O Niezależnym Zrzeszeniu Studentów

Zapraszam do lektury książki o Niezależnym Zrzeszeniu Studentów w naszej Uczelni w latach 1980-81. To był niezwykle dynamiczny okres polskie...

piątek, 17 listopada 2023

O przyszłości polskiej nauki

Sądzę, że jest teraz dobry moment na rozważania dotyczące przyszłości. Mamy nowe rozdanie, nowy skład Sejmu, wkrótce powstanie nowy rząd. Czy można spodziewać się jakichś znaczących zmian w świecie uniwersyteckim? Nie jestem optymistą, w mojej ocenie nie ma na to wielkch szans. Nauka wymaga myślenia na dekady, współpracy i zgody. Efekty nie są widoczne tu i teraz, plony dzisiejszego siewu można będzie zbierać dopiero za wiele, wiele lat. A taka perspektywa dla świata polityki, przynajmniej tego polskiego nam znanego, nie istnieje. Maksymalny horyzont na jaki może wzbić się tzw. klasa polityczna to 4 lata. Do kolejnych wyborów...Pamiętam spotkanie dotyczące reform systemu nauki za czasów gdy funkcję Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego pełniła Profesor T. Kudrycka. W czasie dyskusji zadałem Pani Minister pytanie o ciągłość reform tak by można było uzyskać oczekiwane efekty w długiej perspektywie. Odpowiedź była kuriozalna: należy głosować na PO...Można by rzec, kabaret, chocholi taniec gdyby to nie dotyczyło fundamentalnych spraw dla powodzenia państwa. Bez nauki, bez badań i szerzej, bez dobrej edukacji daleko nie zajedziemy...Ale zostawmy klasę polityczną, wróćmy na nasze, akademickie podwórko. Jestem przekonany, że nawet najbardziej światła władza nie mogłaby dokonać zmian systemowych bez inicjatywy i aktywności naszego środowiska. To my, pracownicy naukowi powinniśmy być motorem postępu. A tego trendu nie widać, nie ma dyskusji, entuzjazmu, wizji. I tu - być może - należy upatrywać prawdziwych przyczyn słabości polskiego szkolnictwa wyższego. Skoro nam samym tak w zasadzie nie zależy na wprowadzaniu prawdziwych reform to dlaczego ten obszar miałby być oczkiem w głowie polityków?! I tak wracamy do punktu wyjścia...nihil novi sub sole...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Zdaje się, że to nie jedyny minister, który nie ma żadnego bądź większego doświadczenia w kierowaniu obszarem powierzonego mu ministerstwa. Ale może akurat o to chodzi? Zupełnie nie wiem dlaczego, ale obserwując niektórych nowych ministrów przypomina mi się tytułowy bohater jednej z książek Tadeusza Dołęgi-Mostowicza.

Anonimowy pisze...

Chciałem tylko sprostować: powyższy komentarz dotyczył posta z 13 grudnia. To nie pierwsza sytuacja Panie Profesorze na Pana blogu. Coś się źle podpina :(