piątek, 22 czerwca 2012

O studentach

W minionym tygodniu egzaminowałem z interny studentów jednej grupy dziekańskiej. Jak co roku przed przystąpieniem do egzaminu testowego muszą oni wykazać się swą wiedzą praktyczną. Wszyscy zdali, choć poziom ich wiedzy był zróżnicowany.
Ale nie o znajomości „królowej nauk” medycznych chciałbym napisać parę słów. Zwróciłem uwagę na inne zjawisko, niezwiązane z poziomem wiedzy. Jak wyobrażamy sobie studenta przystępującego do egzaminu? Skupiony, poważny, ale także odpowiednio wyglądający. Jeden ze zdających zapomniał się ogolić, inny nie miał krawata, jeszcze inny ogolony i pod krawatem, ale przyszedł na egzamin w trampkach. Ktoś powie, to są drobiazgi, liczy się wiedza. Z pewnością poziom przygotowania merytorycznego to podstawa oceny, ale nasi studenci to przyszli lekarze, elita społeczeństwa. Wygląd, używane słownictwo, kultura osobista muszą iść w parze z przygotowaniem do zawodu. Zdarzyło mi się nieraz spotkać kolegów, lekarzy, którzy swym zachowaniem nie przynosili chluby stanowi lekarskiemu.
Czy powinniśmy, jako nauczyciele akademiccy skupić się tylko na weryfikacji wiedzy studentów czy też ciąży na nas obowiązek wychowawczy? Nie zwróciłem egzaminowanym studentom uwagi na niestosowność ich wyglądu i ubioru, może to był błąd?
Czekam na uwagi i opinie.

16 komentarze:

Portier pisze...

Chyba powinien Pan zwrócić im uwagę w myśl zasady "czym skorupka za młodu...", ale myślę, że sprawy krawatów, zarostu czy butów można summa summarum przeboleć.
Gorsze jest coś, czego nazwać zwięźle nie potrafię, a z czym zetknąłem się już w tym roku parokrotnie, mianowicie jakaś taka niechęć, ostentacyjne znudzenie, traktowanie pacjenta jak namolnej muchy ze wszystkimi tego konsekwencjami. Jakaś forma znieczulicy.

To się skądś bierze, to się gdzieś zaczyna. I to jest także zaprzeczenie tego wszystkiego co leży u podstaw zawodu lekarza.

Bo przecież jeśli mój doktor będzie prawdziwym fachowcem CZUJĄCYM I MYŚLĄCYM, to żadne trampki ani krawat w pieski mi tego obrazu nie zepsują ;)

WP pisze...

Zgadzam się z tym komentarzem, moje uwagi dotyczą najpewniej spraw w istocie drugoplanowych. Studenci, których egzaminowałem - poza wzmiankowanymi uwagami - sprawili się nieźle. Znacznie gorsza jest sytuacja, gdy sama istota rzeczy na studiach medycznych, czyli pacjent jest dla studenta, ale także lekarza "złem koniecznym".
Wojciech Pluskiewicz

Anonimowy pisze...

Poruszył Pan Panie Profesorze bardzo ważny problem - umiejętność dostosowania zachowania do sytuacji. Dawniej nazywano to kindersztuba. Czyli odpowiedni strój do kościoła, do teatru, na niedzielą, na dzień powszedni itd. Ja nieraz wśród studentów zapowiedziałem: Egzamin jest świętem, świętem weryfikacji wiedzy. I jeżeli ja w kilkudzieciostopniowym upale siedzę i egzaminuję kilka godzin dziennie w krawacie i marynarce, to student też musi być odpowiednio ubrany. Jak jest biedny, może być w zacerowanych spodniach, ale czystych. Wszystkich, którzy nie dostosują się, obleję bez względu na stan ich wiedzy. Chyba mi wierzycie, że to możliwe. I co - wszyscy studenci przyszli odpowiednio ubrani. Studentki też. A więc można!

Anonimowy pisze...

Ciekawą edukację odebrali studenci biorący udział w posiedzeniach RW w Zabrzu. Wystąpienia dziekana króla i jago zachowanie były wyjątkowym przykładem.......czas na zmiany. Oby nowy dziekan im sprostał. Nie łatwo będzie wymazać ten makabryczny okres i spustoszenie jakie spowodował w środowisku.

Anonimowy pisze...

Przez ubiór wyraża się szacunek lub jego brak. Nie ma innej możliwości. Człowiek kulturalny musi o tym wiedzieć.To się nazywa mieć klasę.Jak jest w rzeczywistości? Rozejrzyjmy się.Człowiek lekceważący tę zasadę nie może pretendować do elity społeczeństwa. Niech Pan Panie Profesorze nie rozgrzesza tak łatwo tych, którzy tego nie przestrzegają. Tym się właśnie różni ''Portier'' od prawdziwej elity.

student pisze...

