piątek, 29 stycznia 2016

Zawód lekarz, część 13-ta: Dokumentacja

Kolejna „zmora” lekarzy to dokumentacja. Tu jednak – w przeciwieństwie do wielu pomysłów typu biurokratycznego – znaczenie medyczne, a także formalno-prawne prawidłowo prowadzonej dokumentacji jest bardzo ważne. Dotyczy to wielu obszarów, w pierwszej kolejności losu danego pacjenta. Skrupulatnie prowadzona historia choroby, codziennie lub prawie codziennie uzupełniane statusy, dokładnie wpisane wszystkie badania ułatwiają prowadzenie procesu diagnostyczno-terapeutycznego. Każda istotna czynność powinna być odnotowana; to, co zrobimy, ale nie wpiszemy do historii choroby w rzeczywistości nie istnieje. Szczególnie, gdy zmienia się lekarz prowadzący może bez problemu kontynuować leczenie. Dokumentacja jest przechowywana w archiwach szpitalnych przez wiele lat i sięgnięcie po wcześniejsze wyniki bywa bardzo przydatne. Inny, ważny i czasem niedoceniany aspekt roli dokumentacji dotyczy jej prawnego znaczenia. Dokumentacja lekarska służy celom orzeczniczym oraz sądowym. Stąd w interesie lekarza, niezależnie od wcześniej poruszanych powodów, leży sumienne dokumentowanie podejmowanych działań. Za brak prawidłowej dokumentacji można zostać dotkliwie ukaranym. Wymiar kary zależy od wagi uchybienia. Jeśli badamy pacjenta w Izbie Przyjęć i nie udokumentujemy odpowiednio naszych czynności, a u pacjenta odesłanego do domu wystąpi jakieś poważny problem, a nawet dojdzie do zgonu, lekarz ponosi odpowiedzialność karną. Za nieczytelną i niepełną dokumentację można także otrzymać karę finansową.

7 komentarze:

Anonimowy pisze...

Tak, cel chorego systemu - karać maksymalnie tych, którzy niosą pomoc pacjentom. Tragiczne. Urzędnicy i administracja mają się dobrze. Dobrze ustawiony system dla wybranych "zarządzających" - lekarzu kształć całe życie i pracuj naukowo za grosze, z minimalna emeryturą, a my będziemy karać lekarzy i wyciągac maksymalne profity dla siebie. Gdzie my żyjemy...

Anonimowy pisze...

Może kiedyś tak będzie w Polsce (z blogu habilitant2012.blox):
- Zresztą Słowacy mają zamiar na dobre skończyć z habilitacją i profesurą. Zwolennicy pójścia drogą unicestwienia habilitacji i profesury - bez formalnego jej likwidowania, mają zamiar przyjąć rozwiązanie estońskie. W Estonii nie ma teoretycznych i prawnych przeszkód aby nadać stopień dr hab. ani nie ma przeszkód aby otrzymać tytuł profesora, jednak ponieważ nie wiążą się z tym żadne profity - od 2008 nie nadano ani jednej habilitacji i nie nadano ani jednego tytułu profesora. Posiadacze starych tytułów mogą ich używać ale nie wolno w czasie konkursów na uczelniach oceniać wyżej profesora z tytułem od doktora - o ile jeden nie ma lepszego dorobku od drugiego. Profesura ani habilitacja nie dają też w Estonii żadnych forów w kwestii płac ani w kwestii liczby godzin. Na Słowacji różnice w pensji są niewielkie między profesorem a doktorantem. Są jeszcze spore różnice w ilości godzin dydaktycznych (doktor 240 h rok, docent 150 h rok, prof. 100 h rok) i są to różnice realne bo nie wolno mieć nadgodzin (nie więcej niż 10% nadgodzin, które w następnym roku muszą być oddane przez mniejsze obciążenie dydaktyczne). To powoduje, że ta różnica ma być usunięta i wszyscy od dr do prof. będą mieli identyczne obniżone do obecnego profesorskiego pensum. Jeśli wygra stronnictwo zwolenników pójścia drogą estońską to habilitacja (zdobycie docenta = dr hab.) i inauguracja (uzyskanie tytułu profesora) ma być jedynie kwiatkiem do kożucha i później ma umrzeć śmiercią naturalną - bez odbierania nabytych uprawnień ale przez zrównanie wszystkich dzięki nadaniu wszystkich akademickich uprawnień wszystkim ze stopniem doktora legitymujących się aktualnym dorobkiem naukowym o rzeczywistej wartości (koniec cytatu).

Anonimowy pisze...

Urzędnicy nie muszą nic, ich stanowiska pracy zależą od tego, że jest szpital, klinika, oddział i uczelnia zatrudniające lekarzy. Lekarze muszą wszystko: leczyć na najwyższym poziomie, dokształcać się całe życie, prowadzić prace badawcze, zarządzać zespołem. Urzędnik dostaje coroczne premia, lekarz-naukowiec nie dostaje nic za dobre wyniki swojej pracy i jeszcze musi udowodnić, że zasługuje na to "aby nic nie dostawać", czyli aby utrzymać stanowisko pracy.

Anonimowy pisze...

