czwartek, 6 czerwca 2013
O polskich uczelniach
Chciałbym kilka słów napisać, jako komentarz do ostatniego posiedzenia Rady Wydziału. Jak wspominałem wcześniej od kilku miesięcy z powodu prowadzenia ćwiczeń nie brałem udziału w obradach RW. Ten czasowy dystans stwarza lepszą możliwość dostrzeżenia pewnych faktów. Przede wszystkim zdumiała mnie mała liczba obecnych osób; przecież obawiano się, że po przywróceniu do składu RW wszystkich samodzielnych pracowników nauki sala obrad będzie pękać w szwach. To poważny problem, jak RW ma podejmować swe decyzje przy nieobecności tak wielu osób? Są członkowie RW, którzy w zasadzie nigdy się nie pojawiają, chyba gdy mają do załatwienia swoje sprawy. Usprawiedliwieniem nieobecności jest urlop, udział w konferencji naukowej lub prowadzenie zajęć dydaktycznych. Naszym OBOWIĄZKIEM jest obecność. Ale sama obecność to za mało, tworzenie nowej jakości musi być oparte na otwartej dyskusji. Ale chętnych do zabierania głosu jest niewielu. Patrząc na posiedzenia RW z perspektywy blisko roku pracy nowych władz widać istotne różnice względem dwóch wcześniejszych kadencji. Dziekan Prof. M. Misiołek sprawnie prowadzi obrady, nie ma miejsca na typowe dla poprzednich lat pozamerytoryczne dyskusje. Ale to niestety nie przełom z powodu niskiej aktywności członków RW.
Dlaczego tak się dzieje? Sądzę, że jest to konsekwencja ogólnej sytuacji polskich uczelni. Regres trwa od lat. Obniżanie finansowania nauki, coraz większe możliwości zarobkowania w innych miejscach niż macierzyste uczelnie (np. w innych, zwykle niepublicznych uczelniach) doprowadziły do sytuacji, że nasze życie nie kręci się wokół własnej uczelni, która stała się swoistym dodatkiem do innych aktywności. Ewolucja zjawisk społecznych prowadzących do deprecjacji znaczenia nauki i szkolnictwa wyższego jest faktem, ale życie nie zna próżni. Dążenie do spełnienia życiowych aspiracji jest naturalne dla każdego człowieka i w efekcie procesu, który zarysowałem widzimy odwracanie się od uczelni.
Bez zmian na poziomie krajowym nie ma żadnych szans na odwrócenie tego trendu, ale to potrzeba zmian o fundamentalnym charakterze. Nie chodzi wcale – przynajmniej w pierwszym etapie – o zwiększenie nakładów na szkolnictwo wyższe i naukę. Najpierw należy zmienić zasady funkcjonowania uczelni idące w kierunku podniesienia ich poziomu w zakresie dydaktyki i nauki. Bez tych działań, będących wspólnym dziełem rządu i Sejmu oraz środowisk uniwersyteckich, będziemy skazani bezterminowo na rolę tła dla świata.
Stawiam pytania:
-Czy klasa polityczna, rozumiana jako rząd i Sejm + Senat jest w stanie podjąć odpowiednie reformy?
-Czy środowiska polskich uczelni są gotowe by wziąć udział, jako równorzędny partner dla klasy politycznej, w prawdziwej reformie polskich uczelni?
Dlaczego tak się dzieje? Sądzę, że jest to konsekwencja ogólnej sytuacji polskich uczelni. Regres trwa od lat. Obniżanie finansowania nauki, coraz większe możliwości zarobkowania w innych miejscach niż macierzyste uczelnie (np. w innych, zwykle niepublicznych uczelniach) doprowadziły do sytuacji, że nasze życie nie kręci się wokół własnej uczelni, która stała się swoistym dodatkiem do innych aktywności. Ewolucja zjawisk społecznych prowadzących do deprecjacji znaczenia nauki i szkolnictwa wyższego jest faktem, ale życie nie zna próżni. Dążenie do spełnienia życiowych aspiracji jest naturalne dla każdego człowieka i w efekcie procesu, który zarysowałem widzimy odwracanie się od uczelni.
Bez zmian na poziomie krajowym nie ma żadnych szans na odwrócenie tego trendu, ale to potrzeba zmian o fundamentalnym charakterze. Nie chodzi wcale – przynajmniej w pierwszym etapie – o zwiększenie nakładów na szkolnictwo wyższe i naukę. Najpierw należy zmienić zasady funkcjonowania uczelni idące w kierunku podniesienia ich poziomu w zakresie dydaktyki i nauki. Bez tych działań, będących wspólnym dziełem rządu i Sejmu oraz środowisk uniwersyteckich, będziemy skazani bezterminowo na rolę tła dla świata.
