poniedziałek, 26 września 2011
Maj 2010 versus czerwiec 2011
Od paru lat wiosną odbywają się wspólne posiedzenia Rad Wydziału z całej uczelni. Idea jest generalnie cenna, prezentacja informacji dotyczących wydarzeń w ciągu minionego roku oraz dyskusja mogą być interesujące dla pracowników, a władza ma szanse posłuchać co ‘”lud” ma do powiedzenia. Niestety, teoretyczne założenia i praktyka są od siebie bardzo odległe.
Na spotkaniach w 2008 i 2009 była jakaś forma dyskusji, pytania padały z sali. Także prezentacja sukcesu była nieco mniej nachalna. W czasie ostatnich dwóch posiedzeń oczekiwane proporcje zostały zupełnie zagubione; spróbuje przeanalizować i porównać oba wydarzenia.
12 maja 2010 władze pokazały swe dokonania głosami Dziekanów oraz Pani Rektor. Następnie w nieproporcjonalnie długim wystąpieniu informatyk z uczelni prezentował swe osiągnięcia (nawet nie pamiętam o czym mówił), potem Pani Rektor wyczerpująco odpowiadała na pytanie Prof. A. Sieronia z Katowic. I zaraz mieliśmy się rozejść bo niespodziewanie prowadząca posiedzenie Dziekan V. Skrzypulec-Plinta ogłosiła, że sala będzie natychmiast potrzebna w celu prowadzenia zajęć. Ale natrafiły na zdeterminowanego i konsekwentnego Prof. J. Dzielickiego, który nie dał się usunąć z mównicy i w dramatycznym wystąpieniu opisał swe losy w uczelni w ostatnich latach.
W 2012 roku trudno było powtórzyć manewru z dydaktyką, a należało koniecznie dyskusję ograniczyć. Zatem obok wystąpień w/w osób głosu udzielono także Prorektorom. Oczywiście, pytania do dyskusji należało wysyłać drogą poczty internetowej. Dyskusji nie było (nie licząc odpowiedzi na 4 pytania przesłane drogą poczty elektronicznej), na sali pozostało niezbyt wielu obecnych po blisko czterech godzinach trwania posiedzenia.
Ciekawej lektury dostarcza analiza bloga w okresie bezpośrednio po tych zgromadzeniach; po obu posiedzeniach było masę wejść (w roku 2010 12 i 13 maja było łącznie ponad 700 odwiedzających, w 2011 w dniach 1-3 czerwca blog otworzyło 1200 osób, a 2 maja zanotowałem rekordową liczbę 503 odwiedzin). Wtedy nadeszło 29 komentarzy, w tym roku było ich aż 38.
Ciekawe co będzie za rok choć to będzie już po wyborach, a rektor-elekt zasiądzie na sali obrad.
Pierwotnie miałem zamiar na tym zakończyć ten tekst, ale pomyślałem, że te wydarzenie to dobry przyczynek do podsumowania bieżącego roku akademickiego. Roku, który niestety nie przyniósł postępu w ogólnej sytuacji w uczelni. Trudno o optymizm; wchodzą w życie nowe ustawy (zdrowotna i o szkolnictwie wyższym), w następnych latach szykuje się w Polsce wielkie „zaciąganie” pasa co przewidują wszyscy ekonomiści, a uczelnie nie są odosobnioną wyspą. Rankingi światowe są bezwzględne, nauka polska niezmiennie to tylko tło współczesnej cywilizacji. Ale chyba najsmutniejsze są realne zwyczaje panujące w świecie uniwersyteckim. Najlepiej mogę odnieść się do tego co obserwuję w mojej uczelni, ale mam wrażenie, że wszędzie jest podobnie. Coraz trudniej jest nam ze sobą rozmawiać, że zamiast wymiany poglądów i argumentów mamy mało merytoryczną wymianę zdań lub wręcz chwyty obliczone na poniżenie czy ośmieszenie rozmówcy. Motorem działań jest prezentowanie wizerunku, a nie treści. I wcale nie dostrzegam symptomów dających podstawę do wiary, że polskie życie społeczne i publiczne nabierze kształtu i treści dających rękojmię panowania innych wartości. Górą są siła, kombinacja, cwaniactwo kosztem pracowitości, przyzwoitości, uczciwości.
