poniedziałek, 20 listopada 2017

O pracy lekarskiej słów kilka

Gdy zaglądamy na strony ogłoszeń w prasie lekarskiej widzimy mnóstwo ofert pracy. Dotyczą w zasadzie wszystkich specjalności lekarskich choć są pewne dziedziny znacznie bardziej poszukiwane. To widoczny objaw niedoboru lekarzy. Jeszcze bardziej może dziwić liczba ogłoszeń ze szpitali, brakuje chętnych do pracy w zasadzie we wszystkich specjalnościach. Znam pewien szpital, w którym od dawna nie ma ordynatora, a miesięczne wynagrodzenie znacznie przekraczające 10.000 zł na netto nie jest atrakcyjne. Wydaje się, że właśnie szpitale najszybciej odczują lukę pokoleniową. Praca w szpitalu, odpowiedzialna, pod presją, z dyżurami, w obliczu coraz nowszych pomysłów natury biurokratycznej jest coraz mniej atrakcyjna.
Ale gdzie i kiedy ma się wyszkolić młody lekarz jak nie w szpitalu, w izbie przyjęć lub na dyżurach?
Ale dziś dryfujemy, jako całość grupy zawodowej, w kierunku łatwego zarobku przy mniejszej odpowiedzialności, a powodzeniem cieszą się różne podspecjalizacje gwarantujące łatwiejsze życie…
Trudno mieć pretensje do młodszych kolegów szukających swej drogi życiowej, niemniej widać pewne pęknięcie na wizerunku naszej grupy zawodowej.
Słowa: powołanie, misja, pasja gdzieś znikają...
A gdzie jest polityka prozdrowotna państwa? Praca w szpitalu powinna być odpowiednio wyżej wynagradzana, inaczej kolejne oddziały będą zamykane…
I druga bulwersująca sprawa. Skoro nam brakuje specjalistów dlaczego tak trudno jest otrzymać (a może raczej: zdobyć) miejsce specjalizacyjne? To jest dla mnie całkowicie niezrozumiałe, może ktoś czytający te słowa wyjaśni dlaczego tak się dzieje?

1 komentarze:

Anonimowy pisze...

Sprawa jest wbrew pozorom bardzo prosta. Człowiek jest z natury istotą leniwą i jeśli tylko może, będzię szedł przez życie po najmniejszej linii oporu. Nie ma się co dziwić młodym lekarzom, że wybierają specjalizację, które dają im większe szanse na godne życie. Bardzo dużo mówi się o "powołaniu" w naszym zawodzie. Wymaga się od nas empatii, poświęcenia i pracy ponad własne możliwości. Jednocześnie przez ostatnie dziesięciolecia ustawodawcy systematycznie niszczyli nasz zawód sprowadzając go do roli świadczeniodawcy i poddali brutalnej grze wolnego rynku. O tym, jaki jest odbiór społeczny naszego zawodu przekonaliśmy się boleśnie na własnej skórze podczas ostatniego strajku rezydentów. Skala nienawiści jaka została wylana w mediach i internecie pod naszym adresem osiągnęła niewyobrażalny do tej pory rozmiar.Co zrobili wówczas politycy (w głównej mierze odpowiedzialni za obecny stan polskiego systemu ochrony zdrowia)??? Obóz rządzący zamiast studzić emocje szczuł nas jeszcze bardziej, a opozycja wciągnęła nas w swoją gre polityczną. "Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę" jak mówi stare porzekadło. Tym bardziej nie ma się co dziwić młodym, że wybierają specjalizacje wymagające mniejszych poświęceń, dające wyższe zarobki i związane z mniejszą odpowiedzialnością. Wszyscy dobrze wiemy, że obecnie takie specjalności jak chirurgia czy interna (niegdyś najbardziej prestiżowe i pożądane przez młodych adeptów) ustępują obecnie pola np. dermatologii przy całym szacunku do tej dziedziny. Rolą decydentów w obecnej sytuacji powinno być stworzenie "konkretnego" systemu zachęt oraz rozwiązań systemowych, które przywróciłyby należne miejsce tym specjalizacjom. Posta tego piszę z pozycji lekarza stażysty, więc poruszonym przez Pana Profesora tematem jestem żywo zainteresowany.
Pozdrawiam
Kacper Niziński