poniedziałek, 4 maja 2009

Zaufanie

W każdym przedsiębiorstwie, w każdej instytucji potrzebne jest zaufanie między kierownictwem, a pracownikami. Zaufanie to warunek normalnego funkcjonowania, musi być dwukierunkowe; pracownicy wiedzą, że kierownictwo działa w dobrej wierze na ich rzecz, a nie tylko dla „swoich”, natomiast władza ma pewność, że ich podwładni akceptują i rozumieją podejmowane działania i decyzje. Im instytucja jest większa tym trudniej o takie obustronne zrozumienie i zaufanie. Jak uzyskać porozumienie, czy w ogóle warto się trudzić, może lepiej, by władze skupiły się na pozytywnym działaniu niż trudzić się i zabiegać o zrozumienie? Z drugiej strony, jak zbudować zaufanie kierownictwa do pracowników?

Nie inaczej jest w uczelniach, wydaje się nawet, że w szkołach wyższych w szczególny sposób powinno się dbać o zaufanie. Spróbuję uzasadnić dlaczego uniwersytety, politechniki i inne typy szkół wymagają specjalnej troski i specjalnych działań.

Jak zmierzyć sukces uczelni? Zależy on od jakości pracy z natury o charakterze twórczym, dydaktyka wymaga inwencji, ale dopiero nauka stwarza prawdziwe wyzwania dla pełnej swobody, nieskrępowanej niczym działalności intelektualnej i twórczej. Kiedy możemy liczyć na pełną ekspresję tych możliwości? Czy liczą się tylko dobrze wyposażone laboratoria i granty? Z pewnością to za mało, człowiek swe możliwości pokazuje wtedy, gdy jest w pracy u „siebie”, gdy jest traktowany jako partner, któremu się ufa, nie jak ktoś, kto ma wykonać zadania narzucone z góry. Po co się starać, gdy nikt tego nie oczekuje, gdy władza wie wszystko lepiej? A nauka nie toleruje przymusu, biurokracji, ręcznego sterowania.

Przyjrzymy się naszej uczelni; co z tego, że długi naszej uczelni spadają, że mamy środki na badania, skoro brakuje chętnych, by je wykorzystywać. I nie dziwi troska Dziekana Wydziału Lekarskiego z Oddziałem Lekarsko-Dentystycznym Profesora Wojciecha Króla, który na jednym z ostatnich posiedzeń Rady Wydziału stwierdził, że nauka „pikuje” w dół. Dlaczego ma być inaczej, skoro brak zaufania, wiary w lepszą przyszłość, a na dokładkę brak nam młodych pracowników zawsze stanowiących „siłę pociągową”. Realizujemy nasze obowiązki, dydaktyka idzie (nie wolno zapomnieć o prawidłowym wpisaniu godzin zajęć!), nikt nie pyta się o jej jakość (pozorowana akcja ankietowania nic nie zmienia), nawet piszemy prace naukowe (tyle by dostać akceptację co 4 lata). Po co się wychylać, po co zadawać pytania, nikt nie oczekuje od nas partnerstwa, inicjatywy...

Smutne wzorce, a na salonach chlubimy się przynależnością do Europy.

Nic się nie zmieni tak długo, jak nie zbudujemy autentycznego obustronnego zaufania, ale zawsze (poza czasem rewolucji, a tej nikt nie chce) pierwszy krok należy do lidera instytucji, krok autentyczny, nie pozorny, nie obliczony na doraźne efekty PR-owskie...

Piszę te słowa wspominając sytuację, która miała miejsce w szpitalu w Nowej Soli. W tym szpitalu pracuje mój pierwszy doktorant, ordynator Oddziału Rehabilitacji dr n. med. Franciszek Pietraszkiewicz. Otóż w tym szpitalu przed laty miało miejsce spotkanie Dyrektor Szpitala Pani Osińskiej z pielęgniarkami na temat zaległości, jakie wyniknęły ze słynnej ustawy „203”. W tym czasie sytuacja, notabene świetnie zarządzanego szpitala, nie była zbyt dobra i Dyrektor Osińska, uznając roszczenia pracownicze, zaapelowała o cierpliwość i obiecała w późniejszym terminie wypłacić pielęgniarkom należne kwoty. Trudno uwierzyć, ale pracownicy ZAUFALI i poczekali, i otrzymali w późniejszym terminie to, co im się należało. W setkach innych szpitali pielęgniarki były zmuszone sięgać po pomoc sądów. Ale w tym szpitalu (byłem tam parę razy, znam Panią Dyrektor) dzięki latom pracy udało się zbudować takie relacje, że pracodawca UFA pracownikom, i co jeszcze ważniejsze, pracownicy UFAJĄ pracodawcy.

Dość tych bajek, zejdźmy na ziemię…

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Do zaufania potrzebna jest szczerość, a tej w SUM jak na lekarstwo.

Anonimowy pisze...

"...nie dziwi troska Dziekana Wydziału Lekarskiego z Oddziałem Lekarsko-Dentystycznym Profesora Wojciecha Króla, który na jednym z ostatnich posiedzeń Rady Wydziału stwierdził, że nauka „pikuje” w dół."

Chciałoby się spytać, Panie Profesorze, coż takiego Pan Dziekan zrobił by tego rodzaju troska nie zaprzątała jego myśli? Piszę o tym co mnie dotyczy (sprawach studentów) - nie zamierzam poruszać kwestii, o których nie mam pojęcia; mogę tylko domyślać się i współczuć pracownikom naukowym, którzy zapewne napotykają w odpowiedniej dla wagi ich spraw trudności. Więc pytam:

Dlaczego studenci muszą wstydzić się za warunki w jakich przychodzi im studiować? (wygląd uczelnianego kampusu na Rokitnicy, walące się budynki po "starym akademiku", brak jakiejkolwiek "wysepki" życia studenckiego [zamknięte kluby Czarny Kot, Pean] )

Dlaczego nonsensowne sprawy formalne zajmują nam więcej czasu niż merytoryczny kontakt z nauczycielami i pacjentami? (abstrakcyjne i fatalnie zorganizowane fakultety-rozrzucone dla studentów Naszego Wydziału po dosłownie całym Śląsku, fatalna współpraca z Dziekanatem - vide sytuacja z zeszłego roku dla studentów chcących odbyć praktyki z zakresu ratownictwa - sprawa otarła się o Dziennik Zachodni)

Dlaczego zajęcia są praktycznie wirtualne? (Pan Profesor sam ma styczność z nami w trakcie zajęć V rokui - proszę spytać studentów przed egzaminem praktycznym ile razy mieli okazję rzetelnie badać pacjentów, jaki jest udział prowadzących zajęć, a w ramach humoru - ile przerw na kawę można zaliczyć w trakcie jednego bloku z np. chirurgii?)

Na co czekają nasze Władze? Czy wciąż łudzą się, że ranking w Perspektywach i ogólny marazm studentów są gwarancją ich dobrego nastroju? Oby nie doczekali chwili gdy zaczną zbierać żniwo w postaci "żywych reklam" tej uczelni, które z każdym rokiem opuszczają jej mury. Wtedy już żadny ranking ani uśmiechnięta, ani żadna pogodna twarz spoglądająca na studentów z kart "Biuletynu Informacyjnego ŚUM" który "informuje" o wciąż nowych sukcesach naszej uczelni, nie będzie miał znaczenia.

STUDENT ZABRZE