Marne to pocieszenie, że podobne opinie dochodzą od ludzi z innych środowisk i kręgów społecznych.
Na spotkaniach w 2008 i 2009 była jakaś forma dyskusji, pytania padały z sali. Także prezentacja sukcesu była nieco mniej nachalna. W czasie ostatnich dwóch posiedzeń oczekiwane proporcje zostały zupełnie zagubione; spróbuje przeanalizować i porównać oba wydarzenia.
12 maja 2010 władze pokazały swe dokonania głosami Dziekanów oraz Pani Rektor. Następnie w nieproporcjonalnie długim wystąpieniu informatyk z uczelni prezentował swe osiągnięcia (nawet nie pamiętam o czym mówił), potem Pani Rektor wyczerpująco odpowiadała na pytanie Prof. A. Sieronia z Katowic. I zaraz mieliśmy się rozejść bo niespodziewanie prowadząca posiedzenie Dziekan V. Skrzypulec-Plinta ogłosiła, że sala będzie natychmiast potrzebna w celu prowadzenia zajęć. Ale natrafiły na zdeterminowanego i konsekwentnego Prof. J. Dzielickiego, który nie dał się usunąć z mównicy i w dramatycznym wystąpieniu opisał swe losy w uczelni w ostatnich latach.
W 2012 roku trudno było powtórzyć manewru z dydaktyką, a należało koniecznie dyskusję ograniczyć. Zatem obok wystąpień w/w osób głosu udzielono także Prorektorom. Oczywiście, pytania do dyskusji należało wysyłać drogą poczty internetowej. Dyskusji nie było (nie licząc odpowiedzi na 4 pytania przesłane drogą poczty elektronicznej), na sali pozostało niezbyt wielu obecnych po blisko czterech godzinach trwania posiedzenia.
Ciekawej lektury dostarcza analiza bloga w okresie bezpośrednio po tych zgromadzeniach; po obu posiedzeniach było masę wejść (w roku 2010 12 i 13 maja było łącznie ponad 700 odwiedzających, w 2011 w dniach 1-3 czerwca blog otworzyło 1200 osób, a 2 maja zanotowałem rekordową liczbę 503 odwiedzin). Wtedy nadeszło 29 komentarzy, w tym roku było ich aż 38.
Ciekawe co będzie za rok choć to będzie już po wyborach, a rektor-elekt zasiądzie na sali obrad.
Pierwotnie miałem zamiar na tym zakończyć ten tekst, ale pomyślałem, że te wydarzenie to dobry przyczynek do podsumowania bieżącego roku akademickiego. Roku, który niestety nie przyniósł postępu w ogólnej sytuacji w uczelni. Trudno o optymizm; wchodzą w życie nowe ustawy (zdrowotna i o szkolnictwie wyższym), w następnych latach szykuje się w Polsce wielkie „zaciąganie” pasa co przewidują wszyscy ekonomiści, a uczelnie nie są odosobnioną wyspą. Rankingi światowe są bezwzględne, nauka polska niezmiennie to tylko tło współczesnej cywilizacji. Ale chyba najsmutniejsze są realne zwyczaje panujące w świecie uniwersyteckim. Najlepiej mogę odnieść się do tego co obserwuję w mojej uczelni, ale mam wrażenie, że wszędzie jest podobnie. Coraz trudniej jest nam ze sobą rozmawiać, że zamiast wymiany poglądów i argumentów mamy mało merytoryczną wymianę zdań lub wręcz chwyty obliczone na poniżenie czy ośmieszenie rozmówcy. Motorem działań jest prezentowanie wizerunku, a nie treści. I wcale nie dostrzegam symptomów dających podstawę do wiary, że polskie życie społeczne i publiczne nabierze kształtu i treści dających rękojmię panowania innych wartości. Górą są siła, kombinacja, cwaniactwo kosztem pracowitości, przyzwoitości, uczciwości.
