale „Kontakt z pacjentem”, ale problem jest nieco szerszy. Nie zawsze komunikujemy się z samym chorym, bywa, że naszym rozmówcą jest rodzina pacjenta. Te okoliczności dotyczą głównie pacjentów hospitalizowanych. Generalnie można założyć, że stan zdrowia takiego pacjenta, wymagającego diagnostyki szpitalnej jest poważniejszy niż pacjenta leczonego w trybie ambulatoryjnym. Często stajemy przed dylematem: jak informować pacjenta o jego stanie zdrowia? Odpowiedź wydaje się oczywista: należy mówić prawdę. W życiu codziennym nie jest to tak proste. Pacjent lub członek jego rodziny nie zawsze jest w stanie właściwie zrozumieć nasze słowa, a poza tym zwykle oczekuje się od nas pomyślnych informacji. Na podstawie moich obserwacji należy zachować pewną ostrożność i przedstawiać perspektywy stojące przed pacjentem w nieco bardziej pesymistycznej tonacji niż zbyt optymistycznej. Przecież tak naprawdę rzadko możemy mieć stuprocentową pewność co do rokowania i robienie nieuprawnionej nadziei może wywołać uzasadnione zarzuty ze strony pacjenta lub jego rodziny. Nie proponuję oczywiście celowej dezinformacji pacjenta by później zbierać pochwały za cudowne wybawienie z poważnej opresji; taka postawa czasem prezentowana przez lekarzy nie może uzyskać akceptacji. Najtrudniej dotrzeć z informacją dotyczącą osoby ciężko chorej, o niepewnym rokowaniu. Opowiem pewną historię. Do szpitala przyjęto 18-letnią dziewczynę, u której postawiono niedawno rozpoznanie poważnej choroby. Dotąd na nic nie chorowała, dla niej samej i rodziny był to szok, szczególnie, że była na parę miesięcy przed maturą. Matka tej dziewczyny była częstym gościem w szpitalu, wykazywała niezwykłą troskę o stan zdrowia córki. Pacjentkę prowadził ten sam lekarz, który woził inną młodą pacjentkę na konsultacje co wywołało później problem opisany w rozdziale „Kontakt z pacjentem”. Od początku, jako lekarz z powołania zaangażował się mocno w opiekę na pacjentką, prawie codziennie rozmawiał z jej matką czyniąc – jak się później okazało – nieuzasadnione nadzieje. Matka nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że stan jej córki jest bardzo poważny, a lekarz nieco pochopnie podtrzymywał jej wiarę w wyzdrowienie. Gdy pacjentka zmarła rozpacz matki była ogromna, być może nieco inny, bardziej realistyczny sposób komunikowania mógłby lepiej ją przygotować na nieuchronny finał?

6 komentarze:

Dariusz Galasiński pisze...

Z całym szacunkiem Panie Profesorze, ale komunikacja z pacjentem to nie tylko 'informowanie'. Napisano biblioteke publikacji o komunikacji z pacjentem. Szkoda, że Pan ją upraszcza do 'informowania'.

Dużo bardziej wolałbym,żeby uczył Pan studentów, jak zadać sensowne pytanie pacjentowi.

Anonimowy pisze...

Sprzeczanie się o pojedyncze słowa jest bez sensu. Już od dawna pacjent stał się peselem, leczenie wykonywaniem procedur, które jeszcze mogą okazać się nadwykonaniem. Nigdzie na świecie nie widziałem takiego marnotrawstwa pracy lekarza, zwłaszcza specjalności zabiegowych. Lekarz stał się najtańszą sekretarką medyczną, a przytłoczony ogromem pracy papierologicznej znajduje coraz mniej czasu dla chorego w ogóle. Dla przykładu, chirurg zamiast przyjść do pracy i zająć się tym co potrafi najlepiej, czyli operowaniem, nie ma na to czasu. Pomijając już kwestię przyjęć i wypisów (wypis to czasami 1-1,5h), to czeka go w pracy wiele innych zaskakujących zajęć. Przełożeni dla zasady spotkania, astronomiczne liczby szkoleń i kursów, a władze uczelni doktoraty, organizują znienacka dla zasady o 9 lub 10, co uniemożliwia wykonanie zabiegu przed i po tych zajęciach, trwających czasami kilka godzin. Wszyscy naszą najważniejszą pracę mają w d...e, bo są najczęściej urzędnikami, bez doświadczenia medycznego i tego nie rozumieją. Cierpi na tym pacjent. Ale jeśli jego operacja zostanie przełożona i złoży skargę, to oczywiście winny jest chirurg. Dobry operator na Zachodzie to skarb, który wykorzystuje się w możliwie najlepszy sposób. U nas na operację musi sobie wygospodarować czas. A jeśli tego nie jest w stanie zrobić, to czeka go zawał w wieku 40 lat.

Anonimowy pisze...

Drugi wpis doskonale opisuje na wskroś patologiczny i utrwalony po komuniźmie system wykorzystywania i totalnego marnotrawienia potencjału klinicznego, zdolności i pracy naukowej lekarzy. Urzędnicy, administracja i nie-lekarze są prawie wyłącznie beneficjentami, im nie zależy na poprawie patologii w opiece zdrowotnej. Stworzono armię zarządzających i wydających decyzje, lekarzami nikt się nie przejmuje. Odnosi sie wrażenie, że to było zaplanowane po przekształceniu komunizmu. Tak, zaplanowane było marnotrawienie potencjału ludzkiego i jego wykorzystywanie. Konsekwencje ponosi pacjenci i społeczeństwo. Brakuje odważnego polityka, który skutecznie zdusi patologie i naprawi opiekę nad pacjentami.

Dariusz Galasiński pisze...

Zakladam, ze komentarz z 14:15 jest do mnie.

Otoz rzeczywiscie nie warto sie sprzeczac o jedno slowo. Ale warto sie sprzeczac o komunkacje z pacjentem, ktora ma polegac glownie na przekazywaniu informacji. Otoz nie, komunikacja z pacjentem to nie jest sytuacja, w ktorej (wszystkowiedzacy) lekarz przkazuje madrosci sluchajacemu w oniemieniu pacjentowi i jego rodzinie. Wspolczesna medycyna bardzo dawno odeszla od takiego modelu komunikowania na rzecz partnerstwa, rozmowy i wspolnych decyzji.

Do tego dodam, ze za kazdym razem mnie zaskakuje, ze na krytyke odpowiedz jest zawsze jedna: system. Wszystkiemu jest winny system, no jeszcze rejestratorka. Panstwo czujecie sie za cokolwiek odpowiedzialni?

Anonimowy pisze...

Dla pseudo-kariery naukowej młodzi adepci medycyny porzucają strony rodzinne i przenoszą się daleko od domu rodzinnego, aby np. "robić karierę na uczelni". Konsekwencje w wymiarze społecznym dotyczą np. braku opieki i pomocy dla pozostawionych rodziców. Zastanówcie się młodzi nad konsekwencjami w długim okresie czasu.

Anonimowy pisze...

Tak, zastanowcie sie dobrze czy warto poswiecac wszystko dla wyimaginowanej kariery. Sa zdecydowanie wieksze wartosci w zyciu niz bezsensowna realizacja ambicji.