czwartek, 8 czerwca 2017

O studiach medycznych słów parę

Dziś chciałbym zająć się problematyką dotyczącą liczby studiujących na wydziałach lekarskich. Temat jest na czasie, zbliża się rekrutacja na pierwszy rok. Celowo nie zawężam problematyki do tworzenia nowych wydziałów lekarskich, gdyż problem jest znacznie szerszy. W mojej ocenie są trzy główne kwestie do dyskusji:
1. liczba lekarzy pracujących w Polsce
2. liczba studentów medycyny na istniejących do niedawna 11 uczelniach medycznych
3. tworzenie nowych wydziałów na uczelniach dotąd nie szkolących przyszłych medyków

Spróbuję ocenić te trzy kwestie.

Ad 1. Liczba pracujących w Polsce lekarzy jest zbyt mała. W wielu specjalnościach medycznych średni wiek specjalisty znacznie przekracza 50 lat. W mojej ocenie są możliwe do rozważenia trzy podstawowe drogi wiodące do poprawy sytuacji: zwiększenie liczby studentów, podwyższenie płac w celu zahamowania emigracji zarobkowej oraz wprowadzenie takich zmian organizacyjnych by efektywność pracy lekarzy była większa=zdjęcie z nas obowiązków nielekarskich.
Ad 2. Do niedawna w Polsce wydziały lekarskie funkcjonowały na 11 uczelniach. Skoro teza o zbyt małej liczbie lekarzy wydaje się być niepodważalna czy nie należy pójść drogą zwiększenia liczby studentów w już działających uczelniach? Ten kierunek wydaje się najbardziej racjonalny, jest kadra, są obiekty i doświadczenia zdobyte przez lata. Także aspekt ekonomiczny przemawia za tym kierunkiem, taniej jest rozbudować już istniejącą uczelnię niż tworzyć zupełnie nowe struktury. Nasuwa się jednak pytanie czy baza materialna oraz ilość kadry naukowo-dydaktycznej są wystarczające do takiego skoku liczby studentów? Czy na pewno jest to możliwe bez obniżenia jakości?
Ad 3. Od blisko dekady obserwujemy tworzenie nowych wydziałów lekarskich. Pierwszy był wydział lekarski w Olsztynie, nieco później zaczęły działać wydziały (lub zaczną niebawem) w Rzeszowie, Kielcach, Zielonej Górze, Krakowie, Opolu, Radomiu. Nie jest tajemnicą, że takie ambicje mają także inne miasta. Wydziały lekarskie – obok wydziałów prawa – zawsze były postrzegane jako probierz prestiżu uniwersytetu stąd pogląd, że ich powstawanie zaspokaja ambicje wielu środowisk w miastach dotąd ich pozbawionych jest jak najbardziej uzasadniony.

Spróbujmy ocenić powyższe kwestie z punktu widzenia interesu publicznego z perspektywy kraju zostawiając na boku lokalne interesy i ambicje.
Lekarzy jest za mało, trzeba działać tak by dostępność do nich się zwiększała. Zwiększanie liczby studentów bez wzrostu wynagrodzeń nie prowadzi do poprawy sytuacji. Wykształcenie lekarza to koszt oscylujący wokół ½ miliona złotych i znając liczbę emigrujących lekarzy łatwo policzyć bezpośrednie straty finansowe (pomijając aspekty społeczne). Stąd wszelkie działania zmierzające do zwiększenia liczby studentów bez wzrostu wynagrodzeń tylko zwiększają straty państwa. Tzw. stare uczelnie medyczne są wręcz zmuszane do zwiększania liczby przyjęć na pierwszy rok co uderza w jakość kształcenia, a nowe wydziały muszą zmierzyć się z trudną materią organizacji studiów na odpowiednim poziomie.
Oceniam te działania, jako społecznie szkodliwe, nie tędy droga. Jeśli lekarz stażysta zarabia na poziomie minimum krajowego, a wynagrodzenie lekarza specjalisty oscyluje wokół średniej krajowej lub niewiele ją przekracza to wytłumaczenie aktualnej sytuacji jest proste. Zwiększenie liczby studentów to „bratnia” pomoc dla innych krajów np. Niemiec czekających na naszych absolwentów! Biedniejszy kraj prowadzi samobójczą politykę godzącą w interes publiczny: ekonomiczny i społeczny.
Widzę jedno podstawowe rozwiązanie-proste i logiczne. Należy dostosować poziom płac do tego uzyskiwanego zagranicą. Np. jeśli średnia płaca w Polsce to 60% średniej płacy w Niemczech to lekarzy powinien otrzymywać 60% kwoty jaką otrzymuje lekarz niemiecki. Przy szacunkowej płacy 5000 Euro miesięcznie dla lekarza w Niemczech wynagrodzenie polskiego lekarza powinno wynosić około 3000 Euro. Można także do oczekiwanego poziomu płac dojść od strony proporcji względem naszej średniej krajowej. Lekarz specjalista powinien otrzymywać około trzykrotność średniej płacy krajowej co daje kwotę zbliżoną do 3000 Euro (13.000 zł). Te symulacje kwotowe należy traktować tylko jako wstępną ocenę, zarysowany sugerowany kierunek zmian.
Nie wnikam w inne ważne kwestie dotyczące pracy lekarzy: możliwość specjalizowania się, obciążenia biurokratyczne itd., gdyż bez fundamentalnych zmian zasad wynagradzania nie dość, że sytuacja się będzie pogarszać to jeszcze Polska, jako kraj będzie dotować inne państwa...

