czwartek, 8 listopada 2012

O dydaktyce

Na pierwszym posiedzeniu Rady Wydziału zabrzańskiego bieżącym roku akademickim w dyskutowano, między innymi, na temat jakości kształcenia na wydziale lekarskim. Bardzo dobrze, że poziom dydaktyki jest przedmiotem troski nowych władz dziekańskich bo przecież każda uczelnia medyczna to miejsce nauczania przyszłych kadr, lekarzy i stomatologów. Odnosząc się do wyników ostatniego LEP-u skupiono się na dydaktyce w zakresie chorób wewnętrznych, gdyż pytania z zakresu tego obszaru medycyny w istotny sposób obniżają globalne wyniki absolwentów wydziału. Nie kwestionuję potrzeby szukania dróg poprawy na polu dydaktyki w internie, bądź co bądź, królowej nauk medycznych, ale mam wrażenie, że jest to zaczynanie od końca lub, stosując terminologię lekarską – działanie objawowe. A, jak wiadomo, w medycynie najważniejsze są działania przyczynowe. W mojej ocenie sanację dydaktyki należy zacząć od początku studiów medycznych, czyli od nauczania na pierwszych dwóch latach. To wtedy zdobywamy podstawowy zasób wiedzy, tak ważnej w dalszej edukacji na latach klinicznych. Poziom anatomii, fizjologii, biochemii i histologii determinuje dalsze szanse studentów na zdobycie solidnej wiedzy.
Czego Jaś się nie nauczył, tego Jan nie będzie umiał.
Jest także drugi aspekt, student medycyny, a w przyszłości lekarz musi nabyć umiejętność systematycznej pracy, musi wciągnąć się w „wir” nauki. Niezwykle ważne jest by zajęcia w tym okresie studiów prowadzili głównie lekarze, którzy potrafią pokazać, że zawiłości anatomii czy histologii nie stanowią treści dla samych siebie, że wprost wiodą do medycyny klinicznej. Nie dezawuując roli magistrów, niedobór lekarzy w tym okresie dydaktyki to w mojej ocenie, jeden z podstawowych powodów braków ujawniających się w czasie zajęć na późniejszych latach studiów, a także niezadowalających wyników LEP-u i LDEP-u.
Jeśli chcemy mieć dobry, solidnie kształcący wydział lekarski musimy przyjrzeć się jak wyglądają zajęcia z anatomii, jak w praktyce wygląda nauczanie w tej podstawowej dziedzinie medycyny, a także jak są prowadzone ćwiczenia z fizjologii, drugiego filara wiedzy każdego dobrego klinicysty. Na kolejnych miejscach stawiam histologię i biochemię, jako kolejne dziedziny wiedzy niezbędne przyszłym lekarzom. W czasach gdy studiowałem (lata 1976-78) na pierwszych latach medycyny podejście do zajęć zarówno ze strony studentów jak i kadry było niezwykle poważne i solidne, to była niezła „szkoła” i wprowadzenie do późniejszych lat klinicznych.
Czy tak samo jest także dziś? Czekam na wypowiedzi, szczególnie ze strony studentów.





6 komentarze:

Anonimowy pisze...

Piszę z perspektywy studenta IV roku.
Co do anatomii i fizjologii zgadzam się, że są to podstawy wiedzy, bardzo istotne, szczególnie na przypominanie podstaw anatomii powinien być kładziony nacisk na kolejnych latach.
Histologia to przedmiot, z którego pamiętam skrypt, który to trzeba było zakuć i w miare sprawnie wyrecytować.
Biochemia to masa wiedzy, na czele z setkami wzorów, ciężko z tego wybrać coś, co kiedyś się przyda, a jakieś 95% informacji skutecznie zapomina się do końca wakacji po egzaminie.

Na zajęciach klinicznych problem wg mnie leży w zbyt dużych grupach jak na tak małe oddziały, a lekarze często mają wiele innych zajęć poza studentami.

Gdyby pierwsze 3 lata skrócić do 2, a pozostały rok przeznaczyć na interne, wyniki egzaminów byłyby moim zdaniem znacznie lepsze.

Anonimowy pisze...

Na histologii nie ważne czy człowiek wie co mówi, czy nie, ważne że wyklepie z pamięci, tak jak na biochemii. Na fizjologii mało kto potrafi sensownie powiedzieć o co chodzi Konturkowi,bo w większości sami nie rozumieją. Interna jeden wielki śmiech, asystentów, którzy chcą się podzielić wiedzą można policzyć na palcach jednej ręki, większość zajęcia ze studentami traktuje jak karę, a studenci podpierają ściany, czas zaplanowanych zajęć to 4-5godz, a efektywnie poświęcany na naukę max.2 i tak dalej i tak dalej. Niestety z założenia władze uważają, że winni są studenci, bo się nie uczą, wiec dorzućmy im kolejne zaliczenia, egzaminy. A studenci mówią na to, to po co my za zajęcia chodzimy jak nikt as nie chce zajęć nie prowadzi - wprowadźmy tryb eksternistyczny, przychodźmy tylko na zaliczenia raz w tygodniu i wszyscy będą szczęśliwi, a poziom nauki jeśli nie wzrośnie to na pewno nie spadnie.
Jeśli nie zmieni się podejścia i będzie tylko zwiększać ilość egzaminów z materiału którego się nie chciało wyłożyć, wytłumaczyć to nie mamy co marzyć o podniesieniu poziomu nauki.

Anonimowy pisze...

Najgorsze jest to, że nie ma dobrych podręczników polskojęzycznych z fizjologii. W podręczniku wyżej wymienionym czasem są pewna zagadnienia tłumaczone kilkoma mechanizmami, które wzajemnie sobie przeczą. Sala ćwiczeń też ma wiele do życzenia.
Na anatomii to niestety, ale brakuje nowych zwłok.
Na histologii przynajmniej ćwiczenia były dobrze prowadzone.

Anonimowy pisze...

Student V roku stomy.
Potwierdzam, histologia to skrypt do wykucia i szkiełka do przerysowania, z których nic się nie pamięta. I lepszy jest ten, kto potrafi malować w zeszycie a nie ten, kto wie co widzi.
Anatomia jest tak zróżnicowana jak nazwiska prowadzących (zresztą histologia też) i nie da się jednoznacznie odnieść do jej poziomu. Jedna uwaga: jeden uwielbia pytać z brzucha i go drąży a głowę to tak bokiem, drugi głowę i inne omija, bo sam nie umie – a gdzie stomatolog ma się nauczyć anatomii głowy? Na chirurgii, gdzie to już ma być opanowane?
Fizjologia – o co chodziło na tych zajęciach? Tak naprawdę to trzeba było często albo wykuć albo mieć szczęście, bo tych mechanizmów nie sposób było samemu pojąć.
Biochemia – jeden chce tylko konkrety, jeden lubi lanie wody, jeden chce koniecznie usłyszeć własne słowa i mu nawet te konkrety brzmią źle – ilu to biochemii mamy się uczyć? Trochę zdecydowania, proszę.
Interna – łazimy, łazimy, stoimy, siedzimy. To zawsze były godziny do wysiedzenia. Na szczęście nam to średnio potrzebne, więc nawet nie oponuję.

Poza tym… Ja wiem, że robienie przez studentów prezentacji w PowerPoincie jest ułatwieniem i dla nas i dla prowadzących ale my naprawdę z tego się nic nie nauczymy…

Pozdrawiam i czekam na niechybny LDEK.

Anonimowy pisze...

A gdyby tak w ramach fakultetów wprowadzić spotkania , gdzie byłyby omawiane poprzednie LEP-y.

Anonimowy pisze...

Jestem studentką III roku kierunku lekarskiego. Zgadzam się z przedstawioną wyżej tezą - na anatomię, histologię czy fizjologię powinno kłaść się zdecydowanie większy nacisk. Naukę tych podstawowych przedmiotów zakończyłam niedawno, a już teraz - choć w indeksie mam bardzo dobre stopnie - zauważam luki w wiedzy. Zmiany konieczne są szczególnie na katedrze fizjologii, panuje tam okropny chaos! Sytuacja na anatomii wygląda dużo lepiej, brakuje jednak świeżych preparatów. Najmilej wspominam histologię - to prawda, wystarczy opanować skrypt (przynajmniej nikt nie ma wątpliwości, z którego wydania podręcznika należy korzystać, co było naszym odwiecznym problemem na biochemii i fizjologii), ale można pracować z prawdziwymi pasjonatami (myślę o młodszej części kadry). Na wykłady prof. Wojnicza naprawdę warto chodzić! Katedra posiada świetne zaplecze laboratoryjne, studenci z koła mogą pracować na rewelacyjnym sprzęcie, co na pewno zachęca do nauki tego przedmiotu. Zajęcia były bardzo dobrze prowadzone. PS. Trafiłam tutaj porażona słownictwem i niestosownymi żartami jednego z asystentów prowadzących zajęcia z patomorfologii...na szczęście taka postawa to jednak rzadkość na naszej uczelni.