Kłaniam się i witam Pana Profesora!
Z przyczyn niezależnych ode mnie nie odezwałem się mailowo wczoraj - proszę wybaczyć - i czynię to dopiero dzisiaj. Właściwie nic dodać - nic ująć, w Pańskim komentarzu do sytuacji w medycznej szkole zawodowej we Wrocławiu. Podobnie, jak i w nauce polskiej. Moim zdaniem jest chyba jednak o wiele gorzej.
Senat - cóż, czekamy teraz na to co zrobi senat AM. Nie chciałbym być czarnowidzem, jednak moim zdaniem senat AM osiągnął już taki stopień lokajstwa wobec rektora-plagiatora, jaki miał senat rzymski wobec Kaliguli. Czekam, kiedy pies Ryszarda Andrzejaka zostanie okrzyknięty Senatorem. Pies, a nie koń, bowiem Pan Andrzejak nie ma konia, lecz podobno psa. To wcale nie dowcip, a jeśli nawet, to marny i przez łzy.
Rozpoczynając swą akademicką karierę w 1980 roku, myślałem, że trafiłem między wybranych [z tytułu wiedzy, mądrości i wszelkich cnót] ludzi. Kolejne 30 lat - to etap systematycznego odzierania mnie ze złudzeń. Tym bardziej bolesnego, że pracę zawodową rozpoczynałem w tzw. terenie, gdzie przepracowałem 7 lat, poznając dobrze prawdziwą, frontową medycynę. I okazało się po latach, że prawdziwymi lekarzami i ludźmi byli koledzy ze szpitala rejonowego, a nie utytułowani, akademiccy posesjonaci ["kliniczne latyfundia"], których ocena jest zawarta doskonale w Pańskiej opowieści o niejakim Jendryczce.
Co do dalszego rozwoju sytuacji we Wrocławiu. Niewątpliwie jesteśmy w przełomowym momencie.
25 X. ma się odbyć tzw. wyjazdowe posiedzenie senatu (podobno). Nie wiem, ale się domyślam, dlaczego wyjazdowe. Pan Profesor zapewne też. A i czytelnicy bloga też wiedzą o co chodzi. Senat powinien odnieść się do uchwały Rady Wydziału Nauk o Zdrowiu, w której zawarte były sugestie ustąpienia Andrzejaka ze stanowiska. On z pewnością sam nie ustąpi, ponieważ wszem i wobec trąbi, że jest niewinny, i właściwie mógłby stanowić europejski wzór uczciwości oraz prawości.
Rada Wydziału Lekarskiego winna domagać się nadzwyczajnego posiedzenia w sprawie bezprawnych działań Pani Dziekan. Ale czy będzie się domagała? Mam duże wątpliwości. Z mego oglądu sali posiedzeń Rady wynika, że bardzo wielu członkom Rady bardzo odpowiada sytuacja, w której główny głos w Radzie mają osoby nie będące członkami Rady tj. licznie obecni i sowicie opłacani adwokaci, czy też tzw. rzecznik prasowy, który wypowiada się szeroko w imieniu Rady, wkładając w usta jej członków poglądy, których istotna część Rady z pewnością nie wyznaje. Smutne jest to, że według sporej części członków Rady głównymi winnymi są dziennikarze [podobno jedna z Pań - członkiń Rady - wykonywała agresywne gesty wobec obecnego w kuluarach dziennikarza]. Inna zaś, dramatycznym głosem pytała, kto śmiał przekazać materiały o jej półbogu Ryszardzie A. minister Kudryckiej, no kto ???
I tak to wygląda.
A wszystkiemu przygląda się w całkowitym milczeniu Pani minister Ewa Kopacz. Dobre i to, że w milczeniu, bowiem jeszcze niedawno publicznie twierdziła - przy okazji "roboczej wizyty" we Wrocławiu, że rektor i prorektorzy AM to wspaniali ludzie, mający tak wielkie osiągnięcia, że ona - MINISTER ZDROWIA - będzie je promowała w całej Polsce. Nie do uwierzenia?? Ależ tak, tak było!
Tak więc koledzy rektorzy i prorektorzy z całej Polski, bierzcie się w końcu do roboty na wzór Andrzejaka, Zimmera i Rudnickiego. Nic wam nikt nie zrobi. Ci trzej wam wzorem i przykładem.
I to by było na tyle, jak mawiał nieodżałowanej pamięci profesor mniemanologii stosowanej - Jan Tadeusz Stanisławski.
Ukłony i pozdrowienia - Marian Gabryś, profesor AM Wrocław
niedziela, 24 października 2010
List profesora Gabrysia
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarze:
Nawet profesor Gabryś twierdzi, że nic nie zmieni się na lepsze w środowisku akademickim. Czyli czarna przyszłość dla wszystkich uczciwych naukowców, a to co robiliśmy do tej pory miało niewiele sensu. Czas zmienic miejsce pracy i to jak najszybciej.
Prześlij komentarz