czwartek, 12 stycznia 2017

O dorobku naukowym i parametryzacji

W świat nauki coraz bardziej wkraczają coraz nowsze metody (systemy) oceny dorobku pracowników naukowych. To wydaje się oczywiste, należy sprawdzać jak pracujemy. W pierwszej kolejności dotyczy to oceny pojedynczego naukowca co odbywa się cyklicznie oraz w trakcie ubiegania się o stopnie i tytuły naukowe. Chcesz być doktorem? pokaż co zrobiłeś, jakie prace opublikowałeś. A może aspirujesz wyżej aż po tytuł profesorski? Świetnie, potrzebujemy ambitnych naukowców zdolnych przełamywać stereotypy, odkrywających nowe obszary nauki, dokonujących fantastycznych odkryć. Ale takie cele i ambicje muszą być poparte wynikami w pracy naukowej; tu zasady oceny oraz stawiane wymagania muszą być czytelne i jednoznaczne. Nie idzie przecież o "produkowanie" kolejnych profesorów tytularnych.
Czy te zasady są odpowiednie? Śmiem wątpić, nie dość, że wymagania są raczej niskie (choć obserwuje się trend do ich wzrostu) to nie ma jednorodnych wymagań stawianych w różnych uczelniach tego samego typu. Np. w Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku doktor habilitowany aspirujący do tytułu profesorskiego musi osiągnąć wartość współczynnika h co najmniej 10 (dla niewtajemniczonych - jego 10 prac musi mieć co najmniej po 10 cytacji), a w innych uczelniach to kryterium albo wcale nie jest brane pod uwagę lub pułap jest inny. Ktoś powie: mamy demokrację wewnątrz uczelnianą zatem trudno oczekiwać unifikacji. To prawda, ale dlaczego poziom naukowy mierzony obiektywnymi kryteriami ma się tak drastycznie różnić u osób z grona profesorskiego w jednym kraju?!

Moje uwagi zrodziły się po dzisiejszym posiedzeniu Rady Wydziału w Zabrzu. Przedstawiono kluczowe zasady oceny jednostek naukowych (wydziałów). Ocena parametryczna za lata 2013-2016 zostanie dokonana w pierwszych miesiącach bieżącego roku. Prodziekan naszego wydziału Prof. S. Kasperczyk przedstawił wyniki dotyczące publikacji pracowników naszego wydziału za ostatnie 4 lata. Można być umiarkowanym optymistą; liczba publikacji z współczynnikiem IF wzrasta, wzrasta sumaryczna wartość IF, także rozwój kadry przebiega obiecująco. To daje szanse na utrzymanie kategorii A.
Ale mam duże wątpliwości dotyczące systemu oceny jednostek naukowych. Po pierwsze, czy taka ocena w ogóle ma sens; przecież w przeciętnej uczelni mogą znajdować się znakomite zespoły badawcze, na których szanse rozwojowe rzutują inne słabe na polu nauki katedry. Czy na pewno średnia ocena służy rozwojowi nauki? Oczywiście wiemy, że są możliwości aplikowania o granty badawcze i dobre zespoły badawcze i tak sobie poradzą, ale uzyskana kategoria wcale nie musi być czynnikiem motywującym do rozwoju.
Druga, chyba ważniejsza kwestia dotyczy samego systemu oceny. Dlaczego kryteria oceny nie są znane już na początku okresu rozliczeniowego? Zawsze może zrodzić to podejrzenie o "ustawianie" kryteriów pod kątem pewnych jednostek. Druga, bardzo istotna sprawa dotyczy stopnia zawiłości systemu. Nieskończone morze informacji, setki liczb, skomplikowane wzory i algorytmy będące podstawą oceny są niezmiernie trudne do zrozumienia i realizacji i bardzo czasochłonne. To jest niezrozumiały wytwór klasy techno- i biurokratów. Wiara, że taki system lepiej nas zmobilizuje do pracy i obiektywnie oceni wartość dorobku naukowego jest w mojej ocenie co najmniej wątpliwa. Co ciekawe, nie znam nikogo ze środowiska akademickiego, kto "czuje" ten system oceny, kto wie, że to jest dobra droga rozwojowa (jeśli ktoś taki czyta ten tekst, proszę o komentarz i wyjaśnienia). Zatem jak mamy szanować i doceniać odgórny, ministerialny system parametryzacji skoro go nie rozumiemy? Szkoda, że nie ma woli ze strony Ministerstwa by wyjaśnić środowisku naukowemu idee systemu oceny.

Nie sądzę, by "średnia" mogła zastąpić ocenę indywidualnego człowieka. Jednostka naukowa to nie jest fabryka, to zbiór pojedynczych osób i/lub zespołów badawczych. Jestem coraz bardziej przekonany, że idziemy w złym kierunku, a nauka z obszaru indywidualnego pola rozwoju staje się odhumanizowanym światem coraz odważniej zawłaszczanym przez klasę osób w istocie nie rozumiejących czym jest nauka.

Czy na pewno tak powinna wyglądać nauka?
Liczę na komentarze Czytelników.

5 komentarze:

Anonimowy pisze...

Nauka już właściwie nie istnieje, zamiast niej świat fikcji akademickiej.

Anonimowy pisze...

Może poniższy post trochę nie na temat, ale chciałbym polecic ,
przypomniec książkę Ciała i dusze - Maxence Van Der Meersch.
Rzecz dzieje się we Francji na początku XX w,
w świecie wielkiej medycyny .Dlaczego o niej tu piszę ?
Uważąm, że każdy lekarz powinien ją przeczytac.
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/85394/ciala-i-dusze
Ta książka uczy pokory .................

Anonimowy pisze...

Fikcja akademicka, pisanie o tym samym w kółko, puszenie się niektórych swoją "naukowością", zniechęcenie i ukrywana pogarda. To są znamiona badań naukowych w naszej uczelni. Rzadko kiedy badania są połączone z prawidłowo pojętym dobrem pacjenta, jego komfortem leczenia i rehabilitacji, a także zdrowym trybem życia. Zarządzanie nauką w naszej uczelni jest tak samo wypaczone jak i same badania. Płace skutecznie zniechęcają do wszelkich badań. Brak wszystkiego, co jest do nich potrzebne, a najbardziej mądrego i pomocnego kierownictwa. Profesorowie są odlegli od wszelkiego rodzaju akcji badawczych. Im już nic nie zagraża, chcą spokojnie dotrwać do emerytury. Za to młodych przytłumiają w zapędach. Niech się nie wychylają. Tak jest najlepiej.

Anonimowy pisze...

https://forbetterscience.com/2017/01/12/the-western-blot-doctors-of-silesia/

To by było w temacie jakości publikacji

Anonimowy pisze...

Do Komentatora z 18 stycznia godz.10.53 Skąd my to znamy. W innych klinikach jest dokładnie to samo, a nawet gorzej. Nie ma znikąd impulsu, zachęty, pomocy. Jest za to bierność i wyraźna niechęć do wszelkiego rodzaju inicjatyw badawczych. Uczeń nie ma prawa przerosnąć mistrza. Niech siedzi cicho.