poniedziałek, 5 października 2009

O Pani Profesor Danucie Sońcie-Jakimczyk

Profesorowie w Polsce cieszą się wysokim prestiżem społecznym, a w tej grupie najwyższym szacunkiem darzymy chyba profesorów medycyny. Każdy z nas, lekarzy lub studentów medycyny spotkał na swej drodze takich profesorów, którzy w pełni na ten tytuł zasługiwali. To byli i są Profesorowie - przez duże „P”. W moich czasach studenckich na takie miano z pewnością zasłużyli Państwo Profesorowie: Grudzińska, Szyszko, Ginko, Herman, Nasiłowski, Zieliński. Spotkanie z każdym z nich to była prawdziwa „przygoda” intelektualna.

Dziś chciałbym parę zdań napisać o Pani Profesor Danucie Sońcie-Jakimczyk. Pani Profesor w moim najgłębszym przekonaniu należała do takich osób, obok których nie sposób przejść obojętnie. Zawsze opanowana, pogodna, dystyngowana, raczej rzadko publicznie zabierała głos, ale każda Jej wypowiedź miała odpowiedni ciężar gatunkowy. Nigdy nie podnosiła głosu. Jej zaangażowanie w sprawy dzieci z chorobami onkologicznymi było autentyczne i powszechnie znane. Wydaje mi się, że spełnić wysokie wymagania Pani Profesor nie było łatwo (nigdy razem nie pracowaliśmy), ale gdy ktoś uzyskał swą pracą uznanie mógł liczyć na wsparcie i pomoc. Dostąpiłem zaszczytu recenzowania ostatniej pracy doktorskiej, jaka powstała pod kierunkiem Pani Profesor i miałem możliwość zaobserwowania zaangażowania i wsparcia dla doktorantki.

Ktoś się może zapytać, dlaczego używam czasu przeszłego?

Profesorowie cieszą się przywilejem pracy do 70 roku życia. Nie znam żadnego przypadku by profesor medycyny zrezygnował z pracy i przeszedł na emeryturę wcześniej. Pani Profesor nie osiągnęła jeszcze wieku emerytalnego dla tej grupy. Jak to jest możliwe by ktoś tego formatu, lekarz o takiej renomie, wręcz pasjonat zawodu dobrowolnie zrezygnował z pracy klinicznej? To dla nas wszystkich wielka strata, odchodzi wspaniały człowiek.

Dla mnie jest to kolejny dowód na głęboki kryzys, w jakim znajduje się uczelnia, przecież Pani Profesor musiała mieć poważne powody, by zakończyć swą pracę akademicką. Jak można było dopuścić do przedwczesnej emerytury Pani Profesor Sońty-Jakimczyk? Dlaczego władze uczelni nie potrafiły (nie chciały?) zatrzymać Jej w murach uczelni?

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

A może właśnie nalezy się Pani Profesor szacunek i podziw za tę decyzję. Może nie jest konieczne niemal dozywotnie zajmowanie stołków przez osoby, które szczyt mozliwosci twórczych maja już dawno za sobą? Może trzeba wpuścić młodszych, z natury rzeczy bardziej prężnych ?
Widzimy na międzynarodowych konferencjach, jaka jest średnia wieku profesorów tworzących swiatową naukę.
Może profesorskie dożywocie, to jeden z kamieni, które ciągna polską naukę na dno?
Ja Panią Profesor podziwiam i gratuluję

Anonimowy pisze...

Zgadzam się w pełni z przedmówcą.
Należy cenić tych, którzy "...wiedzą kiedy ze sceny zejść..."
Znam wiele przykładów szefów katedr (nie tylko z tej uczelni) którzy celowo blokowali habilitacje, aby pozostać niezastąpionymi do końca zycia.

Anonimowy pisze...

Dla nas Pani Profesor zawsze była wzorem - skromna, pracowita i zawsze gotowa do współpracy i pomocy. Szkoda, że tak szybko zrezygnowała, ale dobrze, że jako nieliczna z Profesorów, umożliwiała innym na rozwój naukowy. Myślę, że następcy a jednocześnie uczniowie Pani PROFESOR chociaż w części będą jej godnymi następcami. A sama Pani PROFESOR mimo iż odeszła z coraz mniej "naszej" uczelni jeszcze zrobi dużo dobrego jak to zwykle ONA cicho i bez rozgłosu.
Pracownik administracji