piątek, 1 grudnia 2017
O polskich uniwersytetach
Staram się śledzić bieżące wydarzenia w macierzystej uczelni. Docierają do mnie także informacje dotyczące polskiego życia uniwersyteckiego np. za pośrednictwem Internetu. Rozmowy z przyjaciółmi z innych uczelni kształtują mój obraz funkcjonowania polskich szkół wyższych. Te wielostronne informacje nie dają z pewnością wiedzy, którą można by nazwać w pełni miarodajną, ale wystarczającą by móc spróbować opisać stan polskiego szkolnictwa wyższego.
Moja opinia – niestety – jest bardzo pesymistyczna. Polski świat akademicki jest w głębokim kryzysie. Przejawów tego stanu jest wiele; brak rzeczywistych autorytetów, upadek etyki, coraz niższy poziom nauczania, niska jakość badań naukowych, skandalicznie niski poziom finansowania nauki, wymagania biurokratyczne zajmujące coraz więcej czasu kosztem zajęć akademickich, brak systemu promowania liderów, prawie całkowity brak dyskusji w gremiach akademickich, ogromne i ciągle rosnące pensum dydaktyczne, brak młodej kadry.
Z pewnością można tych przykładów przytoczyć więcej, ale nie o to chodzi. Od przełomu roku 1989 mijają prawie trzy dekady, a dziś z perspektywy tak długiego czasu widać aż nadto wyraźnie, że upadek jest totalny. Nie widzę żadnych logicznych przesłanek by sądzić, że polska nauka i polskie uczelnie osiągną poziom porównywalny do dobrych uczelni na świecie.
Czy my, polskie środowisko uniwersyteckie możemy zgodzić się na trwałe zepchnięcie na margines życia społecznego?
Jak ma się rozwijać Polska bez własnej, oryginalnej myśli naukowej?
Moja opinia – niestety – jest bardzo pesymistyczna. Polski świat akademicki jest w głębokim kryzysie. Przejawów tego stanu jest wiele; brak rzeczywistych autorytetów, upadek etyki, coraz niższy poziom nauczania, niska jakość badań naukowych, skandalicznie niski poziom finansowania nauki, wymagania biurokratyczne zajmujące coraz więcej czasu kosztem zajęć akademickich, brak systemu promowania liderów, prawie całkowity brak dyskusji w gremiach akademickich, ogromne i ciągle rosnące pensum dydaktyczne, brak młodej kadry.
Z pewnością można tych przykładów przytoczyć więcej, ale nie o to chodzi. Od przełomu roku 1989 mijają prawie trzy dekady, a dziś z perspektywy tak długiego czasu widać aż nadto wyraźnie, że upadek jest totalny. Nie widzę żadnych logicznych przesłanek by sądzić, że polska nauka i polskie uczelnie osiągną poziom porównywalny do dobrych uczelni na świecie.
Czy my, polskie środowisko uniwersyteckie możemy zgodzić się na trwałe zepchnięcie na margines życia społecznego?
Jak ma się rozwijać Polska bez własnej, oryginalnej myśli naukowej?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Przecież niszczenie nauki polskiej trwa od lat, a nasiliło się szczególnie po 1990 roku. Być może to było zamierzone, zdegradować myśl naukową i rozwój technologiczny, łącznie z medycyną. Finansowanie badań to kpina do potęgi, ale naukowcy też nie są bez winy, z pozorowaniem badań nic nie wnoszących do społeczeństwa lub totalnie nie zaangaźowanych w naukę.
Szanowny Panie Profesorze zgadzam się w 100 % z opisanymi przez Pana przyczynami złego stanu nauki polskiej (i jej głębokim kryzysem), tylko czyja to wina? Pisze Pan: brak autorytetów, upadek etyki, niska jakość badań naukowych, biurokracja, brak dyskusji, brak młodej kadry itd. Naprawa tego stanu nie jest przecież rolą państwa ani ministerstwa tylko rolą samych uczelni. Działań samych naukowców nikt nie zastąpi. Zacznijmy od siebie. I nie wszystko da się załatwić większymi pieniędzmi, nie wszystko zależy od pieniądza. Czy wymagania biurokratyczne załatwi pieniądz? A brak dyskusji (ze wszech miar potrzebny), czy na to potrzeba określonych sum? Brak etyki - to przecież problem naszych umysłów, brak młodej kadry- to również nasza wina (bo osoby nie rokujące należy w krótkim czasie wymienić, a pracownikom osiągającym wiek emerytalny nie przedłużać, tylko zamienić ich na młodych. Niska jakość badań - czyja to wina? przecież nas samych. Pytanie: czy gdyby było znacznie więcej pieniędzy, to badania będą inne? Mam wątpliwości. Jak jedna osoba ma jakiś dobry pomysł i coś napisze, to na polecenie szefa musi dopisać jego i jeszcze kilku innych - pomijając etykę, czy tych innych też można nazwać naukowcami? Dla tej jednej osoby pieniędzy wystarczy na pewno, dla wszystkich na pewno nie. Biurokracja - po co na nią zezwalamy? W naszej uczelni papierologia jest wywindowana ponad rozmiary absurdu. A rektor jest przecież naukowcem, prorektorzy też, i dziekani i inni. Dlaczego milczą i zezwalają kuraszewskiej na takie działania? To jest wina nie tylko jej, ale również ich. Słabych, nieudolnych, wprowadzających w błąd i podłych należy się pozbywać. Można to zrobić bez finansów. Tymczasem to oni rosną w siłę, więc jak ma być lepiej?
Prześlij komentarz