poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Jak realizuje się wolność naukowa w „przywiślańskim” kraju...

Wolność prowadzenia badań naukowych to absolutny warunek możliwości realizowania się pracownika naukowego. Jedynym ograniczeniem są przesłanki natury prawnej (trudno byłoby zaakceptować np. prowadzenie badań na ludziach bez zgody komisji bioetycznej). My, badacze możemy, ba, powinniśmy, wręcz musimy podążać tropem prawdy. Cały postęp ludzkości jest pochodną dążenia do poznania „istoty” rzeczy. Nieraz w historii świata badacze płacili cenę za niezależność myślenia, by przypomnieć tragiczny los Giordana Bruno na tle innego Włocha, Galileusza. Przed wiekami „opłacało” się płynąc z prądem (choć, jak powiedział Hugo Steinhaus „tylko zdechłe ryby płyną z prądem”) by nie natknąć się na rafę Świętej Inkwizycji.

Wydarzenia ostatnich dni dały nam całkiem niezły obraz jak sprawy wolności słowa, wolności badacza, wolności prowadzenia badań naukowych są realizowane w Polsce. Przypomnijmy, w Polsce, nie w PRL-u (młodszym czytelnikom podaję tłumaczenie: PRL=Polska Rzeczpospolita Ludowa, obszar między Nysą Łużycką i Odrą a Bugiem rządzony do 1989 roku przez polskich komunistów w przymierzu z Rosją Sowiecką), kraju należącym do Unii Europejskiej, chlubiącym się swą 1000-letnią historią, tradycjami demokratycznymi, kraju pierwszej w Europie konstytucji.

Pewien młody człowiek, student UJ postanowił napisać pracę magisterską. Zwykła procedura na końcu studiów. Pech polegał na tym, że ten ambitny człowiek postanowił zmierzyć się z trudnym tematem i jako młody historyk postanowił napisać biografię legendarnej postaci, Lecha Wałęsy. Dziennik Rzeczpospolita opisała jego działania, usiłował spotkać się z Noblistą osobiście, ale nie dostąpił tego zaszczytu. Swą pracę oparł zatem na dostępnych mu dokumentach. Pracy nie czytałem, nie mam zatem prawa oceniać jej zawartości. Jednak jako myślący obywatel tego kraju szanuję niezależność intelektualną, prawo do głoszenia własnych poglądów, dowodzenia racji, WOLNOŚCI SŁOWA po prostu.

A jak ta wolność jest realizowana? Na Wydział Historii UJ wysłano kontrolę ministerialną! Czy mogą sobie państwo to wyobrazić; na szacowny Uniwersytet Jagielloński (rok założenia 1364, tak dla przypomnienia) partia o istnieniu ponad 100 razy krótszym wysyła kontrolę! I gdyby zaistniało podejrzenie popełnienia przestępstwa, wolna droga, ale nie idzie przecież o tego typu okoliczność, dopuszczono się zamachu na narodowe dobro, na symbol, na legendę, na....

Wystarczy...

  • wolność tak, ale reglamentowana,

  • prawda tak, ale zgodna z oczekiwaniami suwerena

  • postęp tak, ale tylko do tyłu

  • nie ma zgody na anarchię, wypaczenia, nigdy więcej liberum veto...

Wróćmy na chwilę z pułapu krajowego na poziom Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, na tle tych informacji warto zastanowić się jak wygląda realizacja wolności słowa w naszej uczelni, jak wygląda dyskusja, jakie argumenty są stosowane w rozstrzyganiu naturalnych sporów spotkanych w każdej zbiorowości ludzkiej, w końcu jak szanuje się tu obyczaje akademickie.

Gdzie my jesteśmy, czy na pewno jesteśmy w Europie, czy też mamy z pokorą czekać na wizytę Księcia Konstantego...

1 komentarze:

Piotr Leśniak - Katowice Ligota pisze...

Może się mylę, ale jednak pomiędzy pracą doktorską, którą przeczyta powiedzmy kilkadziesiąt osób, a książką, która trafi do dziesiątek tysięcy jest różnica. Wypuszczono na rynek coś, co jest półproduktem, surowym owocem przemyśleń i dochodzeń jednej osoby, nie poddanym ocenie historyków i polityków głosem nawołującym do „burzenia pomników”. Czy to jeszcze praca naukowa, czy może już bardziej awanturnictwo polityczne?

Czy jeśli napiszę książkę o tym, że Ziemia jest płaska to też należy ją potraktować jako temat do dyskusji? Gdzie są granice?
Oczywiście możemy przyjąć, że pan Zyzak ma rację, ale czy ma dowody? A jeśli ich nie ma czy może, (bo w tej sytuacji trudno to nazwać inaczej) szkalować byłego prezydenta RP? Moim zdaniem nie może.

Pamiętam z roku zdaje się 1995 lub 96 demonstrację polskich skinheadów na terenie muzeum Auschwitz, która odbiła się szerokim echem w świecie. Tamci młodzi ludzie maszerowali między innymi w proteście przeciwko zakazowi budowy pawilonu handlowego w bezpośrednim sąsiedztwie byłego obozu. I choć wydawało im się, że bronią prawa mieszkańców miasta Oświęcim do normalnego życia i funkcjonowania to przecież pod tymi rzekomymi sztandarami wolności nieśli swoją obrzydliwą, tym bardziej w takim miejscu „quasi narodową” ideologię. Nie przypominam sobie by ktokolwiek uznał, że mieli do takich zachowań prawo.

To oczywiście nie nauka, ale ciekawa kwestia do rozważań czy prawdziwa wolność też powinna mieć granice i jak się je ustala.

Wspomina Pan profesor na koniec o tym jak się ta wolność słowa i poglądów ma do sytuacji w naszej Uczelni. Z racji jej profilu nie mamy jak sądzę niebezpieczeństwa jakiejkolwiek kolizji z polityką, ale pisząc bardziej poważnie, żyjemy i pracujemy w swego rodzaju rezerwacie poprzedniego ustroju. Rezerwacie we wszystkich chyba możliwych aspektach.

Ten rezerwat szczyci się samym faktem swojego istnienia, jak gdyby to istnienie, a nie rozwój i postęp miały być dla niego miarą sukcesu.
Smutni szarzy ludzie w smutnych szarych budynkach i dzień, jak co dzień, niezmienny od dwudziestu czy trzydziestu lat. Coraz bardziej daleki i kolory świat wokół. Coraz mniej pary w coraz bardziej drogi gwizdek…

Pisze Pan o wolności myślenia, której być może ludzie tutaj nawet nie chcą, bo nie potrafią z niej korzystać, pisze Pan o dyskusji, do której może nawet nie tęsknią.
Zamiast tego mamy tylko jak w Seksmisji wszechobecne: „Weź pigułkę!” ;)