poniedziałek, 16 grudnia 2013

O uniwersytecie

Dziś miała miejsce uroczystość wręczenia nagród rektorskich. Jak co roku w grudniu Rektor naszej uczelni uroczyście nagradza laureatów nagrodami naukowymi, dydaktycznymi i organizacyjnymi. Nie umniejszając znaczenia nagród dwóch ostatnich kategorii, należy najwyżej oceniać znaczenie nagród naukowych. Pozycja uczelni, co dobitnie pokazały wyniki ostatniego rankingu ministerialnego, w przeważającym stopniu kształtują wyniki naszej pracy naukowej. Te grudniowe spotkania są zawsze bardzo miłe, to przecież jest naturalne, że lubimy otrzymywać nagrody. Poza dyplomem wyróżnieni otrzymują także nagrody pieniężne.
Ta uroczystość skłania mnie także do nieco szerszej refleksji.
Od lat spotykamy się w bardzo podobnym gronie nagradzanych osób. Widać krąg osób czynnie zaangażowanych w badania naukowe nie jest zbyt liczny. Praca naukowa wymaga spełnienia wielu warunków; poczynając od pomysłu, stworzeniu zespołu badawczego, zdobyciu środków materialnych, przeprowadzaniu samego eksperymentu, analizie zebranych wyników, aż do napisania samej publikacji. A do tego trzeba uzbroić się w wiele cierpliwości by wreszcie otrzymać wiadomość od Editor-in-Chief: Accepted for publication!
Moja ostatnia przyjęta do druku praca została napisana jesienią 2010 roku, a taką wiadomość otrzymałem 6 grudnia 2013 roku! A w międzyczasie najbardziej nielubianym słowem stało się: Rejected!
Nauka wymaga od nas wielu wyrzeczeń, a wyniki końcowe nigdy nie są możliwe do przewidzenia. Na ostatnim posiedzeniu RW w Zabrzu usłyszeliśmy, że gdyby pracownicy każdej jednostki wydziału w ciągu roku opublikowali JEDNĄ (!) publikację oryginalną to pozycja wydziału byłaby bardzo dobra. To przecież bardzo niewiele, np. dla katedry liczącej 8 pracowników to jedna praca per capita na 8 lat! Skoro grono osób nagradzanych jest niezbyt liczne oznacza to, iż osób istotnie zaangażowanych w pracę naukową jest bardzo niewiele.

Co zrobić by zmienić ten trend?

Jak poprawić ranking naszej uczelni tak mocno zależny od wyników pracy badawczej?

Sądzę, że istnieje pilna potrzeba stworzenia prawdziwego systemu motywacyjnego. To wyzwanie dla społeczności akademickiej oraz test jakości przywództwa aktualnych władz naszej uczelni. Od determinacji władz dziekańskich i rektorskich oraz szerokiego wsparcia ze strony pracowników zależy przyszłość uczelni. Osobiście sądzę, że istotą zmian musi być postawienie na sprawdzonych ludzi, w tej mierze to są to ci, którzy skutecznie publikują. Należy stworzyć im warunki dla prowadzenia pracy naukowej np. skierowując do nich gros środków finansowych czy zmniejszając obciążenie dydaktyczne. Konieczne jest także ściągnięcie do uczelni młodych osób, bez nich nie ruszymy z miejsca.
Nadszedł czas odważnych decyzji.
Obawiam się jednak, że nie dojdzie do takich zmian, gdyż nie ma zrozumienia dla konieczności ich wprowadzenia. Od opublikowania ostatniego rankingu ministerialnego sporo wody upłynęło w Brynicy, a poza apelami o aktywność ze strony władz oraz informacją, że wysłano odwołanie do ministerstwa nic się nie dzieje. Żadnej dyskusji na szerszym forum nie było, żadnych konkretnych propozycji ze strony władz nie podano do wiadomości społeczności akademickiej.

Quo vadis, nauko?!
Quo vadis, uniwersytecie?


7 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ale nagrody zostały wręczone, niektórym nawet wielokrotnie za różnorodną działalność...

Anonimowy pisze...

