poniedziałek, 12 stycznia 2009

Na ostatnim posiedzeniu Senatu naszej Uczelni jego członkowie zostali poinformowani przez JM Rektor o dyskusji dotyczącej Kodeksu Dobrych Praktyk w Szkołach Wyższych w czasie grudniowej konferencji KRASP (Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich). Bardzo dobrze się stało, iż sprawa Kodeksu na obradach tak ważnego gremium została poruszona przez Rektora SUM. Wielokrotnie odwoływałem się na zapisów Kodeksu w nawiązaniu do wydarzeń w naszej Uczelni, a ostatnio Kodeks był przedmiotem uwagi spotkań JM Rektor z członkami Rad Wydziału. Należy z zadowoleniem przyjąć sam fakt dyskusji, co jest podstawą akademickości w ogóle, ale niepokoi brak przyjęcia Kodeksu przez większość polskich uczelni. Trudno jest zrozumieć dlaczego KRASP w kwietniu 2007 roku przyjął Kodeks, ale nie nastąpiło powszechne wprowadzenie Kodeksu w życie. Skoro rektorzy dokument podpisali logiczną konsekwencją powinno być rozpoczęcie procedury przyjęcia Kodeksu w uczelniach.

W ostatnim okresie mieliśmy w kraju wiele wydarzeń skłaniających do zastanowienia się nad kształtem życia polskich uczelni wyższych. Podstawowe pytanie dotyczy relacji zapisów prawa np. w Ustawie o Szkolnictwie Wyższym z praktyką życia w uczelniach. Czy wszystko da się precyzyjnie przewidzieć i zapisać w odpowiednich dokumentach prawnych? Czy życie uniwersyteckie powinno być ściśle uregulowane czy należy jednak pozostawić jakiś margines dowolności? Dura lex sed lex, ale nie ulega wątpliwości, że istota uczelni polega właśnie na ich wolności i wewnętrznej demokracji. Bez tych przymiotów polskie uczelnie pozostałyby tylko ściśle regulowanymi przepisami szkołami. Ale czy na pewno nasze uniwersytety prawidłowo wykorzystują swe szanse? Czy są oazą wolności, otwartej dyskusji, kuźnią rozwoju intelektualnego emanującego na całe społeczeństwo?

Podam parę znanych mi przykładów z kilku polskich uczelni pokazujących, że tak niestety nie jest.

  • po obronie jednego z doktoratów usłyszeliśmy od recenzenta z innej uczelni relację o pewnym pracowniku nauki, który usłyszał od swego przełożonego (profesora): jeśli pojedzie pan wygłosić ten wykład to może pan szukać sobie nowej pracy…

  • w innej uczelni tak długo trzymano pewnemu doktorowi dokumenty w czasie przewodu habilitacyjnego, aż jego znacznie słabszy kolega już wcześniej „namaszczony” na kierownika jednostki został doktorem habilitowanym i kierownikiem…

  • w innym końcu Polski rektor nie wyraził zgody na wyjazd na stypendium naukowe do znakomitego ośrodka w USA młodemu pracownikowi nauki, który na takie dictum po prostu zwolnił się z pracy i pojechał w świat…

  • jeszcze gdzie indziej recenzent pisze dwie sprzeczne recenzje w przewodzie habilitacyjnym i obie wysyła do jednej uczelni…

  • a w innym uniwersytecie rektorowi postawiono zarzuty o plagiat…

  • a wracając na nasze podwórko, sprawa plagiatów, która tak bardzo zaszkodziła naszemu wizerunkowi zakończyła się tak naprawdę niczym…

Te przykłady, a pewnie Czytelnicy bloga znają mnóstwo innych podobnych przypadków, pokazują, że dokumenty typu Kodeksu są niezmiernie potrzebne. Nie mają one zastępować prawa, ale być wskazówką co oznacza pojecie „etos akademicki”. Przyzwoitość, rzetelność, otwartość, poszanowanie praw innych ludzi i wiele innych pojęć to nie terminy prawnicze, ale bez nich życie uczelni byłoby tylko mizerną karykaturą.

A na pytanie dlaczego większość polskich uczelni nie wprowadziła Kodeksu w życie najlepiej odpowie sprawdzenie na jakim miejscu w globalnym rankingu uczelni są polskie uniwersytety. W pierwszych paru setkach nie ma polskich uczelni i opisane przykładowe sytuacje (wraz z innymi przyczynami np. niskim poziomem finansowania nauki) skutecznie spychają nas na margines współczesnego świata.

Pełny tekst Kodeksu jest dostępny na stronie KRASP-u.

0 komentarze: