czwartek, 10 stycznia 2013

O polskich uczelniach medycznych

Prezentuję dziś interesujące zestawienie dotyczące struktury zatrudnienia i zarobków pracowników polskich uczelni medycznych przygotowane przez Sekcję Nauki Zarządu Głównego NSZZ „Solidarność”. To bardzo interesujący dokument dający wgląd sprawy organizacji uczelni oraz sprawy pracownicze. Największe zdziwienie mogą budzić duże różnice między uczelniami tak w zakresie odsetkowej liczby pracowników poszczególnych grup jak i ich dochodów. Przykładowo, mamy najmniej profesorów, bo tylko 5,56%, a lider w tej kategorii UM Łódź ma ich aż 11,34%. Rozpiętość zarobków w tej grupie jest ogromna; średnia pensja zasadnicza profesora w CM UJ to zaledwie 4207 zł, u nas 4940 zł, ale w UM Szczecin ta kwota wynosi aż 6300 zł. Sumaryczne zarobki przekraczają 11.000 w Szczecinie i Łodzi, u nas to jest kwota 8719 zł. Mniej zarabiają tylko profesorowie z Torunia. Nieco lepiej wygląda kwestia dochodów pomocniczych pracowników nauki, a w tej grupie plasujemy się na 5 miejscu w kraju. Bardzo źle wypada porównanie dotyczące liczby pracowników administracji, z odsetkiem 45,3% całości pracowników zajmujemy ostatnie miejsce w kraju. Liderem z 36,1% udziałem administracji w całości pracujących jest UM w Łodzi.
Oczywiście przyczyn tych różnic jest wiele, niemniej taka analiza daje ciekawy wgląd w kulturę organizacyjną uniwersytetów medycznych (proporcje grup pracowników), jakość kadry oraz ich dochody. Należy pamiętać, że dochody uczelni są wypadkową dotacji budżetowej oraz naszej własnej aktywności np. przy pozyskiwaniu grantów badawczych co pewnie tłumaczy relatywnie wysokie dochody profesorów z CM UJ mimo niskiego uposażenia zasadniczego.

Jak widać skala zadań stojących przed nami jest ogromna byśmy jako uczelnia dołączyli do krajowych liderów patrząc na uczelnię jako całość. Pochodną niezbędnych reform będzie także wzrost indywidualnych dochodów.

Zachęcam do szczegółowej analizy oraz komentarzy zorientowanych na działania naprawcze.

Uczelnie medyczne

9 komentarze:

Anonimowy pisze...

Optymizmem nie powiało, ale "dura lex sed lex". Słusznie Pan apeluje o konstruktywne głosy, ale o nie nie jest łatwo. Nasza uczelnia wymaga wielu zmian, oby się choć część udało wprowadzić w życie!

Anonimowy pisze...

Gdyby uczelnia nie była państwowym folwarkiem, to zatrudnienie w administracji wynosiłoby góra 10%. Tymczasem mamy co mamy... Jak ma być na papier w toaletach, skoro trzeba tyle d**ogodzin zapłacić za jedzenie przez miłe panie ciasteczek?

Anonimowy pisze...

Warto spojrzeć na zarobki administracji, są raczej marne w porównaniu do innych uczelni. Skoro w SUM mamy największą administrację w polskich uczelniach słabo wynagradzaną to pewnie oznacza, że mamy złą organizację pracy. Stawiam tezę, administracja powinna być znacznie mniej liczna, ale lepiej zorganizowana i lepiej opłacana.

Anonimowy pisze...

60% dokumentów (pism, zestawień, tabelek, zawiadomień ... itp) jest tworzone bez potrzeby. Jednak ktoś wymyśla te przeróżne dokumenty, więc administracja najniższego szczebla ledwie zdąża z zachowaniem wszelkich terminów "produkcji" tej makulatury. A "produkty" są wysokiej jakości patrząc ile osób musi je "zaparafować" nim trafią do adresata.No i wszystko musi być zgodne z kancelaryjną instrukcją... :)

Anonimowy pisze...

Takie instrukcje i inne dyrdymały wymyśliła nie wiadomo po co kuraszewska. Ona jest mistrzynią we wszelkiego rodzaju instrukcjach, zarządzenia i regulaminach. I wszystko już pozmieniała, na swoją modłę, z wyjątkiem jednego regulaminu: tam, gdzie ona ma możliwość rozdzielania premii wg swego widzimisię. A więc, uznaniowość w rękach tak niesprawiedliwej osoby niszczy wśród ludzi poczucie sprawiedliwości. Dopóki ona będzie miała tak duży wpływ na decyzje personalne i kadrowe w uczelni nic się nie poprawi. Będzie żle.

Anonimowy pisze...

Większość komentarzy wskazuje argumenty przeciwko tak rozbudowanej administracji, ale nie mam żadnego stanowiska dlaczego zajmujemy wśród uniwersytetów medycznych ostatnie miejsce pod względem liczby profesorów ? Co może być tego przyczyną i co należy zrobić aby ten stan zmienić. Mała liczba profesorów jest jedną z pozycji w algorytmie finansowym decydująca o wielkości dotacji ministerstwa na działalność uczelni. Z tej puli opłacona jest grupa pracowników administracji i częściowo nienauczycieli. Mamy odpowiedź dlaczego przeciętne zarobki nauczycieli akademickich w naszej uczelni są stosunkowo niskie. Należy też pamiętać,że pod pojęciem średnich zarobków mieszczą się wszystkie pochodne tj. pensja zasadnicza, wysługa lat, dodatki kierownicze , 13-tka, godziny nadliczbowe, wynagrodzenia za recenzje w przewodach doktorskich, habilitacyjnych i w postępowaniu o tytuł profesora.

Anonimowy pisze...

Odpowiadając na poprzedni komentarz; wymagania stawianie kandydatom do tytułu naukowego w naszej uczelni są wieksze jak gdzie indziej np. trzeba mieć 3 lub czterech doktorantów po obronie podczas gdy CK wymaga 1 i 1 po wszczęciu. Może jesteśmy bardziej papiescy niż należy? Kłania się brak czytelnych kryteriów awansu, biurokracja jest górą, niestety!

Anonimowy pisze...

Tak w uczelni brakuje kryteriów awansu na każdym "szczeblu zatrudnienia". Jedyne czym kieruje się władza to docenianie służalczości i niszczenie samodzielnych w myśleniu i poglądach. Na awans może liczyć : mierny ale wierny, dbający o interes władzy a nie Uczelni jako całości - dobra wspólnego. A profesorowie? Cóż też nie ceni się ich wiedzy i nęka ciągłymi kontrolami, podejrzeniami co podważa Ich wypracowany latami autorytet.

Anonimowy pisze...

kłania się ranking uczelni w którym UJ w sensie ilości publikacji zalicza się do tzw. uczelni prestizowych wysoko plasujacych się na swiecie...