piątek, 20 września 2019

O Polsce

Tekst „Wrześniowa zagadka” był bezpośrednio zainspirowany informacją medialną o planowanym wzroście minimalnego wynagrodzenia do 2600 zł brutto. To był tylko pretekst by spojrzeć na wynagrodzenia pracowników uczelni. Podane liczby: 3300, 3600, 4750, 5500, 6750 i 7500 dotyczą wynagrodzeń w SUM odpowiednio dla: asystenta bez doktoratu, asystenta z doktoratem, adiunkta, adiunkta habilitowanego, profesora nadzwyczajnego i zwyczajnego. Te stawki obowiązują od początku 2019 roku, a wyrównanie zostanie wypłacone razem z poborami październikowymi.
Dziękuję za komentarze Czytelników, którzy generalnie trafnie odczytali „zagadkę”.
Jaki jest koń każdy widzi.

Publikacja tej łatwej, jak się okazało, zagadki było tylko pretekstem do szerszego spojrzenia na stan polskiej nauki. Dochody pracowników są ważne, ale to jest przecież emanacja ogólnej sytuacji świata uniwersyteckiego. Niskie dochody, słabe finansowanie badań naukowych, brak systemu motywacyjnego=słaby uniwersytet. Szkoły wyższe nie są odosobnioną wyspą, oderwaną od realiów życia. Oczywiście, są lepsze i słabsze uczelnie. Ale generalnie nie mamy w Polsce uczelni na światowym, ba, nawet europejskim poziomie. Rankingi są bezwzględne, a miejsca w 5 lub 6 setce najlepszych polskich uczelni w skali globalnej są druzgocące. Od lat próbuję zrozumieć dlaczego polska nauka tak źle funkcjonuje. Pisałem o tych sprawach wielokrotnie i z reguły te analizy wzbudzały spore zainteresowanie Czytelników wyrażające się liczbą nadsyłanych komentarzy. Ale wydaje mi się, że nigdy te rozważania nie ujęły wystarczająco szeroko problemu. Spróbuję nakreślić moją ocenę w kontekście zmian jakie dokonały się w Polsce w ostatnich trzech dekadach, od przełomu 1989 roku. To bardzo długi czas, prawie dwukrotnie dłuższy niż czas trwania II Rzeczypospolitej (licząc od podpisania pokoju w Rydze w 1921 do 1939 roku). Tak długa perspektywa czasowa pozwala nie tylko na sensowną ocenę biegu spraw, ale także daje podstawę do próby przewidywania wydarzeń w przyszłości.
Jak zmieniła się Polska w okresie 3 dekad? To dziś inny kraj, z siermiężnego, szarego krajobrazu polskich miast i wsi doby panowania „najlepszego” z systemów społecznych – realnego socjalizmu wokół widzimy zupełnie inną rzeczywistość. Odnowione miasta, nowe drogi, kolorowe sklepy, nowoczesne stacje benzynowe, obiekty rekreacyjne, place zabaw dla dzieci, ścieżki rowerowe. Polska widziana oczami turysty spoza kraju to dynamiczny, rozwijający się kraj, nie różniący się zbytnio od innych krajów europejskich. Można by sądzić, Polska jest na dobrym torze rozwoju. Ale ten obraz to tylko zewnętrzna szata i nie daje wglądu w prawdziwą rzeczywistość. Istotna jest treść dotycząca tkanki społecznej. Prawdziwe powodzenie każdego kraju wyraża się nie tylko nazwijmy to umownie „ubiorem”, obrazem zewnętrznym, ale podstawami, na których opiera się rozwój cywilizacyjny. W mojej ocenie absolutnie koniecznym warunkiem trwałego rozwoju jest system edukacji, którego finalnym, kluczowym sektorem są szkoły wyższe i badania naukowe. Popatrzmy na Finlandię, która w parę dekad z zacofanego kraju dokonała skoku cywilizacyjnego dzięki postawieniu na rozwój nauki. A druga skrajność, jej sąsiad Rosja pozostała na obrzeżach współczesnego świata w aspekcie poziomu rozwoju cywilizacyjnego.

Gdzie jest Polska?

