czwartek, 26 maja 2011

Z życia uczelni

Wczorajsze posiedzenie Senatu w mojej opinii było bardzo istotne. Po raz pierwszy od 2005 roku, gdy zasiadam w tym gremium miała zapaść uchwała dotycząca zwolnienia z pracy samodzielnego pracownika nauki - Prof. J. Gmińskiego. Od dłuższego czasu każda decyzja personalna dotycząca zwolnienia z uczelni musi uzyskać aprobatę Senatu, jako najwyższego organu kolegialnego uczelni. Sprawa Prof. Gmińskiego miała być rozpatrywana obok decyzji dotyczących kilku innych osób. Problem w tym iż tych punktów nie było w programie posiedzenia przesłanego nam, jak zwykle drogą poczty internetowej na 7 dni przez terminem spotkania Senatu. Na początku każdego posiedzenia formalnie przyjmujemy jego program, tym razem Pani Rektor Prof. E. Małecka-Tendera zwróciła się także o akceptację rozszerzenia programu o w/w sprawy personalne. Jako jedyny z obecnych byłem temu przeciwny, nie brałem także udziału w głosowaniach zgłaszając votum separatum. Decyzja zwolnienia z pracy w uczelni Prof. J. Gmińskiego była uzasadniana wynikami dwóch postępowań dyscyplinarnych, w których wymierzono karę upomnienia (najłagodniejszą z możliwych) oraz opinią komisji wydziałowej, która wydała opinię negatywną. Była to już druga taka opinia. Na moją prośbę, by przedstawić członkom Senatu sentencję opinii okazało się, że nie ma jej w dokumentacji. Zastanówmy się chwilę, Senat miał podjąć tak ważną decyzję bez pełnej wiedzy w dodatku z naruszeniem obowiązującej procedury. Pani Rektor zgodziła się ze mną, że Senat powinien być odpowiednio wcześnie zawiadomiony o pełnym programie posiedzenia, stwierdzając równocześnie, że - by uniknąć sytuacji gdy osoby do zwolnienia z pracy uniemożliwiają wręczenie wypowiedzenia bo udają się na zwolnienie lekarskie - jest zmuszona do zawiadomienia Senatu o tych punktach obrad w ostatniej chwili. Nie można zaakceptować takiej argumentacji, albo żyjemy w państwie prawa albo mamy obowiązujące procedury za nic. Taki bieg spraw czyni podjęte decyzje nieważnymi z mocy prawa. Dotyczy to wszystkich osób (za zwolnieniem Prof. Gmińskiego głosowało 27 osób na 34 uczestniczących w głosowaniu).

Interesującą propozycją przedstawioną w czasie posiedzenia było powołanie zespołu ds. powołania ośrodka onkologii. Od dawna brak możliwości prowadzenia zajęć dydaktycznych w klinice onkologii był podnoszony przez różne gremia oraz samych studentów. To dobry kierunek, ale droga do realizacji tej idei jest długa.

6 komentarze:

Anonimowy pisze...

Należy to w końcu powiedzić - praca po doktoracie i specjalizacji na uczelni medycznej nie ma sensu. Powody:

1. Specjalizujacy się rezydent, który dodatkowo robi doktorat dostaje około 5 tys. złotych na ręke. Czyli nawet więcej profesor zwyczajny (w wybranych wypadkach), a na pewno więcej niż samodzielny pracownik z habilitacją (3.5 tys. )

2. W Polsce będzą coraz mniejsze nakłady na naukę, pomimo zapewnień, że będzie lepiej. W 2013 pewna ogromna dziura budżetowa, gdy skończa się fundusze z Unii Europejskiej. Będzie coraz gorzej. Pracownik i tak dokłada do niej z własnej kieszeni.

3. Pracownik bez habilitacji to wg systemu nic nie warty element, potrzebny tylko do mnożenia dorobku naukowego innych, zwykle przełożonych, dostający maksymalne obciążenie dydaktyczne.

4. Wykładowcę można zwolnić w dowolnej chwili bez powodu i nie ma dla niego żadnej szansy na ścieżkę rozwoju naukowego.

5. 'Robienie nauki' tylko pogarsza umiejętności praktyczne, tak potrzebne w medycynie.

6. Dla NFZ w ogóle nie liczy się stopień naukowy w kontraktowaniu świadczeń

7. Młody absolwent śmieje się z 'dinozaurów-idealistów', którzy piszą publikacje. W szpitalu powiatowym jako specjalista jest przynajmniej doceniany.

8. Szkoda zdrowia psychicznego, zmarnowanych lat i braku czasu dla rodziny, którego nic nie wróci.

Podsumowanie - nauka w Polsce to bardzo drogie hobby, które może drogo kosztować, szczególnie w aspekcie przyszłej emerytury na granicy przeżycia.

Anonimowy pisze...

W uzupełnieniu do tej relacji należy dodać, że ta onkologia ma powstać na Ceglanej, czyli ciąg dalszy przenoszenia uczelni do Katowic i marginalizacji Zabrza.

Anonimowy pisze...

Trzeba w uzupełnieniu ostatniego komentarza dodać, że prof. Pierzchała w czasie posiedzenia Senatu poinformował, że w szpitalu klinicznym w Ochojcu właśnie powstał oddział onkologii. Pani rektor wyjaśniła, że nie ma tu żadnego konfliktu, ale brzmi to mało wiarygodnie. Część w Ochojcu inna na Ceglanej, gdzie ład i skład? Chaos jak we wszystkim w tej uczelni. A wszystko po czułym okiem pani kanclerz oraz dyrektora Jorga z Ceglanej. Żałosne to wszystko!

Anonimowy pisze...

http://www.sum.edu.pl/aktualnosci.php?news=487&wid=18

Anonimowy pisze...

Ja jakoś się cieszę, że Guma jest zwolniony. Nieważne jak, ale wiele (delikatnie mówiąc)złego zrobił - traktując gorzej niż źle studentów, absolwentów itd.

Anonimowy pisze...

Panie Profesorze, nie bądźmy naiwni, przecież pomysł z tworzeniem onkologii to chwyt PR-owski. Nie ma żadnych szans na jego realizację, idzie czas dużych restrykcji finansowych na poziomie państwa i nikt "kasy" nie da. Skoro onkologia jest nam potrzebna do prowadzenia dydaktyki to mądre kierownictwo uczelni powinno dogadać się z Instytutem Onkologii gdzie bez problemów może być prowadzona dydaktyka. Jest tajemnicą poliszynela, że władze SUM nie potrafiły (nie chciały?) dogadać się z dyrekcją IO, która żądała godziwych pieniędzy za prowadzenie zajęć. Nawet gdyby prawdą było, że żądano 150 zł za godzinę zajęć to i tak kwota płacona IO byłaby setki razy niższa niż koszt powołania odrębnej onkologii. To jasno pokazuje, propaganda ponad wszystko. Ale pracownicy to nie idioci, prosimy o więcej finzezji!