środa, 11 marca 2015

Kilka zdań refleksji

Niedawno, w czasie konferencji naukowej spotkałem osobę z polskiej uczelni medycznej, która w rozmowie stwierdziła, że prowadzi dwa granty Narodowego Centrum Nauki (NCN). Na moje pytanie, czy natrafia na jakieś problemy z realizacją tego projektu usłyszałem, że zostały zatrudnione osoby do prowadzenia badań i wszystko idzie, jak należy. Te informacje znajdują się w sprzeczności z wynikami ankiety, jakie niedawno przedstawiłem. Głosy Czytelników są raczej krytyczne wobec NCN-u i procesu uzyskiwania oraz realizacji grantów. Skąd są takie różnice w ocenie rzeczywistości? Dlaczego są w kraju uczelnie, w których są prowadzone liczne badania finansowane przez NCN, a w innych prawie wcale nie ma takich badań? Stawiam tezę, że jest to pochodną wielu czynników mających swe praźródła w bardzo odległej przeszłości. W jednych uczelniach od dekad dbano o rozwój naukowy, tworzono zespoły badawcze, a lokalne zwyczaje i zasady działania np. w sferze administracji „od zawsze” nastawione były na pomoc badaczom. Niezwykle ważna jest polityka kadrowa; kierownikami katedr muszą być entuzjaści nauki. Drugi warunek personalny to dobór „szeregowych” pracowników nauki, tych na początku drogi. No i atmosfera w uczelni, wzajemne szanowanie się pracowników i wsparcie ze strony władz uczelni dla aktywnych na niwie nauki. Pewnie tych warunków sukcesów w prowadzeniu badań jest więcej, ale – w mojej ocenie – są to zawsze przyczyny mocno zakorzenione w lokalnej społeczności. Z tych powodów żadne apele, próby działań doraźnych nic nie dadzą, co obserwujemy także w naszej uczelni. Nauka została trwale zepchnięta na margines, stała się obszarem nielubianym i niechcianym. Odwrócenie tego „zaklętego” kręgu będzie wymagało mnóstwa czasu i wysiłku. Odbudowanie etosu nauki nie nastąpi szybko, nie pomoże nawet najlepsze finansowanie. Tu trzeba odbudować zaufanie, stworzyć zespoły badawcze, zbudować nowe relacje międzyludzkie. Na to trzeba dekad. I najważniejszy warunek, zawsze w tego typu sytuacji, którą określmy mianem „impasu” pierwszy krok należy do osób (osoby?) z kręgu władzy. Musi nadejść czytelny sygnał: idą zmiany. Nie drobne reformy, nie kosmetyczne korekty. Nie stanie się to natychmiast, odbudowa zaufania musi potrwać. Gdy pracownicy uwierzą, że istotnie „idzie nowe” zaczną działać. Tylko czy władza wie, że takie kroki są konieczne, że bez ich podjęcia na zawsze zostaniemy tam, gdzie dziś jesteśmy? W ostateczności uczelnie bez badań na odpowiednio wysokim poziomie staną się szkołami zawodowymi. Ale wówczas z ich nazwy zniknie bezpowrotnie słowo „Uniwersytet”.

9 komentarze:

Anonimowy pisze...

Nowe nie idzie i nie przyjdzie, lepiej będzie jak staniemy się naprawdę dobrą medyczną szkołą zawodową, przynajmniej zyskają pacjenci.

Anonimowy pisze...

przeczytane i skopiowane z ecology and revolution blog:

A miało być tak pięknie i uczciwie...
"Policjanci zwalczający korupcję z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu od wczoraj zabezpieczają dokumentację w budynku Akademii Górniczo-Hutniczej. Chodzi o śledztwo w sprawie niekorzystnego rozporządzenia mieniem.
Sprawa zaczęła się od Politechniki Wrocławskiej i śledztwa dotyczącego nieprawidłowości przy rozliczaniu grantów naukowych. Prokuratura w Legnicy, badająca tę sprawę, natknęła się na wątki krakowskie. - Z tego powodu zleciliśmy policji..."

Cały tekst: http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,44425,17547897,Policja_antykorupcyjna_w_AGH__Sprawa_dotyczy_grantow.html#ixzz3U6X1p5eF

Anonimowy pisze...

Dobre czasy dla nauki skończyły się w naszej uczelni wraz z objęciem rządów przez obecną kanclerz. Postawiła na "swoich ludzi" niszcząc jednocześnie wszystkich którym wcześniej udało się zdobyć autorytet i byli kierownikami dobrych zespołów badawczych.

Anonimowy pisze...