Niestety ale owa sprawa ma drugie dno. Jako student często za egzaminach widzę osoby prowadzące/pilnujące egzamin w "starym swetrze i trampkach". Choć są zazwyczaj egzaminy pisemne to jednak pokazują jak 'elita' traktuje studentów zarówno ubiorem jak i swoim lekceważącym podejściem do nich. Nie dziwmy się zatem, że egzaminy stają się częścią smutnego rytuału nauki, który trzeba odbębnić. Gdyby znaczna część kadry nie traktowała studentów jak zła koniecznego, to zapewne z większym szacunkiem do "święta weryfikacji wiedzy" by podchodzili. A jeśli asystenci mają studentów głęboko, to nie dziwmy się, że i studenci mają takie podejście do asystentów. Niestety zdarza się, że z rozpędu ktoś przyjdzie nieodpowiednio ubrany do PRAWDZIWEGO PROFESORA - czyli takiego, który poza tytułem reprezentuje sobą też odpowiedni poziom i jest przykładem dla studentów zarówno jako postać jak i nauczyciel.
I niestety muszę przyznać, że traktowanie studentów przedmiotowo i bez jakiegokolwiek szacunku często zaczyna się na pierwszych zajęciach pierwszego roku, więc nie dziwmy się zachowaniu studentów na 5-6 roku.

Anonimowy pisze...

A czego studentów uczy np. taki egzamin z patofizjologii, który jest przeprowadzany na sali gimnastycznej i pisany na kolanie - dosłownie na kolanie - prosi się studentów o przyniesie twardych podkładek!! To jest kpina, a nie egzamin. To jest zabrzańska rzeczywistość.

student pisze...

W takich sytuacjach najważniejsza dla studenta jest wiedza. Niemnij równie, jeśli nie bardziej, ważna jest ona podczas kontaktu ze swoim pacjentem. Skoro jest to egzamin, wypada zatem podkreślić tą chwilę swoim wyglądem i odróżnić od przyszłej, codziennej pracy. To, że dla jednych, założenie marynarki i koszuli jest tego wystarczającym przykładem, a dla innych koniecznym jest zawiązanie krawata i założenie półbutów, jest najtrudniejsze w tej kwestii.
Istnieje dresscode, który pewnie rozstrzyga takie kwestie, ale niestety moda jest silniejsza. Kilkudniowy zarost jest pożądany niezależnie od sytuacji, a wystąpienie w trampkach i garniturze już nikogo nie dziwi. Każdy ma prawo do własnej oceny takiej sytuacji, a Profesorowie do egzekwowania swoich stanowisk bez względu na mode. Niezależnie od Pańskich stanowisk, miłoby było poznać je wcześniej i odpowiednio się dostosować.
Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

zapraszam na mojego bloga o mojej drodze na Harvard.

www.mywaytoharvard.blogspot.com

Jasmina pisze...

Egzaminy są ważne dla każdego i na każdym etapie życia wszystkich ludzi. To, jak powinna dana osoba wyglądać na egzaminach, myślę, że jest jasne i logiczne, choć niektórzy potrzebują przypomnienia ;)Mocno jednak protestowałabym z określaniem przyszłych lekarzy jako "elitę" społeczeństwa. Samo słowo "elita" większości kojarzy się z kimś o zbyt wysokim mniemaniu o sobie, zamknięciu na mniej wykształconych i mniej zamożnych. Takiej "elity" to my nie chcemy.

Ubiór odzwierciedla człowieka, podobnie jak zachowanie. Ale jeśli zabraknie komuś wewnętrznej kultury i zdrowego podejścia do świata i żyjących na nim ludzi, nawet najlepszy papier zdobyty na uczelni tego nie zastąpi.

Pozdrawiam serdecznie.

Anonimowy pisze...

Parę odczuć estetycznych po 4 latach studiowania na Wydziale Katowickim:

Pierwszy szok przeżyłem na początku studiów w trakcie zajęć z doktorem (ale z wykształceniem nie-lekarskim) ubranym w spodnie ze sporą dziurą w okolicy uda, stary sweter i zużyte buty z niższej półki. Przecież adiunkt nie zarabia aż tak mało, aby nie mógł sobie kupić spodni i butów. Nawet w tzw. lumpeksach ubrania są w lepszym stanie. Chodziłem do różnych szkół, miałem różnych nauczycieli, ale przypominam sobie tylko jednego, który wyglądał podobnie (nota bene wykładał jednocześnie na UŚ).

