wtorek, 5 października 2010

Inauguracja roku akademickiego 2010/2011

Rozpoczęcie roku akademickiego mamy za sobą. Jak od lat w naszej uczelni ta uroczystość odbywa się w Sali im. Prof. W. Zahorskiego (trudno, żeby odbywała się w innym miejscu uczelni - to jedyne odpowiednie miejsce; w Zabrzu, kolebce uczelni, nie ma żadnej sali wykładowej). Sala prawie pełna, ale członków Senatu (nie licząc przedstawicieli władz) nie było wielu, nie mówiąc o przedstawicielach Rad Wydziałów. Jak zwykle wysłuchaliśmy przemówienia Pani Rektor Prof. dr hab. n. med. E. Małeckiej-Tendery. Obraz był jasny, czytelny i optymistyczny. Nasza uczelnia to oaza spokoju, harmonijnej współpracy wszystkich grup zawodowych i studentów, budujemy świetlaną przyszłość, rozwijamy się znakomicie. Dla osób niezorientowanych było oczywiste, że ta uczelnia to świetne miejsce do studiowania i pracy naukowej. Idylla.
Czy źle, że przestawiono nam sukcesy np. budowę centrum edukacyjnego, postęp w niektórych katedrach w Rokitnicy, szkołę letnią? Oczywiście nie, należy pokazywać to, co się udało. Ale to obraz, jak w krzywym zwierciadle; do dobrego obyczaju należy umiar i umiejętność wyważenia silnych i słabych stron, sukcesów i porażek. A lista tych ostatnich jest długa: mała liczba naukowych grantów ministerialnych, słabe wyniki LEP-u i LDEP-u (ciekawe, najświeższe, niezłe wyniki rankingu ministerialnego wydziałów przedstawiono, ale wzmianki o kolejnym słabym wyniku egzaminu końcowego absolwentów się nie doczekaliśmy), brak jakichkolwiek sukcesów na polu pozbywania się niewykorzystanych obiektów straszących w różnych miejscach uczelni, opłakany stan bibliotek, wakat na stanowisku dyrektora Biblioteki Głównej.
Każdy rzetelny naukowiec przedstawiając wyniki swych badań powinien pokazać czytelnikom nie tylko mocne strony, ale także ograniczenia pracy. To świadczy o jego dojrzałości naukowej oraz krytycyzmie wobec własnej pracy. Prezentowanie tylko jasnej strony, pokazywanie tylko sukcesów równocześnie zatajając słabości nie przystoi w świecie prawdziwej nauki.
Z tych powodów dzisiejsza uroczystość przypominała echa minionej (zdawałoby się) epoki, ale dziś te metody zawodzą, wyedukowana i myśląca opinia publiczna nie daje się tak łatwo nabierać na chwyty PR i zwykłej propagandy sukcesu.
Obraz inauguracji nieco poprawił bardzo dobry, dynamiczny i rzeczowy wykład Pani Prof. Beaty Kos-Kudły, w którym Pani Profesor pokazała optymistyczne oblicze współczesnej medycyny.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Jeden samodzielny pracownik nauki we Wrocławskiej AM dał nam dobry przykład odwagi i prawości. Lektura komentarzy tego artykułu daje dużo do myślenia i jest bardzo ciekawa. Zbyt długo zło się panoszy zarówno tam jak i u nas. Nie powinniśmy dłużej udawać, że wszysto jest ok. Bliscy pracownicy każdego despoty bedą utwierdzać go w przekonaniu, że nic złego się nie dzieje, ponieważ w przeciwnym wypadku będą musieli odejść razem z nim. A to strata pieniedzy, prestiżu, no i ogromny wstyd. Dlatego despota nie ma logicznej oceny sytuacji.

Anonimowy pisze...

To co się dzieje w rektoracie to odzwierciedlenie tego co dzieje się w wielu katedrach i klinikach SUM-u. Jest tajemnicą poliszynela, że wiele osób z tytułem profesora i na stanowiskach kierowniczych to osoby...(usunąłem niestosowne określenie - Wojciech Pluskiewicz) i z poważnymi zaburzeniami osobowości. Chyba tylko naiwni studenci wierzą jeszcze, że jeśli ktoś dostał tytuł profesora to znaczy że ma jakieś osiągnięcia w pracy naukowej. Nieraz są to osiągnięcia w pasożytowaniu, przywłaszczaniu, nieuczciwemu wykorzystywaniu, plagiatowaniu i produkcji tzw. sufitówek. Ale czci domagają się niemal boskiej. Wystarczy rozejrzeć się wokół żeby zrozumieć dlaczego jest tak jak jest. Selekcja negatywna, układy, mobbing, podłość, żądza władzy i satysfakcja z poniżania ludzi to zjawiska, które widzę na co dzień. Mam w związku z tym duże obawy czy po kolejnych wyborach coś się zmieni na lepsze. Jaka uczelnia - taki rektor. Musiałaby się zmienić społeczność akademicka a na to się raczej nie zanosi.

Anonimowy pisze...

Szkoda, że w naszej uczelni władze pomiatają i poniżają młodszych i starszych pracowników nauki. Szkoda, że panuje zastraszanie i tak daleko posunięty serwilizm. Szkoda, że osoby ważne, które mogłyby mieć coś do powiedzenia w tej sprawie milczą. W naszej uczelni powinna panować (a może panuje?) żałoba.