Panie Profesorze, jakkolwiek warunki o których pan pisze są istotne i potrzebne, to nie ze wszystkim się zgadzam. Przede wszystkim Władze Uczelni wybierają pracownicy, skoro jak pan uważa jest żle, to znaczy, że żle jest także z pracownikami. Poza tym wszelkie odgórne inicjatywy zawsze są skazane na niepowodzenie - inicjatywy muszą być oddolne. To pracownikom musi się chcieć, to pracownicy muszą wymuszać na Władzach pożądane zmiany i wybierać władze, które te zmiany gwarantują. Z dyskusji pod ankietą wynika jedno - jest grupa (niestety niewielka) osób którym się chce, próbują, czasem osiągają sukces (grant NCN lub inny) i idą do przodu. Dominują jednak osoby, które nie robią nic, a to swoje nic nierobienie uzasadniają tym, że NCN jest zły, że władze są złe itd. Tylko oni są cudowni, ale otoczenie ich nie docenia i o zgrozo, nie daje im pieniędzy na badania, no bo przecież napisanie grantu to poniżej ich godności. Świat sam powinien poznać się na ich geniuszu. Niestety z taką postawą nigdzie nie zajdziemy. Możemy się mamić bajeczkami, że w Niemczech to pieniądze z nieba spadają, że gdzieśtam naukoweic to jest Pan i żyje jak pączek w maśle. Niestety to do niczego nie prowadzi i jest tylko próbą uzasadnienia własnych niepowodzeń. Nawet nie będzę pisał, że wystarczy przejrzeć bibliometrię pracowników Uczelni, żeby się przekonać że mamy osoby wybitne, o ilości cytowań i IH takim jak czołowi badacze zachodni, osoby całkiem niezłe i niestety sporo osób miernych. Za chwilę i tak ktoś napisze, że te osoby nie są wybitne, tylko mają układy, albo znajomych, albo ... Zaczijmy każdy od swojego podwórka, a wkrótce będzie o wiele lepiej niż gdyby rektorem był superman. Tylko zamiast narzekać trzeba się brać do roboty.

Anonimowy pisze...

Odpowiedzią będzi ekolejny cytat z Ecology and Evolutuion blog

Artykuł:
" Kraków. Śledczy ze Śląska badają granty AGH"

Czytaj więcej: http://www.gazetakrakowska.pl/artykul/3780903,krakow-sledczy-ze-slaska-badaja-granty-agh,id,t.html?cookie=1

Anonimowy pisze...

To relacje interpersonalne sprawiają, że atmosfera wokół spraw nauki jest zła. Rozbite zespoły, brak pomocy prawno-administracyjnej, marne finanse sprawiają, że odechciewa się wszelkich działań w tym zakresie. Pełzająca cicha krzywda jaką wprowadziła Tenderowa i kuraszewska procentuje, a otrzymana władza usprawiedliwia wszelką podłość i niesprawiedliwość. Mamy cośmy chcieli. Administracja Kuraszewskiej i tolerowanie jej na tym stanowisku przynosi więcej zła niż pożytku. Pomyślmy o tym przy następnych wyborach. Kto będzie dla nas otwarty i stworzy nam odpowiednie warunki i atmosferę pracy, a kto będzie działał w przeciwnym kierunku.Obecny stan naprawdę wymaga naprawy.

Anonimowy pisze...

Rada dla młodych adeptów nauki: po obronie doktoratu bądźcie dobrymi i empatycznymi lekarzami, doskonalcie się zawodowo, róbcie specjalizacje i uciekajcie jak najdalej od naukowego niebytu. W przeciwnym razie czeka was wegetacja i ciągla walka o wszystko.

Anonimowy pisze...

Granty i finansowanie nauki w kraju to mit do kwadratu, w większości polski naukowiec dopłaca do badań, nierzadko kosztem swojej rodziny.

Anonimowy pisze...

http://www.petycjeonline.com/list_otwarty_do_spoecznoci_naukowej_i_polskiej_akademii_nauk

Cytowanie ze strony www, brak słów opisujących te sytuacje...

W Instytucie brak było służb prawnych, wiec szybko zwróciłem się do Wiceprezesa nadzorującego Wydział I o przeprowadzenie audytu zewnętrznego. Reakcją był … brak reakcji. Przez wiele tygodni nie mogłem się doprosić o wszczęcie audytu. Pominąłem więc drogę służbową i wniosek skierowałem do Prezesa PAN, który audyt uruchomił. W jego wyniku Prezes skierował zawiadomienie do Prokuratury, która następnie wszczęła śledztwo i je aktualnie prowadzi.

Studia generowały wielomilionowe wpływy, ale nic z nich nie zostało przekazane na rozwój Instytutu. Po audycie ujawniały się kolejne fakty, w tym przypadki czerpania korzyści majątkowych i zawierania nieuzasadnionych interesem Instytutu umów. Kilka osób – w tym trzech profesorów – w krótkim czasie zawarło pomiędzy sobą umowy na kwotę ponad 500 tys. złotych, których przedmiotem było opracowywanie różnego rodzaju wytycznych, sylabusów, programów, które nigdy nie były uchwalone przez Radę Naukową. Niektóre umowy opiewały na kwoty dochodzące nawet do 50 tys. złotych za przygotowanie np. sylabusów do wykładów na 1/3 strony formatu A4, i które – notabene – nigdy nie zostały przeprowadzone. Zawierano umowy z członkami rodzin, w tym w taki sposób, że rodzic-profesor był osobą odpowiedzialną za odbiór dzieła od swojego dziecka. Część zadań badawczych realizowano niezgodnie prawem, w niektórych z nich część budżetu finansowała wydatki poza badawcze. Dotyczyło to dużych kwot, dochodzących do 400 tys. złotych rocznie, co przez kilka lat ich realizacji oznaczało wydatki dla Instytutu rzędu 2,5 mln złotych. Wszystkie te fakty są udokumentowane.