Nasz kraj dokonał ogromnego skoku rozwojowego o czym wspomniałem wcześniej. Ale podstawy na jakich stoimy nie są trwałe i co gorsze, nie opierają się na rodzimych, silnych fundamentach. Rozwój oparty o inwestycje zagraniczne (głównie montownie), popyt wewnętrzny napędzany przez wszechobecne sklepy wielkopowierzchniowe i niezliczone obiekty typu multipleksów i aquaparków to blichtr zasłaniający prawdziwe oblicze kraju. Nie mamy prawie własnych, oryginalnych marek, wynalazczość jest na bardzo niskim poziomie, a nauka to tło dla świata. Start-upy mogą stworzyć młodzi, dynamiczni, wykształceni ludzie. Polskie firmy mogą powstać na bazie polskich wynalazków i własnych pomysłów, a nie zagranicznych licencji. Bez nich na zawsze pozostaniemy na etapie średniego rozwoju. Dziś w dobie ogólnej prosperity powierzchowna ocena nie daje możliwości uświadomienia sobie zagrożeń przyszłości.
Dlaczego tak wygląda polska rzeczywistość? Dlaczego mozolne budowanie trwałych podstaw rozwoju zostało zastąpione przez działania w znacznym stopniu obliczone na realizowanie bieżących potrzeb i stwarzanie dobrych warunków codziennego życia? Ale bieżące sprawy nie mogą wypierać myślenia prorozwojowego, myślenia na dekady naprzód. Nie widzę takiego sposobu myślenia w kategoriach ogólnego interesu publicznego.
Powtarza się stara, rzymska maksyma: Chleba i igrzysk!
A trafnym, niestety, przykładem braku takich działań jest obszar nauki, to margines życia kraju z finansowaniem na poziomie 0,5% PKB!

Za stan państwa odpowiadają rządzący. Od 30 lat mieliśmy wiele rządów z wielu opcji politycznych i światopoglądowych. I to ci konkretni, znani nam ludzie są odpowiedzialni za dzisiejszy stan Polski. Dlaczego tak nami rządzą? Rządzący nie biorą się znikąd, to Polki i Polacy, to emanacja polskiego społeczeństwa. Spójrzmy wstecz na polską historię. 17 i 18 wiek to stopniowy upadek potężnej niegdyś I RP, potem długi czas braku istnienia polskiej państwowości, krótki epizod II RP zakończony hekatombą II wojny. A dalej pół wieku komunistycznego zniewolenia i odcięcia od wolnego świata. Świat kształtują ludzie, ich horyzonty intelektualne, konsekwencja i wola działania mogą zmienić obraz rzeczywistości. Społeczeństwo polskie w istocie nie ma elit zdolnych do pokierowania sprawami państwowymi na miarę oczekiwań by wskoczyć na wyższy poziom rozwoju cywilizacyjnego. Wydarzenia minionych wieków kształtują dzisiejsze, polskie sprawy.
Model dynamicznie rozwijającego się kraju w propagandowej wersji nie jest w pełni prawdziwy. Prędzej lub później brak trwałych podstaw powodzenia ujawni się. Obawiam się, że model Polski, kraju montowni, wielkich sklepów, mediów znajdujących się w obcych rękach dbających o niepolskie interesy będzie trwał przez dekady. Wzorzec społeczny nastawiony na zabawę i konsumpcję będzie dominował.

A nauki jak nie ma tak nie będzie...

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Dla odniesienia, w USA na edukację przeznaczane jest 7,3% PKB

Anonimowy pisze...

Panie Profesorze, tak to już jest niestety i lepiej nie będzie.
A dlaczego? Bo nie ma systemu nagradzania. Pensje są takie same, czy napiszę 15 publikacji z IF czy jedną rocznie. Są jednostki, gdzie w ciągu roku nie powstaje nawet jedna praca. To jaka ma tu być motywacja. A wielkość nagród za działalność naukową jest śmieszna w porównaniu z jakąkolwiek premią w przemyśle, czy np. jednostkach PAN. A pensja asystenta mniejsza niż w Biedronce, przy ogromnie odpowiedzialności i zwykle konieczności prowadzenia badań (np. w laboratorium) poza zajęciami ze studentami, skutecznie odstrasza od podjęcia pracy. Nie ma chyba jednostki na naszej uczelni, która nie boryka się z problemami kadrowymi.

PJ. pisze...

Tak zgadzam się. W mojej ocenie przykłady można mnożyć:
Rozsądny gospodarz będzie wspierał inwestycje w przyszłość w dziedzinach w których są już osiągnięcia i pewny rozwój.
Przecież mamy wybitne osiągnięcie w nauce a inwestujemy w remont starych pojazdów wojskowych.
Mamy wybitne osiągnięcia w szybownictwie, zarówno w konstrukcjach jak i pilotażu, a przeinwestowaliśmy piłkę nożną.
Mamy technologie kosmiczne i sprzedajemy je "z kąpielą".
Trafne inwestycje w drogi w ostatnich latach zapewniają rozwój. Niepokojąca jest konsumpcja kosztem ich wyhamowania.
W mojej ocenie centralne zarządzanie nie jest korzystne w tak podzielonym kraju. Decyzje powinny być podejmowane lokalnie. Przecież uczelnie, szkoły, transport... różnią się. Inne potrzeby są na Podlasiu, a inne na Śląsku i w inne gałęzie należy inwestować w zależności od warunków lokalnych. Pełna zgoda- Tylko konsumpcja i igrzyska pozostają niezmienne...