Stawiam pytania:
-Czy klasa polityczna, rozumiana jako rząd i Sejm + Senat jest w stanie podjąć odpowiednie reformy?
-Czy środowiska polskich uczelni są gotowe by wziąć udział, jako równorzędny partner dla klasy politycznej, w prawdziwej reformie polskich uczelni?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
5 komentarze:
W kontekście tematu.
Bardzo niepokojące rzeczy dzieją się na katedrze farmakologii. Przy biernej postawie Dziekana powstaje tam państwo w państwie, ofiarami którego są studenci. Dwa przykłady z ostatnich dni.
Egzamin komisyjny z farmakologii klinicznej = nieobiektywna komisja + pytania wykraczające poza zadany materiał. Wcześniejsze zaliczenia odbywały się bez jakichkolwiek stałych zasad - np. oficjalne ogłoszenia z katedry głosiły, że będą testowe a były to zadania otwarte. Może i formalności ale jak na poważne zaliczenia zasady powinny być znane wcześniej i niepodważalne, a nie zmieniane w trakcie, jak się podoba.
Sytuacja druga. Zaliczenie z receptury dla 4roku. Pomijając wymaganie znajomości farmindeksu na pamięć - bo nie można z niego korzystać a wymagana jest z niego wiedza. Został wyznaczony asystent do prowadzenia tej tematyki, czyli wykłady i w wersji pierwotne sprawdzenia wszystkich prac. Po napisaniu zaliczenia okazało się, że prace są sprawdzane przez wszystkich, każdy ocenia jak mu się podoba, nie zwracając uwagi na to co było przekazywane w wytycznych do owego zaliczenia przez prowadzącego wykłady. Wniosek - zmieniono zasady w czasie zaliczenia, wprowadzając zamieszanie i ignorując osobę prowadzącą.
Brak poszanowania asystentów przez Profesora jest powszechnie znany, przykładami są sytuacje dr Grzyb, i Prof. Nowaka, już tam nie pracujących. Teraz prześladowania dotykają studentów.
Panie Profesorze tak się nie da studiować. A ciężko liczyć na głośne znaki sprzeciwu wobec 'ekipy trzymającej władzę' na katedrze farmakologii w sytuacji kiedy ma się przed sobą egzamin z farmakologii, którego oba terminy poprawkowe są ustne u (o dziwo) Profesora, a następnie farmakologię kliniczną na której nie ma żadnych zasad.
Jasne zasady studiowania, zwłaszcza w kwestii obowiązującego materiału i zasad zaliczeń, są problemem tej uczelni, a jestem pewna, że dotyczy to nie tylko ŚLUMu. Nie będę wymieniać nazwisk, ale wymagania u niektórych prowadzących na anatomii czy mikrobiologii - nie wiadomo - śmiać się czy płakać. Jak widać istnieje na to ciche przyzwolenie - wszystkich: władz uczelni, prowadzących i studentów. Jest to nieuczciwe, ale dziwi mnie, że przy tak rażących sytuacjach od początku studiów, odzywasz się dopiero po kilku latach... a może wcześniej trafiałeś na tych mniej wymagających asystentów?
Rozumienie słowa "test" nie jest jednoznaczne i z tym problemem osobiście borykam się od podstawówki, więc dawno to sprawdziłam. Jak się okazuje, wg SŁOWNIKA POPRAWNEJ POLSZCZYZNY test to: 1. «zestaw punktowanych pytań lub zadań sprawdzających czyjąś wiedzę, inteligencję itp.; też: taki sprawdzian»
Niestety nie ma tu napisane, że to jest "ABCD". Niejednokrotnie boleśnie odczułam ten brak porozumienia z nauczycielem czy asystentem...
Z moich (fakt, póki co nikłych) doświadczeń wynika, że znajomość dawkowania i sygnatury leku, to coś, co większość lekarzy używa na co dzień. Nikt nie wymagał ode mnie nazw handlowych ani ilości tabletek w opakowaniach. Korzystanie z farmindeksu na zaliczeniu z receptury byłoby dość zabawne i nie powiem, niezwykle przyjemne.
Mogę z czystym sumieniem napisać, że nigdzie, na żadnej Katedrze nie zdobyłam tyle wiedzy, która będzie przydatna w praktyce. Wymagania są wysokie, jest ciężko, ale prześladowana się nigdy nie czułam. No, może trochę, jak mi się śniło, że salbutamol mnie goni :)
A skąd wiesz o tych "prześladowaniach" wspomnianych prowadzących?
Mam wrażenie, że niektórzy się trochę zapędzili w tej walce... może lepiej usiąść i w celu uspokojenia, poczytać Szczeklika lub Pharmindex?