Marne to pocieszenie, że podobne opinie dochodzą od ludzi z innych środowisk i kręgów społecznych.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
5 komentarze:
Panie Profesorze ma Pan rację.jednym z kolejnych dowodów na Pana rzeczywistą ocenę sytuacji jest ostatni konkurs na stanowiska Dyrektora GCZD. Od ponad miesiąca wszyscy w szpitalu wiedza kto "został" (z imienia i nazwiska)nowym dyrektorem. Oczywiście jest konkurs, gdzie są i inni kandydaci. I trudno być zaskoczonym,że wygrywa osoba już naznaczona przez Rektora na to stanowisko. Poprzedni Dyrektor otrzymuje marchewkę- możliwość przeprowadzenia przewodu habilitacyjnego, mimo niewielkiego dorobku naukowego. Ten minimalny (zgodnie z ustawą) dorobek jest zwykle niewystarczający dla innych pracowników SUM dla uzyskania akceptacji przez Panią Dziekan i Panią Rektor. Ale tutaj jest coś za coś.
Wniosek: mataczenie i "cuchnąca sprawa".
Dlaczego? w planach upadłość szpitala i jego prywatyzacja.
Może trzeba było zostac Dyrektorem, by tę marchewkę otrzymać - czy to coś złego? Mały dorobek naukowy, może wiekszy dydaktyczny. Gros uczelni w Polsce tak wyglada. Jezeli z tego grona wyłania się elita naukowa to i dobrze-wiekszość kibicuje i cieszy sie z tego. Jeżeli dyskutant powie, że potrzeba miejsca dla młodych i zdolnych-to niech się afiliują przez studia doktoranckie itd. W przyszłosci zniosa hab i beda tylko rankingilen
Tak, górą siła cwaniactwo, stawianie się ponad prawem i arogancja władzy. Tak jest właśnie w naszej uczelni. Ja ze swojego podwórka, a więc przykładem - kuraszewska. Niedobra, nieludzka, uważająca, że wszystko wie najlepiej, chociaż wszyscy wiemy, że tak nie jest. Ponadto arogancka do granic wobec podległych sobie pracowników. Jej zachowanie nie licuje z osobą zarządzającą wyższą uczelnią i nie powinna tu grzać miejsca. Szpital, którym wcześniej zarządzała wpędziła jedynie w długi. W uczelni wywaliła wiele osób, przyjmując swoich - miernych ale wiernych. To ona stresując i mobbingując wpędziła w choroby wiele osób. Jest jednak chroniona przez rektorkę i chwalona wbrew wszystkim przykładom. Trafił swój na swego. A w administracji dzieje się coraz gorzej. I coraz trudniej cokolwiek załatwić.
Na ostatniej RW w Katowicach w trakcie głosowania nad dopuszczeniem jednego z doktorów do dalszych etapów przewodu habilitacyjnego JM Rektor publicznie ogłosiła, że będzie to WSPANIAŁY SZEF KATEDRY !!! Przed kolokwium, przed konkursem JM Rektor już wie, że bedzie to wspaniały szef katedry. Nie wnikam, co soba reprezentuje kandydat JM Rektor. Ufam, że jest postacią świetlaną, z samego świecznika światowej nauki, niemniej ogłaszanie takich rewelacji na tak wczesnym etapie daje do myślenia. Może od razu zrezygnować z konkursu? Szkoda czasu RW, a potem członków komisji. Jak wyglądaja konkursy wiadomo od dawna. Obawiam się jednak, że obecna władza tak bardzo nas lekceważy, że przestała już nawet dbać o pozory.
Tak, wszędzie wsadzają swoich. I lekceważą wszelkie procedury i demokratyczne zasady. To jest patologia od dawna stosowana jako obowiązuąca taktyka. Sprawa konkursów na kardiologię, to też lepsza szopka. Trwają przepychanki z członkami komisji. Decyzje i procedury są odwlekane, żeby w odpowiednim czasie, kiedy wszyscy się już tym zmęczą wsadzić swojego kandydata. Jest to dla władz sprawa strategiczna, ponieważ nasadzony kandydat władz bedzie musiał w ramach dozgonnej wdzięczności zatrudnić dzieci pani rektor, które w chwili obecnej pracują jeszcze u tatusia wbrew wszelkim zasadom i podpisanym deklaracjom o przeciwdziałaniu nepotyzmowi. Bo nasze władze są nadal ponad prawem. Zgroza.
Prześlij komentarz