poniedziałek, 6 czerwca 2011

Podsumowanie maja

Skupię się tylko na jednym wydarzeniu, czyli wyborach rektorskich we Wrocławiu. Sprawa zarzutów postawionych poprzedniemu rektorowi Prof. Andrzejakowi była (i jest) bezprecedensowa w skali kraju. Nigdy dotąd nie postawiono zarzutów o popełnienie plagiatu urzędującemu rektorowi uczelni publicznej. Sam fakt ostatecznego odwołania rektora oraz wybrania w trybie demokratycznych wyborów jego następcy należy traktować w kategoriach pozytywnych, niemniej cała ta historia w sposób dramatyczny pokazuje słabość państwa na wielu płaszczyznach.
  • Po pierwsze zawiódł system demokracji akademickiej; demokracja to nie jest tylko wolność i prawa, to także odpowiedzialne działanie. W normalnej sytuacji rektor obciążony takimi zarzutami dawno powinien zniknąć z życia uczelni lub też, w razie bezpodstawności zarzutów, powinien dalej sprawować urząd. Należało szybko przeprowadzić procedurę wyjaśniającą. Nie było w uczelni, jako całości, takiej woli.
  • Po drugie, bezsilne lub bezwolne okazały się władze państwowe. Ministerstwo Zdrowia długo chowało głowę w piasek, potem kolejne ruchy wcale nie kończyły sprawy, pat trwał.
  • Po trzecie, prawo obowiązujące w Polsce jest marne, daje masę skutecznych możliwości stosowania uników.
  • Po czwarte, środowiska akademickie są słabe. Myślę w pierwszym rzędzie o środowisku uczelni wrocławskich, ale także o całym polskim świecie uniwersyteckim. Marna jest jego konduita gdy nie potrafi się jednoznacznie wypowiedzieć w tak czytelnej sprawie. Co gorsze, wody w usta nabrały organy instytucjonalne np. Konferencja Rektorów i Konferencja Rektorów Uczelni Medycznych. Tolerując obecność w swoich gronach osoby z tak poważnym zarzutem jak plagiat skutecznie nadszarpnęły swój autorytet. Za to karygodne zaniedbanie przyjdzie nam jeszcze nieraz zapłacić.
  • Na wysokości stanęły chyba tylko związek zawodowy oraz prasa. Ale to o wiele za mało.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Prawdą jest, że długo to wszystko trwało i miało liczne zawirowania, ale w końcu oliwa wyszła na wierzch i demokratyczne działania zwyciężyły. To jednak krok w dobrym kierunku i z tego się trzeba cieszyć. Przestanie obowiązywać domniemanie, że raz zdobyta władza jest nie do ruszenia i bezkarnie można ją wykorzystywać. Rektora rzeczywiście trudno jest odwołać, tym bardziej, że zdania były podzielone i zwolennicy nie zasypiali gruszek w popiele. Brawo konsekwentne związki zawodowe i ich przywódcy. Oczywiście wrocławskie związki. Przełamany został pewien stereotyp, dokonała się w spektakularny sposób zmiana rektora w trakcie trwania kadencji. I chociaż trwało to długo, to warto było działać.

Anonimowy pisze...

Do dobry początek na demokratyczne przemiany w uczelniach. Innym też da to powód do przemyśleń. I da świadomość, że nie są bogami. Sprawa rektora Andrzejaka rzuca cień na inne uczelnie, w tym na naszą. Za to, że nie zajęła jednoznacznego stanowiska, przez to popierała bezkarnośc i pychę władzy. Zmierzch bogów jednak nastąpił.