Pytanie brzmi czy się zapędzili, czy głośno mówią o nieprawidłowościach. Dawkowania i sygnatur owszem się używa, ale w końcu z Pharmindexu korzystają też spokojnie lekarze. Może Cię to zdziwi ale na większości uczelni, zwłaszcza tych czołowych zaliczenia z receptury nie ma, a jak jest to z Pharmindexem właśnie, bo przecież chodzi, żeby umieć zapisać a co, to już sprawdzisz. Książki telefonicznej też się nie uczysz na pamięć, a jak używasz częściej jakiś leków to zapamiętasz co Ci potrzebne.
A skąd wiem o prowadzących, od nich samych, od znajomych z innych lat. To nie jest żadna tajemnica.
Asystentów miałem różnych, ale tu mnie razi najbardziej 'samowolka', nad którą nie ma nikt kontroli. Egzamin komisyjny odbywający się pod dyktando szefa katedry i jednego z asystentów nie jest chyba zdrową sytuacją.
Po pierwsze chciałbym się odnieść do sformułowania 'ekipa trzymająca władzę'. Rozumiem że użycie tego negatywnego wyrażenia ma na celu oddanie tylko braku sympatii do osoby pana profesora, bo wydaje mi się oczywistą oczywistością że kierownik katedry sprawuje w niej władze i odpowiada za dydaktykę, jak i zlecanie asystentom obowiązków.
Rzucanie takich oskarżeń jak: "Teraz prześladowania dotykają studentów" wydaje się aż śmieszne. Nie wiem w jaki sposób miałyby to mieć miejsce i kogo dotyczyć. Czy prześladowanie studentów polega na tym, że trzeba było sięgnąć do Pharmindexu, żeby nauczyć się dawkowania!? Jeśli zaś komuś nie została przekazana informacja nt. tego kto będzie sprawdzał receptury to żal można mieć tylko do asystenta prowadzącego ćwiczenia.
Tu odejde trochę od tematu, bo bardzo spodobało mi się stwierdzenie 'jak używasz częściej jakiś leków to zapamiętasz co Ci potrzebne'. Czyli nie powinniśmy uczyć się dawkowania bo się nauczymy po studiach, czy dlatego że zawsze możemy zerknąć do książki!? Bo w sumie to kilku jeszcze rzeczy moglibyśmy się nie uczyć z tych powodów. I myślę, że jest to polemika nie dotycząca już konkretnie katedry farmakologii.
Odnośnie sprawy farmakologii klinicznej to dokładnie nie znam sytuacji w której zasady zaliczenia był zmieniane w trakcie. Jeśli takie coś miało miejsce, to jak już zostało wspomniane jest to problem, który pojawiał się również w kontekście innych katedr i bardziej dotyczy uczelni całościowo. Ale mogę wnioskować że jeśli powiedzmy (podkreślam że nie znam dokładnych statystyk, jest to tylko i wyłącznie przykład) 97% osób zdało farmakologie kliniczną to problem nie leżał po stronie formy zaliczenia tylko po stronie tych 3%. Ponadto farmakologia kliniczna nie kończy się egzaminem a zaliczeniem. Więc nie rozumiem kto miałby ten "egzamin komisyjny" przeprowadzić jak nie osoba prowadząca zajęcia i kierownik katedry? Zaś pytania wykraczające poza zadany materiał - znając wymagania katedry nie jestem sobie wyobrazić, że zadany materiał czegoś nie obejmował :)
Osobiście nie dotknęło mnie prześladowanie, nawet jak musiałem kilka razy odpowiadać z tego samego materiału. Oczywiście mogła we mnie narastać irytacja :) ale nie czułem się z tego powodu prześladowany.
Porównanie Pharmindexu do książki telefonicznej nasuwa mi jeden wniosek: nie zajrzałeś do którejś z tych ksiąg:) i wiem, że zawsze mogę sprawdzić w Empendium nazwę handlową, opakowanie, dawkę i sygnaturę. Mogę też sprawdzić na co ten lek jest, przeciwskazania i działania niepożądane, więc po co komu ta farma w ogóle?
Różnice pomiędzy uczelniami nie dziwią mnie ani trochę, są dość jaksrawe w innych kwestiach, np. braku u nas Embriologii jako osobnego przedmiotu.
Co do "prześladowania prowadzących", to dokładnie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Wynika z niej, że Twoja wiedza jest nieobiektywna, może druga strona też ma coś do powiedzenia. Wina rzadko leży po jednej stronie, a Twoje oskarżenie jest na tyle poważne, że nie rozumiem dyskusji na ten temat tutaj - mobbing jest karalny.
Samowolka... a to inne katedry i zakłady są na bieżąco kontrolowane przez Własze uczelni? Jedyna "kontrola" jaką widziałam, miała miejsce właśnie na Katedrze Farmakologii ;) domyślam się, że nie wypadła źle, skoro wszystko i WSZYSCY funkcjonują jak dawniej.
Prześlij komentarz