O Niezależnym Zrzeszeniu Studentów

Zapraszam do lektury książki o Niezależnym Zrzeszeniu Studentów w naszej Uczelni w latach 1980-81. To był niezwykle dynamiczny okres polskie...

poniedziałek, 1 lutego 2010

Samorząd lekarski – sukces czy porażka środowiska lekarskiego?

Gdy przed dwudziestu laty reaktywowano po półwieczu samorząd lekarski towarzyszyły temu wydarzeniu wielkie emocje i nadzieje. Lata poniżania naszego zawodu przez umyślne działania władz komunistycznych miały się wreszcie skończyć, a o naszych sprawach mieliśmy zacząć decydować sami. Dotąd tematyka związana z działalnością Izb Lekarskich rzadko gościła na blogu. W niedzielę wieczorem dotarła do mnie informacja o wyborze dr med. Macieja Hamankiewicza, członka Śląskiej Izby Lekarskiej na stanowiska nowego Prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej. Niezwłocznie zamieściłem krótką informację o tym fakcie. Zadzwoniłem także do nowego Prezesa z gratulacjami. Przed laty, gdy wytoczyłem proces wydawnictwu Polpresse o bezprawne wykorzystanie mego nazwiska w reklamie leku stosowanego w osteoporozie dr Hamankiewicz znalazł czas by zjawić się w sądzie w charakterze świadka (proces notabene wygrałem). Zamieszczając informację o wyborze nowego prezesa nie przypuszczałem, że wywoła ona tak negatywne reakcje. I nie idzie tu wcale o samą osobę dr Hamankiewicza, ale o miejsce Izby Lekarskiej w ogóle. W pracach Izby w zasadzie nie biorę udziału, kiedyś, przed wielu laty byłem delegatem na zjazd regionalny, moje kontakty ze Śląską Izbą sprowadzają się do okazjonalnej współpracy z biuletynem Pro Medico, którego redakcja użycza mi swych łam na relacje z wypraw rowerowych lub narciarskich.

Dlaczego Czytelnicy, jak mniemam lekarze, tak negatywnie oceniają działalność Izby? Czy naprawdę tak bardzo zawiodła ona oczekiwania środowiska medycznego? Skoro nam się nie podoba to co się dzieje, dlaczego nie staramy się włączyć do działania? Czyżby to jeden z przejawów naszego nieprzygotowania do funkcjonowania w społeczeństwie obywatelskim; dominuje postawa roszczeniowa z nieśmiertelnym podziałem na „my” i „oni”. Ale dziś ci mityczni „Oni” pochodzą nie z nadania komitetu partii, ale z demokratycznego wyboru.

Sądzę, że te pytania i zastrzeżenia komentujących powinny dać wiele do myślenia nowym władzom, także nowemu Prezesowi. W jego dobrą wolę, kompetencje i chęć pozytywnego działania nie wątpię, ale warto pochylić się nad poglądami krytyków i kontestatorów idei samorządu lekarskiego w ogóle.

Dla mnie ta krytyka to symptom znacznie szerszego zjawiska, generalnego niezadowolenia z biegu spraw publicznych w Polsce. Coraz powszechniejsza jest postawa, które określam, jako „emigrację wewnętrzną” nowego typu. W mrocznych latach stanu wojennego pojęcie emigracji wewnętrznej głęboko zakorzeniło się w świadomości społecznej, było formą protestu wobec przemocy i deptaniu ludzkiej godności. Dziś możemy zobaczyć współczesną mutację tego zjawiska, wycofujemy się w krąg rodziny, przyjaciół, własnych spraw. Nie rozumiemy otaczającego świata, nie akceptujemy go, stoimy z boku.

Taka postawa jest także typowa dla pracowników mojej uczelni, Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. Zanik inwencji, niechęć do działania, pesymizm i kontestacja. Z pewnością takie zjawiska, społecznie niezwykle niepokojące mają bardzo skomplikowane podłoże. Nie można udawać, że ich nie ma, ale droga do przywrócenia wiary w sens uczestniczenia w życiu samorządu lekarskiego, uczelni, rady miejskiej i wielu, wielu innych instytucji jest długa i trudna.

Jeśli jej nie rozpoczniemy może być tylko gorzej.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Problem polega na tym, że nasi, wybrani przez nas, dotychczasowi koledzy, po zakosztowaniu izbowego "miodu" szybko zapominają skąd wyszli i pracuja na swój i swoich kolesiów rachunek.
Główna inwencja nakierowana jest na sposoby sciągniecia haraczu z członków izby, którzy nic w zamian nie otrzymują, a możliwości wypisania sie z tej organizacji nie ma.
Uważam, że powinna powstać konkurencja dla Izb działających w dotychczasowym kształcie, a my powinniśmy mieć możliwość wyboru członkostwa w takiej organizacji, która zaoferuje nam rzeczywistą pomoc, a nie tylko ciągnięcie z nas kasy i piętrzenie biurokracji. A pan Hamankiewicz od lat działał wlaśnie w takich, chorych Izbach i nie wierzę, aby nie był przesiąknięty ich zgnilizną. Ale cóz... przyjrzymy sie jego działaniom, może dokona jakiegoś cudu dla lekarskiego środowiska...

Anonimowy pisze...

Jak w każdej instytucji, do której przynależność jest obowiązkowa (w innym przypadku nie można wykonywać zawodu) wszystko zależy od ludzi, którzy sprawują przywództwo takiej organizacji. Jeśli więc ludzie nie spełniają pokładanych oczekiwań, pojawiają się problemy. Obowiązek przynależności gwarantuje przychody, bez konieczności rozliczenia się z podjętych działań. Co więcej, wydaje się, że w ogólnym rozrachunku organizacje tego typu, działają na niekorzyść nie tylko swoich członków, ale i odbiorców swoich usług. Izby notarialne ustalają minimalne stawki za usługi, adwokackie -ograniczają liczbę miejsc specjalizacyjnych itp.
Być może takie organizacje są potrzebne, wydaje się jednak, że ich "obowiązkowość" zwalnia je z działania na rzecz swoich członków i pozostałej części społeczeństwa.

Anonimowy pisze...

Słyszałam, że wybór na szefa IL dr Hamankiewicz zawdzięcza pożyczce pieniędzy ŚIL naszym warszawskim kolegom...

Anonimowy pisze...

A czy to te same pieniądze, które Izba zdefraudowała na zakup udziałów w jakiejś spółce, w związku z czym komisja rewizyjna wnioskowała u nieudzielenie absolutorium odchodzacym władzom? I jak myślicie, czy kolega Radziwilł nie dostał absolutorium??? A jakże. Kolesie zagłosowali prawidłowo. A nasze skladki poszły w błoto.

Gatuluję "naszym" przedstawicielom.