7 komentarze:

Anonimowy pisze...

Panie Profesorze, idąc tokiem Pana rozumowania, skoro takie są pensje lekarzy "na Zachodzie", należałoby podnieść pensje wszystkim pracującym w naszym kraju. Dla przykładu pensja adiunkta na typowej niemieckiej uczelni to 3500 Euro, czyli u nas powinni oni zarabiać powiedzmy 2500 Euro, co daje 10 tysięcy złotych. Prędzej mi przysłowiowy kaktus wyrośnie, niż adiunkt uczelni publicznej tyle zarobi. I tyle w temacie. Lekarze w stosunku do pozostałych pracowników uczelni i innych firm nie są w żadnej uprzywilejowanej pozycji. Każdy powinien zarabiać godnie i na miarę swojego wykształcenia, zaangażowania i jakości pracy.

Anonimowy pisze...

Witam
Bardzo dziękuję Panu Profesorowi za poruszenie tego tematu
Chciałbym zwrócić uwagę na jedną rzecz. Czy szpitale będą miały pieniądze by zatrudnić większą liczbę lekarzy?


Teraz szpitale nie chcą zatrudniać większej liczby lekarzy bo na to nie ma pieniędzy. W zależności od oddziału pracuje 1 lub 2 lekarzy na dyżurze, oni muszą zajmować się oddziałem jak i SORem, a szpitale nie poszukują dodatkowych lekarzy, by odciążyć tych pracujących ( a ze środowiska lekarskiego wiem, że szpital długo by nie musiał szukać dodatkowych lekarzy do pracy ).

Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Śląski Uniwersytet Medyczny na 3 miejscu od końca w rankingu Perspektywy w kategorii uczelnie medyczne.

http://www.perspektywy.pl/RSW2017/ranking-uczelni-akademickich/ranking-uczelni-akademickich-wg-typow-uczelni/uczelnie-medyczne

Brawa dla Rektora i Dziekanów wszystkich wydziałów SUM za to wybitne osiągnięcie:)
Brawa dla absolwentów, studentów i przyszłych studentów tej jakże renomowanej uczelni:)

Anonimowy pisze...

Zgadzam się z tezą wpisu, ale nie podoba mi się proponowane rozwiązanie. Nie można od tak podnosić płac. Takie metody funkcjonowały w gospodarkach cenrtalnie planowanych i wiadomo jak się one skończyły.

Nie mówiąc o tym, że takie płace nie są osiągalne przy aktualnym sposobie finansowania placówek medycznych. Jak bowiem miałyby zostać wprowadzone takie podwyżki bez drastycznego zwiększenia nakładów budżetowych?

Próba wprowadzenia minimalnych wynagrodzeń na tak wysokim poziomie przyniesie prawdopodobnie odwrotne skutki. Szpitale za posiadane pieniądze będą mogły zatrudnić mniej lekarzy, a większe pensje przyciągną lepiej wykwalifikowaną kadrę. Być może nakłoniłyby do powrotu z zagranicy. W związku z tym jakość usług medycznych może by wzrosła, lecz jednocześnie spodziewałbym się ogólnej redukcji zatrudnień, która szczególnie odbiłaby się na "gorszych" lekarzach.

Takie stawki powszechnie dostępne są tylko w sektorze prywatnych i branżach, które przynoszą spore dochody. Czy publiczne szpitale są nastawione na zysk? Bez otwartego i konkurencyjnego rynku nie będzie ani jakości ani godnych zarobków. Gdy to się zmieni nie będzie trzeba się martwić liczbą studentów. Przyciągnięci pieniędzy kandydaci sami będą się pchali drzwiami i oknami na wydziały medyczne.

Student SUM pisze...

Spostrzeżenia i uwagi poczynione w tekście są słuszne, niemniej kwestia zarobków lekarzy podniesiona przez Pana Profesora zdaję się zbyt mocno życzeniowa. Ale nie o tym chciałem pisać. Zastanawia mnie bowiem jeden fakt...Jak to jest możliwe, że Uniwersytety Medyczne (dawne AM) są stale niedofinansowane, a w tym samym czasie w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego znajdują się dziesiątki milionów złotych na uruchamianie nowych wydziałów lekarskich. Minister Gowin wsparł Uniwersytet Opolski kwotą 32 mln złotych, nie licząc pieniędzy zainwestowanych przez sam uniwersytet i lokalne samorządy. Doskonale ukazuje to, o jakich kwotach rozmawiamy.