Nie rozumiem jak można chodzić regularnie na Rady Wydziału w zielonym swetrze (bez kołnierzyka). Mowa tutaj o profesorze, kierowniku katedry teoretycznej, lekarzu z wykształcenia, który pełnił w przeszłości bardzo ważną funkcję na Uczelni.

Kolejnym elegantem był profesor bez (co najmniej połowy) zębów. Brak zębów nie przeszkadzał mu w częstych wizytach na ćwiczeniach w celu "porozmawiania" ze studentami. Na szczęście nie trzeba go już oglądać, bo został dyscyplinarnie zwolniony.

Sandały (albo coś na ich kształt) na oddziale szpitalnym. Na szczęście mamy również zakłady niepubliczne i tak np. Lux Med zabrania noszenia niepełnych butów.

Ostatni szok - zaledwie kilka tygodni temu. Samochód jednego z profesorów. Nie jest on (profesor) co prawda kierownikiem katedry, ale wykłada na kilku uczelniach. Samochód ok. 20-letni tak zardzewiały i skrzypiący, że w dzisiejszych czasach jest to niespotykane. Drzwi całe w korozji, dziwne że jeszcze się otwierają i zamykają. Inna kwestia, że takie samochody są dopuszczane do ruchu. Technik z prosektorium też jeździ starym autem, ale nie jest ono aż w takim stanie.

Ja się nie czepiam szczegółów. Ja chciałbym tylko, aby wykładowca (a tym bardziej profesor) nie wyglądał jak żebrak na ulicy.

Anonimowy pisze...

Jestem oburzony komentarzem "Anonimowego" dotyczącym domniemanego szoku estetycznego jakiego doznał on podczas studiów na Wydziale Lekarskim w Katowicach. O ile jestem w stanie do pewnego stopnia usprawiedliwić jego zastrzeżenia odnośnie stylu i garderoby niektórych postaci to już uwagi dotyczące samochodów są niestosowne i skandaliczne. Po pierwsze uczelnia to nie targowisko próżności (przynajmniej być nim nie powinna), po drugie proszę aby osoby nie mające pojęcia o wynagrodzeniach pracowników nie wypowiadały się na ten temat. Jestem nauczycielem akademickim ze stopniem doktora, od wielu lat mimo spełniania warunków statutowych nie awansowanym na stanowisko adiunkta, zmuszonym do pobierania zasiłku z OPR aby utrzymać rodzinę (sic!) W związku z tym stanowczo protestuje przeciwko szkalowaniu pracowników przez studentów - w rzeczy samej zwykle posiadaczy modeli niemal wprost z salonu. I jeszcze refleksja...czy po to wybiera się przedstawicieli studentów do Rad Wydziałów, aby oceniali stan garderoby pracowników i szkalowali wprawdzie nomina sunt odiosa wybitne intelektualnie jednostki..? Jestem absolutnie zniesmaczony i przerażony skrajnie materialistyczną osobowością anonimowego studenta...przyszłego lekarza

Anonimowy pisze...

Komentarz ten napisałem w formie nieco prowokacyjnej, jednostronnej i przerysowanej. Notka i dyskusja pod notką była o niestosownym wyglądzie. Przypomniały mi pewne skrajne przypadki niestosowności ubioru i wyglądu do stanowiska (adiunkt/prof.) czy okoliczności (RW). To się naprawdę rzuca w oczy i wiele osób, nie tylko ja, zwróciło na to uwagę. Uwagi o samochodzie były rzeczywiście niepotrzebne. Jeżeli ktoś się tym komentarzem poczuł urażony to przepraszam.

Anonimowy pisze...

Ta dość żywa dyskusja pokazuje, że sprawy uczelni nie są obojętne wielu z nas. Patologii wokół jest morze, gdy będziemy udawać, że jest wszystko super na pewno nic się nigdy nie zmieni..

Anonimowy pisze...

a ja też pracuję na uczelni, i zgadzam się z studentem - pracownik naukowy musi wyglądać dobrze a nie jak dziad proszalny.
Profesor bez połowy zębów, w wytartym swetrze i rozpadającym się samochodzie - tak nie wypada

Anonimowy pisze...

Jestem już całkowicie załamany komentarzem Anonimowego pracownika...Kolejny głos człowieka, którego stać na wszystko i przez to czuje się lepszy...Może w ogóle wprowadzić obowiązek posiadania samochodów określonej marki i garniturów od Armaniego lub Versace...Przecież asystent na SUM zarabia już tyle,że nawet nie wie cóż z tymi pieniędzmi uczynić a adiunkt może 3 razy w miesiącu kupować buty w Mediolanie. Ta wypowiedź, to kolejny smutny dowód dalszej dewaluacji idei universitas i zastępowania jej merkantylizmem...O tempora...