Rozumiem osoby, które nie publikują. Nie istnieje żadna motywacja, aby mnożyć dorobek i podnosić wydział w rankingu. W przypadku przejścia wydziału do kategorii A i tak dodatkowe pieniądze na naukę dostaną wybrani, plus nagrody naukowe JM za publikacje. Zwykły asystent jest tylko i wyłącznie narzędziem do dydaktyki, z problem przeżycia od pierwszego do kolejnego miesiąca (wynagrodzenie najniższe w Europie). Na naukę nie starcza sił i środków (i chleba).

Anonimowy pisze...

W temacie nagród z innego miasta w Polsce:

http://lublin.gazeta.pl/lublin/1,48724,14865192,UMCS__Nagrody_dla_dziekanow__Ponad_9_tys__na_glowe.html

Anonimowy pisze...

Zbliżają się święta i towarzyszący im okres życzeń i podsumowań. Ponieważ wyjeżdżam robię to teraz. Panu, Panie Profesorze i Pana rodzinie życzę wszystkiego co najlepsze i najpiękniejsze, zdrowia i spełnienia marzeń. Podsumowując rok w naszej uczelni, przyznać trzeba, że chociaż jest kadencją kontynuacji, to jednak nie powielania. Gorzej niż za Pani Tenderowej już chyba nie będzie, gdyż nie jest ona wzorcem godnym naśladowania, co musieli widzieć jej współpracownicy. Mam nadzieję, że Nowy Rok przyniesie więcej pozytywnych zmian np. w administracji.

Anonimowy pisze...

A studenci i doktoranci właśnie otrzymali stypendia ministra nauki w wysokości kilkunastu tysięcy złotych. Wkrótce student będzie pobierał stypendium miesięczne wyższe niż wynagrodzenie jego wykładowcy. Co za chory system.

leszek pisze...

No ale tak jest i tego nie zmienimy i tak, Jeżeli dostaje takie stypendium, jeżeli ktoś na to pracował i zasługuje to jestem jak najbardziej za ......

Anonimowy pisze...

Ale dlaczego należy podnieść rangę naukową? Już kilka razy pisałem, że wszystkie dziedziny życia w Kraju to naczynia połączone. Jeżeli kolej źle funkcjonuje, autostrady są najdroższe, kolejki do lekarzy specjalistów są wielomiesięczne, i tak dalej, każdy wie co i jak, to dlaczego nagle nauka ma być na czele? I najważniejsze - za ile? Bo za zarobki nie pozwalające na życie, nauka zawsze będzie głęboko w tyle. Oczywiście Pan Profesor Pluskiewicz, chociaż diagnozuje stan nauki, nie zmieni nic. Profesor Mieczysław Krauze, fizjolog, powiedział, że zawsze znajdzie się dziwak, który za marne grosze będzie pracował. Tylko że ten dziwak,. nawet jeżeli się znajdzie, to sam nie zrobi żadnych badań. A trudno stworzyć cały zespół dziwaków.
Aby wymagać realizacji nauki, trzeba płacić. I na pensje i na badania. Inaczej nie będzie nauki, albo będzie udawanie nauki, przez publikację nikomu niepotrzebnych badań, albo będą coraz doskonalsze plagiaty. Nie udawajmy, że w kraju w którym profesora nie stać na kupno np. edytora Word, czy amerykańskiego podręcznika, będzie realizowana nauka. Nie oszukujmy się, pracujemy (przynajmniej ja) nie po to, aby odkryć mechanizm działania fosfonianów, ale po to, aby zapewnić byt sobie, rodzinie. I to jest podstawowy pewnik. Jeżeli ktoś tego nie rozumie, to znaczy że rodzina u niego nie funkcjonuje. I nauka również nie. Nazwiska takich naukowców, którzy nie potrafią uporządkować tych spraw, znam, ale nie podam, nie chce się włóczyć po sądach.
Reasumując, ponieważ pracujemy dla pieniędzy, a nie dla odkryć, leczenia, szerzenia oświaty, dlatego problem nauki sprowadzam do problemu pieniędzy. A potem to problem doboru. Ale dopiero potem.