poniedziałek, 9 lipca 2012

O polskim życiu społecznym

Konflikty są immanentną częścią życia. Spieramy się w pracy, w domu, czasem na ulicy, ba, nawet na plaży czy stoku narciarskim dochodzi do „spięć” między ludźmi. Jednak z szerszego punktu widzenia najistotniejsze są spory dotyczące ważnych problemów życia publicznego. Sposób rozwiązywania tego typu spraw obrazuje jaki jest poziom kultury danego środowiska, konkretnej społeczności czy całego państwa. W naszej uczelni ostatnie lata były okresem wyjątkowej arogancji władzy w obliczu sytuacji konfliktowych, rzeczowa rozmowa, polegająca na wymianie zdań i argumentów była prawie niemożliwa.
Argumenty siły zastąpiły siłę argumentów.
Ostatnie tygodnie były okresem, gdy narastał konflikt wokół zasad wypisywania recept i kar grożących lekarzom za popełniane błędy. To było zresztą pokłosie niezałatwienia tych spraw przy okazji konfliktu na linii lekarze-Ministerstwo Zdrowia z początku bieżącego roku. Obserwowane różne ruchy, ze obu stron konfliktu, pokazują jak niski jest w Polsce poziom komunikacji społecznej. Zamiast siąść do stołu by uzyskać trwały, oparty na logicznych przesłankach kompromis, mamy festiwal oświadczeń, wypowiedzi, stanowisk. Przecież taki konflikt nie służy nikomu, doprowadza do niepotrzebnej eskalacji emocji, szkodzi pacjentom. Nie mam przekonania, że my, strona lekarska, wykorzystaliśmy wszystkie instrumenty jakie posiadamy. A druga strona, nazwijmy ją umownie „rządowa” wcale nie sprawia wrażenia gotowej na wypracowanie kompromisu.
Pat trwa, cierpią pacjenci, lekarze są w kleszczach sprzecznych interesów; to jest niestety kolejny przykład paraliżu państwa polskiego, które nie potrafi szybko i skutecznie rozwiązywać problemów społecznych.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Problem w tym, że w Polsce prawdziwego życia akademickiego, czyli społecznościowego, po prostu nie ma. Nie liczy się wiedza i dorobek. Nasz Uniwersytet, a może i wiele innych (lecz z racji bycia członkiem tego społeczeństwa, jest mi bliższy) hołduje wzorcom obrzydliwym i wstydliwym. Taki prof. Sieroń może mnie obrażać przy każdej nadarzającej się okazji, mówiąc jaki to ze mnie cham i wróg publiczny nr 1. Ale tenże sam Sieroń właśnie habilituje swoją córkę z tematu co najmniej abstrakcyjnego. Potem jeszcze wyhabilituje zięcia i syna. I ma na to przyzwolenie. I kto tu jest s....synem. Ja który mówię: Panie Profesorze, co przeszło Panu - nie powinno przejść dzieciom, bo to niemoralne. Miernota sieroniowa nas zaleje !!! Ostrzegam !
A ponieważ w każdym z nas jest coś z Sieronia, to źle wróżę SUM-owi.

Portier pisze...

Nie umiemy rozmawiać, ale przede wszystkim nie potrafimy dostrzegać w czyjejś odmienności poglądów innej drogi do tego samego najczęściej celu.

Nieufność i niewiara triumfują.

A potem się narzeka na rząd, na urzędy, na polityków. A czegóż wymagać o nich, skoro są tylko odbiciem nas - którzy ich wybrali.