czwartek, 12 grudnia 2019

O plagiatach

Dziś parę zdań o plagiatach. Plagiat, czyli przepisywanie fragmentów publikacji lub zapożyczenie z innych tworów ludzkiego umysłu (tekst literacki, utwór muzyczny) jest stary jak "świat". Zdarza się pod każdą szerokością geograficzną bo natura ludzka jest wszędzie podobna. Dla nas, pracowników naukowych słowo plagiat (lub autoplagiat czyli nieuprawnione zapożyczenie z własnej pracy) kojarzy się z pracą naukową. Tak się składa, że chyba największa globalna afera plagiatowa miała miejsce w naszej uczelni. Pewien młody, ambitny i prężny doktor habilitowany był niezwykle „płodnym” autorem. Ale miał pecha, "wytropił" go doktor Marek Wroński (dziś dr hab). Skala zjawiska, a także inwencja tego pana były porażające, plagiator potrafił np. zamienić słowa macica na stercz, odpowiednio skorygować tytuł i wysłać tak spreparowaną pracę, jako własne, oryginalne badanie! Sprawa pełnej krasie wyszła na światło dzienne na parę tygodni przed nominacją profesorską i udało się zatrzymać procedurę. Kompromitacja polskiej nauki była blisko! Ten "sprytny naukowiec" odszedł z uczelni (lub został z niej usunięty, nie mam wiedzy w tej sprawie), nie wiem także czy został pozbawiony stopnia doktora i doktora habilitowanego, ale wiem, że pracował w innej szkole wyższej. W każdym bądź razie z powodu tej afery plagiatowej w Londynie spotkali się redaktorzy wiodących pism naukowych z całego świata i podjęto wówczas kroki mające zapobiegać skutecznie tego typu sytuacjom. Od tego czasu, a działo się to przed około 20 laty każda publikacja nadesłana do szanującego się pisma musi przejść przez sita specjalnego programu antyplagiatowego. Można by rzec, świetnie, jest skuteczny bat oszustów.

Ale życie bywa bardziej kolorowe niż nam się wydaje i potrafi kroić zdumiewające scenariusze.

Już parę razy spotkałem opinię, że gdy wysłana praca jest błyskawicznie zwracana z redakcji to może oznaczać, iż nie przeszła przez test antyplagiatowy. Mi się nieraz zdarzało, że publikacje wracały do mnie nawet w parę godzin lub ciągu doby od ich wysłania. Ale nigdy nikt nie zarzucił mi popełnienia plagiatu lub autoplagiatu. Aż do września br. gdy z pewnej redakcji otrzymałem żądanie usunięcia z pracy obszernych fragmentów pracy. Zaznaczono te fragmenty, np. za plagiat uznano nazwiska autorów, ich afiliację, powtarzające się pojedyncze słowa, zdania opisujące metody statystyczne itd. Po prostu kuriozum!
Proszę spojrzeć na załącznik.

Pytanie: czy o to chodziło?
Czy bezmyślny program komputerowy może tak daleko ingerować w codzienne życie?
W mojej opinii to jest absolutnie niedopuszczalne.
Proszę o komentarze i/lub własne doświadczenia w opisanej materii.

SQI-Cl-Ex-All-30-05-19-docx-splitted.pdf

1 komentarze:

Dominika Starańska pisze...

Bardzo ciekawy artykuł. Pozdrawiam serdecznie !