O Niezależnym Zrzeszeniu Studentów

Zapraszam do lektury książki o Niezależnym Zrzeszeniu Studentów w naszej Uczelni w latach 1980-81. To był niezwykle dynamiczny okres polskie...

czwartek, 25 czerwca 2020

W odpowiedzi Czytelnikowi

Anonimowy Anonimowy pisze...
Panie Profesorze,
jak się Pan ustosunkuje do informacji jaką właśnie otrzymaliśmy, że mamy przeprowadzić na wydziałach naszej uczelni kolejne 4 i 5 dodatkowe terminy zaliczenia czy egzaminu. Czy tak bardzo boimy się studentów, że godzimy się na obniżenie wymagań, ba na fikcję, bo przecież te terminy są po to by przepchać tych, którzy się nie nadają, a nie wyegzekwować wiedzę?
Czyżby ideał sięgnął bruku.
Idziemy na dno jako uczelnia, niczym przysłowiowy Titanic.
Strach tylko pomyśleć, że dziesiątki słabych i nie przygotowanych mentalnie studentów wypłynie na rynek pracy i przyjdzie nam - o zgrozo! - kiedyś się z nimi spotkać jako pacjenci, w aptece czy u fizjoterapeuty.
Mamy taką odwagę, by dziś ich przepuścić i dać im zaliczenie i odważnie potem skorzystać z ich usług?

25 czerwca 2020 13:04

W odpowiedzi na powyższy komentarz pozwolę sobie przytoczyć uwagę mojego dawnego przełożonego, Profesora Edmunda Rogali. Po Jego uważnym okiem zdobywałem szlify lekarskie po zakończeniu studiów na wydziale lekarskim w Zabrzu w 1982 roku. Profesor mawiał do swych asystentów: "jak będziecie pobłażliwie traktować niedouczonych studentów sami kiedyś do nich traficie jako pacjenci". To święte słowa, powinniśmy dbać o interes uczelni i utrzymanie dobrego poziomu nauczania, ale w tle jest także nasze własne zdrowie!
Niech to zdanie absolwenta pierwszego rocznika naszej Uczelni, zasłużonego Profesora będzie odpowiedzią na pytanie Czytelnika.

Trudno mi wprost odnieść się do informacji o kolejnych zaliczeniach, może taka decyzja wynika z sytuacji epidemicznej? Niemniej musi budzić niepokój.

Chciałbym także opisać sytuację jaka zdarzyła się przed paru laty. Otóż na ostatnim bloku ćwiczeniowym z interny tuż przed sesją egzaminacyjną w mojej grupie ćwiczeniowej jeden student był nieobecny przez dwa dni zajęć. Nie przedstawił żadnego usprawiedliwienia, po prostu zjawił się na zajęciach jakby wszystko było w porządku. Na końcu zajęć oznajmiłem, że wszystkie osoby zaliczyły ten blok poza tym studentem z dwoma dniami nieobecności, który musi je odrobić. Nie było z jego strony żadnej reakcji, nie próbował umówić się na jakieś dodatkowe dni. Nie zgłosił się ani do mnie ani do kierownika ćwiczeń. I dopiero w drugiej połowie września przypomniał sobie o zaległościach. Wszystkie terminy dawno minęły i skończyło się na powtarzaniu roku.
Czy taka powinna być postawa przyszłego lekarza? Czy takie zachowanie można zaakceptować?
My, pracownicy uczelni mamy nauczać, ale czasem przypada nam także niewdzięczna rola cenzorów zachowania i kultury osobistej...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Szanowni Państwo,

jeżeli Uczelnia w pogoni za kasą, zwiększa limity i nabory i w efekcie rok temu podczas rekrutacji na studia płatne przyjmowane były osoby, które miały 100 pkt z matury - suma z dwóch przedmiotów (!). Jeśli przyjmujemy materiał studentopodobny to wypuszczamy absolwentów lekarzopodobnych per analogiam do wyrobu czekoladopodobnego. Ile mam marnować czasu na poprawy tych osób, skoro tendencja jest aby iść wszystkim na rękę, wyrażana jest zgoda aby ad mortem defaecatam mogli powtarzać przedmiot i zdawać n-te terminy egzaminów. Jako nauczyciele akademiccy ich nie nauczymy, oni muszą nauczyć się sami, a naszą rolą jest im pomóc, wyjaśnić wątpliwości, wytłumaczyć i wskazać drogę. Nie nauczymy ani ich ani się za nich. Jeśli nadal będziemy kształcić osoby studentopodobne, które nie chcą się nauczyć przy naszej pomocy, to absolwentów naucza prokuratorzy i pacjenci. Szkoda tylko jakim kosztem. Ale my świata nie zbawimy!

Anonimowy pisze...

Zwiększanie limitów i naborów jest chyba dobrym rozwiązaniem, w końcu w Polsce brakuje personelu medycznego. Grunt aby szła za tym odpowiednia liczba nauczycieli akademickich i dobry system nauczania.