W bieżącym tygodniu dokonał się ostatni, tegoroczny akt wyborczy na naszej uczelni, wybraliśmy władze dziekańskie oraz przedstawicieli do Senatu z grona doktorów habilitowanych i profesorów. Wybory miały nawet większe znaczenie niż dawniej, gdyż przyszła kadencja będzie o rok dłuższa niż aktualna.
Które z wyborów były ważniejsze, wybór Dziekanów czy wyłonienie członków Senatu? Trudno jest wagę tych decyzji wyborczych porównywać, bo inna jest rola organów jednoosobowych i kolegialnych niemniej przebieg wyborów skłania do pewnych refleksji. Nim podzielę się moimi obserwacjami warto zastanowić się, kto bardziej wpływa na oblicze uczelni: Dziekani czy Senat? Z pewnością Senat jest bardzo ważnym, opiniotwórczym gremium, ale posiedzenia Senatu odbywają się tylko raz w miesiącu. Zatem trudno przypisywać temu organowi uniwersytetu zbyt duże znaczenie z punktu widzenia bieżącej sytuacji. Senat to raczej miejsce podsumowywania działań bieżących, a także forum kreowania kierunków rozwoju uczelni jako całości. Uczelnie stanowią dynamiczne organizmy, a bieżącymi sprawami kierują władze dziekańskie. Znaczenie Dziekana zostało w ustawie regulującej funkcjonowanie uczelni wzmocnione i to właśnie Dziekan jest osobą najsilniej określającą kierunki rozwoju wydziału. Od jego pomysłów, pracowitości, kreatywności, umiejętności współpracy z ludźmi, kultury osobistej i wielu innych cech w znacznym stopniu zależy nasza przyszłość.
Mamy w uczelni pięć wydziałów, staliśmy przed wyborem pięciu Dziekanów. W czterech wydziałach do wyborów stanął tylko jeden kandydat, a tylko na Wydziale Farmaceutycznym z Oddziałem Medycyny Laboratoryjnej o zaszczytne miejsce rywalizowały dwie osoby. Z punktu widzenia zasad wyborczych wystarcza zgłoszenie tylko jednego kandydata, jednak nieodparcie nasuwa się pytanie: czy w uniwersytecie, kuźni myśli, polu rozwoju innowacyjności i miejscu otwartej dyskusji nie powinniśmy być świadkami prawdziwej „burzy” programowej, by wybór Dziekana był pochodną wyboru spośród kilku spójnych wizji rozwojowych? Czy brak takiej dyskusji oznacza, że tych wizji (i kandydatów) po prostu nie ma w naszej uczelni?
Opierając się na mej działalności ostatniego roku z pełnym przekonaniem stwierdzam, że wśród nas jest wiele osób mogących podjąć się trudnej i odpowiedzialnej funkcji Dziekana, osób mających tak odpowiednią wiedzę jak i odpowiednio przygotowanych mentalnie.
Stawiam zatem pytanie: dlaczego nie mieliśmy szansy na rzeczywistą dyskusję programową?
0 komentarze:
Prześlij komentarz