Ciekawy wpis z bloga zmihor.blogspot.pl
"W pierwszej kolejności zwraca moją uwagę przede wszystkim ogromne rozwarstwienie zarobków w PAN - dyrektor zarabia 52000zł/miesiąc (600 000zł/rok) a doktorant dostaje np. 150 zł/mc (tak jest w kilku jednostkach PAN w Polsce, ale nie wiem jak w tym konkretnym), a więc 347 razy mniej! Co odzwierciedla tak ogromna różnica w wynagrodzeniu? Wkład pracy? Produktywność naukową?"
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1027191,title,Burza-w-Instytucie-Chemii-Fizycznej-PAN-Dyrekcja-lamala-ustawe-kominowa,wid,18130612,wiadomosc.html?ticaid=116675

Anonimowy pisze...

Czy to znaczy, że na uczelniach powinna obowiązywać tzw. "ustawa kominowa" ?
"Ustawa, która wprowadza górne granice wynagrodzeń menadżerów, ma zastosowanie do:
- przedsiębiorstw państwowych;
- jednoosobowych spółek Skarbu Państwa lub jednostek samorządu terytorialnego;
- spółek prawa handlowego, w których udział Skarbu Państwa albo jednostek samorządu terytorialnego przekracza 50 proc. kapitału zakładowego lub liczby akcji, a także spółek, w których te spółki posiadają ponad 50 proc. kapitału zakładowego lub liczby akcji;
- agencji państwowych, bez względu na ich formę organizacyjno-prawną, w tym agencji wykonawczych w rozumieniu ustawy z dnia 27 sierpnia 2009 r. o finansach publicznych;
- instytutów badawczych lub podmiotów, do których stosuje się odpowiednio przepisy o instytutach badawczych;
- fundacji, w których dotacja ze środków publicznych przekracza 25 proc. rocznych przychodów albo w których mienie pochodzące ze środków publicznych przekracza 25 proc. majątku fundacji na koniec roku kalendarzowego i jego wartość przekracza 10 proc. przychodów tej fundacji;
- samodzielnych publicznych zakładów opieki zdrowotnej;
- państwowych jednostek budżetowych, z wyjątkiem organów administracji publicznej i organów wymiaru sprawiedliwości oraz podmiotów, których kierownicy podlegają przepisom ustawy z dnia 31 lipca 1981 r. o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe (Dz. U. z 2011 r. Nr 79, poz. 430 i Nr 112, poz. 654)".

Anonimowy pisze...

naukowiec wegetuje, będąc najgorzej opłacanym zawodem, inni mają się bardzo dobrze, post-komunistyczny system nadal trwa i ma się bardzo dobrze...

Anonimowy pisze...

http://www.rynekzdrowia.pl/Prawo/SN-dyrektorowi-szpitala-nie-nalezy-sie-nagroda-jubileuszowa,132948,2.html
"Dyrektor szpitala nie ma prawa do nagrody jubileuszowej za długoletnią pracę, bo podlega tzw. ustawie kominowej - orzekł we wtorek (6 sierpnia) Sąd Najwyższy, przyznając, że praktyka bywa inna i nie wszystkie szpitale sprzeciwiają się wypłacie nagrody.
SN rozpatrywał sprawę Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Świeciu (Kujawsko-Pomorskie). Placówka odmówiła dyrektorowi wypłaty nagrody jubileuszowej, mimo że przepracował on w placówce 35 lat i zgodnie z obowiązującą wówczas ustawą o zakładach opieki zdrowotnej powinien był dostać nagrodę jubileuszową w wysokości 200 proc. miesięcznego wynagrodzenia.
Powodem kontrowersji jest to, że dyrektorzy szpitali podlegają jednocześnie dwóm ustawom: ustawie o działalności leczniczej, która zastąpiła w tym zakresie ustawę o zakładach opieki zdrowotnej i ustawie o wynagradzaniu osób kierujących niektórymi podmiotami prawnymi, zwanej popularnie ustawą "kominową".
Zgodnie z ustawą o działalności leczniczej (a wcześniej ustawą o zoz) każdemu pracownikowi samodzielnego publicznego zakładu opieki zdrowotnej przysługują nagrody jubileuszowe za długoletnią pracę. Jednak z ustawy "kominowej" wynika, że kierownikom samodzielnych publicznych zakładów opieki zdrowotnej - czyli dyrektorowi - należy się tylko wynagrodzenie miesięczne.
Szpital złożył skargę kasacyjną od tego wyroku, twierdząc, że nagroda jubileuszowa jest wynagrodzeniem dla dyrektora, a zgodnie z ustawą "kominową" dyrektorowi należy się tylko wynagrodzenie miesięczne.
Podobnego zdania był we wtorek (6 sierpnia) Sąd Najwyższy, który uchylił wyrok sądu okręgowego i przekazał mu sprawę do ponownego rozpoznania. SN wyjaśnił, że dyrektorowi szpitala nie należy się nagroda jubileuszowa, ponieważ przepisy ustawy "kominowej" mają charakter szczególny i wyłączają działanie wszystkich innych przepisów (sygn. II PK43/13).
Sędzia Bogusław Cudowski, uzasadniając wyrok, potwierdził, że nagroda jubileuszowa jest wynagrodzeniem, a dyrektorowi należy się tyko wynagrodzenie miesięczne".