Przypomnę tylko, że zgodę na uruchomienie kierunku lekarskiego wydaje MNiSW w porozumieniu z MZ, po uzyskaniu przez daną uczelnie pozytywnej opinii Państwowej Komisji Akredytacyjnej (PKA). Stanowisko KRAUM, która dba o interesy Uniwersytetów Medycznych,jakość kształcenia na kierunku lekarskim oraz stanowi organ doradczy MZ, jest w dużej mierze zbieżne z uwagami poczynionymi przez Pana Profesora. Rektorzy zasiadający w KRAUM niejednokrotnie podkreślali, że Uniwersytety Medyczne są w stanie kształcić więcej studentów, lecz musi się to wiązać z większym finansowaniem uczelni z budżetu państwa. W przeciwnym razie, zwiększanie limitów lekarskich doprowadzi do obniżenia jakości kształcenia co obserwujemy obecnie. Za pieniądze wydawane na otwieranie nowych wydziałów (a przypomnę tylko, że są to niemałe kwoty), można by wesprzeć już istniejące uczelnie, co przełożyłoby się na większe finansowanie badań naukowych, poprawę bazy dydaktycznej czy zarobki i ilość zatrudnianych pracowników dydaktycznych, których jest zdecydowanie za mało. W moim głębokim przekonaniu, efektem prowadzonej przez ministerstwo polityki, będzie dalszy spadek jakości nauczania.
O problemie tym, można znaleźć w internecie dziesiątki artykułów, dlatego nie będę się dłużej nad tym tematem rozwodził.

Na koniec chciałbym ponowić moje pytanie: Co jest przyczyną tego, że przy wydawaniu zgód na otwieranie coraz to nowszych wydziałów, za każdym razem zwyciężają ambicje i lobby lokalnych polityków i samorządów, a racjonalne argumenty i protesty podnoszone przez KRAUM, są konsekwentnie lekceważone? Jak na razie, pytanie to pozostaje bez odpowiedzi...



Z poważaniem,
świeży absolwent WLZ :-)
Kacper Niziński

Anonimowy pisze...

Do świeżego absolwenta WLZ SUM: A może propozycje lokalnych polityków i samorządowców są dobre? Przecież - jak Pan sam pisze - muszą uzyskać pozytywną opinię PKA oraz innych organów i jeżeli jest ona pozytywna, a samorządy chcą sprawę finansować - to może raczej warto otwierać nowe wydziały? Czy Pan się boi , że będą lepsze od już istniejących, które są zapuszczone przez kolejne mierne zarządzanie i domagają się tylko pieniędzy?
Nowe lokale, nowe wyposażenia, nowe zaangażowania pracowników,( myślę też, że nowe płace, bardziej satysfakcjonujące) mogą spowodować lepszą dydaktykę i organizację procesu kształcenia. Nie bądżmy kurczowo przywiązani do starego, bo jak u nas jest to wszyscy wiemy (zresztą nikt nas z tego powodu nie likwiduje). Nasza uczelnia jest akurat trzecia od końca, czyli słaba w ocenie absolwentów i studentów. Może nowe będą lepsze? Zobaczymy.

Student SUM pisze...

Może i będą lepsze. A może jeszcze gorsze? Czas pokaże. Nie zmienia to faktu, że z perspektywy państwa i jego finansów korzystniejsze są rozbudowa i ewentualne dofinansowanie już istniejących wydziałów, niż tworzenie nowych ex nihilo. Historia magistra vitae est. Oby nie było tak, jak z kierunkami prawniczymi, gdzie masowe otwieranie nowych wydziałów nie wpłynęło korzystnie na jakość kształcenia. W USA, po II wojnie światowej do chwili obecnej powstał tylko jeden nowy wydział medyczny!!! Jakoś ciężko mi uwierzyć, że masowe otwieranie nowych kierunków wpłynie korzystnie na jakość kształcenia, zważywszy na fakt, iż w większości są to uczelnie nie mające żadnego doświadczenia w tej materii. Weźmy po lupę dobór kadry dydaktycznej. Uczelnie te w większości zlokalizowane są w miastach odległych o kilkadziesiąt kilometrów od większych ośrodków, a rekrutacja nowych pracowników odbywa się poprzez "podkupywanie" pracowników z ościennych Uniwersytetów Medycznych, by spełniali minimum kadrowe. Szczerze wątpię, by jakikolwiek z prowadzących zechciał się przeprowadzić z Warszawy do Radomia, by kształcić tam solidnie swoich nowych studentów. Papier oczywiście wszystko przyjmie, a jak będzie wyglądała praktyka nie trudno się domyślić...Jedno jest pewne. Bez zwiększenia finansowania szkolnictwa wyższego oraz poprawy zarobków młodych lekarzy problemu braków kadrowych nie rozwiążemy. Jak mówi przysłowie: "Z pustego i Salomon nie naleje".

Kacper Niziński