poniedziałek, 18 kwietnia 2011
Ciąg dalszy paraliżu we wrocławskiej Akademii Medycznej
Kilkakrotnie wydawało się, że koniec historii z plagiatem w tle jest już bliski. Decyzje Ministerstwa Zdrowia i Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułu wydawały się zmierzać do finału tej kompromitującej sprawy. Niestety, nic z tego, pat trwa. A może lepiej scharakteryzować aktualny stan rzeczy, jako sukces starego modelu państwa. Ten system znamy z okresu PRL-u: lekceważenie jakichkolwiek zasad, pogarda dla prawa, buta i arogancja władzy. Dziś, gdy chlubimy się przynależnością do cywilizacji europejskiej nie do przyjęcia jest sytuacja jaka trwa ponad dwa lata we wrocławskiej AM. Ostatnie wydarzenia, opisane poniżej tekstu i dostępne po otworzeniu poniższych linków pokazują dramatyczną zapaść cywilizacyjną państwa.
Podobne sytuacje najpewniej nie są obecne tylko w medycznej uczelni z Wrocławia, sądzę, że uważna obserwacja wielu szkół wyższych, także uczelni, w której pracuję, pokazuje, że interes wspólny jest wtórny wobec prywaty, nepotyzmu, chęci łatwego zysku czy cichej (dzikiej) prywatyzacji. Należy rzeczy nazywać po imieniu, zamiast „falandyzacji” prawa czy „działania na granicy prawa” stosujmy określenie „bezprawny”. A ze społecznego punktu widzenia paraliż we wrocławskiej uczelni wyrządza niepowetowane straty; pokazuje jak daleko nam do standardów cywilizacji europejskiej. Młodzież przygląda się zachowaniom świata dorosłych i wyciąga logiczne wnioski; lepiej stać z boku, nie narażać, bo trudno liczyć na wsparcie społeczne wobec bezwzględności sprawujących władzę. Jak pogodzić tę sytuację z pojęciem „społeczeństwo obywatelskie”?
Paraliż w AM trwa, władze państwowe są bezradne albo z wyboru albo w wyniku słabości systemu prawnego. I nie ma znaczenia, który mechanizm jest decydujący, efekt finalny jest taki sam. Trudno nie szukać analogii w polskiej historii sprzed wieków, gdy pojęcie „liberum veto” było synonimem upadku kraju.
Można widzieć pozytywne strony bieżących inicjatyw części środowiska wrocławskiego, ale dlaczego tak późno? Dlaczego zawiodła demokracja wewnątrzuczelniania?
A może to jest jednak światełko w tunelu?
Uczeni z AM wzywają rektora i prorektorów do dymisji
Akademia Medyczna: Tak czy siak rektor Andrzejak
Podobne sytuacje najpewniej nie są obecne tylko w medycznej uczelni z Wrocławia, sądzę, że uważna obserwacja wielu szkół wyższych, także uczelni, w której pracuję, pokazuje, że interes wspólny jest wtórny wobec prywaty, nepotyzmu, chęci łatwego zysku czy cichej (dzikiej) prywatyzacji. Należy rzeczy nazywać po imieniu, zamiast „falandyzacji” prawa czy „działania na granicy prawa” stosujmy określenie „bezprawny”. A ze społecznego punktu widzenia paraliż we wrocławskiej uczelni wyrządza niepowetowane straty; pokazuje jak daleko nam do standardów cywilizacji europejskiej. Młodzież przygląda się zachowaniom świata dorosłych i wyciąga logiczne wnioski; lepiej stać z boku, nie narażać, bo trudno liczyć na wsparcie społeczne wobec bezwzględności sprawujących władzę. Jak pogodzić tę sytuację z pojęciem „społeczeństwo obywatelskie”?
Paraliż w AM trwa, władze państwowe są bezradne albo z wyboru albo w wyniku słabości systemu prawnego. I nie ma znaczenia, który mechanizm jest decydujący, efekt finalny jest taki sam. Trudno nie szukać analogii w polskiej historii sprzed wieków, gdy pojęcie „liberum veto” było synonimem upadku kraju.
Można widzieć pozytywne strony bieżących inicjatyw części środowiska wrocławskiego, ale dlaczego tak późno? Dlaczego zawiodła demokracja wewnątrzuczelniania?
A może to jest jednak światełko w tunelu?
Uczeni z AM wzywają rektora i prorektorów do dymisji
Akademia Medyczna: Tak czy siak rektor Andrzejak
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
Sytuacja Wrocławia jest żenująca, ale tam przynajmniej większość elektorów odważyła się powiedzieć nie. Na wydziale zabrzańskim naszej uczelni nadal jednak trwa groteskowe panowanie dziekana króla, a końca kombinacji i manipulacji nie widać. Środowisko jest albo zastraszone i nie reaguje albo zmęczone i ucieka na emigrację wewnętrzną, pozostali to królewscy beneficjenci na usługach dobrego pana.
Informacja dnia: "Rząd przyjął we wtorek propozycję wysokości minimalnego wynagrodzenia za pracę w 2012 roku w wysokości 1.500 zł, obecnie wynagrodzenie minimalne wynosi 1.386 zł - poinformowało w komunikacie Centrum Informacyjne Rządu".
Czyli młody pracownik dydaktyczny i naukowy z dotoratem i być może specjaliacją, dostaje na uczelni 300-500 zł brutto więcej niż płaca minimalna w Polsce. Po co kształcić sie 6 lat + specjalizacja ? jaki jest sens doktoratu ? przeceż łatwiej jest skończyć szkołę zawodową i otrzymywać zaraz po ukończeniu w sektorze budowlanym tyle, a może i więcej niż profesor. To dobry przykład, że wykształcony lekarz nic nie znaczy dla tego rządu, miniserstwa nauki, zdrowia i uczelni.
Dobrze Pan zauważył: lepiej stać z boku, nie wychylać się, bo nie można liczyć na wsparcie społeczne z powodu bezwzględności rządzących.
To wypisz-wymaluj pasuje także do naszej uczelni. Nowatorskie propozycje i wypowiedzi krytyczne na temat nepotyzmu, stawiania się ponad prawem i działań władz krzywdzących pracowników są tępione. Odważnych się wywala i w inny sposób pozbywa. A ludzie milczą, boją się stanąć w ich obronie bo stracą pracę, chociaż widzą draństwo - milczą.
Prześlij komentarz